Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2018, 21:52   #2
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Anna rozejrzała się po pokoju, dotknęła rzeźbionej kolumny łóżka i szylkretowego biurka.
-Nie denerwuj się, nie odprawię cię - rzekła do dziewczyny i zabrała się za przeglądanie listów. - Jak masz na imię?
Młódka odetchnęła i zawahała się, czy tymczasową panią całować po ręce czy jednak nie wypada. Ostatecznie dygnęła tylko.
-Clotilde, pani Anno.
-Dobrze, Clotilde. Na razie możesz odejść - uśmiechnęła się do dziewczyny, musnęła umysłem jej myśli ciekawa czy nie szpieguje ją dla Sokoła. - Ach, ponoć wybrał cię dla mnie szeryf. Służyłaś u niego wcześniej?
- Och nie… taki wielki pan… Pewnie służbę ma od lat z rodem związaną.
A jednak to jej właśnie obiecał. Jeśli pani będzie z jej usług rada, zabierze ją po balu do swego domu, dach da nad głową, wikt, opierunek i zapłatę.
W krótkiej wizji widziała go oczami Clotilde przez drewniane żerdzie klatki. Palcem kiwnął, by dziewka podeszła bliżej do kraty.
-Mortain Peregrie. Kto zacz? - zapytała nagle Anna przebiegając wzrokiem po ostatnim z listów.
- Juże biegnę i wywiem się - dygnęła i popędziła do drzwi.
-Poczekaj - Anna wstrzymała jeszcze zapał dziewczyny. - Znajdziesz mnie w ogrodzie. Wypytuj delikatnie. Nie przestrasz się, jak wprowadzi się na pokoje trójka Gangreli. Rzeknij im, że pani Anna zabrania by z ciebie pili. - Podeszła do dziewczyny i wsunęła jej w dłoń kilka monet. - Rodzinie poślij.
Ta przypadła do Aninej dłoni, zasypała ją pocałunkami. Monety schowała za gorsecik i dygnąwszy, pomknęła z łomotem trzewików na poszukiwanie markiza.

Anna tymczasem poprawiła włosy, wygładziła czarną suknie i ruszyła na zewnątrz. Zamykając drzwi zerknęła ostentacyjnie na Gangrela stróżującego przy drzwiach.
-Dobrego dnia - zagaiła z nikłym uśmiechem.
- Dobrej nocy - odparł, ale tak, jakby wątpił, że coś dobrego może się dziś przydarzyć.
Anna podeszła do Gangrela i wysunęła w jego stronę dłoń.
-Anna - przedstawiła się. A po chwili dodała z pewną hardością, której pewnie i nabyła od przebywania z Gangrelami. - Złodziejka.
- Dmitrij - przedstawił się, ale ręki nie wyciągnął. - Strażnik.
Anna spojrzała na swoją bialutką drobną dłoń, na Dimitrija i znów na swoją dłoń.
-Całować nie musisz ale mógłbyś uścisnąć - usta jej zadrżały od szczerej wesołości.
- Mógłbym? - poinformował się cerber bez śladu ciekawości.
-W końcu będziemy sąsiadami - Anny dłoń wytrwale wisiała w powietrzu. - A ja zwykłam żyć w zgodzie z Gangrelami.
- Bardzo - nachylił się ku jej ucha, podmuch powietrza idącego ze słowami musnął jej skroń - rozsądne.
Anna cofnęła dłoń.
-Jak chcesz. - przestała się uśmiechać. - Niemniej jedna sprawa dla jasności. Nie tykaj więcej mojej służki.
Tym razem to on się uśmiechnął dla odmiany, krzywo i wszechwiedząco, jakby właśnie takich słów i podejścia się po niej spodziewał i rad był, że go Anna w swych działaniach nie zawiodła.
Anna przewróciła oczami rozdrażniona, że ją poddaje sprawdzianom wbrew woli i intencji.
-Co nie zrobisz, wiatr w oczy. - skwitowała. - A stój tu sobie i gęby do nikogo nie rozwieraj, samotny wilku.

Odwróciła się, zaszeleściła spódnicami i odeszła wyniośle trzaskając obcasikami trzewików. Ruszyła na spotkanie z Bożywojem Skrzyńskim i, choć nie chciałaby przyznać, serce jej łomotało z tego oczekiwania.
Ogród był rozległy… ale po tym, jak przypadkowo napotkany ludzki sługa bez problemu wskazał jej miejsce, gdzie prawdopodobnie przebywa obecnie mości Skrzyński, Anna zaczęła mieć wątpliwości. Czy przy tak wielu bez przerwy patrzących oczach uda jej się przeprowadzić plan pojmania Tyho.
Z ustronnego zakątka ogrodu, ukrytego za ścianą porośniętą bluszczem, dobiegał szczęk broni i sporadyczny męski śmiech. Anna zwolniła zaniepokojona, ale Krzesimir parł naprzód niepowstrzymanie, z oczami utkwionymi martwo przed siebie.

I iście, nie było się czym przejmować. Przeciwnikiem Diabła była Pężyrka. Jakaś taka czystsza, lepiej odziana i uczesana, i mniej wyrywna niż gdy Anna widziała ją po raz ostatni. Zawinęła ostrzem ze świstem, a Krzesimir opadł na kolana, miękko jak jedwabna chusta. Zdaniem Anny wyglądał doskonale. Niemal jak panna młoda, drżąca w oczekiwaniu. A Skrzyński minął go bez słowa, miecz chowając do pochwy, by stanąć przed Anną. Zdał się jej rozdrażniony i gniewny, ale jej dłoń pocałował z uśmiechem i dwornym ukłonem.
Anna dygneła przed nim z przyzwyczajenia bo i nadal obecność diabła wprawiała ją w zakłopotanie. A i nie pomogła Pężyrka ni klęczący zdradziecki Krzesimir.
-Dobrze cię widzieć twarzą w twarz. Mam na myśli, realnie - sama się zagubiła w swoich opisach. - Ciałem.
- Odnoszę wrażenie, że bezcielesność jednak dobrze wpływa na naszą wzajemną zdolność do porozumienia i kompromisów. Choć nie będę udawał, żem nie pomyślał raz i dwa o widokach, które przez to tracę.
Pstryknął palcami bez słowa, Pężyrka zgięła się wpół w ukłonie i cicho odeszła w głąb ogrodu. Krzesimir także doczekał się na swój gest diablim szponem i posłusznie pozwolił się oddelegować pod zarośnięty bluszczem mur. Zawód w jego oczach był jednak aż nadto widoczny.
- Dowiedziałaś się czegoś o swoim Gangrelu?
-Przez jakiś czas był gościem Wedeghe - wskazała ścieżkę pomiędzy soczystymi od kwiecia klombami jako zapytanie o przechadzkę. - Potem wszczął karczemną bójkę, były jakoweś trupy i trafił do kainickiego więzienia. Stamtąd nie wyszedł ale i go tam nie ma.
- To sporo - podał jej dwornie ramię - nie mam niczego podobnego. Ale mam kogoś. Gundolfa. Gangrela, który pośredniczył w sprzedaży. Na razie biega sobie wolny jak ptak w lasach pod Wiedniem. Acz przestać może w każdej chwili.
Anna drgnęła niby rozpalona niewidzialną iskrą.
-Masz tam sojusznika, który da radę go w niewolę wziąć? I przytrzyma dla mnie? - Nieświadomie uczepiła się Anna paluszkami dłoni Bożywoja. - Ja ruszę do Wiednia jak tylko załatwię sprawy w Frydlandzie. Za trzy dni, po balu.
- To Gangrel - przykrył szponami jej rękę. - Niezbyt stary, i nie miejscowy. Nie ma tam trzody, wpływów ani sług. Xanthippe poradzi sobie z nim, a jeśli straci przy tym jakieś sługi, to ją spłacę. Ale zobowiążesz się do milczenia, i nigdy nikomu o niej nie powiesz. Ani o tym, że coś mnie i ją łączy.
Anna skinęła jakby to było oczywiste, że ich komitywa w tej sprawie to najwyższa tajemnica.
-Kim jest Xanthippe?
- Ona mówi o sobie: Hexe. To czarownica… kołdun, ale śmiertelniczka.
-Gdzie nie rzucić kamieniem, tam masz sojuszników. Nie mam pojęcia jak to robisz - Anna spuściła oczy. Gdyby była w stanie pewnie i pokryłaby się rumieńcem.
- Długo żyję - uśmiechnął się wisielczo. - Przez to mężczyzna obrasta w przyjaciół, wrogów i żony.
- Gdy dotrę na miejsce, jak ją znajdę? Przekaże mi Gangrela bez pytań?
- Będziesz miała mój list, a Xanthippe zna dobrze moje pismo. Odda ci naszego zwierzaczka, jeśli będzie go już miała, a jeśli nie, pomoże złapać. Jeśli zaś będziesz potrzebowała jej przysług w czymś innym… będziesz miała naszyjnik tej piastowskiej świętoszki, żony Ronovica. Xanthippe nudzi mi parę lat już, bym go wykopał i jej sprzedał.
Anna uśmiechnęła się niemal z podziwem.
-Nawet szczegóły mają znaczenie, prawda? Doprawdy nie wiem jak to robisz. - Zdała sobie sprawę, że ciągle trzyma Bożywoja pod ramię. Puściła jakby ją poparzył bo zdała sobie sprawę, że musi sie tu roic od szpiegów a połowa z ich właścicieli nie byłaby rada z Anny kontaktów ze Skrzyńskim. Gryfitka. Włodek. Katarzyna. Szeryf. Jej Gangrele pewnie i tez. Czyli właściwie komplet. - Masz miją wdzięczność. Jesteś mi ogromnym wsparciem choć przecież nie musisz. Dziękuję. Za młyn, naszyjnik, twoje kontakty… - Międliła w palcach końcówkę warkocza. - Co tobą powoduje? Nie mam nic do zaoferowania w ramach zapłaty. Jestem młoda. Nie mam wpływów ani nawet środków.
- Przez chwilę miałem dziwne wrażenie - przyjrzał się jej badawczo - że próbujesz mnie uwodzić. Co do naszej komitywy w temacie twojego zaginionego małżonka. Jakkolwiek by mi nie był bezużyteczny, to jednak to coś, co w tej chwili winienem zrobić, nieprawdaż? Dzięki temu obrasta się w przyjaciół - uśmiechnął się rozbrajająco szczerze. - Rzecz jasna, spotkamy się potem. Może i cieleśnie. I wtedy zapytam… cóż Wedeghe porabia w Wiedniu.
Anna pokiwała główką, w końcu oczekiwała żądań w zamian za pomoc. Te Skrzyńskiego były jak dotąd niezbyt wygórowane.
-Będę twoimi oczami w Wiedniu. - Odrzuciła warkocz na plecy w nagłym przypływie pewności siebie. - I może próbowałam. Ale na próbach poprzestańmy, oboje wiemy, że kobiety cię irytują. Poza tym… on czekał naprawdę długo - gestem wskazała ledwie widoczna stąd sylwetkę Krzesimira. - Nie wiem czy to jakaś cześć waszej gry, że on klęczy tam a ja stoję tu… Ale obiecaj mi, że będziesz go dobrze traktował. - Spojrzała Bożywojowi zdecydowanie w oczy. - Obiecaj.
- Obiecam. Za odpowiedź na jedno pytanie - Nie odwrócił wzroku, śladu nie było po początkowej irytacji.
-Pytaj - Anna oblizała nerwowo usta, bo w głowie już ułożyła sobie owo pytanie.
- Gdy wracałaś do wieży, wróciłaś po Krzesimira czy ze strachu, co ci zrobię na wieść o tym, żeś zgubiła mojego ghula? - nachylił się, jakby odpowiedź życzył sobie mieć zapodana wprost do ucha.
-Kocham go - odszepnęła nieco zawstydzona. - Moze nie tak silnie jak ty, ale… w ten sam obsesyjny sposób. I to poniekąd twoja wina. Wtedy… gdym cię omal nie zabiła, coś poszło nie tak. Twoja słabość spłynęła na mnie wraz z krwią wlewaną w gardło. Nie, nie boję się… - ważyła teraz słowa - nie tyle ciebie, bo jesteś groźny. Nie boję się o siebie. Wróciłam po niego, ryzykowałam wszystko, układałam się z demonami i po co? Żeby ci go teraz oddać? - Anna zwykła tłumić uczucia ale z każdym zdaniem coraz była jaśniejsza jej gorycz. - Ale nie mogę z tobą rywalizować, wiem. Ani zamknąć go w klatce.
- Obiecuję - kiwnął głową, wyraźnie usatysfakcjonowany. - Zarówno to, o co zabiegałaś. Jak i to, że nie zamknę ci drzwi, gdy przyjdziesz… rywalizować.
Przyjrzał się jej uważnie, by warkocz przewlec przez drugie ramię.
- Chcesz, żebym się oddalił, jak się żegnać będziesz? Pężyrka waszej samotności z oddali może popilnować.
-Jeszcze… nie skończyłam… mówić - Anna spojrzała ku niebu by jej oschły zachodzące wilgocią oczy. - Są jeszcze sprawy. Jedna to twój klanowy pobratymiec. Ten bal to ponoć dla niego. Księżna pragnie mieć w nim ponownie sojusznika. Coś o nim wiesz?
- O Balincie? To i owo. Spotkaliśmy się raz… nie, dwa razy. Co cię ciekawi?
Anna parsknęła nagłym śmiechem. W ostatniej chwili przysłoniła usta białą rączką.
-O mój Boże! To nie może być takie proste… - widząc niezrozumienie na twarzy Bożywoja złapała go za rant koszuli i pociągnęła ku sobie zupełnie jakby chciała pocałować, ale wyhamowała tuż przy jego twarzy. - To co ci teraz powiem jest najwyższą tajemnicą jeno dla twoich uszu. Cyriak… spłacam mu dług i użyczam swych zdolności by kogoś na balu wytropić. Baali. Balin. Właśnie mnie uderzyła zbieżność słów, choć to by było nadmiernie aroganckie, prawda?
- Z tego co wiem, to Baali zwą się tak od boga… Baala. A Balint to stare madziarskie imię. Łacinnicy powiedzieliby: Walentyn - błysnął zębami w uśmiechu. - Zresztą, on zdaje się porzucił już to miano na dobre.
-Niemniej, w trakcie długiego żywota mógł się zdobyć na taki przewrotny żart. Bo nie dowierzam podobnym zbiegom okoliczności. Uważasz, ze to za daleko idące podejrzenia?
Machnął ręką, na znak, że nie bierze tych podejrzeń zbyt poważnie.
- O tak, przewrotny to on bywał. Ale nigdy poniżej poziomu, który można nazwać wytwornym. Księżna pani praska może czyścić mu buty co najwyżej. A ty uważaj… to kolekcjoner.
-Kolekcjoner czego? - Anna cofnęła się o krok i przestała szeptać.
Bożywoj postąpił za nią krok, skracając zbudowany dystans.
- Niewiast.
-W takim razie lepiej pilnuj małżonki. Będzie klejnotem błyszczącym na balu najjaśniej - jeśli się z nim drażniła to w nieoczywisty sposób.
- Cóż - Diabeł uśmiechnął się jak zadowolony kot. - Nie ukrywam, że ma słodka Gertruda ma większe szanse na polityczny sukces na tym balu niż księżna Drahomira.
-A łaknie sojuszu z Balintem? Dlaczego każdy wchodzi mu do tyłka? - Czasem wychodziło z Anny niskie urodzenie co kolidowało z nimfią aparycją.
- Ona, ja, wszyscy - Bożywoj znów błysnął zębami. - Ale niektórzy robią to inteligentnie, a niektórzy zrywają portki i padają na kolana, krzycząc, że chcą i mogą.
-Ja nie - Anna uśmiechnęła się szerzej. - Nie łaknę jego uwagi. I to daje mi przewagę nad wami wszystkimi. Mam wiele długów do spłacenia, wiele osób, których nie chce zawieść ale wielki hospodar nie znalazł się na tej liście.
- Niektórzy powiedzieliby, że to właśnie powód, by ci wytłumaczyć, że jednak pragniesz jego uwagi - pokręcił głową.
-Nie lubię gdy inni ludzie mówią mi czego pragnę. - Anna wyciągnęła spomiędzy fałd spódnicy malowany szklany flakonik, wcisnęła w dłoń Bożywoja. - Daj ją Krzesimirowi. Gdyby kiedyś zechciał przywołać wspomnienia. Mieliśmy razem wiele przygód, wiesz? Lepszych i gorszych. - Słowa drżały a Anna znów tamowała jedynie smutek i przykładała wszelkiej woli by się nie rozpłakać. - Pożegnaj go ode mnie. Ja… nie mogę.
- Rzekłem, że nie zamknę drzwi przed tobą. Odkorkował flakonik i zbliżył zatyczkę do nozdrzy. - Ni przed nim, gdy się będzie do ciebie wybierał.
-Szybko to nie nastąpi. On musi nadrobić rozłąkę. Ja… wygasić żal.
Anna oblizała się na widok posoki, nawet jeśli to była tylko jej własna.
-Balint gustuje jeno w niewiastach czy w pięknie w ogóle?
- Gustuje w pięknie jako takim, ale zdaje się że upatrzył sobie niewiasty jako tej idei najwznioślejsze ucieleśnienie.
-Mimo to, pilnuj Krzesimira. On sam się upilnować nie potrafi. I gdybyś miał jakieś spostrzeżenia co do osoby, której poszukuje, będę wdzięczna za sugestie.
- Łowy na Baali? I pomyśleć, że byłem przeświadczony, że to będzie nużący bal jak wszystkie inne nużące bale. A jakież trofeum dostaje zwycięzca polowania?
-Pocałunek Cyriaka? - Anna wysiliła się na złośliwość. - A naprawdę nagroda ma wartość tylko dla mnie. Cyriak pomoże mi pozbyć się demona - przemilczała że pomoże jej pozbyć sie również Tycho. - Ach, bo mam jednego w sobie, chyba nie wspomniałam. Pamiątka po ratowaniu Krzesimira. Mówi do mnie często a ja odpowiadam, wiec niech cię nie zdziwią pogłoski żem Malkavianką. Właściwie za taką będę się przedstawiać to i mnie nie zdradź.
- To właściwie dobrze, że ojciec twój jednak nie zjechał. Bo on ni z klanem, ni z rodzicielstwem się nie kryje. Jeśli czegoś się dowiem o gościu z piekła rodem, przyjdę i pomówimy o nagrodach i trofeach. I, Anno, doprawdy… znam tutejszego starszego Nosferatu. Pocałunki nam się nie zdarzyły, ale czasowy sojusz podlany krwią owszem.
-Nie wspominaj jednak Cyriakowi, że wtajemniczyłam cię w śledztwo. To dowód zaufania względem ciebie ale Cyriak mógłby nie zrozumieć. Zachowaj informacje o Baali dla siebie.
Anna dygnęła na pożegnanie. Ostatni rzut oka na Krzesimira. Przygryziona warga.
-Twoja żona zaprosiła mnie do łaźni. Masz pojęcie po co?
- Zapewne chce, żebyś zaszła hospodara z drugiej flanki i nagonila jej w ramiona… czy też coś podobnego. Uważaj. O Gertrudę upomnę się ja i jej ojciec i bracia. A ciebie można porwać niemal bez konsekwencji.
-Czyżby? - Anna przekrzywiła głowę. - I reszta osób w zamku patrzyłaby na to obojętnie?
- Dostaliby ataku ślepoty. Księżna osobiście zawiązałaby ci kokardę w talii, a szeryf na własnych rękach zaniósł Balintowi.
Bożywoj był tego absolutnie pewien.
-Oczywiście, nie stałbym jak ta sierota, ale jeśli wkopiesz się w coś tak głupiego, nie licz na szybką odsiecz i pojedynki w świetle księżyca.
-Mam ze sobą trzech Gangreli i lupina. A księżna nim zawiąże wstążeczkę pierwej straci rękę. Zabawne by były plotki na salonach, nie sądzisz? Jak księżna Pragi straciła kończynę. Nie jestem gołąbkiem, żeby mnie zamykać w klatce i tresować. Ty sam miałeś okazję się przekonać - ostatnie złagodziła uśmiechem. - Może nie będzie tak źle.
- Zmienisz zdanie jak zobaczysz, jaką tunikę uszykowała mi słodka Gryfitka.
Nachylił się i pocałował ją w policzek, po czym odszedł, z rękoma splecionymi na plecach.

*

Jitka napuściła na cerbera na korytarzy Semena. Tenże wrócił i ustalił trzy rzeczy. Po pierwsze, Dmitrij to jego krajan. Po drugie, pilnuje małżonki hospodara. Śmiertelniczki, ale Dmitrij podejrzewa, że ją Stefan planuje przerobić na Diabła. I po trzecie, Dmitrij waruje tu następną noc z kolei o suchym pysku, bo nie wolno mu opuścić stanowiska, a nawet jak hospodar ma wolę pochwalić się żoną, to Dmitrij pilnuje jej pleców, a nie biega za posiłkiem.
Anna przyniosła mu wiec posiłek.
-Z wami, Gangrelami zawsze tak. Niby wszystko proste ale domyślić się musisz sama - Anna kucnęła przy tacy, nalała z dzbana pełen kubek i podała do rąk własnych Dmitrija. - Wiem dobrze, bo mam męża z waszego klanu. Stad tylu Gangreli na naszych pokojach.
Przyjął kubek, a z tym, że powąchał podejrzliwie, nie krył się wcale.
- I któryż to szczęśliwy mąż? Ten w kędziorkach jak afrykańska niewolnica, czy ten co coś ze stopami ma?
-Ani jeden ani drugi. Męża mego tu nie ma - Anna oparła się barkiem o strzeżone drzwi. - Jaki jest hospodar?
- W ostatnich nocach… jasnowłosy i szczupły.
- I czemu odwalasz dla niego robotę której by ghul podołał? Chce cię upokorzyć czy nie docenia?
Wzruszył ramionami, jakby było mu to obojętne… choć z pewnością nie było.
- Za tymi drzwiami chowa swą najcenniejszą perłę. Ghul nie wystarczy, Złodziejko.
-Dobrych złodziei nie zatrzymają drzwi ani strażnik - uśmiechnęła się do niego krnąbrnie. - Masz szczęście, że ja nie kradnę przyszłych diablich żon.
- Tymczasem uwierzę na słowo. A twój małżonek nie pilnuje cię? Czy ową czeredę po temu wyznaczył?
-Mnie nie trzeba pilnować. - Pomyślała jak bardzo łże. Jeśli kogoś mąż winien pilnować, to właśnie jej, Anny. A najpierw surowo ukarać za to czego już się dopuściła. - A żonę hospodara, czemu trzeba? Nie jest zachwycona przyszłym mężem?
- Ona już jest żoną Stefana. I dlatego trzeba jej strzec.
-Przed innymi zalotnikami? Czy przed wolnością jakiej mogłaby pragnąc bardziej niż mężowskiej pochwały?
- Zapytaj hospodara, skoroś ciekawa. Ja jestem od stania pod drzwiami.
-Będę niestety bardzo zajęta a komnaty twego pana nie są mi po drodze. Ale na ciebie wpadnę pewnie nieraz. Jeśli czegoś ci będzie potrzeba, daj mi znać. Tylko nie krzywdź dziewki.
- Tego com jej uczynił - wzruszył ramionami - krzywda bym nie nazwał.
-Zapewne. Ale następnym razem gdy jej nie będziesz krzywdził, niech o to poprosi. Kobieta ma prawo o sobie decydować. - Skinęła Gangrelowi na pożegnanie i zniknęła w komnacie.
- Kobieta. Nie bydło - rzekł do jej znikających za drzwiami pleców.
Anna dotknęła jego umysłu co naprawdę myślał o kobietach. I Clotilde.
Myśl była jasna i prosta. Kobiety są słabsze i jeśli są wartościowe, potrzebują ochrony. Ta co zniknęła za drzwiami tego nie rozumie, ale wcześniej czy później zobaczy, że to prawda.

W pokoju powitała Annę Clotilde, która ustaliła, że markiz Joseph Gaspard de Mortain Pagerie, dla przyjaciół Jules, pochodzi z angielskiej rodziny osiadłej we Francji. Stracił rodzinne włości kilkanaście lat temu i ruszył na wschód, po czym przyłączył się do dworu hospodara. Jest Rzemieślnikiem, ale Clotilde nie ustaliła jakiej profesji. Natomiast wszyscy, którzy mieli z nim kontakt, twierdzili że jest uroczy nadzwyczajnie. Służba twierdzi, że krążą o nim jakieś złe plotki, że porywa ludzi …. Ale to przecież nie może być prawda!

Anna zasiadła do pisania listów. Jeden dla Cyriaka, potwierdzający wista. Dwa z przeprosinami, dla markiza i gryfitki oraz, z propozycją by spotkania przełożyć na noc kolejną. Szeryfowi nie napisała nic.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 05-02-2018 o 03:27.
Asenat jest offline