- Wpadła ci w oko? Zagadaj do niej. Nawet jak nic się nie dowiesz to przynajmniej spędzisz miło trochę czasu. - John przewrócił oczami słysząc słowa partnera
- Nie młokosie, jestem w pracy. Spójrz na nią. Gdyby nie dziewczyny, to przy barze nie byłoby gdzie palca włożyć, a ona ma wokół siebie przestrzeń, jakby wytwarzała jakieś pole. Np. strachu - Doe opanował się i nie zbeształ dziennikarza choć jego głupkowaty komentarz w pierwszej chwili zagotował go. Na szczęście lata praktyki w zawodzie spowodowały, że rzadko tracił zimną krew.
Zamiast tego zaczepił barmana z pytaniem o kobietę. Podobizna Benjamina Frankilna szybko zmieniła właściciela i Doe wiedział już, że kobietę zwą "madame Tong". Dopił whiskey uśmiechając się z faktu, że może to daleka krewna Tonga, który teraz nosi paczki dla informatyków i westchnął, że nie ma go ze sobą. O wiele lepiej wyglądała współpraca z żółtkiem, niż z polakiem.
Ruszył się i zupełnie nie przejmując się pustą przestrzenią wokół niej pewnie naruszył jej zdawało się przestrzeń osobistą. Oparł się o blat baru i zamówił kolejnego taliskera ciesząc się, że może napić się dobrego trunku za pieniądze podatników. Spojrzał na dziewczynę czekając na zamówienie, jednak nie odezwał się.
- Nie szukam towarzystwa - powiedziała nawet nie oglądając dokładnie Johna.
- To dobrze, nie znajdziesz tu nikogo… odpowiedniego. - Odpowiedział John odwracając jedynie głowę w kierunku kobiety. Całe ciało jednak nadal tkwiło bokiem, jakby nie wykazywał większego zainteresowania.
- Potrzebuję pogadać z kimś zdecydowanie brzydszym od Ciebie, ale mającym więcej do powiedzenia o tym co się tu dzieje. Mamy wspólnych… znajomych
- Masz cały klub chętnych do rozmowy i nie tylko. Nie zawracaj mi głowy. Nawet nie wiesz kim jestem, nie wiesz kogo znam albo nie znam. - Odparła.
- Zatem coś nas jednak łączy - uśmiechnął się. Tym razem odwrócił się do niej, a potem oparł plecami o bar. Wskazał ręką trzymającą szklankę niedbale na sale mówiąc - Nie interesuje mnie cały klub, szczególnie nie ten motłoch szukający wrażeń ale jeden człowiek, który nie wychodzi stąd od tygodnia… Wydaje mi się, że wiesz o kim mówię? - Spojrzał jej w oczy. Szukał tych mikorgestów - drgnięcia powieki, rozszerzenie się źrenicy, lekkie ściągnięcie mięśni twarzy - czegokolwiek co pozwoliłoby stwierdzić, że trafił w punkt. I wydawało mu się, że dostrzegł
- Nie ma tu nikogo takiego, marnujesz czas.- Nie wykrył kłamstwa, ale dziewczyna zdecydowanie wiedziała o kogo chodzi.
- Niestety nie śpieszy mi się. Mogę poczekać aż go zabiją, albo możesz przekazać mu, żeby się ze mną spotkał. Pogadaj z nim, poczekam.
- spojrzał na nią - W końcu nawet Ty znajdziesz jakąś rozrywkę w tym miejscu, nawet jeśli w roli posłańca.
- Więc czekaj. To nie moja sprawa - odparła najwyraźniej nie przejmując się groźba śmierci jednego z jej domniemanych znajomych.
- Jasne. - uśmiechnął się serdecznie - Miłego wieczoru madame Tong - powiedział odchodząc od baru. W ciemnościach klubu bardzo łatwo mógł po prostu zniknąć i obserwować kobietę z ukrycia. Zarzucił przynętę i pozostało teraz czekać.