16-04-2018, 12:28
|
#3 |
| Dzięki przechwałkom Phila i jego wywodom na temat tego, co zrobi z wygraną, już w czasie konferencji prasowej dało się poznać jego wysokie mniemanie o sobie. Jednak nie gardził też gotówką, dzięki czemu był w stanie przymknąć oko na to, że uczestnictwo w tym turnieju wiąże się z niedogodnościami pokroju jedzenia robactwa. Koniec końców dwa miliony piechotą nie chodzą.
W samolocie przez chwilę narzekał na to, że nie można podziwiać żadnych widoków, jednak szybko przeszedł nad tym do porządku dziennego i zajął się przygotowywaniem i spożywaniem drinków. Prosta robota, ale nie da się zaprzeczyć, że pomaga zacieśniać więzy z innymi. Przy okazji zauważył, że inny uczestnik zabawy, Mark również się tym zajmuje. No cóż. Może próbować, jednak co najmniej wątpliwym było, aby umiał robić drinki lepsze od kogoś, kto z tego żyje. Jednak cały ten wywód zachował dla siebie.
W samochodzie próbował chwilę się zdrzemnąć, co by nie być padniętym po imprezie w Los Angeles i samolocie. Jakkolwiek ciężko by o to było, gdy dookoła jest ponad dwudziestu ludzi.
Później nie działo się nic ciekawego. Ot, fajerwerki, kilka “ochów” i “achów”, rozdzielenie drużyn. Okazało się, że Mark też należał do drużyny czerwonych. Jak widać dobrze, że wstrzymał się z mówieniem na głos o tym, że jest lepszy od niego. Nie podobała mu się myśl o tym, aby jeszcze przed końcem pierwszego dnia pojawiły się jakieś kwasy w drużynie.
Kiedy padło polecenie jak najszybszego rozpakowania się, nie wiedział z początku czy zerwać się do biegu i ryzykować upokorzeniem, gdyby reszta ludzi zareagowała bardziej spokojnie… Te na szczęście zostały szybko rozwiane przez wspomnianego już parokrotnie Marka. Wziął szybko torbę w rękę i pognał za nieznajomym. Nie starał się go wyprzedzić, w końcu wystarczyło jedynie, że znajdzie się w sypialni przed niebieskimi. |
| |