Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2018, 17:19   #6
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Wyżej nóżkę, skarbie! Prostuj plecki! – staram się wykrzesać maksimum entuzjazmu w głosie. Siedmiolatka w różowej koszulce wygina się posłusznie. Tłumię ziewnięcie. Rączki małej ślizgają się na zamocowanej pionowo rurce. . W końcu lekcja dobiega końca.


- Świetnie skarbie – obejmuję małą, gorączkowo zastanawiając się, jak ma na imię. Coś na S.. Sally? Nie ryzykuję. – Biegnij do szatni, skarbie.
Po chwili dziewczynka ubrana w różowy dresik z Kucykiem Pony ( Rainbow Dash, jak mi się wydaje, moja mała chrześniaczka Phebe Moss też jest maniaczką kucyków) przybiega się pożegnać, razem z matką, pulchną kobietą po 40. Pracuje w sklepie z bielizną, niedaleko Main Street. Zawsze dostaję u niej zniżki. I sprowadzi mi każdy stanik, który mi się tylko zamarzy.

- Bardzo dziękujemy, Sophie („Sophie” powtarzam w myślach) uwielbia pani lekcje, ortopeda zaleciła nam na plecki, albo basen, ale rozumie pani - ścisza nieco głos, więc Sophie natychmiast wzmaga uwagę – tam są sami mężczyźni, znaczy trenerzy, a w dzisiejszych czasach nie powinno się narażać dziewczynek.. no rozumie pani… molestowanie i te sprawy.
- Oczywiście rozumiem – uśmiecham się promiennie – Zapraszam w sobotę . U mnie .. Sophie jest całkowicie bezpieczna, ręczę za to.

Ściskam rękę pani Watson i zamykam za nimi drzwi Darla’s Pole Dancing Academy. Jestem sama, Samantha, dorabiająca na recepcji licealistka przychodzi na dwie godziny trzy razy w tygodniu, popołudniami i na trzy w sobotę rano. Dziś miała się uczyć do testu na jutro, więc ją zwolniłam – miałam zapisane tylko dwie klientki, więc ewentualne telefony mogłam obsłużyć sama. Niestety, dzwoniły coraz rzadziej, nowe studio Elsie Watson odbierało mi klientów. Gaszę światła na dole i rzucam spojrzeniem na wiszące na honorowym miejscu moje zdjęcie z półfinału America's got talent. Chuda, nieco spłoszoną nastolatka wyprężona na rurze, w krótkich leginsach i białym topie – mama całą noc naszywała na niego małe, srebrne gwiazdki. Błyszczały, jak entuzjazm i nadzieja w oczach tamtej dziewczyny. Dziś zastąpiła je rezygnacja i zmęczenie...

Wchodzę schodami ukrytymi za drzwiami z lewej strony sali, za biurkiem recepcjonistki, zaraz obok toalety i szatni , na pięto, gdzie mieści się moje mieszkanie.

Biorę prysznic, a potem ze smoothie z ziarnami siadłam przed telewizorem. Przez chwilę skaczę po kanałach, aby w końcu zatrzymać się na lokalnych wiadomościach. O Boże… wstrząs. Odstawiam szklankę na skraj stołu i zaczynam nerwowo szukać komórki. Stephena nie ma, nie widzieliśmy się od rana. Oczywiście, nie musiał dziś kręcić się okolicach kopalni, zwykle chodził wieczorem, wiec chyba miał jeszcze czas… a może cale dziś się nie wybierał? Niby był moim narzeczonym – za takiego się w każdym razie uważał – ale żyliśmy trochę obok siebie, choć przez ten czas… przyzwyczaiłam się do jego obecności. Wybrałam numer.

Jeden sygnał, drugi… poczta. „Hej, tu Stephen. Prawdopodobnie nie mam zasięgu w kopalni… chichot.. żart oczywiście. Nagraj się, oddzwonię." Nie znoszę sekretarek a najbardziej tej kretyńskiej wiadomości, ale nie umiem go zmusić do zmiany.

Wybieram ponownie numer. Znów nic.

Bębnię palcami po stole. Wybieram kolejny numer. Ojciec już dawno nie pracuje na kopalni, ale wszyscy wiedzą, że żaden z nielegalni nie może fedrować bez jego wiedzy, zgody, czy choć by cichego błogosławieństwa… I w końcu przyjaźnią się ze Stephenem.
- Tato? - staram się, aby głos mi nie drżał . – Widziałeś wiadomości?
Słucham przez chwilę, a potem odkładam komórkę. Nikt, o kim by wiedział. Za wcześnie, zła pora, jakieś układy z ochroną.. tłumaczył mi, nie pamiętam wszystkiego, ale wiem, że go tam nie było. Prawdopodobnie nikogo z nielegli nie było.

Komórka w końcu dzwoni.
- Kotku? – w głosie Stephena brzmi duma. - Właśnie zrobiłem rekordowego brejka… 147! Masz pojęcie?
No mam. Wszystkie po kolei i za każdym razem czarna.
- Było tąpnięcie w kopalni. – mówię.


PIĄTEK

Koło 12 wpada Kate Moss, razem z Phebe. Sprzątam właśnie boks po ostatnim podopiecznym, Timothy David przywiózł do mnie szczeniaka, odebranego właścicielom w czasie interwencji. Psiak mieszkał u mnie kilka dni, zanim nie znalazł nowego domu. Phebe na mój widok piszczy i rzuca się mi na szyję. Podnoszę ją i sadzam sobie na biodrze.
- Nie ma pieska? – pyta.
- Nie ma, poszedł mieszkać do nowej rodziny, tam będzie mu dobrze. – mówię. Buzia dziewczynki wygina się w podkówkę, ale dzielnie sobie radzi.
- Pieski mieszkają u cioci tylko chwile, bo idą do nowej rodziny – mówi poważnie. – Mogę przyjść do ciebie do studia?
- Możesz, oczywiście, jak mamusia pozwoli, odpowiadam, patrząc na Kate. O tej porze powinna być w swoim salonie…

- Coś się stało?
- Nie, odwołali im wycieczkę w szkole, miała być ze mną, ale po tym tąpnięciu mam taki ruch, ze nie wiem, w co włożyć ręce.. mam wrażenie, ze wszyscy w mieście gadają tylko o jednym, całe szczęście, że wybrali w tym celu mój salon
– śmieje się. – Popilnujesz jej?
- Nie ma sprawy, dopiero o 16 mam klientki, więc będziemy miały dla siebie mnóstwo czasu. Pójdziemy do parku, potem z wujkiem Stephenem na lunch, potem do mnie do studia, poćwiczysz, będzie super
!
Mała skacze i klaszcze w ręce.
- A wieczorem do babci Jasmine? – dopytuje. – Będziemy wywoływać duchy!
- Nie żabko - Kate śmieje się. - Wieczorem ciocia Darla przyjdzie do mnie, zrobić się na bóstwo. To dziś macie tą kolekcję z ojcem i jego nową narzeczoną?
Krzywię się lekko i kiwam głową.
- W jej barze.. bardzo ekonomicznie.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 03-03-2018 o 17:28.
kanna jest offline