Oakhurst, jak się mogło zdawać, kochało złoto. I to nie tylko to, które znajdowało się pod ziemią. Również (a może przede wszystkim) to, które znajdowało się w kieszeniach i sakiewkach mieszkańców i gości. Na to jednak nic nie można było poradzić, chyba że chciało się ominąć to pazerne miasto.
Każde miasto, przynajmniej zdaniem Morna, pustoszyło sakiewki, a pod tym względem (również zdaniem Morna) Oakhurst stało na czele wszystkich złodziejskich miast.
Mimo wszystko Morn cieszył się, że wreszcie dotarł do czegoś, co można było nazwać cywilizacją. A to oznaczało dach nad głową, jedzenie, którego nie trzeba było osobiście złapać i zabić, no i inne przyjemności.
* * *
Morn starał się nie wyróżniać z tłumu. Nauczony doświadczeniem wiedział, że im później potencjalny przeciwnik dowie się o jego nietypowych umiejętnościach, tym lepiej. Dla Morna, oczywiście.
Ubierał się więc zaklinacz w zwykłe ubranie - takie, jakie mógł nosić każdy, kto już parę lat włóczył się po drogach i bezdrożach. Było może czystsze, niż przeciętne, ale bynajmniej nie prosto ze sklepu.
Broń również wyglądała na używaną... a z twarzy Morna bystry obserwator był w stanie wyczytać, iż broni tej nie zawahałby się użyć. W razie konieczności.
Zbyt wiele o sobie Morn nie opowiadał. Z opowieści tych wynikało, iż od paru lat włóczył się po Wybrzeżu Mieczy, a jeśli ktoś znał wspominane przez Morna miejsca, mógł bez problemu ocenić, że opowiadający wie, co mówi.
* * *
Wnet okazało się, że w Oakhurst rządzi nie pieniądz, ale głupota. Tłusta głupota ze złotym łańcuchem na grubej szyi. Mściwa tłusta głupota, której naraziła się mała dziewczynka.
Morn nie przepadał za dziećmi - to musiał przyznać przed samym sobą. To jednak nie znaczyło, że podobała mu się idea spalenia mniemanej wiedźmy, czy choćby sprzedania jej w niewolę.
Problem na tym polegał, że sakiewka zaklinacza świeciła pustkami. Bez względu na to, jak bardzo by chciał, nie mógłby wykupić tej małej. Fakt - mała była, fizycznie niezbyt rozwinięta, ale jeśli potrafiła gotować czy znała się na ziołach, to ani bycie wiedźmą czy mniemane dziewictwo w niczym by mu nie przeszkadzało.
- Może się tak zrzucimy? - zaproponował cicho. - Dobra kucharka to skarb.
To, że towarzysze powiedzieli parę słów i narazili się na niechęć burmistrza, z pewnością nie mogło pozytywnie wpłynąć na próbę obniżenia ceny zakupu małolaty.