Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2018, 22:10   #7
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację

Theo wygrzebał z szat martwego kapłana kilkanaście srebrnych monet i niewielką złotą plakietkę przedstawiającą brodatego mężczyznę we władczej pozie, boga Mitrę. Przy przeszukiwaniu trupa Theo miał okazję przyjrzeć się ranie, która spowodowała śmierć kapłana. Miejsce, w którym tkwiła wyrwana przez Berwyna strzała było koloru sinozielonego. Nienaturalna barwa rany wlotowej wskazywała na użycie zatrutego pocisku.

Pozostawiając ciało zastrzelonego kapłana w miejscu, w którym upadł, awanturnicy szybkim krokiem przemierzali ulice śpiącego miasta, kierując się ku dzielnicy Delvyn. Theo, który miał pojęcie o mieście, w którym przebywali, szybko przedstawił kompanom miejsce, do którego zmierzali. Delvyn było jedną z pięciu dzielnic biedoty w Tarantii, plątaniną wąskich uliczek i cuchnących zaułków, zabudowanych posklecanymi z różnorakich materiałów domami, szopami i innymi konstrukcjami, które z trudem można by nazwać mieszkalnymi. Było tu kilka zapuszczonych i zarośniętych skwerów, tuzin odwiedzanych przez najgorszy sort ludzi tawern i mordowni, jakieś sklepiki prowadzone przez handlarzy o wielce wątpliwej reputacji i ogromny cmentarz.

Słowa Theo potwierdzały się w stu procentach, gdy piątka awanturników pokonywała kręte, wznoszące się i opadające ulice, przecinała zagruzowane placyki lub cofała ze ślepych zaułków. Ciszę nocną zakłócały pijackie śpiewy, krzyki bitych, łkania gwałconych i wszelkie inne odgłosy tak charakterystyczne dla miejsc tego typu, niezależnie od ich geograficznego położenia.

W końcu jednak bohaterom udało się odnaleźć drogę na cmentarz i ich oczom ukazał się otaczający grobowe pole, popękany i porośnięty roślinnością mur. Gdy dotarli do bramy, czuli że północ już tuż-tuż. Przed nimi roztaczał się widok na pokrytą niezliczoną ilością drewnianych i kamiennych znaczników przestrzeń. Chowano tu głównie biedotę, zakopując ciała w pozycji pionowej w wąskich dołach, a miejsce pochówku oznaczając słupkiem lub kamieniem. W wielu miejscach znajdowały się zagłębienia w powierzchni ziemi, wskazujące na lokalizację masowych grobów, w które wrzucano po kilkadziesiąt ciał, a dla szybszego rozkładu posypywano je wapnem. Nad cmentarzem górowało kilkadziesiąt rozłożystych platanów, a w ich cieniu usytuowano groby bogatszych obywateli. Były tam obeliski, figury, a nawet małe mauzolea. Wszystkie jednak wolno obracające się w ruinę. I gdzieś w tej plątaninie zarośli, grobów, ścieżek, chwastów i kup kamieni było coś, o czym wspominał zamordowany kapłan...

Do uszu bohaterów dobiegł w pewnym momencie krzyk. Nie było wątpliwości, że krzyczała jakaś kobieta, a gdy krzyk ów gwałtownie się urwał, dało się słyszeć jakieś niezrozumiałe zaśpiewy i śmiechy. Głosy dobiegały od strony dwóch drzew i stojącego w ich cieniu grobowca z pokruszoną figurą. Po popękanych kamieniach przesuwały się wątłe refleksy i cienie - znak, że od strony przeciwnej niż znajdowali się awanturnicy pali się jakieś światło.
 
xeper jest offline