Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2018, 18:02   #11
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Później
Więzienie

Corvus i Karasu znajdowali się naprzeciw swojego kosmicznego więźnia. "Bob", jak kreatura raczyła się nazywać, siedział przypięty do fotela, z którego nie miał szansy się wyrwać. Jego wyraz twarzy był dość obojętny, choć nie pogardliwy. Na razie nie odzywał się, czekając na reakcję swoich oprawców.
Victor podsunął sobie stojące w rogu krzesło i usiadł na przeciwko kseno, jego płaszcz wisiał na oparciu a sam były szlachcic podwinął rękawy.
- Czego szukaliście na tej planecie? - Zapytał zakładając nogę na nogę.
- Artefaktów. - odpowiedział wprost. - Bakterie sugerowały nam świątynie. Znaleźliśmy w niej jakąś kulę. Partnerka zabrała ją na okręt.
- Która partnerka? Mia? - zadał kolejne pytanie Victor.
- Nie, Blackie. Chyba jej nie widzieliście.
- Czyli się spóźniliśmy. Szlag by to. A jak doszło do tego że kseno służyło na cesarskim okręcie? - Zapytał, po czym dodał. [/i] Czym ty właściwie jesteś? Pierwsze widze byście ludzką skórę nosili.[/i] -
- Moja rasa nazywa siebie Ahn’rut. Nie zostało nas wielu. - przyznał się kosmita - Mia w odróżnieniu od większości z was nie miała manii morderstwa względem wszystkiego, co urodziło się z ładniejszą mordą od waszej. - skrzywił się. - Pomogła mi prowadzić stosunkowo normalne życie w tej galaktyce pomimo bycia Xeno. Załatwiła mi miejsce na statku… choć nikt inny nie wiedział, że nie jestem człowiekiem.
Victor rzucił sobie w myślach “Zdechła adekwatnie do swoich wyczynów.” Przechowywała kseno, wedle jakiejś kretyńskiej zasady bycia humanitarnym i współczującym. Zakała ludzkości.
- Ten sferyczny artefakt o którym mówiłeś. Gdzie wasz okręt go zabiera? -
- Cholera go wie, zależy czy nasz nawigator postanowi zbadać inne planety po drodze. Nie po to wylecieliśmy na kraniec galaktyki, żeby zaraz wracać… - Nie mogąc ruszyć resztą ciała, “Bob” przechylił głowę. - No, prędzej czy później zdadzą go w jakiejś bazie wojskowej. To legalna operacja.
Karasu był pod wrażeniem opanowania Boba. Nic nie robił sobie z tego, że znajdował się w raczej niekorzystnej sytuacji. Kronikarz nie ingerował w rozmowę, tylko przyglądał się ofierze Victora. Nie wątpił, że były szlachcic dosłownie wyciśnie z kosmity to, czego potrzebuje. Medyk nie mógł przepuścić jednak okazji, aby sprawdzić obcy mu gatunek. “Całkowicie przypadkowo”, przechodząc obok, dźgnął go w ramię skalpelem, aby sprawdzić reakcję skóry.
Skalpel wyłącznie zarysował czarną powłokę ciała Boba, który z kolei zdawał się nie zauważyć tego gestu.
Drzwi do sali przesłuchań otworzyły się z sykiem. Opus przekroczył próg, niemal zginając się w pół, by nie uderzyć podniesioną przez pancerz głową o framugę. Odziany w swój gruby pancerz, z kilkutonowym młotem w dłoniach, wyglądał niczym egzekutor. Przesunął wzrokiem po kompanach i Bobie, a kamera w jego oku przybliżała i oddalała obraz, zczytując twarze zebranych.
- Długo wam jeszcze z nim zejdzie? Pomyślałem, że mógłbym go zabrać ze sobą, na polu bitwy nikt nie będzie miał za złe jednemu dodatkowemu truchłu więcej. Oszczędzimy sobie zanieczyszczania galaktyki. - rzucił w stronę Viktora, po czym przekręcił głowę do Karasu. - Nie masz może jakichś przenośnych zestawów regeneracyjnych, takich bym sam mógł z nich skorzystać?
Karasu zastanowił się przez chwilę, po czym odpowiedział - Mogę Ci przygotować ręcznie aplikowane nanoboty. Będą tak skuteczne, jak moje i bez problemu sobie z nimi poradzisz - po prostu wbijasz igłę niedaleko miejsca największego uszkodzenia. Ostatecznie gdziekolwiek chcesz, ale to spowolni proces regeneracyjny. Byłyby gotowe w ciągu 15 minut, jeśli Ci zależy. Mam na stanie 3 aplikatory i 9 pojemników na nanoboty. Jedno użycie to jeden pojemnik. Wyruszasz gdzieś Opusie? - zapytał medyk naukowca, przy czym kątem oka obserwował Victora.
- Byłoby wspaniale. - Opus przytaknął medykowi, po czym głową wskazał migające żółte światło. - Jesteśmy wzywani do walki. Luu nie chce wysyłać całego statku, lecz ja nie mam zamiaru ignorować wezwania do pomocy.
- Opus… popatrz mi w oczy i powtórz swoją prośbę. Bo chyba nie zdajesz sobie sprawy o co mnie prosisz. - Na twarzy Victora odmalowało się istne niedowierzanie. Nie jednego skazał na dożywotnią pracę w kopalni za współpracę z kseno, a teraz robi to jego zastępca.
Opus przytknął metalowe palce do skroni wzdychając głośno. - Viktorze pozwól, że użyję prostszych słów. Chcę zabrać tego xeno ze sobą, by jego ciało wyrzucić na polu bitwy, które zostanie potem oczyszczone przez drony lub złomiarzy i łowców organów. Powinieneś wiedzieć, że ostatnimi czasy, wyrzucanie swoich śmieci gdzie popadnie generowało nieprzyjemności ze strony różnorakich organizacji.
Bo zirytowanie kosmicznych drzewojebców to ostatnie czego by chciało cesarstwo. Corvus zbliżył się do Opusa i przemówił nieco ciszej.
- Karasu chciał go poddać autopsji, mógłby z tego czegoś wyciągnąć ciekawe rzeczy. - Tu spojrzał na syntetyka. - Dla dobra nas obu, lepiej by żywy nie opuścił tego okrętu, o ile przypisujesz to pod “wyrzucanie śmieci”, wystarczy że ktoś dojrzy że z nim spacerujesz, a polecę. A uwierz mi pociągnę Ciebie za sobą. Zastanów się jeszcze, a ja idę po kawę. Za 10 minut wracam. - Z tymi słowami opuścił pomieszczenie.
Karasu zaczął się śmiać, po czym zwrócił się do Opusa - Niezłe ziółko z naszego lidera, prawda? Obawiam się jednak, że ma rację, ale jakbyś przypadkiem postanowił go nie słuchać to zostawiam Ci to - położył na bocznym zagłębieniu strzykawkę - To silny środek paraliżujący. Działa natychmiastowo. Planowałem użyć go na Bobie w innym celu, ale jeśli będziesz chciał go zabrać ze sobą, to może Ci się przydać. Ja tymczasem idę po nanoboty dla Ciebie. Podrzucę Ci je na Twój statek. - rzekł medyk, po czym wyszedł za Victorem.
Gdy dwójka wyszła z pomieszczenia, Bob spojrzał na Opusa nieco skonfundowany. - Więc...chcesz mnie uratować, zawrzeć jakiś układ, czy faktycznie masz dziwne upodobania do metod egzekucji? - spytał.
Naukowiec w milczeniu przesunął wzrokiem po uwięzionym kseno. Nie miał zamiaru odpowiadać, niezależnie od jego rzeczywistych zamiarów był świadomy wszechobecnych kamer i podsłuchu. Zamiast tego zupełnie ignorując zadane przez więźnia pytania, sam zadał swoje. - Byłeś kiedyś na Genetrix, czy twoja skóra była jedynie inspirowana kimś kogo znała Mia?
- Gentrix było rodzimą planetą mojej rasy. Bob znalazł mnie głęboko pod lodowcami. - odpowiedział kosmita. - Był bratem Mii, obu z nich przez was zawiodłem. Bob pracował nad bio syntetycznymi pancerzami, modyfikacjami genetycznymi które wzmocniłyby wytrzymałość ludzką. Niestety, był swoim własnym testerem. Kilkadziesiąt tysięcy godzin temu, test mu się nie powiódł.
- Rozumiem. - Opus przytaknął krótko, zerkając na siedzisko do którego przypięty był Xeno. - Jeżeli dusze waszej rasy są podobne do naszych, to masz szansę by niedługo przeprosić ich osobiście za niepowodzenia. - dodał naukowiec, sprawdzając czy fotel da się przełączyć w tryb leżący i wysunąć w nim koło, by łatwiej było przetransportować kosmitę. - Nie lubię jednak zmieniać zdania, gdy nie ma ku temu dobrej argumentacji, więc dalej uważam, że kosmiczne pobojowisko to najlepsze miejsce dla ciebie.
Po wciśnięciu dwóch przycisków, siedzisko przeszło w tryb transportowy.
Opus kliknął kilka guzików (co wymagało wypuszczenia z pancernych palców wspomagających “robo-ramion”, wstukując polecenie transportu do hangaru. Kiedy krzesło ruszyło w tamtą stronę, naukowiec założył swój hełm i ruszył obok Xeno nie zamieniając z nim słowa. Miał zamiar zapakować więźnia na pokład Rosomaka wraz z pozostałymi pancerzami bojowymi, poczynić odpowiednie przygotowania i wyruszać na bitwę jak najszybciej się da.
Victor wrócił z plastikowym kubkiem kawy, nakrytym przykrywką.
- Huh… - Wydał z siebie jedynie widząc pusty fotel. Nie miał zamiaru uganiać się za Opusem, gdy tamten doskonale zdawał sobie sprawę z tego co robi. Upił łyk gorzkiego napoju, po czym wymownie rozejrzał się dookoła. Nie widząc sensu tutaj siedzieć, opuścił salę przesłuchań.

Hangar
Gdy Opus dojechał do hangaru zobaczył przy swoim Rosomaku Karasu, który wnosił do pojazdu wcześniej obiecane specyfiki.
Opus ogarnął wzrokiem hangar by upewnić się, że Gaudi załadowała na rosomaka wszystkie pancerze. Na szczęście robot jak zawsze spisał się perfekcyjnie. Jego pomocnica była w trakcie załadunku jego prywatnych szpargałów, oraz kapsuł z żywnością które miały wystarczyć mu na więcej niż minimalny czas podróży. Naukowiec ustawił fotel Boba na w tryb załadunku, tak by samoistnie wtoczył się po rampie na pokład.
- Dzięki Karasu, mam nadzieje że twoje leki nie będą mi potrzebne. - zagadnął medyka.
- Również mam taką nadzieję Opusie. - rzekł medyk do naukowca - Widzę, że zabierasz naszego gościa na wycieczkę i w dodatku lecisz walczyć. Miałem nadzieję, że się na to nie zdecydujesz. Pozostaje zatem trzymać kciuki, że zdążysz wrócić przed naszą kolejną misją. - rzucił kronikarz i patrzył jak jego towarzysz się zbiera.
- Trudno przychodzi mi zmiana decyzji. - stwierdził, wyciągając w stronę Karasu nadajnik, który wcześniej dała im Luu. Przekręcił dłoń, tak że mechanizm spadł na dłonie syntetyka. - Może lepiej bym nie zagłuszał wam nadawania odgłosami bitwy. - stwierdził, jeszcze raz upewniając się, że w hangarze nie zostało nic z najważniejszych elementów jego dobytku. - To widzimy się na stacji Skidów. - pożegnał się skinieniem głowy żegnając medyka.
 
Fiath jest offline