Dycha kicał od jednej burty wozu do drugiej, ostrzeliwując czarującą wunderwaffe. Niby raptem chwila, ale przeciągnęła się niebezpiecznie, a w kolejce byli już żołnierze do skasowania. Nie było co mitrężyć z magikami.
Młodszy skończył już jako szaszłyk, teraz trzeba było tylko dokończyć drugiego. Chwila, poza i strzała poszła. Dalt miał dla siebie kawałek przestrzeni, trochę się od wojaków przejaśniło i można było przycelować w łysy placek na magicznej łepetynie.
Bez czarowników było już po zabawie, a przecież czekała jeszcze niespodzianka w powozie. Elbrett przyszykował strzałę na łęczysku i kopem w drzwiczki zabrał się do rozpakowywania niespodzianki. |