Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2018, 16:13   #2
waydack
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
Mogłem się spodziewać, że kiedy rozłożę na tablicy planszę z ilustracjami opisującymi budowę penisa i waginy, usłyszę za plecami wesołe chichoty. Nastolatki...
Odwróciłem się twarzą do klasy.
- Jak się domyślacie tematem dzisiejszej lekcji będzie układ rozrodczy i rozmnażanie człowieka –
- W końcu! – krzyknął ktoś na końcu sali a kilka osób zarechotało.
- Niestety was rozczaruje. Nie będzie filmów instruktażowych z pornhuba. Zresztą podejrzewam, że pod tym względem część z was ma większe doświadczenie niż ja. Prawda, chłopaki?
Tu spojrzałem w kierunku paru gagatków. Część się zarumieniła, część suszyła wesoło zęby.
- No dobrze. Przejdźmy do konkretów. Ktoś mi powie jak dzielimy męskie narządy rozrodcze?
- Na zewnętrze i wewnętrze – odpowiedziała niemal natychmiast Emily Grand. Zawsze pierwsza zgłaszała się do odpowiedzi, zawsze była najlepiej przygotowana. Jako nauczyciel powinienem się cieszyć, jako człowieka pełnego przywar, trochę mnie to jednak irytowało.
- Świetnie Em. A czy ktoś potrafi wymienić wewnętrzne narządy płciowe mężczyzny? –
- Niech pan zapyta Katie, ona jest specjalistką od penisów – odezwał się Greg Dilane Jr. a Katie Marconi niemal od razu wysunęła w jego kierunku środkowy palec. Zignorowałem złośliwą uwagę Juniora, takich dupków najbardziej boli gdy są niewidzialni i nikt nie zwraca na nich uwagi.
- Ok, ktoś odpowie na pytanie? – spojrzałem na klasę i, co za zaskoczenie – rękę znów podniosła Emily. W tym samym momencie ziemia zadrżała, długopisy leżące na biurku zaczęły się turlać spadając na podłogę, jedna z szyb w klasie pękła a na szkle pojawiła się pajęczyna. Dzieciaki patrzyły na siebie niepewnie i ze strachem, parę dziewczyn zaczęło piszczeć.
- Wszyscy chowają się pod ławki! Już! – krzyknąłem w kierunku klasy. Znałem na pamięć procedury, raz na rok w szkole odbywały się ćwiczenia w razie takich sytuacji. Próbowałem sobie przypomnieć kiedy ostatni raz mieliśmy trzęsienie ziemi, ale nie potrafiłem tego dokładnie stwierdzić. Coś znowu musiało się stać w kopalni, pomyślałem niemal od razu i przeszedł mnie ten zimny dreszcz, który pojawiał się za każdym razem gdy myślałem o ojcu, Matthew i…

Barry. Barry został sam w domu.

- Zostańcie w klasie, zaraz ktoś do was przyjdzie – rozkazałem i wybiegłem na korytarz. Gabinet dyrektor Lisy Haworth znajdował się piętro wyżej, więc popędziłem na górę po schodach, dysząc jak lokomotywa. Cholera, naprawdę powinienem rzucić palenie.
Wparowałem do sekretariatu a potem od razu do biura Lisy. Sekretarka, Wanda Dobrowsky nawet nie zdążyła powiedzieć cześć.
- W porządku Joel? Któremuś z dzieciaków coś się stało? – zapytała dyrektor Haworth, która ma mój widok zbladła gorzej od mnie – Właśnie miałam iść sprawdzić…
- Muszę wracać do domu. Mój brat został sam…Na pewno się boi.
- Ale masz przecież teraz lekcje…
- Niech Brenda mnie zastąpi. Ma teraz okienko. Proszę Lisa, to wyjątkowa sytuacja – gdy nikt nie słuchał, zwracałem się do dyrektorki po imieniu. Znaliśmy się jeszcze z czasów szkoły, była prawie w moim wieku, dobrze się dogadywaliśmy. Dlatego wiedziałem, że się zgodzi. I tak się stało.

Kilka minut później, byłem już w swoim dziesięcioletniej Hondzie Civic i pędziłem przez skrzyżowanie na Indian Avanue. Liceum Diamond Taint znajdowało się we północno-zachodniej części miasta, mój dom oddalony był o dwa kilometry na wschód. Pokonanie drogi w normalnych warunkach zajmowało mi góra dziesięć minut, jednak w wyniki wstrząsów część ludzi w panice porzuciło swoje auta przez co zrobił się korek. Rzecz niespotykana w Diamond Taint, a jednak…

Pół godziny później wparowałem do domu, wcześniej otwierając sobie drzwi kluczem. Przywitał mnie furkot wentylatorów. Robiły za klimatyzację, na która nie było mnie niestety stać.
- Barry!? – zawołałem biegnąc do salonu, gdzie zazwyczaj siedział oglądając telewizję. Telewizor był włączony, leciały lokalne wiadomości.

W kopalni zanotowano kolejne tąpnięcie. Urządzenia zarejestrowały wstrząsy o sile 3 stopni w skali Richtera. Kierownik grupy geologicznej, pani Suzan Black mówi o...

Czyli jednak, coś się stało w kopalni. Cieszyłem się, gdy ją zamykali, byłem chyba jednym z nielicznych wyjątków w miasteczku, zresztą, po tym co spotkało moją rodzinę, trudno mi się chyba dziwić. A jednak parę lat temu, przypałętali się tu ci cholerni geolodzy. Co tam robili, czego szukali, Bóg jeden raczy wiedzieć.
- Barry, cholera odezwij się! – krzyknąłem biegając jak wariat po domu. Mój starszy brat nie mógł wyjść, po ostatnim incydencie zmieniłem zamki w drzwiach i założyłem rolety antywłamaniowe, więc jeśli nie zrobił podkopu…
Wysuwana drabina na pierwszym piętrze była opuszczona. Usłyszałem ciche zawodzenie dochodzące ze strychu. Ostrożnie wspiąłem po drewnianych szczeblach na górę, wsunąłem głowę w szczelinę.
Barry siedział na kolanach, przytulony do ściany i kołysał w tył i przód mamrocząc coś pod nosem. Wszedłem na strych po omacku szukając włącznika światła. Gdy je zapaliłem zobaczyłem, że mój brat, klęczy przy pęknięciu, które zrobiło się w ścianie, prawdopodobnie w skutek wstrząsów.
- Barry, co robisz? – zapytałem łagodnie, żeby go nie zdenerwować. Nawet na mnie nie spojrzał. Szeptał coś i nasłuchiwał, jakby prowadził z kimś dialog. Dopiero teraz zauważyłem mokrą plamę na spodniach jego pidżamy. Podszedłem bliżej.
- Z kim rozmawiasz Barry? – spytałem ponownie i dotknąłem go w ramię. Odwrócił się jak oparzony a potem przyłożył palec do ust, żeby mnie uciszyć.
- Oni tam są. Mówią do mnie. Chcą, żebym tam wrócił.
- Gdzie?
- Do kopalni. Do taty i Matta.


Dzień później

Mamy pierwszy czerwca. Zapowiada się przyjemne 75 stopni. Miłego dnia Diamond Taint! Specjalnie dla was, Angelina Russel, Diamond Taint News…

Wyłączyłem radio. To się znowu stało. Kopalnia znowu zażądała ofiar i zginęli ludzie. Przynajmniej wszystko na to wskazywało, bo nie liczyłem, że znajdą ich żywych. Mojego ojca i dwóch braci szukali trzy dni, przeżył tylko Barry…albo to co z niego zostało. Pusta skorupa.

Skarciłem się w myślach, nie mogę tak myśleć, Barry gdzieś tam jest, przecież nie urodził się szalony. Prawie każdy proces można odwrócić. Prócz śmierci.

Szkoła została dzisiaj zamknięta, inspektorzy budowlani sprawdzali uszkodzenia elewacji, wyglądało więc na to, że przynajmniej do wieczora będę miał fajrant. O ile restauracja nie ucierpiała. Z tego wszystkiego zapomniałem zadzwonić do Sama Washingtona i go zapytać. Gdy skończyłem myć zęby, od razu złapałem za telefon i wybrałem numer przyjaciela. Barry jak zwykle siedział przed telewizorem, oglądając stare kreskówki ze Strusiem Pędziwiatrem i Kojotem.
- Sam? Przepraszam, że wczoraj nie zadzwoniłem, miałem problemy z Barrym, te wstrząsy trochę go wystraszyły. U ciebie wszystko porządku?
- Tak. Ale Jane…
Poczułem w żyłach lód. Jane była żoną Sama, moją przyjaciółką.
- Co z nią? –
- Nie jestem pewien. Rozmawiałem z nią godzinę temu przez telefon i miała dziwny głos…
- Zaraz, to gdzie ty teraz jesteś!?
- W Salt Lake City, mówiłem ci przecież...sprawy biznesowe. Wracam dziś popołudniu. Może zajrzałbyś do nas i sprawdził czy nic jej się nie stało? Naprawdę nie podobała mi się przez telefon.
Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Sam i Jane byli kimś więcej niż przyjaciółmi. Byli jak rodzina. Gdyby nie oni, pewnie usechłbym w tym mieście z samotności.

Kiedy skończyłem się golić, spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Efekt nieprzespanej nocy był aż za nad to widoczny, ale mówi się trudno. Pożegnałem się z Barrym, zamknąłem drzwi i wsiadłem do hondy. Kilkanaście minut później byłem już pod bramą wjazdową do rezydencji Washingtonów. Dom wybudowano w dzielnicy willowej, po zachodniej stronie miasta, gdzie mieszkali miejscowi przedsiębiorcy, lekarze i lokalni notable.
Nacisnąłem dzwonek domofonu. Po chwili usłyszałem jej głos. Faktycznie dziwny.
- Tak?
- To ja, Joel –
- Joel? Co tu robisz?
- Rozmawiałem z Samem. Martwi się o ciebie. Prosił, żebym przyjechał.
- Niepotrzebnie.
Kiedy już myślałem, że Jane mnie spławi, nastąpił krótki sygnał otwierający furtkę. Wszedłem na posesję. Zobaczyłem, że siedzi na tarasie pijąc wino. Twarz zasłaniały jej ciemne okulary. Gestem dłoni przywołała mnie do siebie. Wszedłem na taras, uśmiechając się na powitanie.
- Yo Washington. Nie za wczesna pora na melanżowanie? – skinąłem na lampkę wina, która trzymała w ręku. Nie odpowiedziała. Była poważna, jak nigdy, takiej nie widziałem jej od dawna.
Usiadłem.
- Co się dzieje?
Przez chwilę milczała, po czym przysunęła po stoliku małe czerwone pudełeczko w kształcie serca.
- Otwórz – poprosiła
- Chcesz mi się oświadczyć? -
- Otwórz, proszę –
Otworzyłem pudełeczko, w środku znajdował się srebrny łańcuszek z diamentowym amuletem. Zagwizdałem z uznaniem.
- Twój mąż ma gest. Ja na swoje urodziny dostałem od Barrego brudne majtki do prania –
Żarcik jej nie rozbawił. Ba, wydawała się jeszcze smutniejsza niż wcześniej.
- Znalazłam to wczoraj w schowku w garażu – odparła po chwili poważnym tonem - Po tym okropnym wstrząsie wysiadł w domu prąd, szukałam kluczy do generatora- Zdjęła okulary i dopiero teraz zauważyłem, że płakała. W takich chwilach jak ta, naprawdę miałem ochotę ją przytulić.
- To nie e jest prezent dla mnie.
Przez chwilę nie rozumiałem co Jane ma na myśli. W końcu jednak do mnie to dotarło.
- Myślisz, że…Sam cię z kimś zdradza?
Roześmiałem się szczerze, bo myśl, że najlepszy przyjaciel mógłby mieć kogoś na boku była dla mnie absurdalna. Jeszcze bardziej niepojęte było to, jak można zdradzać taką kobietę jak Jane.
- Urodziny miałam tydzień temu. Dostałam jak zwykle perfumy Coco Channel i kwiaty. To nie jest prezent dla mnie.
- Chyba wyciągasz zbyt daleko idące wnioski Washington -
- Też tak myślałam. Ale chciałam sprawdzić jego komputer. Zmienił hasło do poczty e-mail, czyści codziennie wyszukiwarkę. Jestem pewna, że z telefonem robi tak samo. Tak się zachowuje człowiek, który ma coś do ukrycia.
- Tak się zachowuje facet, który ogląda w necie porno i nie chce, żeby żona się dowiedziała -
- Przestań się wygłupiać Joel. Nie wiem co mam robić. Jeśli Sam mnie zdradza to...to…
Rozpłakała się a potem przesunęła z krzesłem koło mnie i objęła ramionami przytulając. Poczułem na koszuli jej ciepłe, jędrne piersi, aksamitną skórę, pachnącą Coco Chanel. Poczułem też mrowienie w spodniach i przestraszony podniosłem się natychmiast z krzesła.
- Posłuchaj. Pogadam z Samem. Dowiem się o co chodzi, a jeśli masz rację, będę pierwszym, który skopie mu dupsko –
Nie odpowiedziała.
- Muszę wracać, widzimy się wieczorem w restauracji -
Uciekłem stamtąd jak tchórz bojąc się tego co poczułem. Tłumiłem to w sobie przez lata, wypierałem, ale nie mogłem przecież zmienić przeszłości. Jane była moją pierwszą szkolną miłością. Raz tylko w życiu byłem zakochany i nigdy więcej żadna dziewczyna, żadna kobieta…

Wsiadłem do samochodu i włączyłem radio. Lokalna rozgłośnia dalej nadawała komunikaty z kopalni, ale od rana nic się nie zmieniło, ciągle szukali tych przysypanych robotników.

Wracając, minąłem nasz dom i pomknąłem dalej na wschód. Auto zatrzymałem na niewielkim piaszczystym wzniesieniu, skąd rozciągał się widok na kopalnię i okoliczne baraki. Wysiadłem z auta i przycupnąłem w cieniu drzewa, obserwując.
 

Ostatnio edytowane przez waydack : 25-02-2018 o 00:47.
waydack jest offline