Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2018, 17:51   #1
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Recollectors: A space-powered fantasy


Cytat:
Poniższa wiadomość dedykowana jest ----. Jeżeli nie jesteś prawowitym odbiorcą, masz cesarski obowiązek natychmiast ją zlikwidować i poinformować o tym najbliższą stację wojskową.
W związku z twoimi zasługami w pracy na rzecz Wielkiego Cesarstwa Ludzkiego oraz oddanie i lojalność sprawom królewskim, zostałeś przydzielony do nowo powstałej, tajnej jednostki rekolekcyjnej o wysokim priorytecie. Ta wiadomość jest ściśle tajna. Zamelduj się w porcie bazy wojskowej księżyca G7η

To była wiadomość, którą otrzymała czwórka mężczyzn w ten czy inny sposób oddanych cesarstwu. Część z nich już zajmowała się artefaktami, czy sprawami rekolekcyjnymi. Każdy miał iskrę.
Po stawieniu się w porcie zostali natychmiast przekierowani na statek. Był to międzygalaktyczny okręt gwiezdny. Na powitanie był pusty, nie licząc garstki droidów. Kompania została od siebie rozdzielona, trzymana w oddzielnych kajutach, gdzie byli karmieni i pytali o preferencje oraz własne potrzeby. Z biegiem czasu zbrojownia okrętu wypełniła się sprzętem czwórki agentów, a sam okręt był dokręcony pod ich smak. W końcu któregoś dnia po przebudzeniu dostrzegli, że okręt jest w locie. Byli gdzieś w przestrzeni gwiezdnej, a drzwi do ich pokoi były otwarte, prowadzą prosto na ruchome korytarze taśmociągów, samoistnie transportujące stojących pasażerów. Rozwieszona na ścianie mapa była ich wskazówką na poranek: lokalizacja o wdzięcznej nazwie kuchnia pulsowała kolorem. Statek był bardzo dobrze wyposażony. Hangar był ogromny, wszystkie cztery prywatne pokoje miały rozmiar małych apartamentów, a dolne piętro było pełne dział i składów na droidy. Największym atutem okrętu był ogromny sejf na artefakty, a największą wadą wspólny, publiczny prysznic.

Godzina 292014600SY

Kuchnia składała się z dwóch części: zamkniętej zmechanizowanej przestrzeni roboczej, w której automatyczny system syntezował składniki i tworzył dania, oraz jadalni. W jadalni czwórka zastała nakryty podłużny stół pełen przeróżnych potraw, z których każdy mógł rozpoznać przynajmniej jedną potrawą związaną z ich krajem pochodzenia. Na samym końcu stołu siedziała kobieta, która powolnym i eleganckim ruchem wstała na widok swoich gości. Była średniego wzrostu, miała delikatną, białą skórę, oraz długie białe włosy z grzywką przyciętą przy linijce. Jej oczy były błękitne, a uśmiech na swój sposób lekceważący. Kobieta zasalutowała.
- Admirał Louise Cypher, proszę mi mówić Lu. Będę waszym koordynatorem i nadzorcą. Proszę, rozsiądźcie się.

Pierwszy przed szereg wyszedł Karasu. Ukłonił się dwornie, zamiatając włosami o podłogę, po czym zasalutował - Kronikarz Karasu zgłasza swoją obecność! Następnie usiadł i patrzył na swój swoich współtowarzyszy. Dziwny był to widok, biorąc pod uwagę, że Karasu miał jedynie ręcznik na biodrach. Wszyscy byli w stanie zobaczyć jego syntetyczne ciało. 185 centymetrów wzrostu, białe włosy do ramion i oczy niewyrażające niczego. Nieskazitelność skóry oraz brak dodatkowego owłosienia podkreślały jedynie nienaturalność fizjonomii postaci.
Victor wyminął Karasu by od razu usiąść przy stole, lecz zanim się usadowił skinął delikatnie głową. - Victor Corvus. - Przedstawił się sięgając po napitek. Victor był wysoki na metr osiemdziesiąt, na czubku jego głowy pojawiały się już siwe włosy, twarz dokładnie ogolona i oczy koloru czerni. Miał na sobie płaszcz z naramiennikami, w którego rękawach nie spoczywały jego ręce. Ubiorem przypominał kogoś rangi oficerskiej, gdzie mundur gdzie niegdzie miał na sobie elementy pancerza.
Opus rozejrzał się po pomieszczeniu, było ono miłą odmianą po zamkniętej kajucie. Wielkością bardziej kojarzyło mu się z jego warsztatem, mężczyzna lubił dużą przestrzeń. Nie było to dziwne patrząc na jego gabaryty, niemal dwa metry wzrostu i szerokie bary pozwalały poczuć się przytłoczonym, nawet w stosunkowo dużej sypialni. Gruby placem o twardej skórze podrapał się po policzku, po czym odgarnął kępkę białych włosów z czoła, bowiem te drażniły jego przecięte blizną oko. Nie tylko tam dostrzec można było ślad nieudanych eksperymentów, czy stoczonych bitew, potężne ramiona odsłonięte przez brak rękawów zdobił liczny las niewielkich zadrapań i skaz.
- Doktor Opus obecny. - przedstawił się, z dumą poruszając wąsem, gdy tytuł naukowy opuścił jego usta. Uwielbiał moment uświadamiania nieznajomym z kim mają do czynienia. - Domyślam się, że w przyszłości będę dla was mechanikiem i okrętowym naukowcem. - dodał opadając na krzesło, które jęknęło cicho pod ciężarem jego ciała. Jako pierwszy sięgnął po jedzenie, przysuwając sobie półmisek wypełniony tłustymi udkami jakiegoś ptactwa.
- Joł, Edward Duran - jako ostatni przemówił najmniej podobny do historycznego prototypu człowieka osobnik. Jego niebieska skóra wyróżniała się na tle reszty załogi, podobnie jak nieco bardziej kanciasta głowa. Zamiast uszu mężczyzna posiadał długie, przypominające aerodynamiczne detale, rogi. Prawdopodobnie to one pełni rolę jego narządu słuchu.
Luźne spodnie, których cała powierzchnia była pokryta kieszeniami, zdawały się opadać pod ciężarem znajdującego się tam wyposażenia. Mężczyzna podciągnął je i zapiął ciaśniej pasek. W oczy zgromadzonych rzuciła się druga, wystająca poza skórę, kość łokciowa. Pokryta niewielką ilością skóry przypominała bardziej element rybiej płetwy.
Po chwili Eddie spojrzał w stronę Victora. Na kilka chwil wspomnienia wypłynęły do jego świadomości, tracąc zainteresowanie całym zgromadzeniem. Tak, obecna praca może okazać się nieco mniej niebezpieczna. Kto wie, może uda mu się spotkać tutaj nowych klientów?
- Victorze, jak córka? - spytał w końcu.
- Ciężko pracuje, co mnie bardzo cieszy. Dziewczyna wiele osiągnie. - Skinął głową Victor, po czym upił łyk napoju z szklanki.
-Słowem wstępu chciałabym przeprosić za wasze początkowe traktowanie, jednak były ku temu powody. - zaczęła wyjaśnienia Lu. - Z różnych powodów zostaliście przydzieleni do specjalnej jednostki rekolekcyjnej, która będzie w pełni tajna. Waszym zadaniem będzie odzyskiwanie artefaktów, których moc jest mniemana na zbyt wysoką, aby pozwalać mniej zorganizowanym jednostkom na ich odzyskiwanie. Z tego powodu nie chcieliśmy, aby ludzie na stacji mieli z wami zbyt duży kontakt przed odlotem. Dodatkowo wasza funkcja na przyszłość będzie trzymana raczej w tajemnicy. Choć w razie pytań, macie prawo legitymować się jako typowi rekolektorzy. - wyjaśniła admirał. - Oczywiście oznacza to też, że wszyscy będziecie wysyłani w teren. Dotyczy to i ciebie, Karasu. - kobieta spojrzała na syntetyka. - Ponieważ artefakty objęte waszymi zadaniami są już dość znane, nie będzie potrzeby ich badania. Zamiast tego będziesz zajmował się spisywaniem wiedzy i interpretacji miejscowych ludów, zanim te ucierpią w wyniku prac wydobywczych.
Lu odetchnęła, zadowolona z siebie, że bez większego problemu wdrożyła czwórkę w ich nowe życie. - Cesarstwo zaczęło też wprowadzać kilka zmian do systemów rekolekcyjnych. Po pierwsze niedługo pojawi się ranking oceniający wasze osobiste sukcesy. Z tego, co się jednak orientuję, jeszcze nie ma was na liście. - uprzedziła zgromadzonych. - Póki co, zapraszam do śniadania. Myślę, że na obecną chwilę najłatwiej będzie wyjaśnić wasze niepewności zwyczajnie poprzez pytania, tak więc czujcie się wolni, aby je zadawać. - po tych słowach i Lu w końcu zasiadła przy stole, chociaż naprzeciw niej nie znajdowało się żadne nakrycie. Kobieta oparła swój podbródek na złożonych dłoniach i zaczęła przyglądać się zgromadzeniu.
- Oh? - Wszystkie opuszki palców Victora zetknęły się. - Chrzest bojowy syntetyka? Skłamałbym gdybym nie powiedział że mam sceptyczne odczucia co do syntetycznych. To twoja własna decyzja Lu? - Victor uniósł brew.
- Cieszy mnie fakt, drogi Victorze, że interesuje Cię moja osoba. - powiedział Karasu spokojnym głosem - Nie musisz się jednak o mnie martwić. Przeżyłem już swoje, a szkoda by mi było, gdybyś przypadkiem stracił duszę. Proszę, nie traktuj tego, jako groźby! Zwyczajnie, pewien głosik w głowie podpowiada mi, że chętnie by na Tobie poeksperymentował. Nie bierz jednak tego do siebie - nazwijmy to chorobą zawodową. . - Karasu podczas mówienia nie spuszczał wzroku z Victoria, a z jego twarzy nie schodził serdeczny uśmiech.
Corvus spojrzał na Karasu. - Moje obawy nie różnią się takim jak przy zakupie tostera. Po prostu chce wiedzieć czy to będzie działać i robić takie tosty jakie sobie życzę. Nie zrozum mnie źle. Ale fakt, samą mową przekraczasz większość syntetyków jakich widziałem. - uniósł bezradnie ramiona. - Chciałbym wiedzieć ile jest w tobie z człowieka na którym można polegać. - splótł palce pod brodą.
-Pomimo mojego autorytetu jestem głównie waszym łącznikiem z cesarstwem. - sprecyzowała Lu - Wasz skład nie był dobierany na podstawie moich opinii, chociaż mam pilnować, abyście należycie współpracowali.
- Nic co ludzkie, nie jest mi obce Victorze. Powinieneś się raczej zastanowić, co definiuje człowieka i określa jego człowieczeństwo. Moje ciało nie jest normalne, to fakt i nie da się tego ukryć. Zresztą, po co? Dziwnym trafem okazało się, że sam je sobie stworzyłem i rezyduje w nim moja dusza. Tego stanu nie jestem w stanie niestety zmienić i tak przyszło mi egzystować. Chociaż z jednego możesz się cieszyć - na pewno nie zabraknie Ci przy mnie jadła, czy napitku! - Karasu wyraźnie się odprężył po czym rozkazał droidowi przynieść swój przenośny zestaw medyczny. - Przy okazji, skoro mam już Waszą uwagę, to chciałbym o coś poprosić. Potrzebuję próbek Waszej krwi, aby moje nanoboty wiedziały, które osoby leczyć. Te robaczki są w stanie postawić na nogi nawet takiego kolosa, jak Opus, ale bez próbki DNA będą bezradne. Panowie, czy zatem mogę Was prosić? Rozumiem bowiem, że nasza urocza nadzorczyni nie weźmie udziału w polowaniu na artefakty? - Popatrzył po zgromadzonych, oczekując reakcji.
Opus słuchał w milczeniu, powoli odsłaniając kość pochfyconego wcześniej dania. Może słowo “słuchał” to wiele powiedziane, gdy mężczyźni zaczęli przekomarzać się nawzajem pozwolił by ich słowa krążyły dookoła niego. Pogrążył się w myślach, w których prowadził obliczenia dotyczące aerodynamiki Aresa i możliwych przyszłych usprawnienie w jego modelu. Dopiero na dźwięk swego imienia otrząsnął się z rozmyślań.
- Tak, tak nie ma problemu. - odpowiedział, gdy szybko odtworzył ostatnie kilka zdań kronikarza. - Chociaż nie sądzę, by opieka medyczna często była mi potrzebna. - dodał wesoło, przecierając odruchowo bliznę na oku. - Chociaż kto wie, nie warto być próżnym. - zamruczał jak gdyby sam do siebie, po czym przeniósł wzrok na ich kordynator. - Czy też pochodzisz z układu planet przy Zeusie-172x? - zagadnął z czystej ciekawości, zdradzając tym samym skąd on przybył. - Białe włosy i jasna cera są u nas popularne. - dodał jak gdyby tłumacząc swe pytanie. - Co do samych pytań… na jaką pomoc w kwestii zaopatrzenia możemy liczyć ze strony imperium? Skoro mamy zająć się zdobywaniem potężniejszych artefaktów zakładam, że wyprawy będą bardziej wyczerpujące dla nas jak i dla sprzętu. Chcę wiedzieć ile mogę wycisnąć ze swoich maleństw, bowiem części zamienne do niektórych nie tak łatwo zdobyć.
- To dobre pytanie. Pozwolę sobie je nieco uzupełnić – Eddie wziął w prawą dłoń wypełniony złocistą cieczą kufel. Widać było, że wszelakie wprowadzenia tego typu jak i sama hierarchia nie są dla niego chlebem powszednim. Jedynie znajomość z Vincentem ratowała pierwsze wrażenie jakim raczył swoich przyszłych towarzyszy.
- Mamy składać zamówienia na konkretne przedmioty, czy może bazować na określonych kwotach? - spytał, biorąc łyk międzygalaktycznego trunku.
- Do waszej dyspozycji jest ten statek i wszystko to, co się na nim znajduje. - odparła Lu. - Minie sporo czasu zanim wrócimy w głąb cesarstwa, więc ciężko powiedzieć, kiedy będziemy w stanie złożyć podania o uzupełnienie zasobów, a co do wydatków… - spojrzała dość ostrym, agresywnym wzrokiem na twarz Opusa. - W imię cesarstwa dacie z siebie tyle, ile to potrzebne. Przecież nie będziecie odnosić porażek przeciw jakimś xeno. - natychmiast uśmiechnęła się wesoło po tej uwadze.
- Planety bywają groźniejsze niż Xeni, jeżeli w hangarze nie będzie niektórych części, to Rosomakiem na pewno nie wjadę do jeziora kwasu. - Opus odparł niedbale, jak gdyby zmiana mimiki Lu nie zrobiła na nim wrażenia. - Jak wygląda nasza możliwość kontaktu z rodzinami? Mamy pełną swobodę w łączności, czy powinniśmy ją ograniczać? - po tym pytaniu, kilka kropel soku spłynęło z kielicha na jego brodę i wąsy.
-Wyjątkową naturę swojej pozycji musicie trzymać w sekrecie, jednak poza tym macie pełne przyzwolenia komunikacyjne w granicach własnej odpowiedzialności. Będziemy spędzać dużo czasu na krańcu galaktyki, więc możecie mieć problemy z łącznością. Z tego powodu zalecam wykonać najważniejsze telefony dzisiaj. - wyjaśniła Lu.
Droid z zestawem medycznym przybył. Karasu rozłożył sprzęt na stole i zaczął wyciągać drobniejsze elementy, składając je w całość. W międzyczasie przygotował przenośną ampułkę do pobierania krwi i rzucił ją w stronę Opusa. - Przyłóż do ramienia i naciśnij, sprzęt zrobi resztę za Ciebie. - poinstruował kolosa, chociaż miał pewność, że ten wie, jak obchodzić się z takim mechanizmem. Następnie przygotował jeszcze dwie ampułki i spojrzał na pozostałych towarzyszy. - A co z Wami panowie, chyba igły się nie boicie? Czy może potrzebujecie lizaka po zakończonym pobieraniu krwi? - rzucił Karasu w przestrzeń.
- Nie masz wyczucia czas chłopcze. - Opus wymownie zerknął na swój do połowy zapełniony talerz. - Jak już zaczęliśmy jeść, to skończmy a potem załatwmy sprawy medyczne, jeżeli chciałeś byśmy nic nie jedli przed pobraniem, mogłeś poruszyć to szybciej. - mechanik, odłożył urządzenie do poboru krwi obok swojego kielicha. - Luu czy mamy prawo zrezygnować w każdej chwili, przechodząc na zasłużoną emeryturę? Czy mamy służyć cesarstwu, póki nawet nanoboty tego młodzieńca nie będą miały nas jak poskładać? - zapytał, po czym zmrużył swe gęste białe brwi. - Zignorowałaś też moje pytanie na temat pochodzenia. -zauważył z lekką nutką goryczy w głosie.
Victor prychnął donośnie słysząc uwagi o lizaku. Podwinął jednak rękaw i wyciągnął dłoń po ampułke. - Wolałbym żebyś trochę zważał na słowa. - Upomniał Karasu, po czym zwrócił wzrok na Opusa. - Nawet nie opuściliśmy pomieszczenia a już wspominasz o emeryturze? - Były szlachcic uniósł brew. Naprawde dziwna ekipa się tu zgromadziła, przy której nawet Eddie wygląda zwyczajnie.
Eddie wskazał lewą ręką na już tylko w połowie pełny kufel. Widocznie chwile spędzone w częściowej kwarantannie nabawiły go pewnej tęsknoty. Czy to za ludźmi, czy też za samym trunkiem. Właściwie, mogło chodzić o spożywanie ów trunku właśnie z innymi.
- Jeśli Ci na tym zależy Kurasu, to przyniosę tę próbkę jutro na śniadanie. - stwierdził, wyciągając w stronę przyszłego medyka dłoń.
Lu odchrząknęła. - Niestety nie znam twojej planety, a twój brak oddania cesarstwu jest...alarmujący. - wyglądała na mocno zmieszaną drugim już przypadkiem braku ekstremalności wyrażanym przez Opusa. - Spotkał cię prawdopodobnie największy zaszczyt, jaki może przypaść rekolektorowi. Jak stwierdzę, że się do pracy nie nadajesz, to mam prawo cię zwolnić. Jest to jednak emerytura permamentna, drugiej pracy w cesarstwie nie dostaniesz. Będziesz musiał żyć z pensji, jaką ci przyznają. - wyjaśniła.
- Jestem realistą, który twardo stąpa po ziemi i to nie tylko ze względu na swoją wagę. Myślę, że oddanie sprawie, powinnaś mierzyć na podstawie naszych przyszłych osiągów. Chciałaś pytań, dostałaś takie które mnie interesują i mogą wpłynąć na moją wydajność. - odparł dość szorstko Opus, lekko urażony postawą Lu.
Karasu wstał, podał Eddiemu ampułkę i rzekł - Karasu, mój drogi, Karasu. Zapamiętaj, bo na polu bitwy mogę przypadkiem nie usłyszeć wołania o pomoc - odwrócił się od swojego rozmówcy, odebrał ampułkę od Victora i opuścił salę.
- Wydajesz się na tyle mądry, by zdać sobie sprawę nawet jak zawołam do ciebie per “siwy” - zaśmiał się w odpowiedzi.
-Uważaj, żeby Opus się wtedy nie zmieszał. - Lu uśmiechnęła się do Eddiego, - W końcu jest taki stary, prawda? - pokiwała głową na boki. - Chciałam jeszcze wyjaśnić sprawy dowodzenia w terenie, ale skoro Karasu się śpieszył, to odłożymy to na czas waszej odprawy. Niestety Lot może potrwać nawet w okolicach stu godzin, mimo, że mamy napęd do skoków nie wymagający bram. - poinformowała.
- Nasza eskapada nie ma zbyt wielkiego priorytetu? - niebieskoskóry schował strzykawkę do jednej z kieszeni i wrócił swoją uwagą do kufla. Na jego twarzy widać było pewne oznaki zdziwienia. - Nie mamy jakiejś presji czasowej? - sprecyzował pytanie.
- Hm? - Zdziwiła się Lu. - Używałeś kiedyś swojej iskry na czymś o gabarytach okrętu? Nie chcę nadmiernego ryzyka gdy nie jest potrzebne. - stwierdziła. - Nie wspominając, że okręty nie aż tak łatwo rozpędzić, statek tego rozmiaru często o coś haczy. Podróż skokowa wcale nie ma takiego tempa, jest impulsywna.d
- To jedynie kwestia punktu końcowego, wszystko co znajduje się po drodze nie ma znaczenia - wytłumaczył, popijając trunek. Przetarł ręką znajdującą się nad ustami pianę.
- Ręcze za umiejętości Eddiego. Zawdzięczam im swoje życie i mej córki. - Victor posilił się o komplement, upijając łyk napoju ze szklanki.
- Nie ma sensu się tutaj ekscytować, mamy być za 100 godzin, będziemy za 100 godzin. Jak tam pani Admirał woli - niebieskoskóry rozłożył ręce na boki. Wykonanie odpowiedniego transportu nie byłoby zapewne zbyt duży problemem, ale to nie było teraz w kwestii jego decyzji. Miał wielu dziwnych klientów, każdy z innymi wymaganiami. Jeśli cesarstwo życzyło sobie zwyczajnego transportu, mogli lecieć w normalny sposób.
- Zdaje mi się że presja czasowa to najmniejszy problem. - Opus zwrócił się do niebieskoskórego. - Mamy zdobywać nie pospolite artefakty, a takie o dużej mocy. Szybki skok i zrzucenie nas w teren bez możliwości dłuższego omówienia roli każdego z nas, czy poznania umiejętności jakie mogą być przydatne dla reszty, wydaje się nader nierozważne.
- Gdy już będziemy na miejscu i ustalę czas rozprawy poinformuję was o nim przez radio, nie martwcie się. Na wszystko będzie chwila. - uspokoiła Lu.
- Jeśli to wszystko to chciałbym już pójść, Dziękuję za poświęcony czas panienko Lu. - Ukłonił się delikatnie. Przede wszystkim chciał skontaktować się z Johanną, więc pójdzie do swojego “biura” w Vandalu. Mijając Eddiego skinął do niego.
 

Ostatnio edytowane przez Fiath : 23-02-2018 o 17:57.
Fiath jest offline