Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2018, 00:24   #9
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pośpiech jest dobry tylko przy łapaniu pcheł. Te przysłowie nie było znane kozakowi. A szkoda, bo wielce by się ta wiedza przydała.
Miszka wyruszył pierwszy. Wyruszył sam. I niepotrzebnie.
Co prawda za murami odetchnął głęboko rześkim powietrzem, a i poczuł się wolny, gdy jego wzroku nie ograniczały mury, ale…
Wyruszył bez pism, a nikt za nim nie podążył. Wyruszając traktem w kierunku Lublina próbował też coś upolować po drodze. Z marnym jednak skutkiem…
Czas był już późny, a zwierzyna przepłoszona i przetrzebiona dwoma czynnikami. Zbliżającymi się, zimą i wojną.
Nawet marnego zająca wytropić nie zdołał w tak krótkim czasie, który został mu do zmierzchu. A przecież jeszcze musiał nocleg znaleźć. Za to wnyki znalazł aż trzy. Wszystkie puste.
Z łowów zrezygnował zaś, gdy za czwartym razem sam omal we wnyki nie wlazł, gdy słońce powoli zaczęło zachodzić za drzewami.
Dotarł w końcu do niedużej wsi, której nazwa Bzówka, nawiązywała do rosnących w okolicy mnóstwa bzów. Sami włościanie patrzyli spode łba na kozaka, bo też okrucieństwa dokonane podczas powstania Chmielnickiego znane były w całej Rzplitej. A w czasie wojennym, każdy uzbrojony wojak wzbudzał podejrzenia. Niewątpliwie już jeden z nich pognał do dworku szlacheckiego, co by powiadomić swego pana o obcym we wsi. Dlatego najbardziej rozsądnym wyborem było po prostu udać się do karczmy, gdzie żydowski arendarz gotów był i ugościć, i gorzałki i sprzedać i miejsce przy piecu udostępnić. Wszystko oczywiście za grosiwo, które u kozaka nie ciążyło niestety w jego kiesce.


W zamku tymczasem… zaczynała wieczorna uczta. Oczywiście z muzykantami.


Mięsiwem, przystawkami, leguminą, węgierskim winem, piwem warzonym w miejscowych browarach. I rogaczem złowionym w miejscowych lasach. Comber jeleni był gwiazdą tej uczty, oprócz niego… była jagnięcina i pieczone prosię. Każdy jednak obyty z dworskim obyczajami, szybko się orientował że wieczorna wieczerza jest skromna, w porównaniu z tymi które zwykle magnaci wyprawiali. Tylko jeden rodzaj dziczyzny, jeden rodzaj wina i przede wszystkim… tak mało gości.
Oprócz członków wyprawy i dworaków Krzysztofa, na uczcie był tylko sam Potocki i Ludmiła. Nie było miejscowej szlachty, nie było gości z zagranicy. Właściwie żadnych gości nie było poza kompaniją.
Była to więc dość ponura wieczerza, mimo prób muzykantów by nadać jej bardziej wesoły nastrój.
Było więc biednie jak na magnackie standardy, acz łatwo było zrozumieć powody tej sytuacji. Wisząca nad krajem wojna i okupacja szwedzka. To sprawiało, że szlachta trzymała się swych siedzib szykując na najgorsze. To też czyniło obecną ucztę wydarzeniem przypominającym stypę.
I to mimo żarcików rzucanych przez Krzysztofa Potockiego.
Zresztą on sam gdzieś tak w połowie wieczerzy wstał i wyraził swoją wolę.
- Pana Miłowita Cadejko uznałem za najbardziej odpowiednią osobę do powierzenia listów. Te oddam wczesnym rankiem w jego ręce. Prowiant, konie… jeśli ktoś nie ma, a także wszelki potrzebny ekwipunek zostanie wam zapewniony przez Ludmiłę. Nie radzę jednakże sprawdzać granic jej wyrozumiałości.-
Słowa te zakończył rubasznym śmiechem.
- Ja zaś niestety muszę udać się na spoczynek. Tedy życzę wam udanej wieczerzy. -rzekł na pożegnanie wstając od stołu.- Starość nie radość.
Była to kiepska i niezbyt wiarygodna wymówka. Niemniej nie wypadało kompaniji podważać słów starosty w tak trywialnej kwestii.


Korytarze w nocy były ciche i ponure. Patrole przemierzały je w milczeniu. Broń przy pasie. Rozluźnione mięśnie. Nie było czujności w ich ruchach. Wojna jeszcze tu nie dotarła, więc strażnicy urozmaicali sobie rozmowami. Także w części gościnnej.
Komnaty przydzielone kompaniji były godnym miejscem odpoczynku. Wygodne duże łoże, wyłożone drewnem ściany i sufit. Bogato zdobione meble.
Piękne klatki, które jutro przyjdzie im opuścić. A póki co korzystać ze służby magnata i zachowywać się wielkopańsko.
Ludmiła przydzieliła każdemu z nich osobną komnatę, przy czym zadbała by pokoje kobiece były z dala od tych przydzielonych mężczyznom. Zapewne po to, by oddalić od nich nieczyste pokusy.
Noc zapowiadała się spokojnie i miło. Rarytas który warto było smakować. Wszak podróż do Lublina już taka spokojna nie będzie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline