Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2018, 18:33   #4
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Godzina 292015109SY

Po wejściu w atmosferę na wyznaczonych koordynatach grupa zaczęła krążyć wokół przeciwnej budowli. Z bliska okazała się ona być wieżą. Była to solidna, spiralna konstrukcja postawiona wysoko na wzgórzu. Ponieważ znajdowała się w rejonie wiecznej nocy, komputery pokładowe na statkach musiały reinterpretować obraz, aby przestawić jego łatwą do rozróżnienia, oświetloną wersję. Jednakże po wyjściu z pojazdów drużyna będzie musiała jakoś radzić sobie z ciemnością, choć to nie tak, że stanowiła ona jakiś szczególny problem dla współczesnych ludzi.

Budowla była pozbawiona ornamentów, wręcz oszczędna pod tym względem. Na ścianach nie znajdowały się żadne symbole. W okolicach nie było posągów. Wyłącznie wiele pięter i zamkniętych pomieszczeń. Na różnych miejscach w budowli widać było humanoidalne postaci wyglądające na rycerzy. Poziom planety, a przynajmniej tych konkretnych istot, musiał znajdować się gdzieś w okresie średniowiecza. Na razie nikt w budowli nie zdawał się widzieć kosmicznych pojazdów drużyny: ta zgodnie z wojskowymi instrukcjami przeprowadzała swój zwiad z odległości kilku kilometrów.
- Odbiór, mam nadzieje że te nadajniki jakoś działają. - Opus odezwał się z pokładu Rosomaka, w jego głosie dało się wyczuć politowanie jeżeli chodzi o jakość sprzętu. - Victorze… - widać Opus nie zamierzał zwracać się do nowo mianowanego dowódcy inaczej niż po imieniu. - … czy chcemy podjąć próbę nawiązania łączności z xeno, czy od razu przyjmujemy plan ich eksterminacji? W razie czego jestem w stanie zrzucić się niemal w każdy punkt tej wieży. - zakomunikował najdalszy okręt małej floty. Rosomak był wolny, jednak zasięg jego czujników pozwalał Opusowi zniwelować różnicę prędkości osiąganych przez statki towarzyszy.
- Tutaj Corvus, jesteś w stanie wykryć jakieś anomalie wskazujące na artefakty? Odbiór. - Odpowiedział Victor ze szklanką płynu wyskokowego będąc wygodnie osadzony na fotelu. Albert za sterami Vandala trzymał maszynę w zawieszeniu.
- Daj mi chwilę, oblece cały budynek dla lepszej jakości pomiarów. Odbiór. - Opus zakomunikował od razu, wstukując kilka komend na klawiaturze. Ekrany dwóch monitorów wypełniły się falującymi liniami i liczbami sprawdzającymi podstawowe odchylenia, które mogły generować artefakty. Jednocześnie odbił delikatnie sterami, by powoli okrążyć wieżę.
Program był zaledwie zdolny do detekcji ogólnych odchyleń i anomalii fizycznych i pogodowych, przez co nie był perfekcyjnym narzędziem do detekcji magii jako takiej, co właściwie nie było w zasięgu możliwości współczesnej technologii. Z analiz wynikało, że w relacji z otoczeniem i wczesnymi wynikami pobieżnego skanu planety przez okręt, w okolicy budowli wszystko było w normie.
- U mnie również w porządku. - rzucił Karasu od niechcenia. Jego sprzęt działał bez zarzutów, a maszyna poruszała się automatycznie za pojazdem lidera. Medyk starał się na radarach dostrzec jakieś ewentualne formy życia, ale nic mu się w oczy nie rzuciło.
- Nie ma żadnych odchyleń fizycznych w okolicy wieży, więc jeżeli jest tam artefakt to jest albo uśpiony, albo nie wpływa na znaną nam materię w zauważalny sposób. - Opus odmeldował stan swoich pomiarów, zamykając swój lot w punkcie wyjścia. - Sugeruję wkroczenie.
-Więc robimy to po staremu. Szturmujemy główne wejście, a ci co jakimś cudem przeżyją zostaną na szybko przesłuchani i osądzeni wedle waszego uznania. Bez odbioru - Zarządził po czym dopił resztkę drinka. - Albert szykuj się do desantu. Zrzuć mnie koło wejścia. - Dodał zbliżając się do włazu. Zanim jeszcze się otworzył włożył ręce w rękawy płaszcza, założył kuriozalną maskę i zarzucił kaptur na głowę. Wziął głęboki wdech i przestawił swój tok myślenia z opanowanego arystokraty na maszynę do zabijania. Choć nigdy by się do tego nie przyznał… uwielbiał ferwor walki, miażdżenie xeno pod swoimi butami i ich bezradne krzyki.
- Gaudi posadź statek niedaleko wieży, zajmij się skanowaniem okolicy i poszerzaniem bazy danych. - Opus położył dłoń na głowie robota, wykonując kilka ruchów imitujących czochranie włosów. - Ja zeskakuję poszukać artefaktów. - dodał wstając od kokpitu. Naukowiec przeciągnął się, po czym z kieszeni spodni wydobył spory medalion wysadzany błyszczącymi kryształami. Nieśmiertelne serce, artefakt który otrzymał jako wyrazy uznania za ufundowanie Uniwersytetu na Genetrix, opadło na jego pierś gdy przewiesił sobie medalion przez szyję. - Janus chyba wystarczy jak na razie… - mruknął do siebie, wychodząc do części magazynowej i stając przy jednym z pulpitów w który wstukał kilka cyfr. Pobliska ściana odskoczyła, odsłaniając przeszkloną komorę, do której Opus pewnie wkroczył. - Janus tryb zwiadowczy, zaekwipuj. - wydał rozkaz, opierając się plecami o zimną ścianę.
Trybiki maszynerii ruszyły, a kolejne części stroju były nakładane na ciało naukowca, przez automatyczne ramiona, które wyskoczyły ze ścian Rosomaka. Już po chwili jego ciało było całkowicie zakryte, a w dłoniach trzymał lekki karabin. Strój stworzony był z delikatnych włókien, które szczelnie opinały ciało olbrzyma, gdzieniegdzie wzmocnionego stopami przeróżnych metali. Hełm nie pozwalał nikomu dojrzeć jego twarzy, zaś na ramieniu naukowca znajdowała się niewielka wyrzutnia rakiet.
- Gotowy do zrzutu! - nadajnik wbudowany w hełm przekazał informację do Gaudi, która otworzyła właz pod nogami mężczyzny, a ten wypadł w wieczną noc panująca na planecie. Noktowizor włączył się automatycznie, a czujniki na pancerzu zamigotały niczym gwiazdy sprawdzając atmosferę. Już po chwili niezbędny poziom tlenu został dostosowany przez system filtrów, a strój podwyższył lekko swoją temperaturę by temperatura ciała posiadacza nie spadła poniżej stałej wartości.
- Wyląduję na wyższych piętrach - zakomunikował do swoich towarzyszy, kładąc ręce przy ciele, w celu zwiększenia opływowości ciała. Z jego pleców bezszelestnie wyłoniły się skrzydła i stelaż paralotni, gotowej do rozłożenia się gdy dystans do wieży zmniejszy się znacząco.
Wizja epickiego desantu była niesamowicie kusząca, jednak nie wszystkie statki posiadają funkcjonalnego autopilota czy też robota-lokaja. Eddie szczerze nienawidził tych drugich, zbyt często okazywali się tylko pułapką dla egocentrycznych bogaczy, którzy nie mogli wytrzymać całego dnia bez klaskania i przytakiwania przez gorszych od siebie. Poza tym… Wylądowanie samolotem niedaleko wydawało się bardziej logiczne niż rozkładanie paralotni.
Niebieskoskóry sprawdził cały ekwipunek, wszystkie giwery znajdowały się na miejscu. To samo dotyczyło granatów i innych przeznaczonych dla kseno niespodzianek.
Myśliwiec wytracił prędkość. Silniki pomocnicze zostały aktywowane, skrzydła czerwonego Lancera złożyły się w pół. Poszczególne działa nadal pozostawały w gotowości. Eddie wyskoczył ze statku dopiero, gdy znalazł się na ziemi. Poszczególne systemy wyłączyły się i zamknęły cały system.
Po otrzymaniu rozkazu, Karasu zmniejszył prędkość lotu. Obserwował przy tym, jak jego sojusznicy prześcigają się w coraz to większym pokazie własnego splendoru. Zauważył jednak, że Eddiemu nie śpieszno do popisów, co postanowił zapamiętać - ego bowiem może być wielkim przeciwnikiem. Maszyna Karasu nie nadawała się do takich akcji. Był to kosmiczny ścigacz, przeznaczony do szybkiego docierania do celu, a nie kloc z garażem czy miejscem na lokaja. Mieścił się tutaj jedynie sprzęt medyczny lekarza, cała reszta była zbędna. Karasu przełączył kontrolki odpowiedzialne za wyrównanie lotu, po czym zaczął zniżać pułap. Wypatrzył idealną pozycję, aby móc wygodnie ulokować się ze swoim karabinem snajperskim i władować w niespokojne dupska sojuszników swoje nanoboty. - Syntetyka przecież można mieć w głębokim poważaniu. - mruknął do siebie - Mieli tyle czasu na przekazanie mi ampułek, ale oczywiście, zwlekali do samego końca, bo medyka można ignorować, sami sobie kosmiczni kowboje poradzą. Oczywiście, jak coś im się stanie, to zrzucą winę na mnie. - gadał Karasu do siebie, równocześnie przełączając kontrolki odpowiadające za podwozie. Nowoczesny silnik nitrofotonowy (model GTX, strasznie cichy) już przechodził w stan spoczynku, a kontrolę nad maszyną przejęły mikroturbiny rakietowe, służące do delikatnego lądowania. Następnie uruchomiony został kamuflaż optyczny, bo przecież jego stacja medyczna mogłaby budzić niezdrowe zainteresowanie. Zwłaszcza, że był w lekkim oddaleniu od sojuszników. Maszyna została odpowiednio zabezpieczona, a Karasu opuścił pokład, wyposażony w swoją katanę laserową, podręczny zestaw medyczny oraz karabin biotyczny. Bez żadnego hałasu, ustawił się tak, by móc w każdej chwili dołączyć do dowódcy, ale by mieć również jego i Opusa w zasięgu strzału. O tego drugiego się nie martwił, widać go było aż nadto wyraźnie.
Corvus wylądował z impetem uderzając w ziemię i wznosząc tumany kurzu. Dwójka strażników pod bramą budowli zerwała się do ruchu, widząc jego lądowanie. Ich ruch był dość powolny, przynajmniej z ludzkiej perspektywy. Victor mógł ruszyć do akcji jako pierwszy bez większych przeszkód. Wspierająca go dwójka agentów również miała wolną linię strzału.
- W imieniu cesa… a zresztą - Rzucił bardziej do siebie niż do odzianych w blachy xeno, po czym sam zaczął iść w ich stronę. Czuł się bardzo pewny siebie, nie widział większego zagrożenia w rycerzach. Z każdym krokiem coraz bardziej rozkładał ręce na boki, a te od łokci po koniuszki palców zaczęły krzesać czerwone iskry, które wesoło skakały po rękach byłego szlachcica. Gdy znajdzie się w zasięgu ich mieczy, wypali im nowe otwory między obojczykami.
Karasu wycelował karabin w Victora i szepnął - No szlachciu, zobaczymy na co Cię stać. Upewnił się, że nanoboty są aktywne i wykrywają towarzysza. Wszystkie wskaźniki były poprawne, zatem medyk miał pewność, że w razie ewentualnych ran, jego pociski wspomogą sojusznika.
Eddie ściągnął z pleców sporych rozmiarów karabin snajperski. Nie śpieszył się, sprawdzał wszystkie ustawienia wewnątrz broni, ustawił tryb wystrzału na podstawowy i zaczął celować. Preferował wystrzelenie nim strażnicy spotkają się w zwarciu z dowódcą. - Victor, strzelam w prawego strażnika - stwierdził w końcu, opierając mocno kolbę broni na barku. Miał lekko ugięte nogi, jakby szykował się na silny odrzut.
Rycerze poruszali się w sposób chaotyczny, kroki robili niesamowicie szybkie, nawet jeżeli wyglądały niezdarnie. Ręce z bronią unosili dużo wolniej. Szybkie pchnięcia obydwu dłoni Victora wypaliły dziury w ich pancerzach, pozbawiając również nieco balansu... Kreatury jednak odbiły się i kontynuowały swój atak. Eddie zareagował szybkim strzałem, odruchowo obierając wnękę w hełmie za cel. Trafienie było perfekcyjne, pozbawiając metalowego żołnierza głowy oraz przewracając go. Zaraz po tym zaczął powoli podnosić się na nogi.
Ten z lewej wykonał swój niezdarny zamach po ukosie, którego Corvus uniknął lekkim kiwnięciem ciała w bok. Kreatura kontynuowała natarcie podłużnym cięciem wzdłuż brzucha szlachcica, wymuszając od niego krok w tył. Wykonując ten ruch, Corvus nie dopilnował swoich dłoni, z których jedna została nacięta ostrzem i zaczęła krwawić. Zaraz potem coś ukłuło go w ranie. Nie była to jednak plaga xeno, a zmyślnie wycelowana dawka nanobotów, które zaczęły odkażać i zaklepywać ranę.
Corvus odskoczył w tył mierząc wiązką promieni w rękę dzierżącą miecz który ośmielił się go uszkodzić. Po tej krótkiej wymianie ciosów Victor był pewien że to jakieś bezmózgie marionetki. Od tej pory utrzymywał średni dystans. Tacy przeciwnicy mają za nic swoje własne bezpieczeństwo, co za tym idzie nie będą zważać na zadane im rany.
- Strzelam w nogi prawego, uważaj - zakomunikował Eddie. Po raz kolejny wystrzelił normalny ładunek, tym razem biorąc poprawkę na intrygującą specyfikę przeciwników-marionetek. Strażnicy albo byli sterowani z zewnątrz, albo gdzieś znajdował się ich rdzeń. Jednak niezależnie od tego, ograniczenie mobilności przeciwnika będzie optymalne.
Karasu odetchnął z ulgą, widząc, że Victor jest cały. Zaniepokoił go jednak fakt, że stracił Opusa z oczu i nie będzie w stanie mu pomóc w razie problemów. Nanoboty wykrywały jego obecność, ale niemożliwe było trafienie pociskiem w jego okolice.Skoncentrował się zatem na swoim liderze i wziął go na celownik - Victorze, mam Cię w zasięgu - rzucił Karasu, po czym dodał ciszej - Opusie, jeśli dasz radę przesunąć się niedaleko dziury, to będę miał kawałek Twojej zbroi w zasięgu. Nie wiem z czym masz do czynienia, ale wolałbym Cię nie zeskrobywać ze ściany. - przekazał naukowcowi.
Cichy strzał i ostry szum wiązki energetycznej. Jeden z rycerzy stracił dłoń, drugi zaś nogi. W przypadku obydwu niemal w tym samym momencie. Gdy to się stało, całe twory rozsypały się. Z ich wnęk pancerza zaczęła wyciekać jakaś przedziwna plazma.
Niebieskoskóry powoli opuścił broń, a cichy szum znajdujących się wewnątrz powoli malał. Światło, które przed chwilą przeszyło ciemność planety zderzając się z tutejszą formą kseno. Gdy był już pewien, że dwójka pozostanie w bezruchu, schował karabin na plecach. Jego ręka odruchowo zbliżyła się do znajdującego się na lewym udzie karabinu plazmowego o wyraźnie mniejszych kalibrze.
- Idziemy w stronę wieży? - spytał dowódcę oddziału.
- Idziemy, trzymajcie dystans ode mnie. - Zarządził idąc przez wejście. Mijając rozwalone zbroje skrzywił się na widok dziwnej mazi. Znów przemówił przez komunikator
- Opus spotkaliśmy jakieś formy życia które sterowały zbrojami. Gdy je utłukliśmy wypełzła z nich jakaś ciemna maź. Zmierzamy w twoją stronę. - po tych słowach wsadził ręce w kieszenie płaszcza i nonszalancko szedł na przód.
Karasu szybko zwinął sprzęt i ruszył pośpiesznym krokiem w stronę Victora. Zachowywał jednak odpowiedni dystans i cały czas kątem oka obserwował zbroję Opusa. Zaskoczył go Eddie, który z chirurgiczną precyzją rozprawił się z przeciwnikami. Nie spodziewał się w ekipie kogoś tak biegłego w posługiwaniu się bronią snajperską. -[i] Victorze, czy ta maź jest nieaktywna? Możemy obok niej przejść spokojnie, czy mam ją potraktować nanobotem dla pewności? Jeśli to gówno jest w stanie zneutralizować działanie mojej chemii to możemy mieć problem. [/] - rzekł Karasu.
- Nie wiem. Wygląda na nieaktywną, ale dla pewności możesz to “potraktować nanobotami”. - Rzekł zatrzymując się, by się dokładnie przyjrzeć budowli. Nie mógł rozgryźć jej zastosowania, ale zapewne więcej wskazówek będzie wewnątrz.
Pocisk Karasu utknął w mazi. Właściwie nic z tego nie wynikło.
Gdy Corvus otworzył drzwi do wnętrza budowli, zobaczył dość pustą salę z przeżartymi kamiennymi ścianami oraz mnóstwem tej samej substancji, gromadzącej się na ścianach i suficie. Nie było tutaj nawet rycerzy.
- Hmm. - Corvus miał nadzieję że przybycie tutaj nie było stratą czasu. Postanowił przyspieszyć tempa by dołączyć do Opusa. Victor jest skuteczniejszy do wyciągania informacji z ludzi. -Wracamy na schody. Ruchy. - rzucił przez ramię do Karasu i Eddiego gdy ich minął.
- Jasne. - Eddie ruszył, na wszelki wypadek dobywając znajdującego się na lewym udzie karabinu. Po kilku krokach spytał dodatkowo - jakaś formacja, co Corvus? - spytał. Pomimo głównego przychodu pochodzącego niewątpliwie z nielegalnego przemytu i skutecznego omijania cesarskiego prawa, spędził wystarczająco dużo czasu jako rekolektor bądź najemnik nauczyły go przestrzegania odpowiedniej hierarchii.
- Tak jest… - wymruczał pod nosem Karasu, cały czas obserwując dziwną maź. Nie dawała mu spokoju tak samo, jak dziwna towarzyszka Opusa.
Kierując się na schody, Grupa usłyszała bardzo wyraźny raport od Opusa infiltrującego wyższe piętra. - Czarna maź to inteligentna bakteria, prowokowana może być agresywna, prawdopodobnie na szczycie jest jej główna kolonia. Nie jesteśmy tutaj sami, druga grupa ruszyła do świątyni po drugiej stronie planety, przystępuje do procedury pojmania członka ich oddziału.
Corvus przyłożył palec do słuchawki. - Powiedz że dowiedziałeś się coś więcej na temat tej świątyni. - Odpowiedział mu natychmiast Victor zwalniając odrobinę tempa.
Raport od strony naukowca był dość nieprecyzyjny i skrótowy - Słoneczna strona planety, Luu sprawdź to. Włączyła jakiś system maskujący, nie mogę jej zlokalizować, wypełniłem pomieszczenie dymem. Mam pozwolenie na ostrą amunicję?
- Potrzebujemy celu żywego. Może mieć ważne informację. - Zarządził w pośpiechu Victor, samemu przestając się ociągać, rozpoczął bieg w stronę Opusa.
- Będę sprawdzał tyły i na nią czekał - Eddie wycelował bronią przed siebie i podążył w pewnej odległości za Curwusem. Jeśli mieli pojmać tego osobnika, nie mogli pozwolić się wyminąć.
Gdy grupa dostała się na następne piętro, zobaczyła kolejną czwórkę rycerzy. Jeden z nich natychmiast zaczął w komiczny sposób biec w górę schodów. Pozostała trójka bacznie zaczęła przyglądać się swoim gościom.
- Strzelam w uciekającego - Eddie zakomunikował pozostałym. O ile gwarancją zdolności Kurasu była jedynie jego obecność tutaj, to samego Victora widział w akcji już kilka razy. Kilka sterowanych mazią zbroi nie powinno być dla niego problemem. Niebieskoskóry nacisnął spust, strzelając krótką serią w tors przeciwnika.
Karasu ustawił się pośrodku i wyciągnął laserową katanę. Trzymał ją w gotowości bojowej. Nie wpychał się przed Victora, będąc przekonanym, że w walce w zwarciu ma on większe doświadczenie. Nie było również sensu ściągać z pleców karabin snajperski, bo w tak niepewnej przestrzeni raczej by zawadzał.
Victor sprintem pobiegł w miejsce w którym mógł mieć mniej więcej w jednej linii trójkę rycerzy, po czym wypali w nich wiązkę z taką, siłą że powinny po nich zostać buty.
Plan Victora został jednak utrudniony przez ruch rycerzy, którzy wdarli się na schody, efektywnie pozbawiając go możliwości obejścia ich. Tymczasem Eddie zepchnął innego w otchłań za pomocą serii z karabinu w plecy wspinającego się blaszaka. Viktor potrzebował dość długiej chwili czasu, aby uzbierać energię na laser zdolny do zdezintegrowania całej humanoidalnej istoty przeciętnego rozmiaru. Rycerze oczywiście nie czekali, zmuszając Victora do tańca pośród ich cięć. Udało mu się uniknąć obrażeń, jednak wypalona w środku uników wiązka dorwała tylko jednego z przeciwników, i to mimo wszystko nie pod najlepszym kątem biorąc pod uwagę naturę schodów jako podłoża do walki.
Widząc niebezpieczeństwo, Karasu uruchomił duszę Miyamoto Musashiego. Wpadł pomiędzy przeciwników i ciął Niebiańskim Cięciem na odlew, licząc, że zetnie co najmniej dwóch rycerzy.
- Eddie dołącz do Opusa. - Rzucił na prędce Victor, piruetem okrążając jednego z rycerzy i wymierzając mu dwie naładowane energią pięści w plecy, by go natychmiastowo zrzucić. Niech grawitacja załatwi resztę.
- Przyjąłem szefie - niebieskoskóry ruszył biegiem na w kierunku schodów. Jedna z rąk znajdujących się wcześniej na karabinie wylądowała w kieszeni, z której w tym samym momencie wypadł mały ładunek. Jeśli będzie to możliwe, ominie natarcie przeciwników opuszczając ten wymiar. W innym wypadku pomoże mu w tym seria z karabinu.
Cięcie wykonane przez Karasu wyzwoliło podłużną wiązkę energii, która przepołowiła całą trójkę rycerzy. Górne partie upadłych marionetek nie chciały się jednak poddać i zaczęły chwytać zarówno Karasu, jak i Victora za kostki. Kilka wystrzałów z dłoni kapitana drużyny oraz krótka seria od Eddiego dobiły stworzenia. Tak jak poprzednio, nadmierne obrażenia zbroi powodowały kapitulację znajdującej się wewnątrz mazi, która zaczynała wyciekać na wszystkie strony. W efekcie trójka agentów w końcu przebiła się na drugie piętro.
Victor dopiero sobie coś uświadomił. Postanowił natychmiast rozwiać wszelkie wątpliwości przemawiając do Opusa.
- Na którym piętrze wylądowałeś? -
Karasu się uspokoił i upewnił, że ma kontrolę nad sobą. Następnie zapytał - Lu, czy jest możliwe, aby inni rekolektorzy poza nami byli na tej planecie? Ewentualnie coś Ci wiadomo o łowcach artefaktów w tym segmencie? .
- Okręt ma kopie cesarskiej bazy danych na temat łowców. Mam tu wszystkie rejestracje, ale nie wygrzebię wam nic na temat “kobiety z snajperką”. - odpowiedziała Lu. - System póki co nie znajduje żadnej świątyni, zaś co do łowców...Jakiś okręt ukrywał się za księżycem. - Lu umilkła na chwilę. - Dostaję od nich połączenie przychodzące. Zawieście broń na moment. - nakazała, myśląc głównie o Opusie.
Zapadła dłuższa cisza, po czym Lu odezwała się ponownie.
-Viktor, słuchaj mnie uważnie. Na planecie jest grupa licencjonowanych reklolektorów. Nie wiem ilu. Dostali sygnał alarmowy od swojej snajperki i znaleźli wasze statki w pobliżu budowli. Proszą o zawieszenie broni. Decyzje pozostawiam tobie. Jeżeli będziecie ich atakować, to szykuj się na zabicie każdego. Teoretycznie nie jest to legalne, ale nikt się nic nie dowie, a ja w wasze metody nie wnikam. Myślcie szybko, zanim odbiorą ciszę za odmowę.
- Mamy jedną z nich, to chyba nie oni powinni tutaj dyktować warunki - niebieskoskóry zasugerował, następnie spojrzał w stronę Viktora. Był świadom swojego miejsca w szeregu decyzyjnym, jego słowa miały jedynie wartość sugestii.
- Ze swojej strony dodam, że mam na stanie toksyny paraliżujące układ nerwowy. W razie czego możemy dziewczynę unieruchomić zawczasu, jeśli coś miałoby pójść nie tak w “pertraktacjach”. - dorzucił Karasu.
Victor przyłożył palec do słuchawki. - Lu, możesz mnie jakoś z nimi połączyć? Może mają artefakt którego szukamy. - Oczywiście nie miał zamiaru z nimi o nic negocjować, chciał tylko wiedzieć czy warto zdziesiątkować ich grupę.
-Hmm...To będzie dość nietypowe, jeżeli połączę admirała z dowódcą w terenie. Z drugiej strony nie powinien to być większy problem. Jeżeli chcesz, to mogę was przekierować.
- Z drugiej strony, nawet jakby go mieli to wcale nie muszą się przyznawać. - Stwierdził w końcu Corvus. - Musimy dorwać tą z którą Opus tańczy, z niej wycisnę co trzeba. Albert poderwij maszynę do góry gdy zbytnio się zbliżą. W miarę możliwości ostrzelaj. - Przekazał swojemu lokajowi, a on sam przyśpieszył wspinaczkę po schodach.
- To chcesz, abym im przekazała coś konkretnego? - zapytała Lu, starając się mieć minimalny wkład w misję.
- Nie ma potrzeby. - rzucił na prędce dowódca oddziału.
- Wobec tego zostawię ich z ciszą radiową. - postanowiła Lu.
Grupa co sił w nogach wspinała się po schodach. Piętra były dość daleko od siebie, okrążyć spiralnymi schodami z jednego na drugie trzeba było praktycznie cały wieżowiec. Wydawałoby się, że większą część pięter stanowiły bloki skalne będące zarówno sufitem pierwszego, jak i podłogą następnego. W pewnym momencie biegu ekipa była zmuszona zatrzymać się na widok ogromnego kształtu spadającego w ich stronę. Z tej odległości przypominał on jakiegoś kosmicznego goryla. Z czasem jednak zgromadzeni rozpoznali twarz Opusa, który z ręką wbitą w kamienną ścianę ześlizgnął się do nich.
Na widok poparzonej twarzy Opusa, Karasu od razu przygotował zestaw medyczny i wystrzelił kontrolny pocisk z nanobotami w naukowca. Zauważył bowiem, że ten krwawi, a medyk nie miał czasu na sprawdzenie dokładnie miejsca zranienia. Trzeba było zabezpieczyć szyję i usta Opusa przed zakażeniem i ewentualną infekcją. Nigdy nie wiadomo co w tutejszym powietrzu krąży, a rana po oparzeniu potrafi być doskonałym siedliskiem dla bakterii. Istotne również było, czy drogi oddechowe kolosa były drożne.
Eddie pozostał na schodach, bacznie obserwując otoczenie. Jeśli według kompozycji tego zespołu miał pełnić rolę strzelca wyborowego, to nie zamierzał przepuścić potencjalnej okazji do strzału. W praktyce więc pozostawało mu tylko czekać na ruch nie należący do któregoś z członków drużyny i skwitować go serią z karabinu. - Biec wyżej? - spytał dowódcę.
- Tak. I Eddie, postaraj się jej nie zabić. Przynajmniej póki z nią nie “porozmawiam”. - Ostatnie słowo zdania Victora zabrzmiało dość złowrogo, po czym kiwnął ręką na niebieskoskórego. - Karasu, dołączcie do nas jak skończycie. - Zarządził Corvus.
- To lecimy! - odparł strzelec, ruszając szybkim tempem w poszukiwaniu przeciwniczki. W jego głowie narastało pytanie o możliwości bojowe Opusa. To czy był on słabeuszem, który znalazł się na wyprawie jako mechanik, czy zwyczajnie przedstawicielka drugiego zespołu rekolektorów była zaskakująco silna.
- Mała suka… - mechanik jęknął chwytając się dłonią za poparzoną twarz. Jego mechaniczne oko skrzeczało cicho, gdy regulowało ostrość widzenia. - Eddie, Vikctor… - naukowiec musiał kilka razy złapać oddech, wypluwając trochę krwi nim zaczął mówić dalej. - Nasz przeciwnik najprawdopodobniej dzięki swojej iskrze może stawać się niematerialny, jest wtedy praktycznie niewykrywalny. Na pewno może się wtedy poruszać, ale nie wiem jak szybko, zdaje mi się że ma to związek z oddychaniem, z tego co zaobserwowałem działa to gdy wstrzymuje powietrze. - przekazał im przydatne informację. Czuł jak nanoboty powoli naprawiają jego tkanki, jednak ze złym nastrojem nie mogły sobie tak łatwo poradzić. - Uszkodziła mój pancerz, możliwe że będę potrzebował zrzutu nowego więc liczcie się z moją chwilową niedyspozycją. - dodał, po czym zwrócił się już bezpośrednio do medyka. - Potrzebujesz jeszcze chwili na swoje czary, czy to powinno wystarczyć?
Biegnąc wzwyż, w pewnym momencie Eddie zauważył ich klientkę. Ubrana w płaszcz przeciwdeszczowy kobieta wspinała się po ścianie budowli, całkowicie ignorując schody. Była trzy piętra nad nimi i poruszała się dość szybko, co jakiś czas po prostu znikając z wizji na moment. Wydawało się jednak, że wcale się wtedy nie rusza.
-Sir, wykrywam bardzo szybki ścigacz zmierzający w waszym kierunku. Czy inicjować? - głos lokaja Viktora dało się usłyszeć tylko w uchu jego właściciela, robot nie był częścią głównej sieci komunikacyjnej drużyny.
W tym czasie, liczącym zaledwie kilka minut, Karasu zdołał zdezynfekować i załatać większość ran na twarzy Opusa. Fakt, mężczyźnie dalej będzie potrzebna drzemka w kapsule, jeżeli chce wyglądać przystojniej, ale na pewno nie umrze na żadne zakażenie, a i mówić powinno mu być nieco łatwiej. Para była gotowa zacząć gonić za resztą.
Victor od razu mu odpowiedział. - Zestrzel go. - Widząc w końcu cel swojej wspinaczki rzucił na prędce do Eddiego.
- Podrzucę cię i ją złapiesz. Szybko. - Corvus splótł palce tworząc oparcie na stopę dla Eddiego, by z całej siły wyrzucić go w górę. Miał na tyle wiary w zwinnośc niebieskoskórego by wykonać taki manewr.
- Ta jest - rekoletor oddał kilka strzałów w stronę kobiety, wyprzedzając jej tempo poruszania się, po czym wykorzystał proponowane przez Victora rozwiązanie. Gdy znajdzie się w powietrzu wystrzeli kilka kolejnych pocisków, następnie odrzuci karabin w stronę swego zespołu i spróbuje zdzielić silnym kopnięciem przeciwniczkę. Mające ogłuszyć uderzenie powinno pozwolić na założenie jakiejś formy chwytu obezwładniającego uciekinierkę.
- Dobra doktorku, jesteś gotowy do akcji. - rzucił Karasu i wycelował z karabinu w Eddiego. Jego powietrzne akrobacje robiły wrażenie, gorzej jednak, jakby miał spaść w wieży. W takim wypadku medyk wolałby wpakować mu kilka nanobotów. Tak zapobiegawczo.
Eddie postawił nogę między dłońmi Victora i wyskoczył w górę, dodatkowo odrzucony przez ruch ramion swojego dowódcy. Z małym saltem i szerokim wymachem rąk, Eddie przyczepił się do ściany piętro wyżej, co zdecydowanie oszczędzało mu dużo czasu. Dziewczyna jednak dalej miała nad nim przewagę. Prawdopodobnie nie będzie w stanie jej złapać nim dogoni ją na samym szczycie.
- Victorze, mogę jej wpakować w zadek strzałkę obezwładniającą, która najpierw paraliżuje układ nerwowy, a następnie unieruchamia ruchy. Problem tylko w tym, że toksyny z czasem ścinają białko w organizmie, więc jeśli tego szybko nie załatwimy, dziewczę może wyzionąć ducha. Ewentualnie zwyczajnie spadnie, a z tej wysokości nie gwarantuję, że przeżyje - martwej jej nie poskładam. - dokończył Karasu.
- Proszę o zgodę na potencjalne zabicie celu - zakomunikował Eddie. Był gotów wysadzić wszystkie znajdujące się ponad nimi piętra.
- Ma być żywa Eddie. Byle była w stanie mówić nie obchodzi mnie co jej odstrzelisz.-
Victor zamilkł na chwilę by przemyśleć sytuację.- Leci do nas jakiś ścigacz który zapewne ma ją ewakuować. Karasu strzelaj toksyną. Eddie łap ją jakby spadała. Jest obecnie naszym jedynym punktem zaczepienia o artefakt. - Mówiąc to odwrócił się w stronę ewentualnego przylotu ścigacza, gdyby jakimś cudem było to poza możliwościami Alberta, zrobi to osobiście używając pełni swojej iskry.
- Postaram się trochę ograniczyć jej mobilność, ta zbroja i tak potrzebuje naprawy. - zakomunikował naukowiec, drugą część zdania kierując bardziej do siebie. Uniósł prawą rękawicę otwierając dłoń, odsłaniając tym samym spory otwór. Wycelował po kątem w bok wieży, jak gdyby niewidzialnym nożem chciał odkroić sobie kawałek skalnego tortu. Zaparł się mocno nogami na schodach, a błękitne światło zaczęło zbierać się w odsłoniętym dyszlu pancerza. Poziom baterii zaczął diametralnie spadać, gdy cała moc została przekierowana na ręczne działo. Karasu który stał najbliżej, mógł usłyszeć też coś na podobieństwo głośnego bicia serca dobiegającego z okolicy piersi mężczyzny, jak gdyby ten narząd postanowił opuścić swoją fortecę. Opus miał zamiar odciąć cały kawał skalnej wieży po którym wspinała się dziewczyna, zmuszając ją do zeskoku a tym samym przechwyceniu przez Eddiego
- Nie jestem pająkiem, tylko strzelcem - mruknął wyraźnie niezadowolony członek jednoosobowego zespołu pościgowego. Niebieskoskóry nie miał innego wyboru niż kontynuowanie wędrówki do góry i zaufanie w umiejętności swojego zespołu. Jeśli szanse na ucieczkę celu będą zbyt wielkie, zwyczajnie odstrzeli 90% jej ciała.
Karasu podmienił nanoboty na pociski z toksyną. Następnie wycelował w przeciwniczkę, po czym oddał strzał.
Kawał bloku skalnego zaczął zsuwać się pod skosem równego cięcia. Karasu oddał swój strzał. Znajdująca się w tarapatach kobieta wyskoczyła ze spadającego kamienia do wnętrza przedostatniego piętra. Zgromadzeni nie byli pewni czy toksyna w nią trafiła, jednak Eddie odniósł wrażenie, że tak. Biorąc pod uwagę owalny kształt budowli, nie miał zbyt dobrego kąta obserwacji oddalonej dziewczyny, ale w najgorszym wypadku medyk spudłował o milimetry.

Mniej więcej w tym samym czasie grupa ujrzała trójkątny statek kosmiczny, na którego dziobie stała ludzka sylwetka z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Silnik statku dymił, a pojazd jako taki pod kątem zbliżał się w stronę zbiorowiska. Zderzenie było gwarantowane.
-Paniczu. - odezwał się lokaj w uchu Viktora. - Silniki ścigacza zostały uszkodzone. Okazał się on jednak szybszy, niż to przewidziałem i uciekł z zasięgu. Nie widzę innych pojazdów w okolicy.
Ścigacz leciał prosto na Eddiego, bardziej jednak martwił go stojący na nim osobnik. Po jego posturze Corvus wnioskował że to nie byle kto i był całkiem pewny swego bezpiecznego lądowania. - Dobra robota Albert. Obserwuj niebo. - Pochwalił mechanicznego lokaja, po czym sam zaczął wbiegać po schodach. Podczas biegu zaczął zbierać pełen potencjał swej mocy by wystrzelić w “skrzydło” trójkątnego pojazdu chcąc zmusić go do spadania w spirali, co powinno zbić ścigacz z kursu zderzenia.
- Victorze, szkoda byłoby marnować okazję, że mam już załadowaną trutkę w karabinku. Może by tak ugościć tego sympatycznego jegomościa na ścigaczu pociskiem paraliżującym? - zapytał dowódcy Karasu.
- Gdy będziesz miał pewny strzał to go oddaj - Odpowiedział Corvus nie spuszczając z oczu lecącego pojazdu.
- Ci to mają zabawę, a nie jakaś wspinaczka… - Eddie był wyraźnie rozdrażniony takim obrotem sytuacji. Nie sądził że okaże się jednym z najbardziej zwinnych osobników w zespole, liczył że ewentualne pościgi odbywać się będą wewnątrz jego Lancera, nie za sprawą mięśni jego ciała. Co zrobić, taki żywot najemnika.
Przypomniał sobie wszystko co wiedział o wspinaczce. Przez jego umysł przewinęły się liczne zawody z których odpadał, gdy tylko miał zmierzyć się z Anne. Cóż, pewnie dlatego później działali razem w zespole. Byli najlepsi z tamtej porcji kadetów, a ich zdolności całkiem dobrze się uzupełniały. Dziewczyna zawsze powtarzała o niesamowitym wpływie odpowiedniego wykorzystania nóg na uzyskany czas czy możliwe do pokonania drogi.
Spojrzał na swój karabin, w końcu lot okazał się zbyt krótki by go odrzucić. Walka wręcz również wydawała się zbędna.
Prawą ręką wycelował w kilka punktów, które uznał za najlepsze dla oparcia się i wystrzelił po 3 pociski w każdy z nich. Co to za różnica czy strzela w kamień, czy człowieka? Chyba tylko to, że kamień nie ucieknie, więc całość jest nieco szybsza i wyraźnie łatwiejsza. Lewa dłoń lekkim lobem miała wrzucić na górę gotowy do zdetonowania granat błyskowy. Gdy tylko niebieskoskóry pozbędzie się go z rąk, ruszy na nowo utworzoną drogę, chcąc pokonać ją możliwie szybko. Nawet, jeśli zmusi go to do odrzucenia karabinu z wyprzedzeniem.
- Luu odbiór, potrzebuje tutaj Aresa. Rozpocznij procedurę zrzutu na wieżę w okolicy mojej pozycji. Ta budowla to wielkie złoże żelaza, wytrzyma upadek kapsuły. - Opus zwrócił się do swojej przełożonej. Zmarszczył brwi obserwując spadający ścigacz, bateria jego zbroi niebezpiecznie szybko się wyładowywała. - Gaudi, poderwij Rosomaka i leć tutaj powoli, będziemy mieli sporo złomu do zabrania. - przekazał porcję rozkazów swej pomocnicy. Sam natomiast w oczekiwaniu na lepszy do obecnej sytuacji ekwipunek, obrócił się w stronę myśliwca. Na jego potężnych naramiennikach otworzyły się otwory, w których znowu zaczęły zbierać się niebieskie wiązki laserowe. Naukowiec miał zamiar ostrzelać stojącą na dziobie postać serią energetycznych pocisków, rozładowując Janusa niemal w pełni.
 
Fiath jest offline