Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2018, 19:09   #10
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Egzekutor klanu Brujah przybędzie jutrzejszej nocy.
Kim jest egzekutor Brujah? Anna dumała nad tym nieco nieobecna podczas gdy Clotilde pomagała jej założyć szatę w kolorach płomieni. Zerknęła potem Anna w lustro i musiała przyznać, że prezentuje się egzotycznie i tajemniczo jak jakiś ognisty dżin zza siedmiu mórz.

Gdy wychynęła wreszcie z komnaty na korytarzu zobaczyła bynajmniej nie Dmitrija. Na ławeczce siedziała niewiasta, szczupła, jak wyrzeźbiona, urodziwa w sposób, który Diabłom zapewne przypada do gustu, odziana w powłóczystą spódnicę z lejącego się materiału i adamaszkowy półkontusz.

Na jej widok nieznajoma poderwała ozdobioną rogami głowę. Rozpogodziła się gwałtownie, w jednej chwili twarz przypominająca maskę odmieniła się w uśmiechu.
- Witaj, aniele - zagaiła z mocnym ruskim akcentem.
- Cudka czyżby? - Anna obejrzała sobie kobietę ze sporym zainteresowaniem. Była piękna jako Anna, mogłyby siostrami być. - Doprawdy cudna.
Tamta zaśmiała się przyjemnie, zmrużyła oczy w rozbawieniu.
- Gangrelska kasztelanka zabawia się z mym ojcem. Jestem Nadieżda. Nadzieja. A wy to kto? - przechyliła na bok głowę.
- Anna Złodziejka - odparła taksujac wzrokiem rogi tamtej. - Jestem z Gangrelami. A ojciec twój to ów niedźwiedź co po okolicznych puszczach hasa? - Anna przygryzła wargę zła że zapomniała jego imienia.
- Mój ojciec to hospodar Stefan Bosckoy - Nadzieja pochyliła się mocniej, dłonie opierając o kolana i próbując zajrzeć za plecy Anny w głąb komnaty przed ciągle otwarte drzwi. - Masz tam Gangreli? - uśmiech nie schodził jej z pełnych ust, ale zainteresowanie wyczuwalnie się wzmogło.
- Jeszcze przed chwilą byli. Rozbiegli się, jak to Gangrele - naraz ton Anny stał się ostrożniejszy. - Myślałam… zmyliły mnie rogi. U Gangreli sie zdarzają nader często.
- Prawda? Tylko Dmitri jakiś taki ugładzony… ale to sobie twoich poobglądam - Diablica rozparła się na powrót na ławce. - A tam kto pomieszkuje? - wskazała smukłym palcem na trzecie drzwi w korytarzu.
- Chyba nikt - wskazała Nadjeżdży korytarz. - Jakaś ponoć awantura. Między Gangrelami a twym ojcem. Idę to sprawdzić.
I ruszyła chyżo niezupełnie ciekawa czy tamta do niej dołączy.
- A tak - śmiech Nadieżdy poniósł się korytarzem. - Ojciec przygadał Gangrelce szpetnie o jej tytule, to i ona dłużna nie pozostała. Niechże to… - posmutniała gwałtownie i pomimo wystudiowanej urody zaczęła przypominać małą dziewczynkę. - … żem się zgodziła, akurat jak się coś dziać zaczęło.
- Zgodziła na co? - zapytała Anna przystając.
- Żeby tu kwitnąć - kąciki ust nagle znowu podciągnęły się w górę. - Ale wszystko mi opowiesz, jak wrócisz, prawda?
- Teraz ty pilnujesz nimfy? - Anna zmarszczyła czarne brewki. - Co się stało z Dimitrijem?
- Zwęszył coś, czy chciał się wylatać. Jak to Gangrel. Więc mnie ugadał i pobiegł, niecnota.
- Nie bede za nim tęsknić - Anna pomachała tamtej i nim zniknęła za rogiem przyjrzała sie aurze. W końcu z diabłami nigdy nie wiadomo czy gdy ma na myśli córkę jest nią wampir czy vhozd. Jednak była krwią z krwi. Rozmarzonym typem. Anna pomyślała że już ją trochę lubi ale wtedy przypomniał jej się Bocskay.
Wybiegła prędziutko na plac przedzawałowy szukając kłębowiska ludzi bądź oznak awantury.

Na głównym dziedzińcu kłębiła się masa ludzi i koni… a w rogu placu obserwował to wszystko podejrzliwie spod łba wielki czarny niedźwiedź. Nie widać nikogo znacznego, chaos próbował ogarnąć ghul księżnej, którego Anna poznała przy przyjeździe. Na sąsiednim krużganku Anna wypatrzyła maszerującą raźno Pężyrkę.

Od słowa do słowa, Anna dowiedziała się, że Gangrele przybyli grupą tuż po zmroku. Nikt się ich nie spodziewał, więc samo pojawienie się wprowadziło nieziemski chaos. Zanim ktokolwiek zdążył ich powstrzymać, pięcioro gangrelskich książąt ramię w ramię wparowało do głównej sali wieczernej, gdzie się stołował hospodar z kilkoma ze swego dworu. Nierad że mu się wepchali do stołu, przygadał Cudce o jej kasztelańskim tytule, że niepozorny i za mały, by tak szarżowała. A Gangrelka odpaliła mu bez zastanowienia, że taki sam jak i jego. Trzymany z sentymentu i niemający nic wspólnego z rzeczywistością. Na to hospodar obraził się wierutnie i opuścił salę. Obecnie przebywa w swoich komnatach, gdzie Drahomira próbuje pudrować jego urażoną dumę, zaś Gangreli Sokol zapędził do prywatnych komnat księżnej. W głównej sali zostali ich najbliżsi przyboczni i rozpoczęli hulanki i swawole. Wszyscy goście zaś zachowują się jakby to ich Cudka w zadek ugryzła, zaniepokojeni są i szeptają po kątach. Księżna odwołała wszystkie dzisiejsze spotkania, bo zażegnuje kryzys. Także rozmowę z Bożywojem, i Pężyrka właśnie idzie mu to oznajmić, z nieskrywaną radością, jakaż to nowa chryja się z tego urodzi.
- To się narobiło - Anna wydawała się raczej ów incydentem w sali biesiadnej rozbawiona. - A nie widziała ty moich Gangreli gdzie? - Libor spotkał sie z nimi po drodze wiec powinien juz ich sprawy przedłożyć. Ciekawe gdzie sie podział. - Ach, i przekażesz także ode mnie wiadomość Bozywojowi? Chętnie się z nim spotkam, niech jeno rzeknie gdzie i kiedy. Moze uda mi się oswobodzić na chwilę z towarzystwa paszy.
- Wszyscy twoi w sali wieczernej, pospolitują się z przybocznymi Gangreli. Powiem Skrzyńskiemu, jak już z piernatów wylezie. Choć jak o księżnej pani usłyszy, to może i wyskoczy - zaśmiała się gardłowo.
- Poznaliście już Drahomirę? Nie wiem czy mam o niej właściwy obraz ale zdaje sie, ze nie jest nadmiernie lubiana.
- Podobno prostaczka. Ja tam z nią nie gadałam. Widziałam z daleka jeno. Wysztafirowana jak klacz na dzień targowy - Pężyrka wzruszyła ramionami. - To już Gryfitka lepsza.
- Choć i z nią Bożywoj średnio chyba wytrzymuje - Anna parsknela łagodnym śmiechem. - Widziałam jak ją zdzielił w to cudne liczko. Trudna to miłość.
Na to Pężyrka też wybuchnęła śmiechem, głośnym i urągającym.
- Jaka tam miłość. To jej się cały czas zdaje, że skarbom, co je skrywa pod spódnicą, nikt się nie oprze.
- Nie zatrzymuję cię dłużej. Spotkamy się pewnie jeszcze. I… - Anna przytrzymała ją za rękaw. - Losy nam się potoczyły nie do końca po naszej myśli gdyśmy się ostatnio widziały ale radam cię widzieć w zdrowiu. Często wspominam jakieśmy Bożyjowych zbrojnych wyrżnęli. - Uśmiechnęła sie jak do ciepłych wspomnień. - Chyba nigdy potem nie zrobiłam nic tak bezkompromisowego, może to była też twoja zasługa.
- To był błąd - skrzywiła się tamta, zęby wyskoczyły na wąskie wargi. - Było siedzieć jak mysz pod miedzą, albo dopiąć do końca.
I ruszyła szparko korytarzem, kołysząc wysoko upiętym kucem ciemnych włosów.

Anna rozejrzała się jeszcze po zgromadzonych na placu twarzach, przez chwile rozważała dokąd sie udać w dalszej kolejności. Obowiązków miała aż nadto. W końcu jednak postanowiła, żeby kuć żelazo póki gorące i najpierw odszukać Libora by ten zdał jej raport czego się wywiedział, czemu tak z nienacka tu hurmą zjechali, a potem pomówi Anna sama z nowoprzybyłymi Gangrelami.

Z głównej sali dobiegał rejwach i wrzaski. Ich źródłem, czy raczej osią, okazał się Semen i obcy Gangrel o plecach usianych drobnymi łuskami. Półnadzy, zmagali się w zapasach na uprzątniętej ze stołów i ław sali. Meble w bezładnych stosach pietrzyły się pod ścianami, a obecni albo dopingowali walce, albo obserwowali z dystansem z boku. Libora wypatrzyła szybko. Rozparty na krześle, popijał drobnymi łyczkami z kielicha.
- Więc ich sprowadziłem. Szybki jestem, prawda?
- Najszybszy - Anna dosiadła się obok. Zajrzała do dzbana i powoniała czy jest krew wzmacniana okowitą. - Powiedziałeś, żeś po nich jechał a oni na to co?
- Kasztelanka mnie obcałowała, klepnęła w tyłek i rzekła: to jedziemy. To też żem klepnął - wzruszył ramionami. - Ona gada dużo i głośno, reszta prawie w ogóle. Mianowali ją na harcownika. Takiego, co to wiesz, przed bitwą wyskakuje między armie i cuda wyczynia, w oczy bodzie zręcznością. Ale harcownicy ani nie wygrywają, ani sami nie prowadzą wojen.
- I gdzież znajdę kasztelankę Cudkę?
- A wszystkich ich Sokol zabrał, zdaje się, do księżnej. Jak ci się podoba, ta nagła prezentacja zwartego szyku?
- Zastanawiają mnie powody owego. Księżna się Gangreli nie spodziewała, to pewne. A skoro są to wiedzą, że coś się szykuje. Ktoś już ich uprzedził i kupił ich głos. Teraz mysle kto tu karty rozdaje i jak coś z tej puli wytargać dla nas. - Anna potarła gładkie czoło. - Oczaruj Cudkę, spróbuj coś z niej wycisnąć jak Gangrel z Gangrela.
- Ta jaszczurka co się tłucze z Semenem to jej pieszczoszek. Zdaje się, że nie jestem w jej typie. A tamten mniszek pod ścianą to potomek Anzelma.
- Wydelikacony coś jak na Gangrela. A jeśli Semen bardziej w typie Cudki to mu zasugeruj żeby z nią w komitywę wszedł i podpytał. - Sięgnęła Anna po kubek Libora. Miała ochotę na kilka łyków czegoś mocniejszego. Po nocy zdawała się zmęczona a nawet nieco przygnębiona. - Ołdrzych mi się śnił. W dziwnych okolicznościach, nic z tego nie rozumiem… Wcześniej widziałam go w celi, pod ziemią. Zdrów był i zagadywał współwięźnia z celi naprzeciw i wiem, że to była prawda. Sen dzisiejszy… to jakieś majaki. Chyba wariuję.
- Tęsknota nikomu nie służy. Róbmy, co robić mamy i ruszajmy do Wiednia. A jak ci sił brak, to znów się napijemy w kółeczku, jak w wieży.
Anna uśmiechnęła się półgębkiem.
- Przyznaj, że masz ochotę, bałamutniku. - Oddała mu kubek, wygładziła suknię nie-suknię.
- A to jest się czego wstydzić?
- Dowiedzcie się co się da od Gangreli, mnie brak czasu, choć będę chciała sie spotkać z Cudką i Anzelmem jak już skończy z nimi księżna.
- Zaczaję się na bałamutną harcowniczkę. Też znam kilka sztuczek.

Niby miała już wychodzić ale przystanęła przy młodziku, Anzelmowym synu.
- I kto wygrywa? Wasz czy nasz?
Pochylił głowę, dłonie chowając w rękawach habitu.
- Komu Bóg da, panienko. To twój sługa? - wskazał na Semena.
- Między nami nie ma sług, sami przyjaciele - Anna zawiesiła wzrok na zapaśnikach. W duchu kibicowała Semenowi nawet jeśli miała sporo obiekcji co do jego duchowej strony. - Ten przyjazd zaplanowany był czy tak wam spontanicznie wyszło? Anzelm, ojciec twój zarządził takoż?
- Otrzymaliśmy zaproszenie i ojciec postanowił zjechać. - Obrzucił Aniny strój spojrzeniem pełnym przygany. - A wy, między którymi nie ma sług, to kto?
- Między nami Gangrelami. No… Gangrelami w większości. Razi cię mój strój? - Anna poprawiła materiał odsłaniając stanowczo za dużo nogi. - Zgadzam się, to nie mój kolor. Jak brata zwą? Zakonnik wśród Gangreli to chyba rzadkość.
- Jest nieskromna - ocenił surowo Aniną powierzchowność i odsłoniętą nogę. - Zowię się Bernard. Kto jeszcze prócz zapaśnika to “wy”?
- Ja, Libor - wskazała kompana gestem. - Jitka gdzieś biega. Jest jeszcze kilku nieGangreli. A kto jesteście wy i pod kim właściwie sluzycie?
Wyławiał wzrokiem wskazane osoby.
- Przekażę ojcu. Ojciec służy Bogu na niebiesiech. Ma własną domenę.
- Bogu katolików czy Bogu husytów? - lekko się Anna spięła.
- A tak, są jakieś nowe herezje. Słyszeliśmy. Widzieliśmy trupy w lasach i parowach.
- Trupy?
- Trupy z kielichami na piersi. I inne. Te spory poza nami. My jesteśmy pustelnikami. Jak pierwsi krześcijanie.
Annie gdzieś to się kiepsko kleiło. Zakonnicy Gangrele plus gładkie lico Bernarda, wszystko takie mało… dzikie ni zwierzęce.
- Przekaz ojcu że chciałabym pomówić z nim i Cudką. Przyjdę przed świtem jeśli zechcą mnie przyjąć.
- Przekażę. Niech Pan błogosławi twe kroki, siostro.
- I twoje bracie Bernardzie - dygneła ledwo zauważalnie, gestem pożegnała Libora i juz gnała korytarzem dalej. Chciała jeszcze prędko załatwić Gertrudę nim pokaże się paszy. Odkładać gryfitkę drugi raz z rzędu byłoby nierozsądne a i lekceważące dla jej pana nie-męża a jego Anna obrażać nie chciała. Poza tym jak już wpadnie w łapy paszy może z nich szybko nie wyjść.
 
liliel jest offline