Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2018, 13:31   #1
Reinhard
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
[WFRP 2 ed] - Wolność - i co dalej?

Biegł co sił. Klatki z jęczącymi jeńcami, grupy zwierzoludzi walczących między sobą o władzę, gdy okazało się, że ich przywódca został zgładzony – to wszystko zostało za nim. Wpadł w las. Nie zważał na ciernie, uderzające go gałęzie. Przerażenie i nadzieja dodawały sił zmaltretowanemu jeńcowi – nie! Już nie jeńcowi. Człowiekowi, walczącemu o swoją wolność.
Pojedyncze dźwięki wydawane przez grających na rogach usiłowały przywoływać hordę do porządku, jednak walki wewnętrzne dawały szansę na to, że zanim zostanie ogłoszony pościg, minie sporo czasu. A nawet, gdy go ogłoszą, uciekło wielu jeńców. Może nawet setka. To był potężny obóz, gromadzący niewolników, bydło i łupy. Ambitni porucznicy dotychczasowego wodza przez dłuższy czas będą się zajmować sobą nawzajem.
W ciemnościach wpadł na jakiś konar, z jękiem upadł na ściółkę. Podniósł się, zagryzając wargi, by stłumić okrzyk bólu, i rozpoczął marsz. Było dwa lub trzy dni po nowiu, kilkakrotnie porządnie się potłukł, ale nie ustawał. Tych, którzy będą blisko obozu, znajdą jako pierwszych.
Letnia noc nie była chłodna, ale wycieńczenie dawało o sobie znać: drżał z zimna. W końcu nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Wtulił się pomiędzy korzenie starego dębu, naciągnął trochę przegniłej ściółki i zapadł w mocny sen bez marzeń.
Odgłos czyjegoś ruchu wytrącił go ze snu, promień słońca oślepił na chwilę, odbił się też w rudej kicie znikającego właśnie w zaroślach lisa, wyraźnie zaniepokojonego człowiekiem przy swojej trasie.

Pragnienie było ogromne; słońce było dość wysoko na niebie, nie mógł liczyć na rosę. Czuł ssanie w żołądku. Gnijące i brudne szmaty – niegdyś jego schludny ubiór – parowały, roztaczając wokół fetor, którym nasiąkły przez wieki, które spędził w wielkiej klatce.

Tropy lisa wraz z kilkoma innymi, nieco starszymi, składały się na cień ścieżynki. Gdzie mogły podążać zwierzęta o poranku? Ścieżynka prowadziła na wschód.

Nagle trel ptaków urwał głośny, udręczony krzyk, dochodzący z południowego zachodu. Znał ten krzyk aż za dobrze: torturowany człowiek. Cokolwiek się działo, było za daleko, by zrozumieć słowa – jeżeli jakieś ten skowyt zawierał.
 

Ostatnio edytowane przez Reinhard : 22-03-2018 o 15:50.
Reinhard jest offline