Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2018, 23:28   #5
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Śpiew Wodza cichł szybko w gęstniejącej ciemności, lecz wrzaski i nieludzkie wycie przybierały na sile, gdy nowe gardła przyłączały się do upiornego zawodzenia.
Niewielkie, jasne punkty poruszały się gwałtownie przypominając błędne ogniki. Ostatecznie zbliżały się do ziemi. Nieruchomiały. Chór słabł wtedy o jeden głos. Kolejne płomyczki upadały aż w końcu nie został ani jeden, który trwałby w ruchu. Las zamilkł martwą ciszą.

Nagle zalało ich odległe jeszcze światło, które niemal natychmiast zniknęło. Dotarł do nich gniewny pomruk nieba - nieco spóźniony towarzysz błysku.

Ognie tymczasem rozpoczęły swój taniec na zaimprowizowanych pochodniach. Ich żywotność nie mogła wystarczyć na długo. Mieli wyłącznie materiał, lecz nienasączony łatwopalną substancją szybko miał się wypalić. Niemniej to powinno wystarczyć... jeśli niewielki deszcz nie przerodzi się w ulewę.

Felicia jako pierwsza postawiła krok w ciemność. Skóra po lewej stronie ciała pokryta rozległymi plamami piekła jak poparzona i bolała tym bardziej, im bliżej znajdowała się światła. I tym większe smużki czarnego dymu wydostawały się na świat. Chłodny deszcz nie przynosił ulgi.
Podobnie cisza. Nie było żadnego odzewu.

Ognisko oddalało się coraz bardziej, zaś błyski pojawiały się coraz częściej. Deszcz przybrał na intensywności bębniąc miarowo o powierzchnie liści. Pochodnie przygasły. Ognisko za nimi pomniejszyło się. Był to jednak wpływ rosnącej odległości, gdyż krople nie spadały jeszcze tak intensywnie, by móc wywrzeć zauważalny wpływ na centrum obozu.

Nagle rozległ się huk. Przytłumiony, dobiegał z daleka. Felicia jako pierwsza rozpoznała w nim wystrzał pistoletu. Jeszcze jeden. Następny. To musiał być Wódz.

Pochodnie powoli dogasały, choć nie z powodu burzy. Ta zdawała się zawisnąć daleko za ich plecami. Łatwo było wyobrazić sobie Zeusa czy innego Peruna ciskającego gromy.
Nieopodal jednak drzewa przerzedzały się. Pomiędzy nimi znajdowały się niewyraźne jeszcze kontury domków.

Wystrzały umilkły. Ciężko było jednak określić konkretną przyczynę. Może Indianin uciekł lub skończyły mu się naboje. Może jedno i drugie. A może go dopadli.

Wyszli spomiędzy drzew... Richard zatrzymał się nagle dostrzegając coś.

Na zawiasach domków oznaczonych numerami 7, 8 i 9 wisiały smętnie kawałki drewna będące niegdyś drzwiami. Ostrożnie zbliżyli się do zajmowanej przez Reece'a i Felicię "dziewiątki", a kiedy zajrzeli do środka... Wnętrze wyglądało jak po wizycie rozszalałych, dzikich zwierząt. Zasłony pozdzierane oraz porozdzierane. Krzesła i stół połamany. Wyrwane blaty, z rur ciekła woda, drzwi przewróconej lodówki na środku pokoju. Wybite szyby. Głębokie bruzdy i wgłębienia w ścianach. Z materaca rozłożonego na czynniki pierwsze łóżka gęsto wystawały sprężyny. Pusto.

Nie było też żadnych śladów krwi.

Chłopak rozejrzał się po pomieszczeniu, gdy nagle skrawek czegoś przykuł jego spojrzenie. Wyglądało znajomo pod wieloma aspektami.
Podniósł róg jednego ze strzępów, jakim niegdyś był dywan. Wydobył spod niego...




... rysunek. Przedstawiał drwala zastrzelonego ze znalezionego rewolweru, broni, którą wciąż posiadał.
Opatrzony jego podpisem. Nie pamiętał, by coś takiego narysował, lecz wyraźnie widział własne pociągnięcia świadczące o autorze mocniej niż sam autograf.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline