Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2018, 23:02   #5
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację


- Niech to szlag! - warknął Malakai gdy już był bezpieczny, pod tą cholerną bazą.
Tak fatalnie od bardzo dawna nie poszło. Nie tylko stracił najemników których najął, to jeszcze cały sprzęt i gotówkę.

Uspokoił się dopiero po chwili. Wziął głęboki wdech. I wyszedł ze swego wozu. No cóż… nie ma co się łamać tylko trzeba przeć naprzód. Przy odrobinie szczęścia odnajdzie w środku nie tylko mapę na ten zapyziały Płaskowyż, ale także jakąś broń czy coś…

~ * ~

Sięgnął po tubkę pasty do zębów. Normalnie by ją zupełnie zignorował, ale po tym jak cholerne mutany zerwały z niego kurtę w której miał całą gotówkę… (a tak wiele razy sobie powtarzał, aby w końcu schować ją w wozie) to nawet coś takiego można opylić za jakiś tam grosz.

Wtedy usłyszał za sobą bolesne stęknięcie. Nawet nie spojrzał kto to jest. Natychmiast rzucił się za ciężkie dębowe biurko.
- Ładnie się tak skradać?! - zapytał nie wychylając się zza osłony.
- Ręce na stół tak żebym je widział. - powiedział Indianin. - Kim jesteś i co tu robisz? Kto załatwił tego na zewnątrz?
- Chyba sobie kpisz! Jestem nieuzbrojony i nic do ciebie nie mam! A tamten na zewnątrz to Timmy! Ofiara mutków przed którymi spieprzyliśmy całe popołudnie!
- Wyjdź tak żebym cię widział. Jeśli mówisz prawdę nic ci nie grozi. Zresztą jeśli ją mówisz... nierozsądnie jest bez broni odmawiać gościowi z karabinem.
- Teraz jestem za grubą dębową dechą… najpewniej kilkoma warstwami - uderzył dwukrotnie zamkniętą dłonią w biurko które na przekór temu co mówił odezwało się dźwiękiem taniej, cienkiej sklejki - co daje mi pewne poczucie bezpieczeństwa, a rozumiesz, że jak wyjdę to już nie będę się taki czuł, a teraz wciąż się łudzę, że coś wymyślę po drodze. Wybacz przyjacielu, ale nie budzisz zaufania zaczynając znajomość od zakradania się komuś za placy ze wzniesionym karabinem! Gdyby nie to cholerne szkło to już zupełnie nie-klawo by było! Skąd ja mam wiedzieć, że nie strzelisz do mnie gdy tylko się wychylę?! - w głosie Malakaia zabrzmiał gniew - chyba sobie kpisz chłystku! Przychodzi palant, wywija pierdoloną spluwą i oczekuje, że będą go jak szefa traktować! Niedoczekanie! Tchórz pieprzony co się za pukawką chowa, bo kuśka zbyt mała by jak mężczyzna pogadać! “Taki groźby bydlak” - zadrwił prześmiewczo a zza biurka wyleciał zszywacz wysokim lobem… za nim jakaś garść długopisów, odłamek szkła i kilka innych przedmiotów które wpadły rozwścieczonemu Malakaiowi pod rękę tak by nie musiał opuszcząć osłony… leciały mniej więcej w kierunku Tomiego, ale trafił go tylko jeden długopis w czubek buta - “broni nie ma ale na pewno da radę mi bęcki spuścić! Potrzebuję broni by czuć się meżczyzną! Taki jestem twardy!” Dureń i tchórz! Ciota niedoruchana!
Tomi mógł stolerować wiele. Ten chudzielec jednak wręcz prosił się o śmierć. Wyzwiska, pyskówki… rzucanie długopisem?! Był szalony. To jedyne wytłumaczenie. Liczył, że odłoży broń kolejny nonsens. Osób chorych jednak nie powinno się zabijać. Nie wiedzą co czynią. Tylko jakim cudem on dożył tak długo?
- Pyskuj dalej szaleńcze to cię podziurawię. Powiem krótko nie wchodź mi w drogę. Przyszedłem tu tylko po mapę. Dalej każdy może iść w swoją stronę.
Wtedy usłyszał jakiś hałas. Coś było w pomieszczeniu, które zostawili za sobą. Wyszkolony wojownik przycisnął się plecami do ścian. Ledwo widział stolik, za którym chował się bezbronny mężczyzna. Z drugiej strony ledwie widział drzwi do hallu. Ale ta pozycja pozwalała mu uniknąć zaskoczenia z obu stron… przynajmniej w teorii. Bo to co zobaczył zaskoczyło go z pewnością. Ogromny pojazd przetoczył się obok niego ze sporą prędkością hamując ostro i rozrzucając kolejne dwa stoliki po ruinie dawnej stołówki.

Pojazd zatrzymał się za kryjówką Malakaia i coś mówiło wojownikowi, że to nie przypadek.
Zza biurka Tomi usłyszał jak cwaniak spuścił z siebie powietrze z ulgą. Malakai wyszedł zza biurka i usiadł na nim z pewną nonszalancją, opierając jedną nogę o motocykl.
- Dobrze. Więc wybacz te długopisy i w ogóle. Musiałem kupić trochę czasu i odwrócić twoją uwagę by moje maleństwo mogło się tu wtoczyć. Po co ci moja mapa? Też chcesz odnaleźć tę cholerną nizinę?
- Masz tę mapę? I skąd wiesz o jej istnieniu. - Tomi przestał celować w Malakaia. I tak miał go na widelcu. Olbrzymi motor niewiele tu zmieniał.
- Ktoś musiał ją kiedyś stworzyć, nie? I nie, nie mam jej jeszcze. Ale kiedy będę opuszczał tę bazę to będę ją miał. A ty się z tym pogodzisz, albo nigdy stąd nie wyjdziesz… a ja sobie wezmę twój karabin. Przyda mi się na przyszłość - odpowiedział z lekkim uśmiechem. Bez cienia groźby w głosie, jakby informował go, że niebo jest błękitne.
- W takim razie najpierw weźmiesz kule - powiedział Tomy.
W pomieszczeniu rozległo się buczenie, jakby uruchomienie jakiegoś mechanizmu gdy ten zmrużył oczy i wyciągnął do niego rękę, jakby stawiał jakąś mityczną barierę między nimi. Wojownik nie zastanawiał się długo, uniósł broń do oka, oparł kolbę o ramię. Dawał Malakaiowi wystarczająco czasu, żeby ten się poddał i przeprosił za swoje drwiny. Wystrzelił… i spudłował.
Zagryzł zęby. Wystrzelił jeszcze raz. Znowu pudło.
W końcu przycisnął dłużej spust. Tym razem trzy kule minęły głowę Malakaia.*
Malakai skrzywił się jakby w wysiłku
- Skończyłeś? To teraz moja kolei… - Warknął Malakai zeskakując na ziemię, a z upadkiem kurta rozerwała się na jego plecach gdy ciało błyskawicznie porosło sierścią i pysk się wydłużył Ryknął potężnie chcąc zwyczajnie przegonić nieproszonego gościa i mieć go już z głowy…
Jego przeciwnik nie skończył. Strzelał jeszcze przed zakończeniem przemiany. Wyuczonymi krótkimi seriami. Wokół motocyklu zaczynały podnosić się stoliki i inne śmieci z ziemi.

Wielki biały wilk chwycił w swoja masywną szczękę jeden z blatów, wykonał obrót i spróbował cisnąć nim w stronę człowieka z karabinem.
W tym czasie człowiek skupił się i posłał kolejny nabój wprost w łeb zwierzęcia. No prawie wprost. Czerwony znacznik lasera wskazywał czoło wilka w momencie naciśnięcia spustu. Pocisk rozciął ucho wilka.

Stolik zaś poleciał wyjątkowo nienaturalnie. Najpierw szybko, a później jakby wyhamował. Skręcił, niesiony niewidzialną siłą. Tomy nawet nie musiał się poruszać, żeby uniknąć ataku. Stolik gdy go mijał sunął niczym nadmuchany balonik… sunął w zupełnie innym kierunku niż go pchnięto.
- To duchy przodków! Wezwali mnie ale wezwali też Ciebie! Nie chce ich rozgniewać. Podzielimy się mapa pójdziemy na płaskowyż razem. Zgoda szaleńcze?*
Malakai już zrobił pierwszy krok szarży gdy się zatrzymał. Dwie sekundy pozostał czujny nim powrócił do formy Glabro, tej która pozwalała mówić. Rozerwane ubrania wisiały na nim luźno.
- To dlatego nie uciekłeś w popłochu… też jesteś zmiennokształtny, prawda?
- Tak też jestem człowiekiem wilkiem.
- Udowodnij… przyjmij pierwszą nieludzką formę!*
Tomi rozpoczął przemianę w Glabro. Przed tym jednak powiedział.
- Tam na dole ktoś jest. Później ci sprawdzę kto lub co.
Chwilowo ten “ktoś na dole” miał niewielki priorytet dla Malakaia. Był “na dole” nie? Czyli daleko.
- Miałeś sen? Kobieta w bieli? Płaskowyż? Najsilniejsi z pokolenia? Ratowanie Gai? - pytał szybko, jakby strzelał z karabinu.*
- Tak. - odpowiedział zdawkowo.
- Ok. Znajomość zaczęliśmy bardzo źle. No to jeszcze raz. Jestem Malakai Trzeci Głód... Jestem tu po mapę by dostać się na płaskowyż…
- Tomi zwany Czerwonym. Jestem tu po to samo. Możemy połączyć siły, duchy by tego chciały. Wybrały nas byśmy dokonali czegoś wielkiego.*
Malakai się uśmiechnął dziko.
- Tak. Świetnie. Dobra… co mówiłeś o tym “kimś na dole”?
Tomi skontaktował się z Luną za pomocą słuchawki i czegoś co przypominało okular z odpornego tworzywa. Połączonych w jedno urządzenie do komunikacji.
- Luna jak nasz drugi obiekt. Jakie odczyty?
 
Arvelus jest offline