Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2018, 16:12   #1
Ranghar
 
Ranghar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ranghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputację
Mystia(2): Wątpliwe sojusze

Obóz wojsk sojuszniczych rozbity na polanie leśnej, kilka kilometrów pod stolicą królestwa.

Esmeralda

W jednym z większych namiotów trwała od kilku godzin narada z udziałem przedstawicieli gildii i księżniczką. Lysander Gormanter przywódca Czerwonych Lisów , Sagila Maakrina córka Rafaela i jego zastępczyni w dowodzeniu Złotym Lwami, Awadan Illen profesor uniwersytecki magii i aktualny przedstawiciel Zielonych Pand, Gaviel Zorpor przedstawiciel dyplomatyczny i jeden z trzech przywódców Błękitnych Jastrzębi i ona, młoda księżniczka Esmeralda z rodu Białej Niedźwiedzicy.
Większość z nich była skupiona na mapie przedstawiającej trasę od ich obozu do stolicy prowadzącą przez gęsty las. Las od ostatnich dni żył własnym życiem blokując przemarsz większej ilości wojska. Stare ścieżki, dobrze znane myśliwym i zwiadowcą zmieniały kierunek lub po prostu zanikały. Na mapie były zaznaczone punkty, gdzie poprzednie próby przemarszu zakończyły się porażką przez różne pułapki i wilcze doły. Największe straty poniósł oddział kawalerii, który do samego końca nie mógł policzyć się z przegraną, z zasadzkami goblińskich komandosów. Od tygodnia także nie było żadnych wieści od Kadle Kruda królewskiego stratega, który przeniósł się wraz z drużyną zwiadowczą do stolicy za pomocą magii Sargieva Alojzyka.

Do namiotu wszedł nagle żołnierz.
- Lysandrze przybył orzeł z wiadomością – Zameldował speszony tyloma ważnymi osobistościami.
- Dołącz ją do raportów na moim stole – odpowiedział przywódca sojuszniczych wojsk wciąż pochylony nad mapą.
- Tak bym zrobił, ale to twój orzeł Alkazar… - Mężczyzna przerwał wypowiedź widząc nagłe zainteresowania dowódcy, który wystrzelił jak strzała z namiotu. Żołnierz pobiegł zanim odwijając część wyjściową namiotu. Reszta również ruszyła powoli na zewnątrz, gdzie Lysander podchodził do namiotu naprzeciwko, gdzie siedział cień potężnego niegdyś orła. Ptak był strasznie wychudzony na skraju śmierci głodowej i zaniku mięśni.

Przywódca gildii wyciągnął rękę w górę, na którą powoli zszedł ptak. Sięgnął do obrączki z wiadomością i podszedł do zebranych rozwijając malutki zwój.
- Całe miasto zalane morzem wrogich oddziałów. Zieloni to tylko początek kłopotów, coś znacznie gorszego musi nimi kierować. Wykonaliśmy ostatnie pchnięcie. Zdobyliśmy most zwodzony w dzielnicy Bram. Jeśli macie coś zrobić to teraz, ta doba może być naszą ostatnią. Przepowiednia się spełniła, jest wśród nas nowa Walkiria Wsechstwórcy. Sagilo, moja córko przepraszam, jest mi tak bardzo przykro. Jeśli to jakoś pomoże to masz pozwolenie uderzyć Lysandra, konsekwencje biorę na siebie. – Rafael Maakrin – Mężczyzna skończył czytać wiadomość i spojrzał na zebranych. Zamiast tego zobaczył zbliżającą się okutą w ciężką zbroje dłoń kobiety, która uderzyła go w twarz. Z ust i nosa trysnęła krew barwiąc trawę. Długie blond włosy zafalowały gniewnie. Rude źrenice oczu by pełne łez, które zaczynały ciec po jej twarzy.
- Załużem na to – powiedział bezbarwnym tonem mężczyzna pocierając policzek.
Kobieta wymierzyła drugi cios, który załapał przed swoją twarzą.
- Ten zachowaj dla niego, on też zasłużył na to – pociągnął kobietę do siebie przytulając ją do piersi i pozwalając zakryć i osuszyć łzy przed resztą zgromadzonych.
- Nienawidzę was obu! – rzuciła z cichym oskarżeniem.
- Wiem, przepraszam – rzucił jej do ucha odsuwając ją na bok, aby mieć wolną drugą rękę. Wykonał sekretne gesty ręką przed dziobem orła i wypowiedział szeptem kilka słów.
- Daje ci prawo mowy, a więc mów. – Dodał głośniej na koniec.
- Intruzi, dużo, dużo, jeść nas, bez wody i jedzenia, długo, jeść nas, bez wody i jedzenia, odgłosy, walka, opiekun z jedzeniem i wodą, mieć najwięcej sił, dostać wiadomość od płonące oczy. Płonące oczy dobra, świetlista jak dzień. Poczuć wiatr, widzieć zielony ocean, walka, dym, krew, las, ty, uderzony, ranny, słaby wojownik. – Orzeł ucichł i pochylił głowę, mężczyzna pogłaskał go.
–Odpoczywaj, dobrze się spisałeś.

Kilka chwil później wszyscy wrócili do namiotu, naradzając się na nowo. Córka Rafaela osuszyła łzy i unikała patrzenia na Lysandra, który ścierał krew z twarzy.
- Dobra, czas działać jeśli chcemy mieć dom, do którego można powrócić. Nowy plan, posiłki od druidów na czoło czterech kolumn. Każda gildia rusza innym szlakiem prowadzona przez druidyczną magię, tym którym się uda pędzą do mostu i wspierają obrońców w dzielnicy Bram.
- To absurd –rzucił profesor.
- Takim planem skazujesz część z nas na śmierć! Nie wszyscy przedrą się przez las i ukryte w nim hordy wroga. Jedynie idąc dużą grupą mamy szanse na… - Zaczął sprzeciwiać się dyplomata.
- Na co mamy szansę? Stracić resztę kawalerii, utknąć wozami i zablokować mobilność wojsk, czy zaalarmować wielkim klekotem każdego przeciwnika w lesie. Szczególnie z tym wielkim czymś. Słuchajcie nie ma przy nas Kadle, który ułożył by wielki plan. Pewnie wszystkimi sposobami zabezpiecza dla nas most – mężczyzna usiadł i pogłaskał rozbitą wargę.
- Sami widzicie, że nie ma czasu do zmarnowania, to gra o wszystko – mężczyzna naciskał na zgodę rady. Wyciągnął miecz i zwiesił w powietrzu nad mapą.
- W mieście zostało dwóch pozostałych przywódców jastrzębi, to parszywe gnojki bez których świat byłby lepszy, ale nawet oni nie zasługują na taką śmierć – Gaviel, lord dyplomata wyciągnął bogato zdobioną szable i przyłożył do miecza Lysandra.
- Uniwersytet Magii i Wiary nie zostanie skażony przez zielonych troglodytów – Złota laska z wijącym się po niej złotym wężem dołączyła do wyciągniętych broni.
- Ludzkie życie to nie gra. Niech Wszechstwórca ma w swojej opiece wszystkie dusze, nawet te które dziś do niego wyślę! – Blondynka wyciągnęła przed siebie pustą rękę. - Gniewie Serafa – wypowiedziała dwa słowa wypełnione gniewem, a wokół jej ręki zatańczyły pióra, które uniosły jej blond loki. Pióra upadając ukazały świetlisty miecz, który dotknął pozostałych broni. Oczy kobiety zapłonęły ognistymi płomieniami.

Wzrok zgromadzonych padł na młodą kobietę siedzącą na dużym ozdobnym krześle. Przez większość spotkania milczała podpierając policzek i marszcząc oczy. Każdy mógłby stwierdzić, że młoda księżniczka była znudzona całą naradą i marzyła o bardziej dworskich rozrywkach. Jednak uczennica Kadle, najbieglejszego królewskiego stratega analizowała każdą znaną jej wojskową strategię. Dziesiątki formacji i szyków, setki różnych umiejętności zwerbowanych wojowników i musiała przyznać Lysandrowi rację, nie miała więcej czasu na dumanie, gdy jej królestwo od tygodni już wymierało.
- Wasza Wysokość raczy wydać pozwolenie? – Gaviel wydobył umysł Esmeraldy z głębokich rozważań. Spędzili ostatnio dużo czasu na misjach dyplomatycznych w krainach elfów, więc zdążył się przyzwyczaić do nawyku rozbudzania.

Wszyscy

Obóz był całkiem słusznych rozmiarów, na wietrze trzepotały sztandary wielu różnych gildii. Sporą rzadkością we współczesnych czasach było zobaczyć przy sobie tylu członków rywalizujących ze sobą gildii w jednym miejscu. Co dziwniejsze po rywalizacji też nie było większych śladów, co wszyscy zgodnym głosem przypisywali obecności księżniczki w obozie. Jako ostatni członek królewskiego rodu wzbudzała we wszystkich poczucie opieki i jedności. Jednak nie były one wzbudzane z żalu po domniemanej śmierci króla, a po uporze i sile godnej niedźwiedzicy z królewskiego herbu. Jak na aktualnego władcę królestwa przystało poderwała w ciągu kilku dni całe królestwo do boju, wezwała wszystkie przysługi od najstarszych starożytnych paktów i traktatów.

Druga partia posiłków i żołnierzy dotarła wczoraj do obozu. Jak tak dalej pójdzie to w ciągu następnych tygodni będzie można spróbować odzyskać miasto. Wraz ze zwykłymi żołnierzami dotarli również druidzi, alchemicy, rzemieślnicy i bardziej tajemnicze osobowości. Największą radość wzbudziły wozy z prowiantem i uzbrojeniem, które jednak były zarezerwowane dla mieszkańców miasta.
Żołnierze przy ogniskach opowiadali swoje historie, bardziej doświadczeni druidzi krzątali się po obozie uzdrawiając rannych. Alchemicy również rozdawali różne napoje uświeżające ból i wstydliwe dolegliwości.

Było południe kiedy zagrały trąbki. Kapitanowie drużyn zaczęli się drzeć na żołnierzy.
- Zwijać się! Pakujemy obóz! Za godzinę ruszamy na zamek!
Z różnych plotek i rozkazów było można wywnioskować, że każda z czterech gildii formowała osobną karawanę otoczoną żołnierzami w większości ze swoich członków. Powstał też piąty mniejszy szyk zrzeszający się pod królewskim herbem białej niedźwiedzicy, zabierający ze sobą niezrzeszonych najemników i większa część z przybyłych posiłków.

Jednak najbardziej fascynującym widokiem w obozie była obecność olbrzyma ubranego w zbroje i trzymającego ogromny miecz, przypominający klucz.

 

Ostatnio edytowane przez Ranghar : 02-07-2018 o 22:30.
Ranghar jest offline