Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2018, 21:22   #2
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Godzina 292014600:30SY
Opus

Naukowiec ze zdziwieniem patrzył jak jeden za drugim zebrani odchodzą od stołu, po zaledwie chwili rozmowy i dopiero co rozpoczętym posiłku. Nie minęła dłuższa chwila, a został przy stole sam na sam z białowłosą nadzorczynią.
- No, no cóż za asocjalna zbieranina. - zaśmiał się, odrzucając obgryzioną kość na talerz, który brzęknął cicho od uderzenia. - Pozwolisz Luu, że zajmę ci jeszczę trochę czasu? - zapytał delikatnie przesłodzonym tonem, dalej będąc rozgoryczonym przez postawę kobiety wobec niego. Jego palce zacisnęły się na mięciutkim substytucie tradycyjnej bułki, do której po chwili dołączył kolejny kawałek mięsa. - Skąd wiemy gdzie szukać potężniejszych artefaktów, macie jakiś wojskowy system ich wykrywania czy bazujemy na przypuszczeniach, pogłoskach i informatorach? -dopytał nie czekając na przyzwolenia.
- Obym potem nie musiała się każdemu z osobna powtarzać. - westchnęła. - Cóż, z artefaktami jest różnie. Jedne są od informatorów, inne z zapisków. Pierwszy po który się udamy ma związek z jakimś innym. Jest rzekomym kluczem, którego lokacja była zawarta na powierzchni poprzedniego. - wyjaśniła wskazując palcem na ekran pod ścianą. Jej gest został zarejestrowany po pewnej chwili, włączając ekran telewizora. Natychmiast go ściszyła po włączeniu. - Równie dobrze możemy zobaczyć ostatnie wiadomości w ciągu najbliższych...100 godzin? Minimum.
- Wiadomo o nim coś więcej? Czy jako grupa która ma go zdobyć mamy dostęp do informacji na temat tego “artefaktu mapy”? - olbrzym wyraźnie się ożywił, pochylając się lekko nad stołem w stronę białowłosej. - To brzmi jak coś bardzo ciekawego. - dodał uśmiechając się półgębkiem.
- Jeżeli chodzi o artefakt który jest źródłem tej informacji, to musiałabym najpierw uzyskać zezwolenie z góry. Jeżeli zaś chodzi o klucz, który będziecie odzyskiwać, to powiem wam o nim podczas odprawy. - postanowiła. - To akurat muszą wiedzieć wszyscy.
Z telewizora zabrzmiała melodia rozpoczynająca galaktyczne aktualizacje obecnego sektora.
- Chciałbym więc prosić o to byś o takie pozwolenie się postarała. - Opus leniwie rzucił okiem na ekran, by pobieżnie ocenić czy jest tam coś ciekawego. - Sama masz duże doświadczenie w odzyskiwaniu tych starożytnych skarbów? Czy trafiłaś tutaj z większego lub mniejszego przypadku?
- To dla mnie...nagorda i emerytura. - stwierdziła po chwili Lu. - Zabrali mnie z frontu, żebym była bezpieczna, póki nie jestem niezbędna. - stwierdziła admirał.
Na ekranie telewizora pojawiła się dojrzała kobieta w eleganckim stroju. Obok niej znajdowała się projekcja nietypowych okrętów kosmicznych. - Na skraju galaktyki stwierdzono w ostatnim czasie wzmocnioną aktywność okrętów pirackich. Podejrzewa się, że piracka flota organizuje się w jakimś punkcie, choć powody ku temu nie zostały jeszcze określone. Sugeruje się unikanie podróży przez słabo chronione trakty, oraz unikanie transportów dużej wartości.
-Emerytura z dala od rodziny, na szarym końcu wszechświata brzmi dość...smutno. - zauważył, nim ekran przykuł jego uwagę. - A te skur… - przekleństwo zostało zatrzymane w krtani mężczyzny, tylko siłą jego woli. Żyła zapulsowała na jego skroni, gdy wsłuchiwał się w wiadomości, a trzymane w ręce udko spadło z trzaskiem na talerz, gdy kość zwierza gruchnęła w jego palcach. - Wybacz. - mruknął w stronę Luu nadąsanym tonem, chwytająco puszczony kawałek jadła w dłoń. - Nawet w środku czarnej dziury nie dałoby się uwolnić od tego menelstwa. - skomentował newsa.
Lu zaśmiała się. - Bez obaw, rozumiem twój gniew. Nie ma gorszego żerowania na cesarstwie od działań rabunkowych. - spojrzała na ekran zamyślona. - Dużo czasu spędziłam polując na te bandy. - wyznała.
- Myślę, że bardziej...profesjonalnie...- - mężczyzna chwilę szukał odpowiedniego słowa. - Tak, bardziej profesjonalnie bym tego nie ujął. - skomentował pierwszą wypowiedź kobiety. - Czyli parałaś się moim wymarzonym zawodem. - westchnął jeszcze, a uścisk na kawale mięsa zelżał. - Ja pomagałem w tym jedynie dostarczając środków do walki. Chociaż żadne zamówienia nie sprawiały mi tyle satysfakcji co te dla łowców piratów.
- My mamy już dość uzbrojenia. - stwierdziła Lu spoglądając prosto na Opusa. Oparła podbródek na złożonych dłoniach. - Teraz skupisz się na pilnowaniu, żeby nic strasznego nie dostało się w ich łapska. - wyjaśniła z uśmiechem. - Może ta perspektywa bardziej zmotywuje cię do działania.
- Jestem zmotywowany tylko zdawkowo okazuję swój entuzjazm. -odpowiedział z uśmiechem, trudno było stwierdzić czy szczerym, czy zaczepnym. - O ile pozwolić mi się zdobyczami nacieszyć, pooglądać i przebadać to na pewno nie wpadną w niepowołane ręce. - to mówiąc odchylił się na antygrawitacyjnym krześle. - Czemu tylko czterech? Jesteśmy aż tak specjalni, czy eksperymentujecie z formą i chcecie zmniejszać potencjalne straty? - zapytał wprost.
- Chodzi o tajemniczość. Okręt jest wielki bo inaczej nie moglibyśmy wykonać tego typu podróży. Ale kadrę możemy mieć niewielką, taką, którą da się schować przed uwagą publiki. Obawiam się, że większością artefaktów nawet wy się nie zabawicie. Mamy specjalny sejf na okręcie, i tylko ja mam do niego wstęp. - poinformowała. -Acz to dotyczy głównie celów naszej misji. Jeżeli odkryjecie jakieś pomniejsze artefakty na planetach, albo nasze znajdźki okażą się nie dorastać przewidywaniom, to..cóż, równie dobrze mogą was wspomóc w polu.
- A w jaki sposób masz zamiar ocenić czy są zgodne z przewidywaniami, skoro nie ma tutaj nikogo by je zbadał lub przetestował? - Opus zdziwił się wyraźnie. - Na pierwszy rzut oka te cudeńka mogą wydawać się niemal bezużyteczne, ale dłuższe testy pozwalają odkryć ich potencjał. - naukowiec nie dawał za wygraną, chcąc wyraźnie podkreślić swoje stanowisko w tej sprawie. - Uważam, że cesarstwu przyniesie to same benefity, jeżeli pozwolicie mi badać nasze znaleziska póki są na statku. - specjalnie wspomniał o imperium, chcąc sprawdzić jak wielką karta przetargową może być one wobec Luu.
- Sama sobie z tym poradzę, bez obaw. - stwierdziła Lu. - Nie mam za miaru tracić waszego czasu i energii na badanie artefaktów, albo ryzykować, że zrobicie sobie krzywdę nieznanymi urządzeniami. Nie wspominając, że nie jesteście ekipą z najwyższej półki, co powinno być logiczne. Niestety ale sekretność misji oznaczała, że przebierano wśród osób nieznanych w środowisku arystokracji cesarskiej, a co za tym idzie, nie macie zbyt wysokich uprawnień...póki co. - wyjaśniła patrząc Opusowi w oczy. - Wszystko jest dla ludzi, ale nic nie obiecuję. Artefakty są pod moją pieczą i moimi decyzjami. Zarazem ja odpowiadam za ich dostarczenie.
- Hmphf. - Opus wydał z siebie głośne prychnięcie. - Dobrze, w takim razie chyba wszystko rozumiem. - naukowiec podniósł się od stołu, wspierając się na nim wielkimi dłońmi. - W takim razie odemeldowuje się do hangaru, muszę sprawdzić czy Cesarski proces transportowy nie uszkodził mojego pojazdu. Do zobaczenia później. - naukowiec skinął kobiecie głową, chowając dłonie w kieszeni spodni i ruszając w swoją stronę.

Godzina 292014601SY
Victor Corvus

ISF “Vandal” To przerobiony na swoistą limuzynę myśliwiec bojowy cesarstwa. W środku można było znaleźć pomieszczenie sanitarne, nieduży magazyn, pomieszczenie służbowe Victora i kokpit pilota, w którym często znajdował się Albert, lokaj i pilot Corvusa. Gdy Victor wszedł po rampie statku od razu przywitał go droid.
- Wstępne rozmowy zakończone sir? Nalać co zwykle?. - Zapytał Albert.
- Poproszę. - mruknął były szlachcic po czym udał się do swojego “kącika”. Ze szklanką niebieskiego płynu zasiadł na obrotowym krześle przed dużym wyświetlaczem.
Gdy Victor wytypował adres do łącza z laboratorium Johanny, złapała go cisza i seria błędów w nawiązaniu kontaktu. Dopiero po jakimś czasie system się ustabilizował, a twarz dziewczyny pojawiła się na ekranie.
- Halo? Tatko? - doszedł głos z holoprojektora. Obraz był lekko rozmazany i momentami pojawiały się na nim kolorowe glitche — objaw dużej i coraz to zwiększającej się odległości. Błędów z dźwiękiem na szczęście nie było.
- Witaj dziecko. Po pierwszę chciałem cię przeprosić że tak rzadko się widujemy. Niestety będzie jeszcze mniej okazji ku temu. Cesarstwo wysyła mnie na ważny przydział, dość daleko od domu. Nie moge Ci wszystkiego powiedzieć, ale postaram się to jakoś wynagrodzić. - Victor upił łyk alkoholu. - Wszystko dobrze u ciebie? Jakieś ciekawe odkrycia? - Spoglądał na zdeformowany odrobinę obraz Johanny.
-Eh, Luzuj, to nie list. Nie musisz zaczynać od monologów na dwa paragrafy. - zaśmiała się Johanna. - Tak długo jak wrócisz cały, a przynajmniej w stanie który mogę poskładać, nie będę miała ci tego za złe. - obiecała. - U mnie dobrze. Zabieram się za nowe projekty.
Nastąpiło bardzo rzadkie zjawisko uśmiechu na twarzy Victora. A raczej jeden kąt ust się odrobinę uniósł. - Jakież to projekty? Czy to poufne? - Zakręcił cieczą w szkle.
- Niestety tak. Dostałam grant na kolaboracje. - wyjaśniła Johanna. - No ale skoro pieniądze są z wojska, to sekrety też.
- Bardzo mnie cieszy fakt że wojsko zleca ci poufne przydziały. Widzą w tobie potencjał o którym zawsze wiedziałem. Szkoda że matka Cię teraz nie widzi. - Westchnął na koniec wypowiedzi, po czym przepłukał usta resztką alkoholu ze szklanki. Nawet po tylu latach nie jest w stanie do końca zaakceptować braku swej żony.
- Mam nadzieję że nie zaniedbujesz ćwiczeń? Samym geniuszem nie można się obronić przed wszystkim. - Wspomniał Victor odstawiając szklankę na tackę którą trzymał Albert.
- No...no...no...No jak jest czas, to nie ma problemu. - uśmiechnęła się lekko zawstydzona. - Specjalnie do tyłu nie jestem. W odróżnieniu od ciebie nie pakuję się w tarapaty, a to pierwszy krok w samoobronie, co nie?
- Pamiętaj, że “tarapaty” często przychodzą nawet jak ich nie szukamy dziecko. Bywaj zdrowa i wiedz że jestem z Ciebie bardzo dumny. - Victor wstał z krzesła by zbliżyć się do ekranu , po czym dodał. - Będę się kontaktował po każdym powrocie z misji. -
- Okay, biorę cię na słowo. Powodzenia. - pożegnała się dziewczyna.
Wideorozmowa zakończyła się, a Vick od razu podszedł do wieszaka by zarzucić na plecy swój wykwinty płaszcz. - Sir? Wybierasz się gdzieś? - Zapytał Albert.
- Owszem, chce zamienić parę słów z moimi przyszłymi współpracownikami. - Odparł Vick od razu kierując się do wyjścia ze statku.

Godzina 292014601SY
Karasu

Po opuszczeniu towarzystwa, Karasu udał się do swojego statku “Simes”. Wyszedł bez słowa wyjaśnienia, ale nie chciał nikomu zdradzić, że dopadła go “migrena”. W jego przypadku nie jest to ból głowy, a destabilizacja duchowa. Jak by to wyglądało, gdyby medyk drużyny nagle zachorował? Kierowany takimi wnioskami oraz obawą o stracenie twarzy przed zespołem, wolał udawać, że powodował nim kaprys i zły nastrój, niż faktyczny problem.

Godzina 292014602SY
Eddie
Eddie ciągle nie potrafił przywyknąć do posiadania własnej kabiny. Nigdy nie przebierał w luksusach, a więcej czasu spędził w najróżniejszych formach dormitoriów. Mieszkał w barakach żołnierskie, nieco wygodniejszych i posiadających chociaż zalążek prywatności pokoje najemników i kilku celach o różnym poziomie bezpieczeństwa. Wszystkie posiadały wspólną cechę - niebieskoskóry nigdy nie był pozostawiony samemu sobie na zbyt długo. Zwłaszcza, gdy nie miał nic do roboty. Dosłownie nic.
Chyba właśnie dlatego dość szybko wybrał się do miejsca, które często zdawało się być bardziej gościnne niż wystrojone pomieszczenia. Przestronne miejsca pozwalały błądzić ideą, niektórzy zaś byli dużo bardziej przyziemni. Zwłaszcza, gdy wiele ostatnich lat spełnili na wąskiej granicy między pracą i bezprawiem. Hangar pozwalał mu zanurzyć się w którymś ze statków, sprawdzić ewentualne uzbrojenie, czy dobrać jego konfigurację na następną misję.
Miarowe uderzenia pneumatycznej maszyny poinformowały go o towarzystwie nim jeszcze przekroczył drzwi do wspólnego pomieszczenia.
- Yo, wprowadzasz jakieś usprawnienia? - spytał się, spoglądając na pracującego Opusa.
- Raczej naprawiam szkody, wgnietli mi lekko karoserię w czasie transportu! - Opus krzyknął by przebić się przez rumor powodowany przez trzymana maszynę. Gruba magnetyczna przyssawka o średnicy sporej pizzy, połączona z olbrzymią sprężyną i dwoma prywatnymi generatorami pracowała w celu naprawienia uszkodzenia. Mimo, że Eddiemu nie udało się dostrzec żadnego odbiegającego od normy zgniotu metalu, taki maniak jak Opu na pewno miał na ten temat inne zdanie.
Statek przy którym pracował naukowiec, wydawał się najmasywniejszy w całym hangarze oraz najmniej “ulizany” lakierniczym pędzlem. Rosomak był ciężką bryłą kilkuset ton stali, uformowanych w masywny pojazd międzyplanetarny. Na pierwszy rzut oka dało się stwierdzić, że nie był on przystosowany do pościgów, czy toczenia długich galaktycznych starć. Rosomak miał jeden cel - dowieźć właściciela do celu w jednym kawałku, nie ważne gdzie punkt ostateczny miałby się znajdować. Cztery potężne silniki umożliwiały wprawienie maszyny w ruch, a niewielkie działa były bardziej ozdobą niż użytecznym zbrojeniem. Sądząc po rozmiarach i stanie statku musiał pełnić niegdyś rolę transportowca, łatwo było domyśleć się że Opus przebudował go osobiście.
- To ten rosomak o którym wspominałeś? - niebieskoskóry zainteresował się nagle unikalną konstrukcją. Niesamowity okręt wyglądał bardziej na galaktyczną śmieciarkę przystosowaną do pracy w pasie asteroidów.
- Tak, piękny prawda? - mężczyzna westchnął z nieukrywaną dozą dumy, wyłączając przy okazji maszynę. - A ty, które cudeńko jest twoje?
- Czemu miałbym ograniczać się do jednego? - Eddy zaśmiał się głośno. Wyciągnął dłoń w stronę swego rozmówcy. - Pozwól że przedstawię się jeszcze raz, Edward Duran – profesjonalny przemytnik i rekolektor. Większość osób mówi na mnie Eddie - niebieskoskóry pominął wszelakie ukłony. Opus nie wyglądał na przyzwyczajonego do ich obecności, podobnie zresztą jak wskazujący właśnie dłonią jeden ze statków mężczyzna.
- Ten transporter wykorzystuję, gdy zamawiane cargo jest, rzekłbym, konwencjonalnych rozmiarów - masywny okręt wyglądał na jednostkę w której można by mieszkać we względnym komforcie. Spokojnie można było sobie wyobrazić desant kilku łazików czy robotów kroczących z jego pokładu. Względnie… Przewóz nonkonformistycznych szlachciców wraz z rodziną.
- A tym cackiem latam dla przyjemności i w momentach, w których to szybkość jest najważniejsza - wskazał na znajdujący się tuż obok poprzedniego myśliwiec gwiezdny. Jego skrzydła pozostawały złożone, oszczędzając przy tym miejsce zajęte różnej wielkości kontenerami podpisanymi “lancer mk2”. Jedno z dział czerwonego okrętu bojowego wyraźnie wystawało poza obrys całości, jakby nie było przeznaczone dla jednostek tej klasy.
- Chyba preferuję wszechstronność, nie zaś brutalną siłę - stwierdził, rozkładając ręce na bok.
- No prosze przemytnik! - Opus wytworzył dźwięk na pograniczu przyjaznego śmiechu, a parsknięcia gdy uścisnął dłoń niebieskoskórego. - Czasem miałem z wami do czynienia, niestety nie wszystkie materiały do badań da się zdobyć w...konwencjonalny sposób. -odparł, po czym skierował wzrok na swoją maszynę. - Ja zaś lubię dolecieć do celu w jednym kawałku. Zresztą córka by mnie zabiła, gdybym wskoczył do jakiegoś zabójczo szybkiego myśliwca. Więcej przyjemności zajmuje mi grzebanie w kablach, oraz zbijanie wszystkiego do kupy niż latanie. - dodał, podchodząc do myśliwca rozmówcy. - Mogę zerknąć?
- Jasne, zapraszam - niebieskoskóry odsunął się, wskazując ręką wejście do kokpitu. Na pierwszy rzut oka widać było kilka modyfikacji oraz pomocniczych systemów. Jeden z ekranów służył do przewidywania trajektorii lotu otaczających statek asteroid i wydawał się zupełnie nie pasować do myśliwca gwiezdnego. Nawet sam monitor zdawał się być nienaturalnie umieszczony, zaś efektywne korzystanie z niego podczas lotu zapewne wymagało pewnego przyzwyczajenia.
- Tak, nauka nie powinna być ograniczana przez jakieś tam prawa. - podsumował swoją współpracę z naukowcami.
- Wygląda ciekawie. Opus opadł na krzesło pilota, ledwo się na nim mieszcząc. Okręcił się to w lewo to w prawo, sprawnie muskając palcami kilka klawiszy, by monitor wyświetlił różnorakie parametry konserwacyjne pojazdu. Przejechał dłońmi po kokpicie, oraz pod blatem panelu sterującego, kilka razy poruszając jakąś śrubką. Zdawało się że na moment zupełnie zapomniał o istnieniu Ediego.
- Wszystko wygląda w normie. - rzucił w końcu, zerkając jeszcze na wykazy ekranu. - Jedyne co mogę zrobić to zerknąć w silnik. - mówiąc to postukał palcem w ekran wskazując jakiś rząd liczb. - Może udałoby mi się go delikatnie podkręcić. Nie myślałeś o tym by zrezygnować z powiedzmy dwóch dział i przekierować moc na silnik?
- Jeśli wszystko działa tak jak powinno, to nie ma potrzeby dla mocniejszych silników - niebieskoskóry uśmiechnął się, przesadnie pewny siebie. Najwidoczniej zdolności jego myśliwca mogły wykraczać poza samą specyfikę sprzętu, bądź opierały się bardziej na samym pilocie niż jego maszynie.
- W przypadku zadań, do których wykorzystuję tego myśliwca, przeważnie to działa są elementem ratunkowym, nie możliwość ucieczki. - dodał z rozbawieniem. Jego wzrok skierował się w stronę własnego transportera. Po kilku sekundach wrócił jednak na rosomaka, najwyraźniej niebieskoskóry coś porównywał.
- Gdyby nie unikalny wygląd twojego Rosomaka, z chęcią bym nabył podobne cacko.
- A co zbyt rzuca się w oczy? - Opus zaintrygował się wypowiedzią przemytnika. - Aczkolwiek trudno byłoby Ci taki kupić, sam go montowałem. Można powiedzieć, że to unikat. - dodał z nieukrywana dumą. - Chcesz wejść do środka? - zapytał z szerokim uśmiechem, widać należał do tego kręgu naukowców którzy uwielbiają chwalić się swoimi tworami, niżeli chować je przed światem. - A przy okazji, nagrałem sobie wnętrze i parametry twojego maleństwa, by w razie uszkodzeń mieć jakieś podstawy. - mówiąc to stuknął delikatnie w pokryte bielmem oko, które wydało metaliczny dźwięk.
- Jeśli miałbym go kupić, to właśnie mam przed sobą najlepszego człowieka, któremu mogę zlecić jego budowę - odparł niebieskoskóry. Ruszył w stronę rosomaka, wyraźnie zainteresowany samym wnętrzem. Ciekawe jak wiele miejsca zajmował pancerz i czy pozostawało tam wystarczająco przestrzeni ładunkowej.
Gruba warstwa pancerza znacząco zmniejszała przestrzeń wewnątrz pojazdu, jednak mimo tego jego wielkie rozmiary pozwalały czuć się w środku całkiem swobodnie. Kokpit był duży, wyposażony w wiele monitorów oraz rozbudowaną deskę rozdzielczą, Eddie nie mógł wiedzieć do czego służą wszystkie znajdujące się tam przyciski i przełączniki. Pozostała część okrętu tworzyła coś na kształt małego warsztatu. Kawałki blach, narzędzia i różne śruby walały się po kątach, czy wisiały na ścianach. Po rozmieszczeniu większy stosów rupieci widać było że właściciel ostatnio swoją uwagę poświęcił wielkiej zbroi umieszczonej pod jedną ze ścian. Zamontowana ona była na szynach prowadzących do suwanych drzwi transportera, pozwalających na łatwe wysunięcie jej z pojazdu. Pancerz mierzył ponad 3 metry, był masywny oraz stylizowany na zbroję rycerską z czasów średniowiecza. Obok niego, wsparty na głowicy, stał młot którego trzon sięgał niemal hełmu bojowej zbroi.
- Woah, widzę że przekuwasz naukę w coś interesującego - niebieskoskóry był pełen podziwu. WIększość naukowców z którymi się stykał stroniła od praktycznego zastosowania nauki, mogła co najwyżej dokonywać głębokiej analizy stanu zastanego. Ileż to razy przewoził jakiś relikt przeszłości czy artefakt bo ktoś chciał go badać?
- Tylko praktyczne rzeczy przynoszą pieniądze zdolne utrzymać rodzinę. - zauważył naukowiec, z dumą patrząc na pancerz. - Nie jest to moje najnowsze dzieło, ale za to bardzo je lubię. Musiałem sprawdzić jego stan po transporcie. - wyjaśnił niepytany. - A teraz jeżeli pozwolisz, muszę jeszcze popracować. - Opus uśmiechnął się szeroko, sugerując niebieskoskórem opuszczenie pojazdu.
 

Ostatnio edytowane przez Fiath : 08-03-2018 o 20:19. Powód: bonus fragment
Fiath jest offline