Test strachu
Gerhart (66): 37 udany
Emmerich (56): 53 udany
Albrecht (48): 15 udany
Ulli (42): 36 udany
* * *
W izbie panował półmrok. Płonęły dwa łuczywa rozstawione na przeciwnych krańcach długiego stołu. Brodate twarze krasnoludów wyglądały na zmęczone i błyszczały się od potu.
- Od kogo to wemy? I skąd, że nie kłame?
- Bardag to krasnolud. Wojownik, za niecałe czterdzieści lat będzie długobrody. Pracuje dla Ginenburga.
- W takym razie mamy pewność. Dalej nie wemy dlaczego, ale z czasem wszystkego się dowemy.
- Jest jeszcze coś. Wcześniej walczył na arenach Wissenlandu. Nie wiadomo, dlaczego opuścił karak Wielkiego Króla.
- Być może ktoś od nich będzie w stane mu pomóc - starszemu odpowiedziały jedynie pomruki aprobaty.
- Puście gońca do młodego Olafsena. Do Bardaga drugego, by poznał drogę - zakończył zebranie starszy, a wszyscy pozostali powstali czekając aż wyjdzie z pomieszczenia.
* * *
Obudził go śmiech Ritty. Ta ludzka psotka zawsze wstawała przed nim a on, wyczulony od pewnego czasu na wysokie dźwięki nie potrafił spać, gdy zaczynała krążyć w obejściu.
- Nie dokazuj!
- Ale dziadku...
- A jak pojawią się goście marsz do kuchni i ani nosa nie wyściubiaj!
- Ale dlaczego?
- Cichaj latawico i zbieraj szyszki.
„Szyszki. No tak. Obiecywała pomóc” pomyślał
Aslaak. Gdy wstawał z posłania posłyszał odgłos kopyt.
- Już, zmykaj!
Krasnolud ubrany wyszedł na podwórze. Od progu usłyszał od starego Wiktora, że ma gościa w głównej sali. Podążył tam bez zwłoki. Na ławie, plecami do wejścia, siedział jego rodak moczący zarost w kuflu.
- Aslaaku, bądź pozdrowiony ty i rzemiosło, któreś wyssał z mlekiem matki. Przybyłem z posłaniem od starszego Jorunda z Wördern. Zwrócił się do nas krasnolud z Karaz-a-karak. Podaliśmy mu jak dotrzeć do tego miejsca, gdyby była taka potrzeba - upił kolejny łyk.
- Jest lepsze z miesiąca na miesiąc. Gdy powrócisz przyniesiesz dumę klanowi.
Niedługo potem posłaniec odjechał. Należało dokończyć zbiór składników a następnie zacierać i chmielić słód, bowiem poprzednia partia złotego trunku była już na wykończeniu. Czym bowiem dla zajazdu jest osiem antałków piwa? Czterdzieści litrów to ilość obiadowa, jak zwykł mawiać Wiktor.
* * *
Ostatnie wydarzenia wywróciły uporządkowane życie
Bardaga. Jego pozycja na dworze Ulrica von Ginenburga we Franzen była wysoka i często podczas wyjazdów szlachcica był jego najbliższym silnorękim. Ich współpraca musiała się jednak skończyć i tylko kwestią czasu było czy nastąpi to prędzej czy później.
Wszystko zaczęło się od spotkania handlowego w Wördern dwa tygodnie temu. Tamtejsi krasnoludowie byli od dłuższego czasu obiektem zainteresowania von Ginenburga ze względu na trzymany twardą ręką monopol na wyroby stalowe.
Bardag brał udział w negocjacjach jako ochroniarz szlachcica, którego wykształcenie nie predestynowało do twardego handlu. By osiągać zyski używał się podstępu i oszustwa.
Poznawszy prawdziwe zamiary swego pracodawcy wobec krasnoludzkich obywateli Imperium
Bloodaxe nie pozostał obojętny. Choć przed wyruszeniem w świat w drabinie społecznej w rodzinnym karaku zajmował niski szczebel jego ród nie splamił się dotąd i nie było w niczyim interesie zmieniać taki stan rzeczy. Posłał więc gońca z informacją do swych rodaków a sam, nie mając niezbitych dowodów na nieuczciwość szlachcica, wystąpił ze służby.
Słowo krasnoluda znaczyło wiele nawet w tych coraz bardziej parszywych i nielojalnych czasach.
Posłaniec dopadł
Bardaga na północ od Vigaun.
- Pozdrowienia od starszego Jorunda. Uznał, że powinieneś wiedzieć: niedaleko osiadł twój krajan z Karaz-a-karak. Kazał też przekazać, że gdy porzucisz swoje dotychczasowe zajęcie i przemyślisz co mógłbyś robić innego chętnie powita cię w Wördern.
Pod wpływem chwili
Bardag skręcił na zachód, ku Gladisch. Choć jeszcze nie zdecydował czy uda się do poleconego krajana wolał, przynajmniej na razie, ominąć siedzibę starszego. W Naffdorfie stanął jeszcze przed wieczorem.
Główna droga pokryta była luźnym pyłem zamiatanym przez wiatr. Mieszkający tu ludzie wyglądali na przestraszonych. Przed swoim domem w centrum wsi stał jej sołtys.
- Bądź zdrów, przedstawicielu starszej rasy. Kończymy żniwa i nadchodzi pora świętowania, zasiądziesz z nami do wieczerzy? - zaprosił z nerwowym uśmiechem na twarzy.