Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2018, 18:28   #5
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Pędziła Anna korytarzem z włosem rozwianym i furią w sercu. W myślach przeklinała wszystkich po kolei, nie oszczędzając Ronovica, który zbudował zamek tak, że wszędzie było daleko, a zgubić się łatwo. Turków umieszczono w południowym skrzydle, i zdało się jej, że to mile całe.

I w kolejnym korytarzu natknęła się na kogoś, kto także maszerował szparko, lecz tym się różnił od niej, że zatrzymywał się na każdym rozwidleniu korytarzy. Mężczyzna odziany był w długie, niebieskie, luźne szaty i zawój na głowie… nie widziała Anna za wielu Turków, ale ten wyglądał turecko. A na pewno cudzoziemsko.

Anna wyhamowała przed nieznajomym i uśmiechnęła się tak urzekająco jak tylko mogła kobieta z jej ogładą.
-Cóż za szczęście, że na pana wpadłam. Musiałam sie całkiem zagubić w meandrach frydlanckiego zamku. Pan jest tym osławionym tureckim paszą o którym słyszę od zmroku?
Cudzoziemiec momentalnie zgiął się w ukłonie do samej ziemi, rozkładając przy tym szeroko ręce z dłońmi zwróconymi wnętrzem w jej stronę.
- Piękna… pani - wydukał, gdy się podniósł. - Aga Sarijah Omeir.
I znowu się ukłonił.
-Ach, Assamita, tak? - Anna ujęła mężczyznę pod rękę, rozluźniona i tryskająca pogodą. - Słyszałam plotki o was. Ponoć ciężko znaleźć kogoś równego wam w walce. Och, i wybacz. Nie przedstawiłam się. Jestem Anna.
Zdenerwowanie obcego tylko się pogłębiło.
- Tak. Syn Assama - potwierdził i nie dodał nic ponadto. Uśmiechnął się za to niepewnie.
-Dobrze mówisz w tutejszym języku. - zapewniła grzecznie nie puszczając jego ramienia. - Chyba cie ukradłam, prawda? Gdy dokądś zmierzałeś?
- Kedy… kedy… - wydukał i zapętlił się na tym jednym słowie. - Kedy iść…
Pociągnął ją w stronę okna, ale zdaje się nie zobaczył tam tego, co jej chciał pokazać.
-Chcesz wyjść na zewnątrz? Tam? Poprowadzę cię - i Anna poprowadziła nieznajomego pewnie pod rękę jakby to ona była mężem a on niewiastą. - Opowiesz coś o sobie? Jesteś sługą paszy? Strażnikiem?
Sarijah posłusznie dawał się prowadzić korytarzem. Może wyszedł z założenia, że bardziej się i tak nie zgubi?
- Ja sługa? - otworzył szeroko oczy. - Nie-nie.
Wykonał smagłą ręką dziwny gest, jakby zamieniał dwie rzeczy miejscami.
- Sarijah Assamita. Anna?
-Ja? Zabójcą? Skądże! - Anna machnęła ręka i sie zasmiala, donośnie i szczerze. Podejrzewała, że nie rozumieją się do końca. - Ja, Anna - położyła dłoń na obleczoną w czerń pierś. - Ty… Aga. Nie strażnik. Czyli kto? Dworzanin paszy? Ty walczyć czy pisać pieśni?
- Aga tytuł - zmarszczył nos w zastanowieniu. - Armia. Wiersze dobre. Pieśni złe.
Położył dłoń na swoim gardle.
- Głos kurczak. Pasza Hamza sługa - pokiwał głową.
- Ty jesteś sługą paszy czy on twoim? - Anna pomyślała, że spróbuje przejść na łacinę i powtórzyła to samo w języku filozofów. - Kto jest na czubku waszej tureckiej drabiny?
Na to przystanął i plunął może nie najczystszą, ale zrozumiałą łaciną, że z okna ujrzał labirynt, wyszedł by go zobaczyć z bliska i zgubił się doszczętnie w przekletych korytarzach, ani wrócić, ani wyjść nie może.
-Zgubiłeś się? - chciała się upewnić Anna. Przypomniała sobie gdy krążyła animą nad zielonym labiryntem. - W ogrodzie? Pośród korytarzy z żywopłotu?
- W zamku - przyznał bez oporów czy wstydu. - Byłem na jakimś dziedzińcu z drzewami, ale nie wyszedłem z zamku.
-W takim razie winnam spytać dokąd chcesz dojść?
- Do labiryntu, na dole - wyszczerzył białe zęby. - Jak na Krecie. Byłaś na Krecie?
-Nie. Niewiele podróżowałam. Ale dużo czytam. Minotaur? - Anna przystawia dwa wskazujące palce do głowy imitując rogi. - Uuuuu. Byk? Chcesz szukać potwora?
Uśmiechnął się znowu. Teraz w jego aurze dominowało rozbawienie i zaciekawienie, fascynacja nawet… dość dziwne u kogoś, czyi słudzy niedawno uczestniczyli w zbrojnej bitce.
- Jest tu potwór? Nie widziałem. Ale labirynty tworzy się po coś. Zdradzić ci sekret?
-Anna lubi sekrety - poklepała się w pierś.-Anna złodziejka sekretów. Powiedz. Dam coś w zamian.
- On się porusza. Korytarze wiją się jak wąż na piasku. Ale są prawidłowości - wyszeptał z fascynacją. - Bardzo ciekawe.
-Jakie prawidłowości?
- Jest tam siedem posągów i jakis budynek w środku. Zmiany promieniują od tych figur, jak kręgi na wodzie. W taki sposób, że droga do tego budynku w środku wydłuża się… albo zamyka.
-Ruchomy labirynt?- Anna poruszyła brwiami.- Chcesz tam wrócić?
- Pójść tam, tak. Widziałem go tylko z okna. Pójdziesz ze mną? A może… - uśmiech z miłego zrobił się drapieżny - ...zapolujemy?
-Na potwora? - zgadywała Anna. - Nie, nie miałam tego na myśli. To znaczy potwora nie ma w labiryncie. Będzie na balu. Pomożesz mi? - naraz sie rozpogodziła. - Jesteś zabójcą, prawda? Umiesz zabijać potwory. Demony.
-Chcesz mnie nająć? - uniósł w zdziwieniu czarne brwi, rozejrzał się po niezmiennie pustym korytarzu. - To kosztuje. Kim jest potwór?
Zrobił się nagle poważny jak sama śmierć.
-Jaka jest cena?
- Zależy od celu. Pracuję za przyslugi, sekrety. Czasem za złoto. Często za krew.
-Po co ci moja krew? - Anna zakryła dłonią usta. - Do czarów? Do picia? - Zaraz jednak pokiwała głową i wyciągnęła dłoń w stronę mężczyzny. - Zgadzam sie. Dam ci moja krew. I zdradzę kilka sekretów. Wynajmuję twój miecz.
Spojrzał na jej rączkę z pewnym żalem.
-Anna musi zrozumieć. Cena zależy od celu. Nie podam ceny, nie znając celu. Krew może być Anny, jeśli jest dość silna. Albo kogoś innego. Starszego. Ale to zależy od celu.
Westchnął lekko i uśmiechnął się na powrót.
-Nie pijam krwi nikogo poza mym druhem. Jest daleko, ale nie opuszcza moich myśli.
-Rozumiem to, tez pije krew mego druha. I zgadzam się - nie cofnęła dłoni trzymając ją wciąż przed Assamitą. - Dam ci zapłatę, potem powiesz na co mnie stać. A narazie chcę byś przedstawił mnie paszy. Albo rozejrzymy się po labiryncie, jeśli cię to ciekawi. Jestem gospodarzem, a ty gościem. Chcę żebyś czuł się tu dobrze. Jestem po to by umilić wam czas - kolejny promienny uśmiech. - Podoba wam się nasz kraj? Tutejsi ludzie?
Zastanawiał się przez chwilę, po czym objął palcami jej dłoń i potrząsnął trzykrotnie.
- Zgoda.
Twarz znowu mu się rozpogodziła, sztywnym gestem i zapewne u kogoś podpatrzonym i nieoswojonym jeszcze wyciągnął do Anny ramię, by się mogła oprzeć.
- Paszę Hamzę mam co noc. Bardzo wiele paszy Hamzy. Przedstawię cię, jeśli chcesz… lecz najpierw labirynt.
Szedł przez chwilę w milczeniu.
- Nigdy nie byłem tak daleko na północ. Wszystko jest dziwne i inne. Nosferatu - uśmiechnął się szerzej - są tacy sami.
Anna objęła podarowane ramię i poprowadziła w stronę ogrodu. Mijając okna szeryfa zerknęła tam kątem oka. Spróbowała dojrzeć jego umysł i myśli. Czy mógł być zazdrosny? Żałować? Nie, raczej nie. Okno komnaty było ciemne… zdaje się, że nikogo tam nie było.
-U nas nie ma Assamitów, nie znam waszych obyczajów. Pasza Hazma jest innego klanu niż ty, prawda? - Anna ściągnęła usta w ciup, zamyśliła się.
- Na płaszcz Proroka, oczywiście, że z innego. Zanudziłbym się w podróży z własnym ziomkiem. Pasza jest Gangrelem. Doprowadza wszystkie nadęte jak świński pęcherz wampierze na dworze sułtana do rozpaczy.
O ile pierwsza i ostatnia część mogła być prawdą, o tyle środkowa budziła Anina wątpliwość.
- Ja… z klanu Malkavian - skłamała gładko. - Niektórzy mogliby rzec, że jestem szalona. Ja twierdzę, że czasem widzę przyszłość. I słyszę głosy.
- To jeden z trzech klanów, co najtęższe rodzi głowy.
Anna uśmiechnęła się do komplementu, nawet jeśli budowany był na kłamstwie. Zerwała rosnący w ogrodzie kwiat i wsunęła za warkocz w swoje ciemne włosy. Naraz zatrzymała się przed wejściem do labiryntu i obleciał ją lekki strach.
-A co jeśli nie znajdziemy wyjścia? - Anna miast wedle etykiety obejmować Sarijah pod ramię, złapała jego dłoń. - Mam złe przeczucia.
- Nie jestem tak biegły jak mój druh w odnajdywaniu schematów i prawideł w chaosie - odparł spokojnym, wyważonym tonem, ale dłoń, którą Anna trzymała, wyczuwalnie drżała. Ze strachu czy z podniecenia przygodą? - Ale zdaje mi się, że wyjście nie jest problemem. Problemem jest dojście do serca. Szkoda, że Szihaba nie ma z nami. Zostawiłem go w Damaszku - obrócił do niej ciemną twarz. - Twój przyjaciel też daleko?
-Daleko. W Wiedniu - opowiadała strapiona. - Ktoś go więzi, dlatego mi spieszno. Muszę skończyć tu, we Frydlancie dwie sprawy i do niego jadę.
Ruszyła wprost w zielone korytarze.
-Jest tu rycerz, Nemere, co ma do Turków uraz. Twierdzi że zabito jego matkę i jej świtę w Stambule choć przyszli pod białą flagą posłów. Wiadomo ci coś o tem?
- A jak się zwała ta niewiasta? I Hamzę lepiej zapytać. Ja nawet Turkiem nie jestem. A czemu przyjaciel twój w niewoli?
-To nie tylko przyjaciel. To mój mąż. Ukochany - Anna nie była pewna czy dobrze ubiera rzecz w słowa by ją zrozumiał. - Jest w niewoli bo chciał mnie wyratować z piekła. Dosłownie. Tkwiłam tam trzy lata, pośród demonów. Gdy wreszcie uciekłam okazało się… - Anna pierwszy raz mówiła to wszystko na głos i docierała do niej krzywda jaką Oldrzychowi uczyniono i poczuła krew pod łukami powiek. - że pewni ludzie skierowali go w pułapkę i sprzedali by oddalić go ode mnie. Nawet nie wiem czy jeszcze żyw jest. Ale zrobię co w mojej mocy by go odnaleźć i uwolnić.
- A. Zatem to taki druh - zauważył Sarijah, ale głową zaraz pokiwał, że rozumie. - Więc masz wrogów potężniejszych od siebie i męża. Potwór jest jednym z nich?
-Nie. Nie do końca. To skomplikowane - uśmiechnęła się blado. Chciała mu wytłumaczyć. - Pierwszy potwór jest we mnie, połączony w jedno. Drugiego kocham i nienawidzę jednocześnie, bo to ojciec mój i on mego męża wywiódł na manowce. Trzeci potwór to brat przyjaciela i współwinny uwięzienia mego męża. Nie moge sie na nim zemścić nie tracąc przyjaciela, jego brata a tracić go nie chce. Czwartym potworem jest księżna tego miasta, co nawet mnie nie zna a już przehandlowała moją skórę dla swych interesów. Ale oni wszyscy to nie potwory, których tropię. Tamten piąty jest sprytny i ukrywa się w skórze kainity, jednego z nas, ale nie wiem jaką nosi twarz. - Anna pociągnęła Assamitę za sobą. - Czy to już część twojej zapłaty? Tajemnice jakimi sie dziele? I tak, zanim to skomentujesz, Anna ma wielu wrogów. Nie najmie cię na wszystkich, nie wypłaciłaby sie do końca świata.
- Och nie. Teraz rozmawiamy - skręcił w prawo w boczne przejście, wzrokiem powiódł w jedną i drugą stronę korytarza. - Gdy się zaczniemy targować, będziesz wiedziała, że to już. Chociażby po tym, że Hamza będzie obecny. Więc… jeśli chcesz o coś zapytać, to pytaj. Odpowiem. Albo nie.
Annie zaś zdało się, że coś słyszy. Powolne, twarde i miarowe stąpnięcia. Kopyta na murawie. Gdzieś daleko, w odległym korytarzu, oddzielonym od nich wieloma ścianami żywopłotów.
-Ciii, słyszysz? - Anna położyła palec na ustach i wytężyła zmysły. - Kopyta. Potwór. Albo tylko Semen - uśmiechnęła się i roześmiała. - Złap mnie, dobrze?
I bez uprzedzenia wyślizgnęła się z ciała by wznieść się nad labirynt i osadzić jak to wygląda z góry. Czy się wogóle da. I czy Assamici mają taki dobry refleks jak mówią. Unosząc się, widziała, że pochwycił ją, nim jej ciało zdążyło uderzyć o ziemię, uniósł w górę, jej bezwładna głowa opadła na ramię Assamity. Przez chwilę przemknęło jej przez głowę, że to nierozsądne, zostawiać swoje ciało pod opieką nieznajomego. Jednak w jakiś sposób była spokojna. Zawarli wszak umowę…
Szybko odkryła, że nie może się wznieść na tyle wysoko, by ogarnąć wzrokiem cały labirynt, jakby więziła ją niewidzialna bańka. Niewidzialna i niematerialna, bo dłońmi nie wyczuwała ściany i oporu, a jednak nie potrafiła jej przekroczyć.
Wiedziała za to, że to nie Semen. Szybko, coraz szybciej biegło wśród listowia coś, co nie poruszało się na dwóch nogach. Mignął jej kary grzbiet, w miejscu gdzie ściana listowia była niższa. I kawałek dalej czarna, rozwiana grzywa.
Ogień zobaczyła w tej samej chwili, w której zdała sobie sprawę, że rumak zdaje się kierować tam, gdzie zostawiła swą cielesną powłokę w objęciach Assamity.
Ogniste oczy, płomienie unoszące grzywę i żar ciągnący się za łomoczącymi miarowo kopytami.

Anna błyskawicznie wróciła do ciała.
-Ognisty koń! - wrzasnęła do Assamity. - Musimy uciekać! Stratuje nas.
Już stała na równych nogach i gnała w przeciwną stronę niż ta, z której zmierzał ogier ciągnąć za rękę Sarija. Pomyślała o rycerzu Ronovicu, czy to duch jego osławionego rumaka. A potem o Sokole, czy doceniłby wdzięk konia nim przejechałby się po nim rozżarzonymi kopytami.
Tętent za jej plecami narastał, a gdy obejrzała się przez ramię, zobaczyła za biegnącym Sarijahem, że rumak wypuścił z nozdrzy wąskie strużyny ognia. Więcej się nie oglądała. Biegła, choć wiedziała, jak marne w porównaniu z koniem ma szansę.
I nagle, gdy już niemal czuła na plecach płomienny podmuch, biegnący Assamita pchnął ją mocno w bok, w przejście do sąsiedniego korytarza. Siłą rozpędu padł za nią, przeturlał się zręcznie, dobywając z fałd szat zakrzywiony nóż i ustawiając się między nią a zagrożeniem.
Ale rumak przemknął sąsiednim korytarzem, nie zwracając na nich uwagi, ciągnąc za sobą iskry i podmuch gorący jak piekło.
-O mój Boże, co to było? Demon jakiś czy diabli wytwór? - Anna podniosła się z trawy, odgarnęła z twarzy kosmyki, które wydostały się z warkocza, przy okazji pobrudziła czoło ziemią.
-Jesteś pewien, że wciąż chcesz szukać serca labiryntu? Im dalej, tym trudniej bedzie zawrócić.
Zamamrotał coś pod nosem, wychwyciła tylko arabskie miano diabła. Odetchnął głęboko parę razy.
- To chyba nie był najlepszy pomysł - oznajmił pomału - na pierwszą przechadzkę po zapoznaniu.
Nie upierał się, by kontynuować przygodę, co ją nieco zdziwiło. Gangrele ruszyli by hurmem i pieśnią na ustach, by udowodnić wszystkim i sobie samym, że się nie boją. Sarijah uciął skrawek tkaniny z rękawa i podał jej, by otarła twarz.
- Powinniśmy teraz stąd odejść.
Anna przyznała mu rację skinieniem. Skrawkiem materiału starła brud z twarzy. Odzienie obcego było miękkie i woniało czymś przyjemnym i odległym.
-Labirynt jest zaklęty, blokuje moje zdolności. Przykro mi.
Pomyślała, że gdyby Ołdrzych tu był, pomknął by do centrum labiryntu bez problemu, na ptasich skrzydłach.

Co ciekawe, z labiryntu wyszli bez problemu. Sarijah zaproponował, że chętnie Annę odprowadzi gdzie Anna chce, tym bardziej że nieco mu wstyd, że ją naraził swoją zachcianką. Anna zaproponowała by się zrewanżował przedstawiając jej paszę Hamzę.
 
liliel jest offline