Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2018, 15:26   #8
Jaśmin
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Trzeba wiedzieć kiedy należy spasować.
Czy to wina Rafy, że tego nie wiedział?
Niemniej, czasem to właśnie natarczywi dziennikarze osiągają swój cel.
Rafał poczekał aż barman obsłuży kolejnego klienta. Raz jeszcze przyciągnął jego uwagę.
- Mały Single Malt!
Płacąc wyłożył cenę trzykrotnie większa niż należało. Uśmiechnął się do barmana.
- A Marita...znaczy się, Pani Manager...gdzie ją można dzisiaj znaleźć?
Azjata zręcznym ruchem, iście godnym sztukmistrza, zgarnął pieniądze z lady. Nachylił się do ucha dziennikarza.
Coś cicho mówił.
- Dzięki. Daj mi jeszcze dzbanek dobrego piwa.
Z dzbankiem w ręku Krzeszewski podszedł do przyuważonego wcześniej Johna. Murzyn...Afroamerykanin...od czasu do czasu maczał usta w szklance obserwując, chyba, śliczną Euro Azjatkę parę metrów dalej. W chwili gdy Rafa i John stanęli obok siebie, kobieta, wyraźnie zamyślona, przeczesała dłonią długie ciemne włosy, założyła nogę na nogę. Obaj mężczyźni odruchowo spojrzeli niżej.
Ale uwagę Rafy przyciągnęła nie tylko uroda kobiety. Także to, że cieszyła się niewymuszoną samotnością.
Wolną ręką Krzeszewski klepnął Johna w plecy. Nachylił się do jego ucha.
- Chyba coś mam. Tak dokładniej to spotkanie za jakieś pół godziny. Z managerką klubu. Jeśli ktoś coś wie to ona. A póki co to usłyszałem przed chwilą cos ciekawego i chyba te pół godziny spędzę bardziej pracowicie - pociągnął mały łyk piwa z dzbanka wskazując kobietę spojrzeniem - Wpadła ci w oko? Zagadaj do niej. Nawet jak nic się nie dowiesz to przynajmniej spędzisz miło trochę czasu. A ja idę do pracy - raz jeszcze klepnął Johna w plecy i podryfował w kierunku jednej z kanap stojących w prywatnej strefie klubu.
Koncentracja, facet. Bądź cwany. Bądź uroczy.
Lokacja zawierała trzy wygodne czerwone kanapy ustawione w pozbawiony jednego boku kwadrat, otaczające wygodny stolik. Na stoliku stała butelka Johny Walkera, wokół unosił się fetor palonych papierosów.
Wokół stolika siedziało trzech mężczyzn, trzech Azjatów, prezentujących się dość normalnie, przynajmniej na tle pozostałych gości. Obcisłe koszule bez rękawów. Spodnie khaki. Wygodne mokasyny.
I widoczne spod koszul fragmenty tatuaży. Tu smok zionący ogniem. Tu prężący mięśnie w skoku tygrys. Tu dwie kurtyzany w barwnych sukniach. Rybacy ciągnący w mozole sieć pełną połowu.
Mężczyźni rozmawiali paląc i pijąc. A dokładniej, dwaj z nich słuchali trzeciego, z pozoru najstarszego. Co jakiś czas wtrącali uwagi, parskali śmiechem.
Gdy dziennikarz stanął obok stolika rozmowa na chwilę zamarła. Mężczyźni podnieśli skośne podpuchnięte oczy o czujnym wyrazie.
- Przepraszam, że przeszkodziłem - Rafał mówił wyraźnie i po chińsku - Ale temat rozmowy panów tak interesujący, że nie mogłem przejść obojętnie. Pozwolą panowie, że się dosiądę?
Azjaci spojrzeli po sobie.
- Siadaj - najstarszy z trójcy skinął po chwili trójpalczastą dłonią - Czy w tym dzbanku jest piwo?
- Jasne.
- Ale nie jesteś Amerykaninem? - Tygrys po lewej spojrzał uważnie.
- Ja? A słyszeliście Amerykanina, który mówiłby po chińsku? Nie. Ja jestem Polakiem. Z Polski. Wiecie. Białe niedźwiedzie - Krzeszewski uśmiechnął się niedbale.
- Dobra, dobra. Przysuń sobie krzesło. Jestem Tung Rekini Ząb - najstarszy po chwili wziął na siebie przywilej przedstawienia kompanii - To jest Chung Złoty Ząb - Tygrys skinął głową - A to Tsun Trzy Klątwy. Ty jesteś...?
- Rafael. Pozwólcie, że poleję...
- Ale nie naplułeś do tego piwa, co? - Tsun zmierzył dziennikarza podejrzliwym spojrzeniem.
- A skąd! - Rafa na dowód pociągnął solidny łyk - Wypijmy. Za nową znajomość!
Wychylili.
Podjęli rozmowę. Empatia Rafy pracowała na całego. Może z tego, a może jakiegoś innego powodu, wystarczył kwadrans by puściły lody. Teraz Rafael był już swój.
Dziennikarz bardzo uważał by nie zadawać za dużo pytań. Ale zręcznie kierował rozmowę na tor, który już wcześnie, gdy przechodził, zwrócił jego uwagę.
Nie trzeba było wiele czasu by Historia Wieczoru wypłynęła znowu. Tung Rekini Ząb gestykulując szklanką opowiadał, a trzech słuchaczy wsłuchiwało się w każde jego słowo.
-...Kao Białe Oko! Tak się nazywał! I jego dwaj kompani z Tajwanu o trudnych nazwiskach! Nim zrobili ten numer przez pełne pół roku ćwiczyli codziennie każdy szczegół. I wczoraj wieczorem dokonali wielkiego dzieła! Gdy nadszedł zmierzch wyciągnęli z ukrycia wojskowe lotnie, Nightwingi. I, gdy Bogowie odwrócili wzrok, razem poszybowali w kierunku stojącego na redzie amerykańskiego lotniskowca - Tung przerwał by pociągnąć solidny łyk piwa i zaraz kontynuował - Nadlecieli ze wschodu, poniżej radarów. A trzeba wam wiedzieć, że tego wieczora większość załogi zeszła do miasta się zabawić. Kao i jego kompani wiedzieli o tym. Nadlecieli ze wschodu jak wiatr, jak cholerni japońscy kamikadze, wylądowali na pokładzie. Pewnie moglibyście powiedzieć: "A gdzie, dew neh loh moh, była wachta?" Ano była, ale Kao i jego chłopcy nie na darmo przez pół roku wylewali pot. Razem cichutko obezwładnili wachtowych i, nim ktoś się połapał, wsiedli do myśliwców na pokładzie. I odpalili silniki! Nim ktoś się połapał trzy myśliwce, każdy warty miliony dolarów, były już daleko! Jak znam Kao już są na Kubie! Bo też o to chłopakom chodziło! Opylą towar Kubańczykom albo na Tajwanie i z kieszeniami ciężkimi od forsy pojadą na długie wakacje..! A Amerykanie...!
Tung, w miarę jak opowiadał, coraz większe miał problemy z zachowaniem powagi. Trójka jego słuchaczy nie musiała tak nad sobą panować. Rozbawieni mężczyźni kwiczeli ze śmiechu jak prosięta. Rafał również. Może to wpływ alkoholu. A może szerokie gesty Tunga, który opowiadał jak stary bajarz.
-...a Amerykanie mają teraz cholerny problem! Przyznać się do wszystkiego czy nabrać moczu w usta! Nie wyobrażacie sobie co się tam teraz dzieje...!
Rozmowa toczyła się nadal, coraz bardziej energiczna w miarę jak ubywało alkoholu. Czwórka rozmówców rechotała szczerze klepiąc się po plecach jak stado kumpli na meczu.
Gdy Rafa sprawdził czas było już po północy. Innymi słowy nadszedł czas by się wybrać w gościnę do pewnej damy trzymającej klub twardą ręką. Rafa pogadał jeszcze chwilę po czym, bezbłędnie wyczuwając moment, uniósł kufel.
- Panowie! Toast! Za Kao Białe Oko! Mężczyznę jakich mało! I jego kompanów! Toast! Zdrowie! I niech im bogowie będą przychylni gdziekolwiek polecieli! Toast!
- Toast! - ryknęła kompania. Każdy pociągnął uczciwy łyk.
- A teraz - Rafa zniżył konfidencjonalnie głos - muszę was opuścić. Umówiłem się z kobietą i lepiej żeby nie musiała na mnie czekać! - z dobrodusznym uśmiechem wysłuchał pogodnych sprośności kompanów od kielicha - Hehehe, dzięki! Bawcie się dobrze...!

*****

Odchodząc od stolika, zostawiając za sobą podchmielonych kompanów, Krzeszewski czuł jak wiruje mu w głowie. Za dużo tego.
Czym prędzej sięgnął do kieszeni bluzy dobywając pastylkę trzeźwiącą, którą połknął bez popijania. Po czym poczekał kilka minut aż substancja zneutralizuje związki alkoholu krążące mu we krwi.
Gdy sensacje ustały dziennikarz poprawił bluzę, przeczesał palcami brodę, ubrał swój najlepszy uśmiech i skierował się w głąb klubu. Do pomieszczeń biurowych.
Jak należało się spodziewać, przed wejściem czuwał ochroniarz. Ubrany trochę inaczej niż jego koledzy na sali, w elegancki garnitur, białą koszulę, krawat i spodnie w kancik. I buty, podobne do obuwia Rafała.
Mężczyzna zmierzył klienta spojrzeniem zza ciemnych okularów.
- Tak?
- Do pani Marity - Krzeszewski zaprezentował uśmiech numer jeden - Rafael, znajomy pana Enzo. W pilnej sprawie.
Ochroniarz zmierzył go spojrzeniem. Po czym wzruszył ramionami i zapukał do drzwi.
Pozostało czekać. I mieć nadzieję.
 
Jaśmin jest teraz online