- Nadciąga burza - odezwał się Indianin.
- Więc gdzie obiecana cisza, przed jej zapowiedzią? - odparła Alex z ciężkim wydechem.
Zmęczenie brało górę nad jej umysłem. Fizycznie czuła się niemal bez skazy, ale w głowie miała mętlik, który jedynie się nasilał. Wódz zdawał się być zrównoważoną osobą, pogrążoną głownie w bitwie z cieniami i mrokiem. Czy wraz ze wschodem słońca nastanie już dla nich spokój? I czy jak pewna Pani, będą już zawsze obawiać się nadchodzących ciemności?
- Twoje kanu się wywróciło, Opętany...
Poetka nie potrafiła nawet zignorować własnej interpretacji tych słów. Bezpieczna łódź odwrócona do góry nogami, zepchnęła podróżnika w odmęty ciemnej otchłani rzeki. Do góry nogami - wywróciła człowieka "na lewą stronę", mrokiem na zewnątrz. Wydobyto z jego wnętrza to, co najciemniejsze.
Póki Indianin był na linii wzroku, Alex nie lękała się. Jęknęła przeraźliwie dopiero, kiedy ten rzucił się biegiem i... uciekł. Wraz z krótkim podskokiem znalazła się blisko Richarda. Spojrzała niepewnie na Felicię.
- Co teraz zrobimy? - spytała, jakby kobieta miała być tutaj ich mózgami. Dotychczas jednak wykazała się odwagą i siłą, więc poetka uwierzyła w te cechy i pragnęła się nimi wesprzeć. - Wiecie w którą stronę nasze domki?