Ten dzień nie był jak każdy inny. Nie należał bowiem do udanych. Vince'owi wręcz wydawało się, że pewien elf spróbuje prędzej czy później osłabić jego pozycję, skoro dostał w prezencie gotowy argument. Vince nie wiedział jaki, ale i bez tego czuł się z tym źle.
To wszystko były jednak niezaspokojone potrzeby drugorzędne. By móc poświęcić się rozważaniom na ich temat w pełni musiał najpierw wstać a następnie rozłupać czaszkę każdemu chcącemu podejść bliżej. Pełnił w tej chwili swoją rolę – skupiał na sobie uwagę przeciwników i jeśli tylko wytrwa dostatecznie długo reszta grupy wyeliminuje ich z zaskoczenia.
Nie miał jednak do nich zaufania. Motywował się w wyobraźni przybijając dłoń Rena do drzewa skradzionym przezeń nożem. I nie marnował nadarzających się okazji do kontrataku choć głównie się bronił walcząc z dwoma jeźdźcami i strąconym wozakiem.