Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2018, 01:05   #7
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Bardak Gurazsson.

Tyle i tylko tyle dowiedzieli się pozostali uczestnicy wyprawy do La Maisontaal o krasnoludzie, którego wyglądu nie sposób było pomylić z kimś innym. Barwione na pomarańczowo włosy były wygolone po bokach, a reszta przycięta do równej długości i postawiona w czub dobitnie świadczyły o profesji brodacza. Był jednym z Zabójców. Krasnoludów szukających odkupienia swych win w polowaniach na najbardziej niebezpieczne bestie zamieszkujące Stary Świat. Lub w czymś równie ryzykownym. O niebezpieczeństwa w Starym Świecie mimo wszystko było całkiem łatwo.

Bardak poza włosami barwił również brodę, którą dodatkowo splatał w grube warkocze spinane żelaznymi pierścieniami. Przy skórze widać było brązowe odrosty - prawdziwy kolor włosów krasnoluda pasujący do piwnych oczu ledwo widocznych spod masywnych łuków brwiowych i krzaczastych brwi.

Jego sylwetka budziła respekt. Mierząc prawie pięć i pół stopy ważył dobre dwa i pół cetnara. Oczywiście nie był zbudowany jedynie z mięśni, choć ich grube węzły widoczne pod skórą świadczyły o sile khazada, bowiem jego masę budowało także pokaźne brzuszysko dowodząc umiłowania do jadła i trunków wszelakich. Myliłby się jednak ten, kto uznałby tego przedstawiciela górskiego ludu za ociężałego grubasa, choć tak właśnie zwykle się zachowywał. Przy swoich pokaźnych gabarytach był jednak całkiem zwinny, o czym przekonało się już sporo zbyt pewnych siebie istot, które stanęły mu na drodze. O tych bardziej egzotycznych i wartych upamiętnienia spotkaniach poza sporą kolekcją blizn opowiadają tatuaże na torsie, ramionach i nogach Zabójcy. Był tam zarówno troll, jak i olbrzym, wielki żmij i inne istoty dużych rozmiarow w towarzystwie mrowia mniejszych, takich jak skaveny i, oczywiście, zielonoskórzy wszelakiego asortymentu. Ten krasnolud widział zarówno bitwy całych armii, jak i stawał przeciw potworom w pojedynkę.

Jak większość krasnoludzkich Zabójców preferuje lekki pancerz, w jego przypadku składający się ze skórzanego kaftana i nogawic, nie krępujący ruchów i nie odwlekający nieuniknionego - chwalebnej śmierci w szponach i zębach jakiejś bestii. Cały strój khazada jest mocno sfatygowany - nosi ślady starych uszkodzeń i wielu napraw. Od razu widać, że ten osobnik nie przywiązuje do niego większej uwagi.

Podobnie wygląda oręż Gurazssona - zarówno dwuręczny topór, jak i jego mniejszy odpowiednik wyglądają, jakby były jedynie narzędziami w rękach rzemieślnika, który choć je szanuje, to nie hołubi, dba, by były odpowiednio ostre, ale nie przejmuje się rysami, karbami, a nawet większymi pęknięciami. Narzędzia w rękach specjalisty.

Do grupy awanturników zachęconych ofertą mnichów z klasztoru dołączył w towarzystwie kobiety. Nie wyglądało na to, aby znali się od dawna, ale uważny obserwator dostrzegłby, że Zabójca podejrzanie często spogląda w jej kierunku starając się przy tym czynić to możliwie dyskretnie. Próżno byłoby szukać w tych ukradkowych spojrzeniach pożądania, oddania czy też nienawiści - zwykle wyraz twarzy brodacza nie zmieniał się ani o jotę, chociaż czasem gościł na niej grymas dezaprobaty lub zniecierpliwienia szczególnie, gdy Frau Wilenborg (bo o niej mowa) samotnie oddalała się od grupy "na stronę" lub robiła coś, czego nie pochwalał. Gurazsson nie powiedział ani słowa o wiążącej ich relacji, ale w żaden sposób nie zabraniał czynić tego Viktorii.

Przez cały czas trzymał się na końcu grupy zawsze mając Viktorię w zasięgu wzroku. Zwykle milczał zatopiony we własnych myślach, choć zapytany o zwykłe sprawy nie odganiał rozmówcy, nie toczył piany z ust, ani nie krzyczał. Na popasach język rozwiązywała mu odpowiednia dawka alkoholu (im mocniejszy, tym lepiej) - stąd pozostali mogli usłyszeć jedną czy dwie historie o walce ze stworami stworzonymi przez naturę lub Chaos. Wtedy wydawał się być całkiem sympatycznym i dającym się lubić krasnoludem.

Niezależnie od stanu upojenia zdawał się momentalnie trzeźwieć i markotnieć, gdy ktoś zapytał o jego rodzinny dom, klan, czy przyczynę podjęcia tak dziwnej dla nie-krasnoludów decyzji o samobójstwie z odroczonym terminem realizacji, jakim było wstąpienie w szeregi Zabójców. Nie naciskany dalej po prostu zamykał się w sobie i milczał, ale widoczne wzburzenie dawało pojęcie rozmówcy, że są to sprawy, za które można się brodaczowi poważnie narazić.

* * *

Pogoda się zepsuła. Sam fakt jazdy na wrednym czterokopytnym zwierzaku psuł Gurazssonowi humor. Wszak każdy krasnolud czuł się najlepiej na własnych nogach, a tu Viktoria uparła się na jazdę wierzchem. No pewnie. Zakupiony okazyjnie kuc był zapewne najbardziej złośliwym przedstawicielem swej rasy, co przejawiało się w ciągłym opieraniu się poleceniom krasnoluda. W pewnym momencie wkurzony brodacz obiecał mu spoglądając głęboko w ślepia, że zrobi z niego pieczyste na kolację dla wszystkich, na co kuc radośnie pokiwał łbem i zarżał z aprobatą.

Pewnie wiedział, że jest paskudny w smaku i wszyscy się później pochorują... wredne bydlę.

Nasilający się deszcz sprawił, że pomarańczowy czub zwisał smętnie spod kaptura podróżnego płaszcza. Sam khazad zdawał sobie nic nie robić z niesprzyjającej aury, podobnie jak z faktu natknięcia się na zamieszkały dom. Z ulgą stanął na ziemi, ale decyzja co do pozostania lub ruszenia dalej należała do Viktorii.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline