Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2018, 20:20   #3
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację

Lu stała naprzeciw zgromadzonych przed nią członków zespołu. Komunikat o zbiórce dostali 20 godzin temu. Od około 160 nie mieli kontaktu radiowego z resztą cesarstwa. Byli na jego granicy. Znajdowali się bardzo blisko jakiejś bogu winnej planety. Louise patrzyła na nich z szerokim uśmiechem. Byli w hangarze, przed swoimi przeróżnymi prywatnymi statkami. Pani admirał stała wyprostowana z tabletem w ręku oraz bardzo ładnym białym piórem w drugiej dłoni.

- Szczerze mówiąc, to do dzisiaj zdążyłam zapomnieć jakich organizacyjnych szczegółów nie zdążyłam wam przekazać przy naszej pierwszej kolacji... - przyznała. - Zacznę więc od wprowadzenia do misji, a potem znów możecie zalać mnie tym, co was gryzie. - zaproponowała. Wcisnęła coś na tablecie, a za nią pojawił się holoobraz planety.
- Ta planeta nie ma nazwy ani numeru. Po jej odkryciu postanowiliśmy uniknąć identyfikacji, aby była mniej interesująca dla piratów. Jej klimat jest zakwalifikowany jako kategoria pierwsza: ziemski. Mamy tu dużo lasów, sporą zasobność w wodę, i tym podobne dobroci. Dodatkowo jest dość mała, ledwo kwalifikuje się jako planeta. Stosunek jej rotacji wokół własnej osi i słońca jest na tyle specyficzny, że noc i dzień praktycznie się nie przemieszczają, dzieląc świat na dwie półkule. - wyjaśniła, wskazując na zieloną planetę. - Misja na niej będzie waszym swoistym chrztem oraz testem. Liczę na ogólnie pojęte powodzenie. - wyjaśniła. - Waszym zadaniem będzie zebranie wszelkich artefaktów oraz przedmiotów mogących nimi być, jakie tylko znajdziecie. Szukamy "klucza", choć nie mamy informacji, jak on wygląda. Macie przeszukać planetę i za wszelki koszt klucz znaleźć. Gdy upewnicie się, że macie właściwy artefakt albo wszystkie, jakie na tej planecie się znajdują, dacie mi sygnał. Odbiorę was i zajmę się klasyfikacją planety. - Lu przerwała na moment aby odetchnąć. - Po mojej lewej przy stole znajdują się słuchawki. Jedna na osobę, wchodzą w lewe ucho. Mają wiele funkcji: to komunikator ze mną i pomiędzy wami. Jest to też automatyczny tłumacz, który układa nowe zdania w naszym języku na podstawie intencji zdania wypowiedzianego przez kosmitę. Nie jest w stu procentach dokładny i nawet nie próbuje być dosłownym. Powinien jednak wystarczyć. Co by tu jeszcze... - wzruszyła ramionami. - No nic, raczej tak miało wyglądać wprowadzenie do misji. Dość proste, prawda? - uśmiechnęła się.

-Jest jednak więcej. - dodała po chwili Lu. - W trakcie podróży zdekodowałam wiadomość, którą dostaliśmy od Cesarstwa. W tym układzie słonecznym jest jeszcze jeden artefakt na pobliskiej planecie, również nienazwanej. Nic o niej nie wiem, poza tym, że to pustynia, i jest gdzieś na niej jest jakiś wyjątkowy kamień. - wyjaśniła. - Szczegóły organizacyjne tych dwóch misji zostawiam wam. Możecie się nimi zająć po kolei albo podzielić siły i oszczędzić czas. Wasza decyzja. - Lu uśmiechnęła się do grupy. - Acz najpierw podział rang. Victor Corvus, dostajesz pełne dowodzenie w polu. Gdy trzeba podjąć decyzję i nie ma czasu albo potrzeby czekać na moje zdanie, najbardziej liczy się twoje. Przy okazji raportuj do mnie wszelkie objawy niesubordynacji. Twoją prawą ręką będzie Opus. Jeżeli Eddie i Karasu skończą razem, Eddie siada za kierownicą. Z uwagi na twoje przypadłości, nie mogę dać ci obowiązków wyższej rangi. - poinformowała syntetyka Louise. - To teraz wasze pytania.
- Wiadomo czy planetę zamieszkują jakieś “cywilizowane” kseno? - Victor jako pierwszy zapytał. Łechtał jego ego fakt że Lu przekazała mu dowodzenie nad tą małą grupą. Nie oczekiwał jakiś problemów z tym związanych, no chyba że wybuch syntetyka, którego to zawsze kątem oka stara się obserwować.
- Chyba nie ma sensu byśmy w czwórkę zwalali się na jakąś małą planetkę. Daj mi do pomocy naszego niebieskiego towarzysza, a przeczeszemy pustynię raz dwa. - Opus zwrócił się do Corvusa klepiąc czule opancerzenie Rosomaka. - Mam tu tyle czujników i skanerów, że nawet kamień wielkości ziarenka piasku nam nie umknie. No i Rosomaczek jest przystosowany do przemieszczania się w każdych warunkach, piasek mu nie zaszkodzi. - białowłosy uśmiechnął się szeroko.
- Zielona planeta ma jakiś mieszkańców, są jednak bardzo słabo rozwinięci. - wyczytała z swojego ekranu Lu.
-[i] Czyli troglodyci. Z takimi sie najlatwiej pertraktuje.[i] - Dodał Victor będąc pewnym powodzenia misji. Na propozycję Opus’a mruknął sceptycznie.
- Nie wiem czy jest potrzeba rozdzielania się. Aż tak nam się nie śpieszy. - Pogładził się po brodzie. Widocznym było że się nad czymś głęboko zastanawiał, w końcu przemówił.
- Chciałbym poznać zdanie reszty. - Spojrzał po kompanach.
- Dla mnie to kompletnie bez znaczenia. Na pierwszy raz wolałbym sprawdzić całą drużynę w akcji i przekonać się, czego można się po każdym z nas spodziewać. Niemniej, jeśli wszyscy są przekonani o swojej sile i wierzą w umiejętności bojowe lub sprzęt… - Karasu spojrzał na Opusa znacząco -... to nie widzę problemu. Niemniej to nadal nierozsądne, ale jestem tylko syntetykiem, więc nie zwracajcie uwagi na narzekania. - dokończył z westchnieniem.
- Chyba tym razem muszę stanąć po stronie Opusa - niebieskoskóry zwrócił się w stronę nowego przywódcy zespołu. Sam nie miał żadnego oporu wobec zatwierdzonej hierarchii. Współpracował wcześniej z Victorem i mógł mu zaufać, wobec zdolności reszty miał się dopiero przekonać co i jak w przeciągu kilku następnych dni czy godzin.
- Jeśli uwiniemy się z piaszczystą planetą wystarczająco szybko, możemy udzielić wam ewentualnego wsparcia? - bardziej zaśmiał się niż zaproponował. Najwyraźniej wątpił w możliwości kseno.
- Hmm… Nie. - Pokręcił przecząco głową Corvus. - Chciałbym...Chce, zobaczyć jak każde z was sobie radzi na własne oczy. Nie będziemy się rozdzielać, przynajmniej na razie. - Ustanowił tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-W takim wypadku życzę powodzenia. Postaram się przeskanować pustynną planetę podczas waszej eskapady do lasów. Zdecydujcie gdzie lądujecie, i lećcie na służbę. - mówiąc to Lu przestawiła kilka rzeczy na swoim ekranie, a holoprojekcja planety podświetliła kilka interesujących punktów na powierzchni: największą osadę, przedziwną olbrzymią budowlę po ciemnej stronie globu, oraz kilka geograficznie zachęcających lokacji, jak pobliża rzek, czy oddalone od cywilizacji skrawki lasu.
- Będziemy lądować nieopodal tej kuriozalnej budowli. Zapewne to jakaś świątynia. Tubylcy często traktują artefakty jako dar od swoich wyśnionym bożków i zamykają je w takich budowlach. To będzie pierwsze miejsce do sprawdzenia. - Zarządził Victor.
- Skoro tak mówisz… - Opus nie do końca zgadzał się z decyzją arystokraty. Wolałby nie podlatywać do budowli, która mogła zawalić się od wywoływanych przez ich pojazdy wibracji. Mimo to wolał się więcej nie kłócić. - Jednak zanim wylądujemy proponowałbym oblecieć budynek i pobieżnie stwierdzić czym on może być.
- Dobra sugestia. Od tego zaczniemy. - Skinął głową Victor.
- W takim razie ja się już pakuje do wozu, mój wielkolud nie należy do demonów prędkości, muszę wystartować pierwszy by nie zostać w tyle. - skwitował szarobrody naukowiec, strzelając karkiem i ruszając w stronę włazu jego transportowca.

Opus otworzył właz Rosomaka wpisując krótki kod, w wbudowaną w pancerzu klawiaturę. Jego nozdrza uderzył zapach stali i oleju, unoszący się tam od jego wymiany w Aresie. Rozejrzał się po panującym w przestrzeni ładunkowej bałaganie i uśmiechnął się - tu czuł się najlepiej. - Gaudi przygotuj wszystko do startu! - rzucił w stronę kokpitu, gdy tylko właz trzasnął za jego plecami. Owalny kształt z białego tworzywa wychylił się stamtąd, mrużąc zbiór pikseli imitujących oczy. - Doczekam się kiedyś proszę? - Gaudi prychnęła przez swój symulator mowy. Podleciała do kokpitu moszcząc się w specjalnie przystosowanym dla niej siedzeniu, przypominającym kieliszek na jajko. - Zaraz wszystko będzie gotowe. - dodała, podłączając się zdalnie do systemów Rosomaka.
Hangar zaczął wypełniać huk zmuszonych do pracy silników, gdy Rosomak zaczął przesuwać się po rampie w stronę windy pozwalającej pojazdom wejść w przestrzeń kosmiczną.
Opus sprawnie poruszał się po przestrzeni magazynowej, wstukując na różnorakich pulpitach rzęd znaków i cyfr, konfigurując tym samym rozmieszczone na całej powierzchni statku czujniki. Oczywiście mogło być to zrobione zdalnie z poziomu deski rozdzielczej, ale spokojny start i brak zagrożenia pozwalał naukowcowi zrobić to dokładniej. Gdy skończył za szybami widać było już ciemną pustkę kosmosu, a silniki wydały niesłyszalny ( przez niemożliwość przenoszenia drgań w próżni) ryk, gdy paliwo rakietowe zaczęło spalać się w czterech potężnych silnikach. Rosomak ruszył poprzez pustkę w stronę wskazanej przez Luu planety, a naukowiec zasiadł na swoim wygodnym fotelu pilota.
- Co Gaudi posłuchamy czegoś dla zabicia nudy? - zagadnął, a robocik żarliwie pokiwał głową. Naukowiec uśmiechnął się i jednym kliknięciem wypełnił kokpit muzyką, płynącą z wielu głośników na raz.
Sterując swym statkiem przez leniwy kosmos zatopił się w myślach, odtwarzając ostatnie tygodnie. Od kiedy Luu przedstawiła mu współtowarzyszy, spędzał czas dość pracowicie. Lwią część czasu spędzał w hangarze prowadząc przegląd Rosomaka oraz wszystkich zabawek jakie zabrał ze sobą na statek matkę. Wymiana oleju, szlifowanie lakieru i dopracowywanie szczegółów było praco i czasochłonne, przez co czas uciekał mu szybko. Postarał się też zdobyć tyle informacji ile tylko mu udostępniono na temat pojazdów towarzyszy. W swoim prywatnym komputerze przygotował bazę danych, z parametrami i stanem ich ścigaczy, by w razie czego mieć podstawę do ich rekonstrukcji. Póki jeszcze mieli zasięg, kilka razy zadzwonił do swej córki, by przekazać jej najnowsze wieści oraz kilkukrotnie przypomnieć że może się dłuższy czas nie odzywać. Mimo że 500h to sporo czasu, jemu zdawało się że minęło ledwie kilka.
Cała misja póki co nie szła do końca po jego myśli. Ich koordynator była fanatycznie oddana cesarstwu, a jak wiadomo z fanatyzmu nigdy nie wynika nic dobrego. Opus nie miał złego nastawienia wobec obecnej władzy, w końcu to ona płaciła mu wszelakiego typu granty. Jednak nie przymykał oczu na wady czy pewne błędy cesarstwa, zaś tej cechy Luu zdawało się brakować. Po drugie jakiś szlachcic został mianowany kapitanem całe ekspedycji, tylko z powodu urodzenia. Irytowało to naukowca, który był przekonany, że lepiej wykonałby tą rolę. Wszak był tu ze względu na swoją inteligencję, czy nie był to dostateczny argument by mianować go dowódcą?! Pocieszało go tylko to, że przyznano mu stanowisko prawej ręki co dawało możliwość sprawowania jako-takiej władzy. Rektorskie życie na jego ojczystej planecie odzwyczaiło go od słuchania rozkazów, zaś pokazało jak dobrze jest je wydawać.
- Też uważasz, że wysłanie całej grupy na jedną planetę to strata czasu? - mruknął do Gaudi, upewniając się wcześniej by wyłączyć komunikator od Luu.
- Poznanie towarzyszy, to coś na co warto poświęcić czas. - skomentował robcik, kiwający głową w rytm muzyki. - - Dawno nie pracowałeś w zespole, może się dzięki temu rozchmurzysz. - dodała jeszczę, dostrajając się do dźwięków, by zacząć idealnie nucić melodię.
- Nie po rozchmurzenie tu jestem. - bąknął naukowiec, uśmiechając się jednak kącikiem ust, na widok radosnego nastroju swej kompanki.

Corvus pośpiesznym krokiem wstąpił na pokład Vandala, w tym czasie Albert wykonywał prace porządkowe. - Sir, twoje tętno jest powiększone, źrenice poszerzone o 57.78 procent. Wykrywam ekscytację. Czyżby kolejny zrzut sir? - Przemówił droid nie spuszczając z receptorów wzrokowych szlachcica. Victor zaś zatrzymał się wpół kroku i spojrzał trochę zdziwiony. - Twierdzisz że cieszę się jak dziecko z każdego zrzutu? - Można było wykryć nutkę oburzenia w głosie ex-szlachcica. Bez nawet sekundy namysłu lokaj odpowiedział.
- Dokładnie tak sir. - Szczerość droida choć wydawała mu się bezczelna, nadawała mu jakąś dozę osobowości. Na tą odpowiedź Victor prychnął jedynie i zasiadł na swoim fotelu.
Ściągnął skórzane rękawice i oczekiwał swojego napitku. - Albert to co zawsze, następnie szykuj maszynę do wylotu. - Zarządził zakładając nogę na nogę. Droid go rozgryzł, nie mógł się doczekać kolejnej akcji, udowodnić reszcie drużyny dlaczego to jego wybrali, nie ze względu na nic nie znaczące już nazwisko, tylko przez jego umiejętności. Jego miejsce było na froncie, nie za nim. Z doświadczenia wiedział że dowódca powinien prowadzić swoich ludzi, a nie rzucać rozkazami i liczyć że wszystko się uda. Miał tylko nadzieję że nie zawiedzie się na reszcie drużyny. O ile o Eddiego się nie martwił, nie widział w akcji Opusa czy Karasu. W momencie gdy odpływał myślami, został podany mu drink.
- Bardzo proszę Sir. - Powiedział Albert, po czym pośpiesznie przeszedł do kokpitu.
- Zalecam zapięcie pas… - Nie dokończył zdania, gdy wciął mu się w słowo Victor.
- Tch… wiem nie musisz tego powtarzać za każdym razem. - Przewrócił oczami były szlachcic.
Silniki Vandala zaczęły się rozkręcać, a sama maszyna powoli wzbiła się w górę. Z odrzutowym rykiem, pojazd rozłożył skrzydła, a droid z nienaturalną precyzją zaczął przełączać guziki i na holograficznych wyświetlaczach dodawał mocy przesuwając “suwak” ku górze, aż projekcja przybrała krwiście czerwony kolor.
- ETA dwie godziny sir. - Zakomunikował droid, gdy maszyna opuściła hangar. Corvus w odpowiedzi skinął jedynie głową i rozsiadł się wygodniej.

Karasu znajdował się w Simesie. Nie posiadał żadnego lokaja, droida, czy innego służącego. Całość obsługiwał sam. Nie mógł bowiem zaufać maszynie i sztucznej inteligencji, gdy samego siebie nie był pewien. Jego ścigacz był prawdziwym cudeńkiem. Karasu nie zdziwiłby się, gdyby za projekt silnika nitrofotonowego odpowiadał Opus. Nie znał się na technikaliach, a naukowiec wyglądał na takiego, co by mógł mu wiele opowiedzieć o jego sprzęcie. Karasu wiedział jedynie, że Simes nie zawodzi, jeśli chodzi o prędkość. Uzbrojenie nie było przystosowane do walk w przestrzeni kosmicznej. Raczej służyło do odstraszania potencjalnych przeciwników, czy zasugerowania odwrotu kosmicznym piratom.
Słysząc rozkaz odlotu nie śpieszył się do punktu docelowego. Wiedział, że doleci przed sojusznikami, bowiem oni preferowali lepiej uzbrojone pojazdy. Z tego powodu zdecydował się polecieć w godzinę po odlocie Victora. Tyle bowiem czasu potrzebował, by trafić na miejsce zbiórki.
W tym czasie przygotował cały ekwipunek i wykonał przegląd systemów. Skoncentrował się na nanobotach, bowiem to one miały w razie czego uratować komuś skórę. Nie zapomniał przy tym zapakować sobie podręcznego prowiantu. Nie był to wykwintny posiłek - miał być jedynie wysoce kaloryczny i pełen witamin oraz białka. Wszystko po to, by w razie użycia artefaktu, mógł zregenerować ciało. Nie przewidywał takich trudności, ale życie nauczyło go być gotowym na wszystko.
Gdy nadszedł czas odlotu, Karasu zasiadł za sterami. Uruchomił wszystkie kontrolki i obserwował parametry. Nic nie wskazywało na to, by któreś urządzenie działało niepoprawnie. Uruchomił zatem silnik. Przyjemne mruczenie dało się słychać w całym hangarze. Moment w którym do maszyny wlał się wysokooktanowy płyn zmieszany z podtlenkiem azotu przyprawiłby niejednego maniaka sprzętu o dreszcze. Karasu to nie ruszało, chociaż i on odczuwał pewną przyjemność w słuchaniu tego dźwięku. Docisnął przełącznik obok panelu startowego i wszystko w momencie ucichło. Do cylindrów dostała się bowiem w formie płynnej, wiązka fotonowa, która wywołała reakcję łańcuchową w silniku, uruchamiając całą maszynę. Karasu nie wiedział kto był pomysłodawcą takiego rozwiązania technologicznego, ale fascynowało go, że całość działa w tak niezawodny sposób. Do tego nie trzeba było mieć specjalistycznej wiedzy, by wykonać podstawowe naprawy, czy poprawki. Uprzedzono go jedynie, że jeśli chciałby podkręcić moc Simesa, to powinien udać się do fachowca. Silniki nitrofotonowe w nieodpowiednich rękach mogą zadziałać jak reaktor jądrowy.
Po zakończeniu silnikowego koncertu, Karasu mógł spokojnie wyprowadzić statek z hangaru. Gdy znalazł się w przestrzeni kosmicznej, schował podwozie oraz przycisnął maszynę. Nieodczuwanie bólu oraz brak strachu przed utratą własnego ciała sprawiały, że regularnie przekraczał prędkość. Czynił to raczej nieświadomie - nie interesowało go łamanie prawa, czy szaleństwo wywoływane nadmierną szybkością. Wiedział jedynie, że w ten sposób może rozruszać silnik, który w takim ścigaczu zwyczajnie się marnował. Nie chciał bowiem doprowadzić do sytuacji, w której przez niewykorzystywanie sprzętu, ten kiedyś go zawiedzie. Na panelu podglądu wyśledził ślad Victora i ruszył za nim. Nie uruchamiał automatycznego pilota, bo w miarę możliwości starał się prowadzić osobiście. Nawet tak prostemu systemowi nie był w stanie zaufać. Droga z kolei nie była długa - raptem godzinka lotu. Postanowił zatem spróbować cieszyć się podróżą.

Niebieskoskóry wybrał bojowy myśliwiec. Druga wersja wyraźnie starszego projektu “lancera” była wyraźnie unowocześniona. Nowe, mocniejsze silniki oraz bardziej aerodynamiczna sylwetka. Co więcej, dopiero udoskonalony projekt posiadał jeden z bardzo ważnych elementów zarówno dla użytkowników prywatnych, jak i dowódców całych flotylli. Możliwość pionowego startu stała się podstawowym elementem rozróżniającym Lancera Mk1 i Mk2.
Wersja Eddiego posiadała kolejne udoskonalenia, jednak nie były one widoczne na pierwszy rzut oka. Start maszyny przebiegał wręcz wzorowo, automaty sprawdzające integralność poszczególnych systemów raz za razem oferowały pozytywną informację zwrotną, zielone diody zapalały się jedna za drugą. Najwidoczniej niebieskoskóry preferował analogowe systemy względem tych całkowicie cyfrowych. Przynajmniej część z nich mogła działać stosunkowo autonomicznie, nawet gdy główne jednostki obliczeniowe przestawały działać.
- Tutaj Eddie, wszystkie systemy w normie. - podsumował stan swojej maszyny i systemów łączności.
Niebieskoskóry ustawił czerwonego myśliwca w stronę wylotu, zaś poszczególne silniki pomocnicze delikatnie unosiły okręt nad powierzchnią hangaru. Rozłożeniu dwóch skrzydeł towarzyszy głośny dźwięk pracujących systemów. Po kilku chwilach, gdy całość była w trybie stworzonym do podróży, główne silniki zostały aktywowane.
Grom dźwiękowy przeszył wnętrze statku, a myśliwiec błyskawicznie dogonił pozostałe jednostki.
Jego silniki pracowały później na wyraźnie ograniczonej częstotliwości, pozwalając na ewentualne zwiększenie możliwości manewru bądź wykorzystanie maszyny do zwiadu. Tym razem jego Lancer posiadał nieco inne wyposażenie niż w momencie zbadania go przez Opusa. Dwa blastery zostały zastąpione ciężkimi karabinami maszynowymi, zaś EMP, ze względu na niski technologicznie poziom kseno, zostało zastąpione na ogromny railcannon.
 

Ostatnio edytowane przez Fiath : 13-03-2018 o 19:33.
Fiath jest offline