Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2018, 20:54   #3
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację


Żonka pod kluczem

Kobieta siedzi w fotelu przed otwartym oknem. Naga, bardzo urodziwa i bardzo smutna. Rudowłosa, o białych rzęsach. Nawet dziwna choroba skóry jakoś jej nie szpeci.Co jakiś czas wstaje i… podsłuchuje pod drzwiami.

Anna przegląda jej myśli i baczy na sekrety. To nie jest trudne, jest w końcu tylko człowiekiem.
Obecnie kobieta rozważa, czy poprosić o posiłek już teraz, czy poczekać do świtu. Ale wczoraj jadła w nocy, i przedwczoraj też, i dwa dni temu...
Jutro ma towarzyszyć mężowi i jest zła o to. Będzie ją obnosił jak misterną bransoletę. A ona od dziecka chowała się w klasztorze, umie czytać, pisać, malować i zna się na ziołach.
Przez chwilę duma, jaką suknię założyć, czy taką, żeby widać było plamy łuszczycy, czy taką żeby je ukryć.
Wstaje i idzie podsłuchiwać pod drzwiami. Słyszała, że Dmitrij rozmawiał z jakąś kobietą, ale nie poznała głosu, to był ktoś obcy. Chyba nikt, kogo znał. Ale długo rozmawiali, i jakoś mało opryskliwie… musiała mu się spodobać. Teraz znowu jest cicho. Kimkolwiek ta kobieta była, poszła sobie.
„Nie poszła. Jestem tu cały czas” - zaczęła Anna jak zwykle, czyli mało subtelnie. - „Jestem Anna Złodziejka. Kim ty jestes, poza tym ze żoną wielkiego hospodara?”
“Jesteś Diablicą? “
Dziewczyna odeszła od drzwi, podeszła do okna, by je zamknąć. Chodziła jak ktoś, kto przywykł do poruszania się ze spuszczona głową, skulona i przygarbiona, ale Anna jakoś nie sądziła, że to ze wstydu i zażenowania własną nagością.
„Nie. Należę do innego klanu ale mam ten sam dar co Balint. Mniemam, ze widziałam kiedyś ducha twego męża snującego sie po zamku. Jak wiec ci na imię?”
“On nazywa się Stefan. Stefan Bocskay. Mnie nazywa Helena”.
„Nie pytam jak on cię nazywa ale kim jesteś. Jak nazywała cię matka?”
“Milica. A zakonne imię obrałam Eudoksja. Jedno i drugie teraz nieważne. Jesteś z dworu księżnej? “
„Właściwie nie. Jestem przejazdem, załatwiam tu pewne sprawy. Zobaczymy się zapewne na balu. Dlaczego on trzyma cię pod kluczem?”
“Żeby nikt mnie nie porwał. I żebym nie uciekła“
„A chcesz uciec? Jest ponoć Stefan uosobieniem niewieścich marzeń.”
“Och jest”.
Dziewczyna siada w wyściełanym skórą fotelu i rzuca szybkie spojrzenie na drzwi.
“Jest bardzo piękny, zawsze, choć zmienia oblicza. Wytworny, dostojny i wykształcony. I dobry. Nigdy mnie nie uderzył. Już nigdy od niego nie ucieknę. Byłam młoda i głupia. “
„Wobec tego nie mam cie od czego ratować” - wycedziła Anna. - „Ostatnie pytanie. To diabeł, ma moc zmieniania ciała. Czemu nie uleczy twojej skóry?”
“Ażebym miała motywację do nauki, tak mówi. I nie próbuj mnie porywać. Nie wolno ci. Ja nie chcę. Nie powinnyśmy w ogóle rozmawiać”, zdenerwowana rzucała spojrzenia na drzwi.
„Związał cię krwią?”
-Nie! - Krzyknęła na głos. - Wynoś się!

Drzwi rozwarły się gwałtownie i do komnaty wpadł z hukiem Gangrelski cerber. Wszystkie kąty przepatrzył w jednej chwili, tylko skulona w fotelu Helenę omijał starannie wzrokiem.

Ania jest dalej świadkiem jak Hela kłamie, że krzyczała na wezwanego mocą ptaka. Dmitri ją strofuje, że miała nie używać tej mocy. Dziwnie się popatrzył na zamknięte okno. I poszedl pilnować pod drzwiami.

Niewierny Krzesimir


Gapi się na Pężyrkę. Pężyrka na niego. Jakiś konflikt zdaje się kiełkuje.
- Doprawdy, moja droga, nic ci nie zamierzam odbierać.
- Może i droga ale nie twoja.
Kłócą się o Bożywoja. Pężyrka zazdrosna. Związana po kokardę i zakochana jak nastolatka, ale ona na trzeźwo mocno Bożywoja nienawidzi, więc trudna to miłość, i nawet związana uciekała kilka razy. Annę dręczą wyrzuty sumienia. Pamięta jak armię Bożywoja obie, ona i Pężyrka rozgromiły, a teraz z nim przymilnie gruchają. No ale los jak rzeka, dziwaczne ma zakola.

Wist z Cyriakiem

W karty i kości grano w niedużej sali o posadzce ozdobionej mozaiką z ochronnym pentagramem. Zapełnionych stolików było sporo, przy tym, od którego powstał Cyriak, by ją przywitać, całując w oba policzki jak bliską krewną, siedziało jeszcze dwóch mężczyzn. Jednym był znany jej markiz de Mortain, a drugi przedstawił się jako Nemere Somogy herbu smok.


- Moi drodzy, oczywiście pozwolimy damie pierwszej wybrać partnera? - zapytał retorycznie Cyriak, na co dworzanin i rycerz zgodnie kiwnęli głowami.
-W takim razie markizie? - Anna spojrzała na De Mortaina. - Może choć odrobinę odpokutuję fakt, że odrzuciłam zaproszenie na dzisiejszą kolację. Przyczyną owego jest obecny tu pan Cyriak, z którym łączą mnie zobowiązania i relacje, którym nie sposób odmówić pierwszeństwa.
- Nie po raz pierwszy przegrywam z Nosferatu w bojach o uwagę pięknej niewiasty…
- Och doprawdy - jęknął Cyriak.
- Doprawdy to sama prawda. Panie Somogy, zechce pan rozdać?
I uśmiechnął się do Anny przez całą szerokość stołu. Milczący rycerz Nemere wziął się za tasowanie, rozdał karty i wyłożył atu. Trefl.
Anna zdążyła ułożyć karty w wachlarz przed twarzą, kiedy w jej głowie rozległy się przyjemnie zamszysty głos partnera.
“Cieszę się widząc. Że nieprzyjemna przygoda nie zostawiła trwałych śladów. Jeśli wolno mi być wścibskim… to jakie karty wyrzucił ci spod spodu kupki nasz dzielny rycerz?”
„Sugerujesz panie, że rycerz oszukuje?” - Anna przejrzała swoje karty. Bystrość pozwalała jej na podzielność uwagi i mogła zająć się zarówno grą jak i dyskusją. Podała Julesowi wszystkie karty jakie trzymała na ręce jednocześnie czytając umysły przeciwników bo zapewne myśleli teraz o rozgrywce. Oszukiwanie w kartach przyszło Annie gładko jak okradanie grobów. - Włosy jak widzisz odrosły. Przyodziewek zmieniłam. Jak się miewa Balint i dlaczego nigdzie go nie widać? Myślałam, że będzie go wszędzie pełno i w oczy rzucać się raczy jak paw na zielonym trawniku. Zdaje mi sie, ze wszyscy do Frydlantu przybyli właśnie dla niego. Wchodzić mu w rzyć.”
“Teraz wyjdź z piątki trefl”, zasugerował, wpatrzony w swoje karty. “Co do naszego szlachetnego, namaszczonego świętymi olejami pana Nemere… z taką twarzą kimże może być, jeśli nie oszustem i dworskim uwodzicielem, żyjącym z naiwności starszych dam? Zaiste, nie polecam ci zarzucania na jego rzecz jakichkowiek zobowiązań czy spotkań z Cyriakiem. Ten Nosferatu jest jak skała góry Ararat, do której Noe zakotwiczył swą arkę po długich dniach potopu… podobnie jak Stefan Bocskay. Ale to już wiesz, skoro znasz jego poprzednie imię, prawda?”
Markiz wziął pierwszą lewę.
“ Teraz walet trefl, proszę”.
Anna wyłożyła kartę według jego zaleceń.
„A jak w takim razie zdefiniujesz siebie?”
“Przyznaję bez wstydu, żem się urodził niepoprawnym plotkarzem, a potem kształciłem się sumiennie w tej wdzięcznej dziedzinie przez wszystkie dni mego życia i noce mej śmierci. Czy szeryf wyzwie mnie na pojedynek, gdy poproszę cię do tańca?”
„A nie byłabym warta, gdyby nawet wyzwał?” - rzekła Anna w myślach do markiza a zaraz potem skierowała sie mentalnie ku Cyriakowi. „I co z moja prośbą?”
De Mortain uśmiechnął się pod nosem. Może do swych kart, może do swych myśli, a może w reakcji na to, co powiedziała.
“Zaskoczę cię, pani. Mimo swobodnego prowadzenia się i zamiłowania do plotek gdy przychodzi do niewiast, staram się opierać na czymś więcej niż ulotne pierwsze wrażenie, jakie pozostawia piękne oblicze i wdzięczna postura… i jeszcze bardziej ulotnych słów, którymi damę określają inni.
Cyriak skurczami twarzy próbował dawać Nemeremu jakieś znaki, które rycerz zignorował zupełnie. Swe karty trzymał jakby dzierżył tarczę i wziął kolejną lewę.
“Gdy już znudzimy do reszty naszych partnerów, odprowadzę cię gdzie zechcesz, jak prawdziwemu rycerzowi wobec zaproszonej damy przystoi”, zaszemrał jej w głowie Nosferatu. “Wtedy pomówimy”.
„Niech bedzie” - odparła Nosferatu, markizowi zaś „Rozwieje twoje dylemata. Nie szukam przygód. Mam męża i jestem zołzą. Trwoń energię gdzieś, gdzie ją niewiasty docenią.”
“Zatem uczuciowa afektacja płcią jest w twej ocenie jedyną relacją, jaką mąż może dać niewieście i na odwrót? Odczuwam smutny zawód, powiedz, że to nieprawda. Czego innego spodziewałabym się po damie związanej interesami z Trędowatymi”.
„Chcesz być więc moim przyjacielem? To nie tak, że takowych nie mam albo nie doceniam. Przeciwnie. Doceniam bardzo. Ale przyjaźń wymaga czasu a i pewnie zbieżnych względnie celów. Obawiam się, że nam nie pisane ani jedno ani drugie.” - Anna rozważyła co się dzieje na stole i wyłożyła, zgodnie z kalkulacją następną kartę. - „A co do uczuciowej afektacji, mąż mój jest Gangrelem. Utrefione włosy i smagła twarzyczka nie jest tym, co cenię w innych.”
“Z wścibstwem plotkarza zapytam, czy zatem swemu ghulowi utrefione loki czochszesz i liczko węglem murasz, nim do żyły go dopuścisz?”. Markiz uniósł spojrzenie znad kart. Jego uśmiech byłby niewinny, gdyby nie nagle wysunięte drapieżnie kły.
Tymczasem milczący i skupiony na grze Nemere zszedł z koloru, wyłożył pik i zainkasował punkty karne, które skrzętnie zanotował na skrawku pergaminu. Pismo to ładne i równe stawiał jak żołnierze stojący w kohorcie. Pismo kogoś, kto się w kaligrafii kształcił.
- Skoro jesteśmy tu, w stolicy husytyzmu - zagaił nagle i bez wstępów, głos miał głęboki, wyważony i przyjemny - zali będzie obrazą, jeśli zapytam, co pani o protestanckich ruchach sądzi? Zwłaszcza teraz, gdy Imperium Osmańskie zdaje się na najlepszej drodze do rozgromienia Ak Kojunlu, i jeśli ich pokona, zwróci oczy na nas, rozdartych podziałami?
- Ja jestem stworzeniem miłującym pokój - odparł de Mortain, choć nie jego pytano.
- Wiem. Broń nosicie po to, by pas zgrabnie na pośladkach spoczywał, markizie. I do pojedynków na ulicach. Lecz to damy pytałem o osąd.
- Powściągnijmy próżne złośliwości - zaapelował Cyriak. - Przynajmniej na czas pobytu w Frydlancie.
- Ależ, czemuż powściągać. - markiz uśmiechnął się kpiąco. - Szlachetna Drahomira z tego co wiem hojnie nie zabroniła pojedynków.
- Brak zakazu nie oznacza zaproszenia - zwrócił mu sucho uwagę Nosferatu.
-Uważam, że protestanci mają wiele racji - wyraziła swój osąd Anna i położyła kartę przygryzając wargę w zamyśleniu. - Wiara winna być dla ludzi a nie możnych.
Do markiza dodała:”Masz panie nieaktualne informacje, co zadziwia biorąc pod uwagę twoje plotkarskie zamiłowania. To nie mój ghul.”
“Czyjże więc, powiedz, bo oka nie zmrużę i włosy jutro krzywo utrefię, przez co niechybnie będę mógł stanąć w szranki z twym Gangrelem”, jęknął markiz przesadnie i egzaltowanie w głębi jej umysłu. Nemere zapatrzył się w swoje karty.
- Sądzicie, pani Anno, iże ruch Husa wyrósł z ludu? - zapytał Nemere, zdaje się lekko zdziwiony.
-Uważam, że przybliża Boga zwykłemu człowiekowi - odparła Anna dość beznamiętnie. - I ogranicza władzę kleru, a ten w większości to złodz… - ugryzła się w język. - Powiedzmy, że posiada więcej niż jest w stanie przejeść. Celibat to jedna z dróg aby te dobra utrzymać w kupie, a przecież w Biblii nic na ten temat nie ma. A biblia powinna być wyrocznią, nie ludzie na ambonach.
Właściwie powtarzała argumenty Oldrzycha. To była w końcu jego wojna, choć Anna wolała tego faktu nie wywlekać na wierzch, ponoć sytuacja jeszcze nie ostygła i mogliby oddać jej Gangreli władzom za przeszłe uczynki. Właściwie sie z Oldrzychem zgadzała choć została przy wierze katolickiej z nie do końca sobie jasnych powodów.
„Zobaczysz na dniach” - odwzajemniła uśmiech markiza. - „Jego raczej do tańca nie proś, bo ma silniejszego niż ja protektora.”
“Ja również mam patrona”, odparł rozbawiony markiz.
Anna uruchomiła swe zdolności i rozejrzała się po zebranych badając ich aury. Szczególnie wypatrywała oznak bezwzględnej i brutalnej natury, bo taką w jej opinii musiał posiadać Baali.
W aurze rycerza Nemere dominowała jasna zieleń oznaczająca nieufność, pokryta jednak plamami o nieco ciemniejszej barwie i jakby falująca. Jasna zieleń u Cyriaka zlewała się pasmami ze złotą barwą charakteryzującą ludzi uduchowionych i różową, właściwą tym, którym nieobce było współczucie. W aurze de Mortaina po fioletowych pasmach, w których poznawała oznakę podniecenia, pokryte były jak siecią spękań czarnymi żyłkami.
Rycerz Somogy odchrząknął ze zmieszaniem, które musiało być prawdziwe, wszak widziała je w jego aurze.
- Być może nie powinienem poruszać tematów religijnych… nie ma wszak nic bardziej osobistego a jednocześnie nudnego na towarzyskim spotkaniu. Wybaczenia proszę, pani Anno. Zatem może markiz de Mortain opowie nam jakowąś… plotkę?
Ostatnie słowo wypluł, jakby źle smakowało. Ale Francuz dwa razy prosić się nie dał.
- Cóóóóż… nawiązując do twych zainteresowań Imperium Osmańskim, gościmy pod tym dachem i Turka. Przyjechał godzinę temu. Czy to Turek, czy tylko udaje… a jeśli to Assamita, to przez kogo najęty. I na kogo…?
Markiz zawiesił efektownie głos, rad nadzwyczajnie z wrażenia, które zrobił.
-Cały tłum się zjechał, jak widzę. Wiadomo coś o owym Turku? I czy ktoś jest w stanie wymienić wszystkich Kainitów biorących udział w balu? - Anna pomyślała, że nie ułatwi jej to zadania zleconego przez Nosferatu. Ani zajęcia się Tycho.
„Jak widzę Balint jest dość postępowy w kwestiach żywieniowych. Czy nie wie o twoich diableryckich grzeszkach?” - posłała myśl do de Mortaina.
“Jak widzę, jednak nie mam do czynienia z damą. To nieuprzejme zaglądać innym w miejsca, które w towarzystwie noszą przystojnie przysłonięte”, przyganił jej bez złości.
- Cóóóóż… zamyślił się Cyriak w odpowiedzi na jej pytanie. - Sądzę, iż szeryf dysponuje listą.
- A wy nie? - wyszczerzył się Mortain.
- Wyłącznie tych znaczących.
- Rozumiem, że moje przybycie było niespodzianką!
-Dla mnie, owszem, jeśli poprawi to panu humor. - Anna posłała Mortainowi czarujący uśmiech i rzuciła kartę na stół. Towarzyska rozmowa nie ukróciła jej zapędów by w karty przy okazji wygrać. - Właściwie nie uzgodniliśmy wygranej. Jaka będzie nagroda?
„Niestety muszę” - odparła równie lekko markizowi. -„Szeryf nakazał mi sprawdzać gości od strony mentalnej. Z fizyczną poradzi sobie sam. Odpowiada w końcu za kwestie bezpieczeństwa. Ale niech się pan nie obawia. Nie sadze by pana zaszłości miały związek z tu i teraz a i nie lubię wspominać o sprawach na które nie mam pełnego wejrzenia. Przemilczę to, w ramach przyszłej przyjaźni.”
“Piękna i łaskawa, cóż za rzadkie złożenie”.
- Nagroda, hmmmmm… może każdy z przegranych odpowie prawdę na jedno pytanie wygranych? - zaproponował Cyriak.
- Musimy wygrać, pani Anno. Ten Nosferatu chce zniszczyć moją reputację - westchnął markiz.
-Akceptuję taką wygraną - zgodziła się Anna. - Jedno pytanie. A by umilić mi myślenie, może drogi pan Nemere opowie jak trafił pod skrzydła Stefana Botskay? Jak widzę ma on wokół siebie wielką świtę, każdorazowo urodziwą i zapewne nie mniej użyteczną.
- Nie należę do świty hospodara - objaśnił rycerz. - Trafiłem na jego dwór w poszukiwaniu sojuszy przeciwko Turkom. Odmówił, lecz zaoferował wspólną podróż. Tuszę, że tutaj znajdę chętnych, by zbrojnie i podstępem stanąć przeciw Osmanom.
“Trzeba mieć jakieś hobby w życiu”, westchnął nostalgicznie markiz w głowie Anny. “A po śmierci tym bardziej. Jakie jest twoje? Mąż?”
-Czyli uważa pan Turków za realne zagrożenie, które wymaga zbrojnej mobilizacji? - pociągnęła temat Anna. - To jedynie przypuszczenia czy ma pan dowody na taki stan rzeczy?
„Małżeństwo to nie hobby, drogi markizie” - nawet ją tym rozbawił wiec prawie sie zasmiala mówiąc o potencjalnej osmańskiej inwazji. - „Skoro tak mówisz, zapewneś nie był żonaty. Mam różne zajęcia, którym się z pasją oddaję, a większość z nich sprowadza się do ksiąg. Na jakie zaś przyjemności ty chętnie trwonisz czas?”
“Na plotki. Niewiasty. I rzeźbiarstwo. W tej kolejności dokładnie. Nieprawdaż, że dobrze się urządziłem na dworze hospodara?”
- Trupy pod Warną ledwo ostygły - rzekł Nemere.
- To było ponad trzydzieści lat temu - przypomniał Cyriak. - Ostygły i rozpadły się w proch.
- Za wyjątkiem głowy polskiego króla, którą sułtan trzyma w garncu miodu - zaznaczył rycerz.
- Więc zemsta, jak uroczo! - zachwycił się markiz. - Już się bałem, że wy tak ze szlachetności…
- Z rozsądku - odparł sucho Nemere - Na razie jesteśmy bezpieczni, bo Turcy z innym wrogiem walczą. Ale bliscy są zwycięstwa. Jak zdaje się i pani, pani Anno.
-Proszę mi rzec - drążyła temat Kapadocjanka - z czyjego właściwie ramienia tu, panie przybywasz? Polskiego króla? Bo musisz szukać sojuszników dla kogoś, kto reprezentuje już jakowąś wymierną siłę. I kto widzi w Turkach zagrożenie bezpośrednie dla swoich granic.
- Mam zaszczyt być posłem i reprezentantem rodów Ventrue, których ziemie znajdują się we wschodniej i południowej Europie, i sprzymierzonych z nimi Lasombra rzymskich - odparł z dumą rycerz.
„Plotki, niewiasty, rzeźbiarstwo… Mam bardzo złe skojarzenia z ową kompozycją i boję się, że bliskie mogą być prawdy. Plotki zbierasz, boś uchem i okiem Balinta, znaczy szpiegiem. Niewiasty, bo je upatrujesz do kolekcji hospodara a nawet porywasz, jak mówią plotki, bo że je trzyma wbrew woli widzę ilekroć wychodzę z mych komnat. Rzeźbiarstwo… Przez diablerię lub naukę poznałeś sztukę diabłów i przekuwasz ją na rzemieślniczą miłość do sztuki, nawet jeśli tworzywo ma w sobie więcej życia niż te, w którym zwykle się rzeźbi.”
“Gdybym przez czyn niegodny poznał tajemną sztukę Diabłów, nie byłbym dworzaninem hospodara, a jedną ósmą jego bojowej półumarłej machiny”, odparł markiz z rozbawieniem, acz jego aura zdradzała pewne zmieszanie.
„Kto mówi, ze nie jestes? Lub chociaż jednym i drugim naraz. Poznać podstawy ich sztuki to jedno, opanować po mistrzowsku rzecz całkiem odmienna. Wymaga pewnie czasu i pokory.”
-W takim razie, panie Nemere jestem pewna, że tutejsi szlachcice potraktują twe słowa poważnie. Jaką wymówkę podał pan Botskay? Jego nie martwią zagrożenia ze wschodu?
“Fakt się liczy, nie głębia poznania”, objaśnił de Mortain.
-Obawiam się, iż uznał mnie za panikarza - Nemere skrzywił się lekko i skupił na liczeniu punktów po ukończeniu partii. - Cóż, pani Anno. Czekam na pytanie.
„Czyli jest pan? Jedną ósmą bojowej machiny Balinta? Kto jest wiec pozostałymi siedmioma ósmymi?” - Anna spojrzała w oczy Mortaina ale zaraz przeniosła uwagę na Nemere. Przyjrzała mu się z uwagą, przygryzła wargę i zmrużyła oczy niby zastanawiając się nad pytaniem.
-Dlaczego naprawdę nienawidzi pan Turków, panie Nemere? Ruszył pan sam zbierając sojuszników z ościennych królestw, zdeterminowany w swojej misji. Takie podszyte są zwykle prywatnymi pobudkami. Gdybyśmy nadal grali, obstawiałabym, że chodzi o zemstę.
“Tajemnice mają to do siebie, że bardziej pociągają nieodkryte”, odparł Mortain i ostentacyjnie opuścił wzrok na gors jej sukni, zasznurowany pod szyję.
- Prędzej odpowiedzi, niż zemsta - odpowiedział po chwili rycerz. - A te gdy idzie o nasz rodzaj częstokroć z krwią płyną. Matka moja posłem była do Stambułu, do tamtejszych Spokrewnionych. Choć szła pod białą flagą, zabito ją i wszystkich, którzy jej towarzyszyli. W tym i brata mego.
-W tym przypadku odpowiedzi od zemsty dzielić może bardzo cienka granica - zauważyła Anna skubiąc białą dłonią guziczki sukni jakby chciała zakryć podkreślone przez materiał krągłości. - Ale teraz przynajmniej pana rozumiem, panie Nemere. A skoro Turcy usiekli posłów pokojowych to i psy to bez czci i wiary i dobrze, że są tacy ludzie jak pan, co baczenie mają na ich ruchy. Będę się modlić za powodzenie pańskiej misji.
„Nie jestem żadną tajemnicą, markizie.” - w jej myśli wdarło się nikłe zakłopotanie. Prawda była taka, że nie chciała wydawać się atrakcyjna ani dla De Mortaina, a przez niego dla Balinta. Miała ważne sprawy, niecierpiące zwłoki i dorzucenie do diablego haremu zburzyło by wszystkie jej plany, nie mówiąc o zawodzie jaki czuła na myśl, że nie dotrze na czas do Oldrzycha. - „Jestem prostą nisko urodzoną niewiastą, która obcuje z Gangrelami i wcale sobie tego nie krzywdzi, czas zaś spędza pośród ksiąg i badań. Jedna noc w moim towarzystwie i wył by pan z nudy.”
“Wszak wszyscy wiemy, że czytanie ksiąg i prowadzenie badań jest właśnie tym, co robią proste niewiasty. I jakże to wszystko nudne i nużące, aż dziw, że ludzie ciągle to robią. Toż to prawie jak ze spółkowaniem…”
-Szlachetny panie Cyriaku - zwróciła się zaraz do Nosferatu. - Korzystając, że jestem tu jedyną niewiasta pozwolę zawlaszczyc sobie pytanie i do pana. Proszę mi rzec szczerze - w jej dłoniach błysnął szkaplerz dobyty z kieszeni, gdzie zresztą zaraz zniknął. - Czy uda się panu pomóc w moim problemie? Czy jest pan władny czy to sprawa beznadziejna?
Cyriak splótł pokryte naroślami dłonie.
- Istnieją legendy w mym klanie, przekazywane z ust do ust. Jest powiedziane, że pierwszy Nosferatu wiele lat poszukiwał lekarstwa na swój - przeciągnął palcami po twarzy - problem. Jak wiesz, czego jestem tu dowodem, nie znalazł. Czy jednak odniósł porażkę, czy sprawa to beznadziejna?
Odchylił się i przymknął pomału spuchnięte powieki. Gdy je uniósł, przy stole siedziało dwóch rycerzy Nemere, bliźniaczo urodziwych.
- A sztuką jest, by nie uwięzić się z własnej woli w znalezionym sposobie, by nie dać mu się spętać. To wymaga hartu ducha. I przyznania przed samym sobą - że są rzeczy większe ode mnie, z którymi wygrać nie sposób, choć walczyć należy bez ustanku.
Przesunął dłonią przed twarzą w geście predistigatora i wrócił do własnej szpetnej fizyczności.
-Czyli nie ma - Anna złapała się krawędzi stołu jakby coś uderzyło jej do głowy. Zaraz zakryła strach delikatnym uśmiechem. - Niemniej dziękuje za krzepiącą mowę. Jeszcze jedno rozdanie?
Rycerz Nemere odmówił grzecznie, wymawiając się umówionym spotkaniem, pożegnał się ze wszystkimi, Annę całując dwornie w dłoń i zapewniając, że w innej sytuacji z radością dotrzyma jej towarzystwa. Po czym odszedł, lecz markiz nie wybierał się jego śladem. Karty zgarnął i tasował je z lekkim uśmiechem.
-Będziemy nie do pary - Anna zerknęła znacząco na Cyriaka. - Moze wiec podarujmy sobie drugą partię albo chociaż przełóżmy ją na jutro? Obiecuję, że znajdę nam czwartą osobę do rozgrywki. A tymczasem może odprowadzę pana, Cyriaku?
- Czuję się opuszczony już w tej chwili - poskarżył się markiz i nachylił się do Aninej dłoni. Może to cień, jaki rzuciła jego głowa, ale zdało się jej, że oczko pierścienia pociemniało. - I czekam na kolejne spotkanie.
Gdy odszedł, Cyriak podniósł się od stolika i wysunął ramię.
- Jeśli ci nie wstyd paradować pod rękę z Trędowatym.
-To będzie najwyższa przyjemność - zapewniła Anna obejmując ramię Nosferatu. - Lizawieta mówiła ci, że pracowałam dla Aureliusa, choć słowo praca nie oddaje w pełni naszej relacji. Pokładał we mnie nadzieje, a ja go zawiodłam. Po dziś dzień nie mogę tego odżałować. Widziałam w nim swego mentora, szanuje go ponad miarę. Ale potem on musiał mnie ukarać i odrzucić i właściwie to rozumiem, nie pozostawiłam mu wyboru. Mimo to ciągle nieprzerwanie za nim tęsknię, bardziej niż własnym ojcem, zabawne, prawda? Nie wiesz moze co u niego? Aureliusa, nie Mikołaja.
- Spodziewaliśmy się go we Frydlancie… nie wiem, co mogło go zatrzymać - Nosferatu uśmiechał się, ale ton głosu zdradzał niepokój. - Co do jego postawy, musisz go zrozumieć. W Lizawiecie pokładał wielkie nadzieje, a ona wybrała ścieżkę inną niż jej przeznaczył. Pozwolił jej na to, choć przyszło mu to z trudem. Osobiście uważam, że jest to jakowąś miarą zdolności do prawdziwego miłowania. I w twym przypadku, jak słyszałem, spotkał go podobny zawód.
Anna przez chwile wygladała jakby miała się rozpłakać.
-Mam nadzieje, ze nic mu nie jest i będzie mi dane spotkać go w Frydlandzie. Co zaś się tyczy naszych spraw… Nie zapoznałam jeszcze wszystkich ale markiz Mortain jest moim pierwszym kandydatem. Jest bezwzględny, tak sądzę. Udaje dworaka. Dopuścił się diablerii a to już go jakoś kwalifikuje. Mysle ze wynajduje piękne niewiasty dla Balinta i je porywa wbrew ich woli. Chodzą słuchy, że ludzie znikają a on im w tym pomaga. A najświeższa żona diabła siedzi zamknięta w wieży i… niby rada jest, że jest zamężna ale nie do końca. Najpewniej zghulona. I pilnowana bez przerwy przez Gangrela imieniem Dimitrij.
- Zarówno markiz, jak i pan Nemere są przez nas podejrzani. De Mortain jest tak niemoralny jak się ci wydaje… rodzinnej posiadłości, uwierz mi, nie stracił przez niewinność. Długie lata siał postrach w okolicy, nie cofał się przed okrucieństwami i wyuzdaniem, którego opisami nie będę cię obciążał. Czy to czyni z niego sługę piekielnego? Niby nie… można być złym i nie kłaniać się demonom. Ale takie postępowanie znacznie skraca drogę do takowych paktów. Zaś nasz dzielny rycerz… tak jego wspaniała opłakiwana matka, jak i brat takie pakty zawarli. Dowody znaleźliśmy już po ich śmierci, niemniej były one niezbite.
-Może on więc być Baali, ale intuicja podpowiada mi, że to nie jego szukamy. Po pierwsze, potrzebna mi lista gości i tę spróbuję wyłudzić dziś od szeryfa, potem analizować będę każdego z osobna. Po wtóre, chciałabym wiedzieć, skąd ta pewność, że Baali zjawi się tutaj? Czy to pewna informacja? - Anna przez cały czas szeptała pochylona do ucha Cyriaka.
- To pewne, wiadomość pochodziła od mojego zaufanego ghula. Niestety, była niepełna. Musiał zostać nakryty podczas jej pisania i posłać ptaka z nieukończonym listem. Mój sługa zniknął bez śladu i obawiam się, że przypłacił życiem za zdobyte informacje, których przekazać mi nie zdążył.
Annie przyszło przyjąć to za pewnik.
-Jeszcze jedno. Trzeba nam uważać z wszelkimi rozmowami. Gdym się kręciła po zamku, szukając odpowiedniego miejsca na… sam wiesz co, natknęłam się na ducha. Myślę, że widziałam Stefana Botskay i że dysponuje on moimi zdolnościami chodzenia bez ciała. Jest złodziejem, jak ja. I moze juz wie o polowaniu na Baali.
- Niechże go - skrzywił się Cyriak. - To nieprzyzwoite być utalentowanym. Jeśli zaś chodzi o twój problem… w każdym większym mieście znajdziesz miejsca, gdzie będziesz bezpieczna przed niepożądanymi wpływami. Otrzymasz listę… co nie oznacza, że nie spróbujemy wygnać tego na dobre. Może to jednak oznaczać dla ciebie… ruinę duszy. Charakteru. Zastanów się, czy jesteś na to gotowa.
Anna ścisnęła usta w wąską kreskę.
-Chyba nie mam wyjścia, prawda? Miałam wizje, ze to zabije mojego męża. Nigdy do tego nie dopuszczę. Choć… zastanawiam się czy natenczas nie oddać ci szkaplerza. Mój pasażer mógłby może wyczuć osobę, która jest w pakcie z innym demonem? Niechże się moja słabość do czegoś przyda.
- Odradzam ci zawierania takich porozumień. Nigdy nie są za darmo.
-Nic nie zamierzam podpisywać ni dawać słowa. Raczej wyciągnąć od niego co sie da. On… dużo mówi. - Opuściła oczy jakby zawstydzona tym faktem. - Szczerze mówiąc to troche sie tez obawiam o swoją osobę. Ponoć Botskay jest kolekcjonerem. Niewiast. Zainteresowanie markiza De Mortain zmusza mnie do ostrożności i podejrzeń. On spełnia zachcianki diabła. Co jeśli się jedną stanę? Skończę jak ta nieszczęśniczki w wieży? Bożywoj Skrzynski twierdzi, że księżna przymknie na to oko byle zadowolić Botskay.
- Jest to coś, czego należy spodziewać się po drogiej Drahomirze - Cyriak uśmiechnął się półgębkiem. - Tym bardziej że zdaje się nic was dotąd nie łączy. Cóż, źle się czuję z taką radą, ale… znajdź protektora. Możnego i wpływowego. Najlepiej ze świecznika, by był dobrze widoczny. Jesteś dość sprytna, by kogoś zwieść na pokuszenie, a to wszak nie musi być na zawsze.
Annie niezbyt podobał się ten przymus ale pokiwała głowa na znak, ze radę akceptuje.
-A co z Tremerem? Przyjął moją ofertę i przystanie na wymianę?
Cyriak kiwnął głową i uśmiechnął się, zadowolony z ustaleń.
- Jutro, godzinę po północy. Przy wejściu do sali karcianej widziałaś na pewno małe drzwiczki za kolumną. Tam będzie czekał. To tylko pierwsze spotkanie, przystałem więc na czas i miejsce, które podał.
-Może lepiej zrobić to od razu jutro, na balu będzie nieziemski tłok - rozważała na głos Anna. - Będę chciała włączyć w sprawę Matoza, czy by mógł przykryć nas płaszczem niewidzialności i odseparować od ciekawskich oczu. Znalazłam ukryty pokój ale będziemy musieli tam dojść.
- To uprzejme, że mi o tym zamiarze mówisz, lecz naprawdę nie potrzebujesz mojego przyzwolenia.
-Mimo wszystko odniosłam wrażenie, że wszystkie Nosferatu są niejako tobie podległe więc wolę uprzedzić. Na dziś to chyba wszystko o czym chciałam pomówić. Gdy dowiem się czegoś więcej odwiedzę cię znowu. Lub tez jutro zobaczymy się przy kartach.
 
Asenat jest offline