Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2018, 23:30   #6
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację

Victor leżał na pryczy z założonymi za głowę ramionami. Wpatrywał się nieobecnie w sufit żując z nudów wykałaczkę.
Podróż zaczęła się parszywie. Po cholerę w ogólę na nią wyruszył?
Wściekłość rozsadzała go od wewnątrz. Z trudem panował nad drganiem mięśni. Wyglądało jakby leżał i się relaksował. Jedyne co poruszało się miarowo były jego szczęki. W celi rozchodził się równo stajmy, nie przyjemny odgłos tartych o siebie zębów. W rzeczywistości, cały był napięty niczym struna na chwilę przed pęknięciem.
Victor usłyszał ich na długo nim zamek do jego celi głośno szczęknął a obite blachą drzwi otwarły się, koślawo przechylając się na nadwerężonych zawiasach.
Było ich czterech i mieli ciężkie pałki. Nie ważne, i tak nie zamierzał ich atakować. Jakkolwiek pokrętnie to by nie brzmiało, większe miał szanse na przejście holmgang niż przebicie się przez cały okręt. Może gdyby nie było dziewcząt, wtedy by zaryzykował... jednak czuł się za nie odpowiedzialny. Uciekając teraz skazał by je na los gorszy od śmierci. A tak... mógł odzyskać co jego, czyli i dziewczyny i swoją ciężarówkę i swoją broń.
Victor usiadł ostentacyjnie powoli, ospale wręcz. Ciężkie wojskowe glany łupnęły o pokład.
Widział, że ludzie się niecierpliwią. Ale jakoś nie było chętnych by go popędzać. Czuli drapieżcę. Może by nie zabił ich wszystkich, ale pierwszemu z pewnością zdążył by przetrącić kark lub wyrwać tchawicę.
Victor wypluł zmiażdżoną wykałaczkę na bok. Wstał i wyszedł z celi nie oglądając się za siebie.
Jego ciężkie wojskowe glany dudniły w wąskim okrętowym korytarzu, co wpływało dziwnie irytująco i drażniąco na jego obstawę. Victor nonszalancko wcisnął ręce do kieszeni swych spodni w barwach kamuflażowych. na torsie miał jedynie podkoszulkę bez rękawów. Węzły mięśni rysowały się wyraźnie na jego ramionach, nieustannie napinając się i rozluźniając, prawie jakby Victor był pod prądem.

W korytarzu napotkał niezwykle wysokiego młodzieńca. Z początku sądził, że to będzie jego przeciwnik. Dość szybko jednak wyprowadzono go z błędu.

- Świetnie. - warknął, gdy ujrzał swych przeciwników. Dali mu żółtodzioba do drużyny przeciw czemuś, co wyglądało na parę popapranych zabójców. Smarkacz był wysoki, może i krzepę też miał... pocieszał się trochę Victor.
Victor odchylił głowę wpierw w lewo. Coś głośno chrupnęło mu w krzyżu. Potem przechylił głowę do prawej, powtarzając nieprzyjemny odgłos.
Zmierzył przeciwników swymi szaro stalowymi oczyma. Lewa powieka drgała w niekontrolowanym drygu. Grube żyły na karku pulsowały jak wijące się pod skórą robaki. Victor splunął w stronę przeciwników. Trafił łańcuch. Cuchnąca flegma zawisła zielonkawym soplem na stalowym ogniwie, i poczęła powolną wędrówkę w dół.
- Victor jestem. - rzucił dość cicho swojemu towarzyszowi, nie oglądając się na niego. Cały czas łypał z pod łba na ich przeciwników. - Postaraj nie dać się zabić, młody. I zajmij czymś tego z stalowymi łapkami na chwilę albo dwie, jeśli łaska. - głos był chrapliwy i nieprzyjemny, jakby ktoś ocierał o siebie dwa krzemienie.

Gdy zabrzmiał sygnał Victor ruszył do ataku. Był lekko pochylony do przodu, na ugiętych w kolanach nogach. Masywne pięści gotowe do ciosu. Parł na przód niczym lokomotywa, krew huczała mu w uszach, tocząc ogłuszający grzmot.
Przeciwnik wyprowadził kopnięcie. Victorem szarpnęło, lecz się nawet nie zatrzymał. Parł na przód. Oponent stracił równowagę, a Victor zdzielił go pięścią w twarz. Chrupnął nos, krew zalała pierś mężczyzny. Natychmiast spadły na niego kolejne ciosy. Raz za razem. Bez przerwy, bez finezji. Victor tłukł go jakby oporządzał kotlety. Posypały się zęby, lekko stukając o metalowy pokład. Victor poprawił z kolana pod żebra.
Zadawał ciosy tak szybko, tak wściekle, tak bezlitośnie. I nagle odstąpił. Nim przeciwnik osunął się na ziemię, brocząc obficie krwią, Victor już atakował drugiego przeciwnika, tego z cyber ramionami. Wyprowadził cios w nerkę, od tyłu, Lecz przeciwnik nie robił wrażenia szczególnie wzruszonego. Ale to się miało zmienić już za chwilę.

Nozdrza Victora rozszerzyły się, a spojrzenie powędrowało na ogromną postać młodego. Nerwowy tik na chwilę wykrzywił jego twarz. Gdy się denerwował, spazmy stawały się gorsze... Cóż, co najmniej nie musiał się już obawiać o to, czy młody potrafi walczyć... choć... uwięziona łapa w ścianie nieco psuła wrażenie.
- W kleszcze, weźmy go w kleszcze! - Victor zasugerował atak z dwóch stron.
 

Ostatnio edytowane przez Ehran : 26-01-2018 o 23:44.
Ehran jest offline