Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2018, 13:44   #3
Trojak
 
Trojak's Avatar
 
Reputacja: 1 Trojak ma wspaniałą przyszłośćTrojak ma wspaniałą przyszłośćTrojak ma wspaniałą przyszłośćTrojak ma wspaniałą przyszłośćTrojak ma wspaniałą przyszłośćTrojak ma wspaniałą przyszłośćTrojak ma wspaniałą przyszłośćTrojak ma wspaniałą przyszłośćTrojak ma wspaniałą przyszłośćTrojak ma wspaniałą przyszłośćTrojak ma wspaniałą przyszłość
Korvosa była miastem, które albo kochałeś, albo nienawidziłeś i Falavandrel, który tutaj dorastał, wiedział o tym aż nazbyt dobrze. Jako elf wychowywany przez ludzkich rodziców, w dzielnicy, którą w większości zamieszkiwali ludzie, musiał szybko nauczyć się, jak używać pięści i dbać o siebie. Mimo, iż przekonał się, jak zaślepieni swoją nienawiścią i niechęcią do obcych potrafią być ludzie, poznał też takich, których uważał za swoich przyjaciół do dzisiaj i nie był uprzedzony. Dostosował się do życia w tym mieście szybko, bo nie miał innego wyjścia. Zasada tutaj była zawsze jedna: albo umiesz się o siebie zatroszczyć i dostosować, albo znajdą cię z poderżniętym gardłem w jakimś podłym zaułku. Proste, jak znalezienie chętnej dziwki w Old Korvosie. Falavandrel nigdy nie chciał tak skończyć, więc szybko wziął sprawy w swoje ręce.

Dzisiejszą pozycję zawdzięczał zawziętości, odwadze, trochę szczęściu i sprytowi. Odkąd został skopany w dzieciństwie przez sześciu rówieśników, z którymi nie miał szans w nierównej walce, zapowiedział sobie, że jeszcze im wszystkim pokaże. I pokazał. Teraz był jednym z lepszych w swoim fachu w mieście, miał pozycję, pieniądze i towarzyszy, z którymi działał we wspólnej sprawie, wynajmując swoje ostrze każdemu, kto dobrze zapłacił. Z odwagą i pewnością siebie patrzył w przyszłość, bo mogło być tylko lepiej. Korvosa, która kiedyś była najsurowszą wychowawczynią, teraz go karmiła i stawiała na jego drodze nowe perspektywy.

Kompanom z drużyny dał się poznać przez te trzy miesiące jako pewny siebie, znający swoją wartość elf, z którym można było i pożartować i pogadać na poważniejsze tematy. Był pozytywnie nastawiony, czasami nieco melancholijny, lub wybuchowy, gdy miał gorszy dzień, generalnie jednak dawał się lubić pozostałym i nie stronili od jego towarzystwa, tak jak i on nie stronił od nich. Wojownik był wysokim mężczyzną o długich, czarnych włosach, w które wplecionych miał trochę czerwonych paciorków tworzących wąskie warkocze. Szczupły, ale o wyraźnie zarysowanych mięśniach klatki piersiowej, brzucha i ramion, zwykle chodził w idealnie dopasowanym, szkarłatnym napierśniku, pod który zarzucał kolczugę. Ubioru dopełniały luźne spodnie i wysokie, dopasowane buty.

W walce posługiwał się pięknie wykonanym, długim mieczem, którego ostrze mogło pokryć się mrozem na żądanie elfa i zadawało dodatkowe obrażenia od zimna. To zwykle on i Ingemar biegli pierwsi w kierunku przeciwników, a Falavandrel wykazywał się ogromną ruchliwością podczas potyczek, czasami korzystając z tarczy, jako dodatkowej osłony. Jak każdy przedstawiciel swojej rasy potrafił też używać łuku, jednak to walka w zwarciu dawała mu najwięcej satysfakcji. Nie był jednak idiotą i zawsze mierzył siły na zamiary, nie pchając się tam, gdzie walka była z góry przegrana.

Zajadając się pyszną jajecznicą na grzybach rozmawiał z pozostałymi na jakieś nieistotne tematy. Lubił towarzystwo tych ludzi i miał nadzieję, że jeszcze sporo wspólnych przygód przed nimi, gdyż z każdym kolejnym dniem zgrywali się coraz lepiej, tak jako kolektyw zarabiający na życie zleceniami, jak i znajomi, lub nawet trochę już przyjaciele. Zaaferowany rozmową z towarzyszami przy stole nie usłyszał pukania do drzwi, ale Darvan na szczęście poszedł sprawdzić, czy coś się działo i przyprowadził ze sobą młodziutką akolitkę kościoła Adabara. Fal wysłuchał jej, wciskając do ust ostatnie kęsy ciepłego jeszcze chleba. Przełknął, bo nieładnie było mówić z pełnymi ustami i odezwał się.
- No, w końcu znowu coś się rusza z robotą. Świetnie. Byliśmy bezrobotni całe cztery dni - zaśmiał się i spojrzał na wystraszoną dziewczynę. - Darvan ma rację, klapnij sobie, złociutka, napij się mleka albo wina, my zaraz będziemy gotowi.

Dopił swoje mleko, po czym ruszył na piętro, do swojego pokoju, by zarzucić kolczugę i napierśnik, a także zabrać miecz oraz sztylet. Poruszanie się w tym mieście bez broni było bardzo nierozsądne i każdy, kto tutaj przyjeżdżał, szybko się o tym przekonywał. Sęk w tym, że zwykle nie był już w stanie naprawić tego błędu. Taka właśnie była Korvosa. W dobrym nastroju i w pełnym rynsztunku, Fal zszedł na dół, pogwizdując jakąś melodię i poczekał na pozostałych. Aż się palił do nowego zlecenia, bo to oprócz pieniędzy zapewniało kolejny zastrzyk adrenaliny a bez tego elf nie potrafił już normalnie funkcjonować.
 

Ostatnio edytowane przez Trojak : 10-04-2018 o 13:48.
Trojak jest offline