Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2018, 16:31   #8
Avitto
Dział Fantasy
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Gdy każdy z chwatów kolejno robił co w jego mocy, by poczwara puściła Zachariasza – a najlepiej, by z miejsca wyzionęła ducha ta zdawała się dobrze bawić. Podrzucała beztrosko zdobycz i trzęsła niziołkiem, którego ciało bezwładnie poruszało się w powietrzu chwilami ignorując zasady fizyki. Coś pękło, gdy bazyliszek z radości zacisnął szczęki mocniej. Krew została rozchlapana na trawę.

Tymczasem w innej rzeczywistości, poza domeną Morra, Emmerich gwałtownie szarpnął za spust. Szczęśliwie posłał pocisk nie we własne stopy a w ziemię na której leżał i tylko niezachwiany optymista w ogóle podjąłby próbę odszukania bełtu w gąszczu traw. Zbudził go brzęk cięciwy, bowiem za spust pociągnął za sprawą skurczu bądź odruchu na sytuację zagrożenia. W jednym momencie zobaczył jasny błękit nieba, a w drugim stracił go z oczu i nastała zupełna ciemność.

Owa ciemność nastała za sprawą Ulliego, który przez sen zacisnął dłonie na kocu, którym był przykryty i machnął nim w stronę Emmericha. Zgodnie z planem derka spadła na łeb potwory. Z całej czwórki tylko Gerhart miał bardziej złożony plan, wymagał on bowiem przyjęcia pozycji pionowej. Co oczywiście ciało strzelca uczyniło, w dalszym ciągu śpiąc, następnie wykonując serię gestów sugerującą, że strzela z łuku. W dłoni miast majdanu trzymało jednak koc za jeden z jego rogów a w ręce cięciwnej – zupełnie nic.

W całej sytuacji najśmieszniejsze było to, że jedynie Emmerich rzeczywiście przebudził się z sennego koszmaru a dodatkowo, ponieważ we śnie reagował na poziomie odruchów nie zdawał sobie sprawy, że jego kompani mogliby śnić dokładnie to samo.
Wszyscy wyrwali się z objęć sennej mary dopiero, gdy zgięty w pół Albrecht grzebiąc palcami w kępce trawy, wykrzyknął imię Zachariasza.

* * *


Krasnolud wykonał swą pracę i zastał go obiad. Z zaskoczeniem spostrzegł, że Ritta niespodziewanie gdzieś zniknęła. Nie zauważył jej absencji - tak pochłonięty był warzeniem. Podczas pracy stwierdził, że zapasy słodu są na wyczerpaniu.
Był przy tym głodny. Dużym plusem pracy u Wiktora była regularność posiłków. Tego dnia Olge, starsza siostra Ritty, gotowała polewkę z grzybami.

Beczki, które wykorzystywał Aslaak, wykonywał na miejscu mąż Olge, Hans. Był spokojnym człowiekiem przed trzydziestką, co dla ludzi oznaczało wiek w pełni dorosły. Kilka dni temu opuścił zajazd w celu sprzedania swoich wyrobów oddalonej o kilka dni drogi winnicy. Przy obiedzie było spokojnie, odbył się on w gronie pracowników gospody a rozmawiano o kupcu, który wyruszył na południe przez las mimo krążących w okolicy opowieści o atakach wilków.
- Na pewno nic mu nie jest - perorowała Olge. - Widzieliście jego obstawę, jechał jak princ jakiś.
- Swoją drogą, ciekawe co wiózł -
wtrącił się Wiktor ciamkając. - Ośmiu chłopa nie od parady chroniło transportu a wóz tylko wyglądał zwyczajnie. Osie i koła to był kawał solidnej roboty. Hans na pewno by od razu docenił, obręcze dobrze leżały. Kiedyś, kiedyś wiozłem takiego jednego zbira pod sąd we Franzen i się koło rozeszło na kamieniu...
- Dziadku! -
Zaśmiała się Ritta. - Spróbuj piwa.
- Mało zostało, ostawić trzeba. Wino z wodą lepsze na ten gorąc. Burze chyba ustaną na kilka dni.
- Może -
odparła Olge nieprzekonana, czy rozwodnione wino ma jakąkolwiek przewagę nad piwem.
Poza Aslaakiem przy stole siedział jeszcze Klaus, mężczyzna mniej więcej w wieku Hansa o ciemnym owłosieniu na niemal całej twarzy. Na co dzień był milczący i podczas posiłku również nie błyszczał elokwencją. Pełnił w zajeździe rolę wykidajły.

- Aslaak - zwrócił się Wiktor do krasnoluda. - Hansa nie ma, weź wóz i jedź po ziarno. Kup na zapas - krzepki starzec mówił powoli, niestety mlaskając do wtóru słów.
- Część pójdzie na chleb a reszta na słód, bo chyba już nie ma?
Zdolność Wiktora do pilnowania interesu potrafiła zaskoczyć. Kiedy był w browarze, skoro Aslaak cały dzień w nim pracował? A może to Ritta szepnęła mu słówko?

* * *


- Krasnolud tutaj jest. Znaczy dzień drogi stąd, nie tutaj - poprawił się sołtys. - Wsi Gebersdorp szukasz, dzień drogi jeszcze.

Zmierzchało gdy Bardagowi podano misę gorącej cebulowej i czarkę z piwem. Przy długim stole siedziało blisko czterdzieści osób w różnym wieku a młodsze dzieci biegały wesoło bawiąc się dookoła. Część ludzi była zauważalnie smutna. Sołtys odprawił obrządki dziękczynne za dobre plony i zaczął wieczerzę. Po chwili na zwilżenie gardła przysiadł się do krasnoluda by zdradzić swoje prawdziwe intencje.
- Dużo przyjezdnych dziś przewinęło się przez naszą wieś. Byli kupcy, najemnicy, nawet bawidamek się trafił. Akurat w tym czasie dwóch chłopów poszło do leśniczówki co by dziczyznę od myśliwców odebrać. Chłopa tam nie było, za to juchy było po kostki.
A podróżni o atakach wilków gadali. My w nocy słyszeli wycie nie raz i nie dwa, ale poza naszemi polami z rzadka bywamy. Strażników wzywać daleko więc pomyślałem, że może ty, dobrześ uzbrojony, sprawdzisz co też się mogło stać?
 
Avitto jest offline