Wspomnień czar, czyli kwiatek z sesji sprzed paru (borze iglasty, to już chyba z 7-8) lat.
D&D 3.5 kampania epicka, będąca kontynuacją wcześniejszego od zera do bohatera, z tym że niektórzy byli zadowoleni z zakończenia wątków postaci, więc weszli nowymi. Udział w kwiatku biorą
-Kolega A: arcylicz (czyli dobry licz), czarodziej/arcymag z inklinacjami na adepta wysokiej magii, postać z pierwszej sesji.
Kolega B: Urdunir (podrasa krasnoludów) woj/krasnoludzki obrońca o odporności samobieżnej fortecy, postać nowa.
Kolega A postanowił jeszcze na zakończenie poprzedniej sesji, że stworzy sobie fortecę na modłę latających miast Netherilu, takoż MG mu pozwolił (wtedy w planach nie było kontynuacji). W tej fortecy znajdowała się nasza baza wypadowa w nowej kampanii. Owa latająca wyspa była obłożona Mythalem (dlatego latała) i chroniona bardzo potężnymi zaklęciami, przed wtargnięciem nieproszonych gości. Aby uniknąć zamknięcia w Tymczasowym Zastoju (permanentne wbrew nazwie zawieszenie jakichkolwiek czynności życiowych i interakcji ze światem) należało nosić specjalny znaczek przypięty do ubrania.
Podczas którejś z sesji Kolega B podchodzi do Kolegi A i pyta go o to, po co one właściwie są (bo nie zostaliśmy uświadomieni o konsekwencjach in-game, tylko jako gracze wiedzieliśmy). Kolega A zaczyna tłumaczyć, na co Kolega B pyta, czy w takim wypadku powinien go nosić? Bo jak się okazało nie nosił. Cóż mina Kolegi A była bezcenna.
__________________ Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja. |