Miejsca takie jak Szkoła dla Uzdolnionej Młodzieży Charlesa Xaviera, były dla Bena obce. Nie lubił tłoku, a tu było pełno ludzi. Jeśli nie było konieczności nie rozmawiał z nikim prócz Wolverina, którego wcześniej już znał. Odkąd tu dotarł kilka dni temu z nieudanego polowania na zbójcę rodziców, był trochę przygnębiony i nie mógł spać w nocy.
Zajęcia Beasta nie były trudne, ale nie były też ciekawe. Gdy wreszcie wpadła do sali piękna Jean Grey, Emma Frost i Wolveine wreszcie zaczęło się coś dziać. Był szczęśliwy gdy Emma powiedziała, że on i jeszcze czwórka chłopaków z jego klasy lecą na misję. Wreszcie mógł odpocząć od tego tłumu ludzi.
Wziął ekspresowy zimny prysznic i wrócił do pokoju. Nie było w nim dużo rzeczy jakieś dwa zeszyty, pełen plecak, łuk i kołczan. Nie chciał się rozpakowywać, wolał być przygotowany na szybkie opuszczenie tego miejsca w razie czego. Wyciągnął z plecaka białą koszulkę, niebieską koszulę z krótkim rękawem ( zawsze rozpiętą i pomiętą ), skarpety, jeansy i słuchawki. Sam nie wiedział czemu miał te słuchawki przecież przez mutację słyszał tylko głosy. Gdy się ubierał nucił ulubioną piosenkę rodziców, mimo upływu czasu i częściową utratą słuchu nadal pamiętał każdy dźwięk " Bohemian Rhapsody " zespołu Queen. Nagle spod łóżka wyszedł jego pies Lincoln, który mieszkał tam od przyjazdu. Brakowało mu naszych spacerów na świeżym powietrzu i Ben też żałował, że nie może z nim wyjść pobiegać po lesie. Niestety, pies musiał zostać.
Wreszcie wypakował z plecaka małe noże do rzucania i włożył za skarpety. Wyciągnął jeszcze portfel i swój mały notatnik, włożył go za spodnie i ubrał czarne trampki. Zostawił Lincolnowi jedzenie i wodę, bo nie wiedział kiedy wrócą z misji.
Wyszedł z pokoju i zamknął na klucz. W głównym holu pojawił się jak zawsze idealnie na czas. |