Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2018, 23:38   #1
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Hell Gate London - Do Muru!

Scenka:


- Dużo ich. Za dużo. Kogo budzimy? - kobieta pokręciła głową patrząc na skąpane w mroku pomieszczenie. Tylko jej latarka, latarka mężczyzny i kilka hibernatorów rozświetlało mrok pomieszczenia bez okien.

- A ile czasu zajmie ci wybudzenie ich? - mężczyzna zamiast odpowiedzieć zapytał. Przeniósł promień latarki na sąsiedni hibernator i jeszcze kolejny. No sporo. Abi miała rację.

- Z godzinę.- blondynka po chwili wahania oszacowała stan komór i swoje możliwości.

- To dużo nam nie zostanie. - powiedział facet znów sunąc promieniem światła po nowoczesnych trumnach przedłużających życie. - Ale czy jeden czy dziesięć to specjalnej różnicy w czasie nie robi prawda? - zapytał kobiety. Ta przygryzła wargę mając złe przeczucia co do jego planów ale pokiwała głową potwierdzając coś co i tak pewnie się domyślał. - Świetnie. Więc wybudź wszystkich. - odpowiedział tak jak się tego właśnie obawiała.

- Wszystkich? A co potem? Nick, nie damy rady przetransportować tyle osób na raz! Wiesz o tym. Jest nas tylko dwoje. Obudźmy ze dwie, trzy osoby góra. Tyle ma jakąś szansę. To świeżyny, wiesz jak to z nimi jest. Z nimi zawsze jest kłopot. - Abi próbowała przekonać partnera do rozsądniejszej wersji. Przecież zazwyczaj bywał taki rozsądny. Nawet z tą jego metką nawiedzonego co mu dali ci, którzy nie chodzili z nim na misje, albo byli raz właśnie jako świeżyny. Balast jak to między sobą na nich mówili.

- Wiem jak to z nimi zawsze jest. - skrzywił się Nick patrząc z niechęcią na oszronione od wewnątrz trumny. Abi miała rację. I z tym, że balast nie na darmo nazywają balastem i z tym, że tym razem byłby to zbyt ciężki balast na ich dwoje. - Ale idzie burza. Weszliśmy tutaj więc rozpieczętowaliśmy pomieszczenie. Wiesz jak skończą ci którzy tu zostaną. - spojrzał na nią pytająco. Teraz ona odwróciła głowę i skrzywiła się z niesmakiem. W końcu wzruszyła ramionami.

- To nie nasz problem. Weźmiemy tych dwóch, trzech i spadamy. Reszcie może się uda jak zostaną w hibernatorach. - powiedziała dziewczyna sunąc po szybie komory kriogenicznej. Z zewnątrz była chłodna jak i reszta przedmiotów w tym podziemiu.

- Nie uda się. Nie w trakcie burzy. Wiesz co się z nimi stanie. - Nick wskazał dłonią na ludzi pogrążonych w stanie anabiozy.

- No to trudno. Rozwalmy łeb większości i obudźmy tych dwóch czy trzech. Powiemy, że takich ich znaleźliśmy i tyle. - Abi zmarkotniała widząc piętrzące się po kolei problemy jakie by mieli, gdyby obudzili wszystkich tak jak chciał Nick.

- Wiesz, że zabicie ich nie oznacza końca. Dalej tu będą. A na ich dezintegrację nie mamy ani czasu ani zasobów. - Nick cierpliwie bronił swojego pomysłu. Potrzebował Abi i jej pomocy. Tak jak ona jego.

- Jak zamierzasz ich wszystkich zabrać? - podniosła głowę na niego. Liczyła, że ma jeden z tych swoich genialno - desperackich planów. Może coś przegapiła?

- Po prostu pójdziemy. Może nie wszyscy. Wiesz jaki jest balast. Zawsze wiedzą lepiej i mają pretensje, że jestem dla nich niemiły. Może ktoś zostanie albo się odłączy bo ma lepszy pomysł na życie? A z tych co pójdą z nami. Kto wie. Może komuś się uda. Z reguły komuś się udaje. Wzruszył ramionami. Abi skrzywiła się znowu ale pokiwała głową na znak zgody. Widział jednak niewiarę w jej oczach. Zgadzał się z jej oceną sytuacji. Tak właśnie powinni zrobić jak mówiła. Tylko ta burza. Pokręcił też głową. Wszystko przez tą burzę na górze. - Poza tym Abi. Każdy powinien mieć prawo do własnego życia. I walki o nie. Nie możemy im tego odebrać. Tak jak i nam kiedyś tego nie odebrano. - powiedział kładąc jej dłoń na ramieniu.

- No dobra. Wybudzę ich. Idź postaw bariery. Zawołam cię jak będę kończyć. - powiedziała w końcu. No jak tak patrzeć na sprawę, to faktycznie. Nie dawała świeżym wielkich szans. Ale i tak mieli większe niż zostając tutaj.


---



- Ta sympatyczna pani co właśnie wychodzi to Abi. Moja partnerka. - wybudzeni ludzie wciąż czuli się trochę skołowani. Dość szybko pojęli, że komitet powitalny jest dość specyficzny. Zamiast uprzejmego i uśmiechniętego personelu w lekarskich kitlach była jakaś parka o podejrzanym wyglądzie mieszaniny survivalowca z żołnierzem i elementami wyposażenia od skażeń oraz dziwnymi ozdobami. Mówili mało i niewiele coś to wyjaśniało cały czas ponaglając i mówiąc, że nie będą każdemu dziesięć razy to samo powtarzać. W jednym czy dwóch bardziej nerwowych momentach położyli dłoń na kaburach co było na tyle wymownym gestem, że działało wręcz magicznie.

- To się jeszcze może szybko zmienić. - uśmiechnął się jakiś krótko ostrzyżony i dobrze zbudowany mężczyzna odwracając wzrok od wyjścia w którym zniknęła dziewczyna i spoglądając na dziwnie ubranego mężczyznę dość prowokującym wzrokiem.

- Aha. Twardziel. No tak. Zawsze się jakiś trafi. Albo ważniak. Albo jajogłowa pierdoła. Lub po prostu pierdoła. - facet podrapał się po nosie przez co spojrzał gdzieś na najbliższe buty stojących przed nim osób. Pokiwał głową. No tak. Świeżyny. Balast. Szło tak jak zwykle. Znów mu udowadniali jak bardzo się pomylili przyłażąc tu i budząc ich.

- Czy możemy się dowiedzieć co się tu dzieje? Kim pan jest? I ta cała Abi? - zapytała jakaś kobieta. Wydawała się zdezorientowana i zniecierpliwiona i chciała wyjaśnień.

- Jestem Nick Norton. Mam dla was 10 minut. Potem wy macie 10 minut na przejście do pomieszczenia obok i spakowanie się. A potem ja i Abi wychodzimy stąd. Kto chce i da radę może iść z nami. Kto nie chce albo nie da rady raczej zginie. Albo nie i przydarzy mu się coś jeszcze gorszego. Choć teraz nie potrafię powiedzieć co i kiedy. - mężczyzna który przedstawił się jako Nick Norton uniósł ramię z zegarkiem i chyba wcisnął stoper sądząc z ruchu drugiej ręki. Potem podniósł głowę i przebrał się po zebranych twarzach. Ci spoglądali na siebie z jeszcze większa dezorientacją i złością.

- To jakaś kpina? To nas miało uspokoić? Jest tu ktoś nad panem?Jakiś szef? Chcę z nim rozmawiać, niech go pan zawoła. Jestem dyplomatą i mam immunitet dyplomatyczny. - do przodu dał krok jakiś starszy mężczyzna gdzieś tak w 8-mym miesiącu ciąży. Starał się chyba być dumny, dostojny i stanowczy wskazując palcem na drzwi przez które wyszła niedawno Abi.

- Chuja tam masz. Wszystko chuj strzelił. Nie ma dyplomatów, immunitetów, rządów, krajów, granic, wojska, policji, internetu, telefonów i wakacji w ciepłych krajach. Świata który znacie już nie ma. Od dawna nie ma. Ludzie których znaliście już wymarli razem z tamtym światem. Bez histerii mi tu teraz. Macie jeszcze 8 minut. - Norton mówił monotonnym choć lekko poirytowanym głosem. Jak nauczyciel co po raz kolejny musi powtarzać tę samą lekcję kolejnej klasie i ma już tego dość.

- To który mamy rok? - zapytał jakiś młodszy mężczyzna gdy przez grupę już przetoczyła się pierwsza fala rosnącej złości, protestu, strachu i niezrozumienia.

- Jest 2088. Wy zapewne pamiętacie jakiś 35-ty lub 36-ty. Wtedy jeszcze wszystko działało by was wrzucić w lodówki… - Norton kiwnął głową i zaczął mówić ale przerwał mu jakiś facet w okularach.

- Ja pamiętam 37-dmy! - wyskoczył z ręką do góry zupełnie jakby znów był w klasie i w szkole. Nick zmierzył go wzrokiem rozdymając ze złości nozdrza.

- I co to zmienia jak teraz mamy 88-my? I nie lubię jak mi się przerywa. Macie 7 minut. Chcecie stąd wyjść to proponuję się dowiedzieć tego i owego póki macie kogo pytać. - powiedział cierpko Norton na koniec uśmiechając się nieco ironicznie.

- Mamy gdzieś iść? - zapytała niepewnie i dość zdziwionym głosem jakaś młoda dziewczyna.

- I gdzie właściwie jesteśmy? - dorzucił pytanie “twardziel” rozglądając się wymownie po betonowych ścianach. Widzieli dotąd salę z lodówkami, prysznice, przebieralnie ale poza tym, że chyba było to pod ziemią to nie było wiadomo gdzie.

- Jesteśmy w zachodnim Londynie… - zaczął odpowiadać Nick i również zaczął przechadzać się po sali. Ale znów mu przerwał jakiś facet.

- Jak w Londynie?! Niemożliwe. Ja byłem w Marsylii. - dodał patrząc wyzywająco na tego faceta w dziwnym ubraniu jakby go przyłapał na jakimś kłamstwie.

- To możliwe. Zanim wszystko siadło próbowano ratować co się da i ewakuować nawet takich przerywających typków jak ty. - Nick zatrzymał się i spojrzał na faceta. Ten jakby trochę się cofnął próbując jakoś by inni go zasłonili. Tak na wszelki wypadek.

- Właśnie. Co z wojną? Wygraliśmy? - zapytał ten krótkoostrzyżony “twardziel” o wyglądzie jakiegoś wojskowego typa.

- A nie wiem. - Norton obojętnie wzruszył ramionami. - Nie zostało nas aż tylu by się było kogo spytać albo ktoś miał o tym robić statystyki. Więc sobie wybierz wynik i będzie równie prawdopodobny. - spojrzał na “twardziela” i lekko rozłożył ramiona. Wyglądał jakby ta odpowiedź jakoś przyniosła mu sporą satysfakcję. Wojskowy i reszta spojrzeli na siebie zaniepokojeni i zdezorientowani. Przecież pakowali się do lodówek bo chcieli przetrwać wojnę! Przynajmniej większość z nich.

- A co w takim razie zostało? I jak nie jesteś z armii ani rządu to kim? - zapytał jakiś młodszy facet patrząc na sylwetkę Nortona.

- Jestem szperaczem. Stalkerem. Sępem. Poszukiwaczem. Rangerem. Przewodnikiem. Wybierz sobie. Albo sam wymyśl. Będzie równie dobre. 6 minut. - Norton wzruszył ramionami i na koniec spojrzał na zegarek znowu.

- A co zostało? Co jest na górze? - młodzian nie ustępował i wskazał palcem na sufit. Grupka też jakoś się uspokoiła na tyle, że wyraźnie czekała na odpowiedź. Przewodnik i większość grupki też spojrzała w górę na sufit jakby mogli przez niego nagle zobaczyć co jest nad nim.

- Najpierw jest metro. A potem kanały. Potem jest powierzchnia. A tam to co zostaje po każdej wojnie. Gruzy i kości poprzedników. Rozsypujące. To zostało po konwencjonalnej wojnie. Po III Wojnie zostały te wszystkie rady i promile. A, że Londek pipidówą nie był więc zajmował poczesne miejsce na wszelkiej liście z czerwonymi guzikami w łapie. Więc jak ktoś z was był z Londka to gwarantuję, że się zdziwi jeśli go zobaczy. - przewodnik stanął frontem do grupki i złożył na piersiach ramiona na krzyż. Obserwował kolejną falę konsternacji i obaw.

- No to jednak użyto broni masowego rażenia? - zapytała smutno dziewczyna z jakimś odcieniem rozczarowania w głosie.

- Oj panusiu. - westchnął Norton kręcąc głową. - Żeby oni poprzestali na klasyce i atomówkach. To najwyżej byśmy zdechli od promieniowania albo mieli śmieszne dzieci. - uśmiechnął się smutno patrząc z politowaniem na tą świeżynę.

- Jak to? To czego jeszcze użyto? - zapytał ten wojskowy najwyraźniej też zaciekawiony i zaniepokojony.

- Broń międzywymiarowa. Antymateria. Antyplazma. Ektoplazma. Kontrolowane czarne dziury. Wybierz coś sobie. Będzie równie dobre. Nie wiem czy przetrwał ktokolwiek kto by ogarniał czego wtedy użyto. Więc w takich świeżynach jak wy, cała nadzieja ludzkości. Mieścimy się na Orkadach. 5 minut. - “świeżyny” popatrzyły na siebie to z powrotem na niego. To wszystko robiło się… Co on mówił?!

- Na Orkadach?! Całą ludzkość? Niemożliwe! Musiał zostać ktoś jeszcze! - wybuchnął w końcu dyplomata nie wytrzymując dłużej takiej listy bredni i impertynenckiego zachowania.

- No nie cała. - przyznał spokojnie Norton. - Są jeszcze na Islandii, na Grenlandii powstało coś tam, nawet Antarktydę mieli zająć. Ale z nimi jest kontakt przez radio. Czasem. Nie znam nikogo kto by tam dotarł albo przybył. Więc po prawdzie chuj wie co tam jest. Ja przyjmuję do wiadomości, że cała planeta oberwała tak jak za kwadrans sami zobaczycie. - Norton nie wydwał się zbytnio przejęty i dalej pełnil swoja rolę herolda rewewlacyjnych nowin.

- A co z koloniami na Księżycu i Marsie? - zapytał ten z okularach z wyraźną ciekawością w głosie.

- Na Marsie podobno jeszcze ktoś zipie. A ci z Księżyca powiedzieli, że robią kwarantannę na wszystko co z Ziemi i się na nas wypięli. Ale rozumiem ich. Jakbym tam był też bym nie chciał nic stąd u siebie. 4 minuty. - Nick poinformował nowych raczej obojętnym tonem nie przywiązując do tego tematu zbytniej wagi.

- Kwarantanny? Po co kwarantanna? Na napromieniowanych? Co za bzdura! Na co? - dziewczyna pokręciła głową nie mogąc pojąc logiki odpowiedzi. Po co było wprowadzać kwarantannę na poparzonych radami i okaleczonych w wojnie?

- Na istoty międzywymiarowe. Zjawy. Duchy. Demony. I to co ze sobą przynoszą. Spaczenie. Anomalie. Zakłócenia. Ghoule. Wypaczonych. Żywe trupy. Wybierz sobie cokolwiek z dawnych bajek i horrorów i też będzie pasować. - stalker spoglądał nawet z zainteresowaniem na zebrane twarze. Tak jak zwykle zrobił się Sajgon i stracili z dobrą minutę wzajemnych krzyków, pogróżek i kpin.

- To jakaś kpina?! Żart?! - furczał rozgniewany dyplomata a wiele głów szło mu w sukurs pomrukiem poparcia i kiwaniem.

- No. Bo strasznie zabawny ze mnie facet, nie? 3 minuty. - znów wymownie spojrzał na zegarek. Czas się kończył. Może czas już na pokaz? Nikt się sam nie zorientuje? To by znowu nie było nikogo wartościowego. Przynajmniej na jego potrzeby.

- Jakie duchy? Jakie zjawy? Skąd? - młody facet pokrecił głową nie mogąc pojąc tej absurdalnej odpowiedzi. No nawet wojna atomowa to było coś jeszcze zrozumiałego co każdy z ich świata znał i jakoś gdzieś tam liczył się z tym chociaż hipotetycznie. Ale duchy? Zjawy? Demony? To przecież było tylko w bajkach!

- Nie wiem. Skądś do nas przyszły. Podobno ta eksperymentalna broń na tą antymaterię czy co to tam była je ściągnęła. Albo otwarła portal między rzeczywistościami. Albo po prostu objawiła coś co zawsze tu było. Chuj wie w sumie. Jak zwykle. Wybierz sobie. Dla mnie istotne jest to, że teraz tu są i coś kurwa za chuja nie chcą odejść. A z każdym rokiem spaczony obszar podobno się nie powiększył tak bardzo jak w zeszłym. Mamy o tym artykuły i ładne mapki z tabelkami w Biuletynie. Większość debili w to wierzy. Znaczy o przepraszam, chciałem powiedzieć ludzkości. Ale dane do tych ich mapek biorą od takich kolesi jak ja. A ja tu przyjeżdżam a nie oni. I wiem jak to wygląda na miejscu. 2 minuty. - Norton beztrosko i nawet jakby ze złośliwą satysfakcją strzelał kolejnymi rewelacjami. Dało się jednak zauważyć jakaś nutka zgorzkniałej walki za straconą sprawę.

- Jak wyglądają te duchy? Można je zobaczyć? - zapytał w końcu znowu ten młody przełamując milczenie i konsternację grupki.

- Mnie interesuje tylko jedno. Jak je zabić? - żołnierz przepchał się przez zaniepokojonych ludzi o krok do przodu i wyglądał jakby chciał zmusić Nortona do odpowiedzi.

- Zabić ducha? Dobre. Naprawdę świetny pomysł. A jak chcesz to zrobić? Ołowiem? Stalą? Ogniem? No to nie działa. Jak masz jeszcze jakieś pomysły to się nie krępuj może w końcu odkryjesz jak zniszczyć to cholerstwo. - Nick popatrzył krytycznie na żołnierza który odwzajemnił się nieufnym wzrokiem. - I duchów czy jak ja wolę, zjaw, nie da się zobaczyć ot, tak. Czasem jak ma się wprawę można coś dostrzec. Ślady. Ruch. Dźwięk. Ale jak wie się na co zwracać uwagę. Wyraźniejsze są pośrednie efekty spaczenia. Jak wypaczeni, ghoule i inne takie przyjemniaczki. Można je próbować zabić. Ale wtedy zjawa szuka kolejnego żywiciela. Więc nie polecam takiej taktyki. No ale nie mam czasu was szkolić bo to zajęcia na lata. A musimy zaraz ruszać. Minuta. - żołnierz i młodzik w okularach spojrzeli na siebie nawzajem słysząc odpowiedź Nortona. Obydwaj zdawali się mieć wyraźne wątpliwości co do jakości i prawdziwości słów tego oszołoma.

- Dlaczego musimy się tak spieszyć? - zapytała niepewnie dziewczyna. Patrzyła po zebranych towarzyszach jakby szukała tam wsparcia albo otuchy.

- A te duchy czy zjawy. Muszą mieć jakąś sygnaturę. Coś co da się wykryć. Można By zbudować jakiś skaner. Detektor. Czujnik. - młody w okularach nie chciał się chyba zgodzić z “nie” Nortona. Przecież każde zjawisko z naszego świata, nawet niedostrzegalne ludzkimi zmysłami dało się zmierzyć za pomocą przyrządów.

- Musimy się śpieszyć by zdążyć przed burzą. Podczas burzy zjawy dostają pierdolca i są o wiele silniejsze i agresywniejsze niż zazwyczaj. Nasze bariery mogą nie wytrzymać. A z czujnikami wiesz młody, pewnie kumasz i chcesz dobrze. Ale zjawy upodobały sobie wszelkie fikuśne zabaweczki. Przyjmijcie pod czachy, że jak coś ma procesor czy obwody czyli mało co z waszego świata jaki pamiętacie, no to ściąga zjawy. Nie pytajcie mnie dlaczego, po prostu tak jest. Radio, elektryka, diesel, generator, latarka. To jeszcze można ryzykować. Ale w eterze radia też są. Niejednemu już odpierdoliło jak tego się nasłuchał. Wszelkie smartfony, telefony, mp3 zostawcie tutaj. Jak nie jesteście pewni czy coś ma taki czip czy inne dziadostwo to nie podchodźcie nawet do tego. Wywalcie elektroniczne myślenie do kosza. - machnął ręką a potem sprawdził czas. Zostawił ich samym sobie z ich rozmyślaniami jak ubogi stał się obecny świat bez elektronicznych udogodnień na każdym kroku na jakim opierała się każda cywilizacja z ich czasów.

- A to? To nie jest elektronika? Wygląda jak gogle noktowizyjne. - żołnierz wskazał ręką na gogle jakie na głowie miał Norton. Wyglądały trochę dziwnie ale jednak nadal widać było wyraźne podobieństwo do noktowizorów i podobnych przyrządów.

- I jakie bariery? Macie jakieś bariery? - zapytała niepewnie dziewczyna stojąca trochę na uboczu całej grupki. No wreszcie. I tak czas się skończył.

- Tak. Kiedyś to były gogle noktowizyjne. Ale dawno zdążyły się zepsuć. I teraz działają inaczej. - Norton sięgnął do głowy i zdjął gogle. Przesunął dłonią po goglach i te nagle rozpaliły się jakimiś kreskami, zawijasami i wzorami. Chwile błyszczały nim zgasły.

- I to tyle? Zamontowałeś jakieś światełka na nich? I to ma być jakieś coś? Żałosne. - prychnął młodzian w okularach. Chyba ludzkość musiała upaść strasznie nisko, do poziomu zabobonnych dzikusów by takie tani trik miałby robić na nich wrażenie. Ale nie na kimś kto się emocjonował w holosieci zakładaniem pierwszej bazy na Marsie.

- To nie są światełka. To są runy. Magiczne tatuaże. Zaklęty przedmiot. Przeklęty lub pobłogosławiony. Wybierz sobie co ci mniej nie pasuje. - odpowiedział Norton z cierpkim wyrazem twarzy. Młodzik wzruszył pogardliwie ramionami i chyba dąsał się dalej. Nick machnął na niego ręką i z powrotem założył gogle na głowę. - A te bariery. - wskazał na dziewczynę co o nie pytała jakby chciał o tym przypomnieć. - To przejęta technologia innowymiarowa. Zjawy na uwięzi. Krew demonów. Magia. Jak zwykle możecie sobie wybrać. To jest to co zdołaliśmy choć trochę pojąć, okiełznać i nagiąć do naszych potrzeb. - powiedział podwijając rękaw kurtki. Na nadgarstku widać było jakieś wzory tatuaży. Przesunął po nich dłonią. Tatuaże rozjarzyły się podobnie jak przed chwilą obudowa gogli. Jednak po chwili skóra i rękaw zaczęły się zmieniać. Jakby z wzorów wypłynęła jakaś czarna mgła. Owinęła ona dłoń i ramię mężczyzny i szybko zaczęła pochłaniać resztę jego ciała. Doszła gdzieś do barku i nasady szyi rozdzielając się na tych krzyżówkach gdy nadgarstek zniknął. Potem dłoń i ramię. Cała sylwetka zaczęła znikać aż stała się ledwo widocznym na wylot konturem. Jak duch.

- Nie mogłem się powstrzymać. Wybacz. - powiedział zafascynowany młodzik zaraz po tym jak cisnął jakąś kulkę papieru w z trudem widoczną sylwetkę a ta uderzyła i odbiła się od niej.

- Czas minął. - głos Nicka się nie zmienił i jego kamuflaż zaczął znikać tak samo nagle jak się pojawił. - Zasuwać po graty. Nie bierzcie niczego nie poręcznego. Będziemy skakać i przeciskać się przez dziury płynąc pod wodą. - Norton kiwnął w stronę wejścia prowadzącego do małego magazyny pełnego szafek ze sprzętem.

- Dokąd właściwie idziemy? Na te Orkady? - zapytał przechodzący do pomieszczenia żołnierz.

- No coś ty. Teraz będziemy szli mniej więcej wzdłuż rzeki. Noc spędzimy w kryjówce. Tej nocy była bezpieczna dla nas. Jest szansa, że będzie i tak te nocy. Przed następną powinniśmy wyjść z miasta i spotkać się z moimi ludźmi. Wtedy pojedziemy do Muru. Muru Hadriana. Na północ od niego ludzie lubią wierzyć, że są bezpieczni. Jeśli ktoś się oddzieli, zgubi czy inny chuj to nie będę na niego czekał. Znacie motto Legii? Maszeruj albo zdychaj. No to coś w ten deseń. Nie radzę się gubić. Macie 10 minut. - powiedział obserwując jak kolejno mijają go i zaczynają buszować po szafkach.

- A co? Jesteś naszą jedyną nadzieją? - prychnęła ironicznie przechodząca obok niego dziewczyna. Osunął się spojrzeniem po jej sylwetce.

- Nie wiem. Moge się okazać waszą jedynym zagrożeniem. - wzruszył ramionami a dziewczyna posłała mu zdziwione spojrzenie z otwartych właśnie drzwi szafki. - Wszystko jest zmienne. To, że przejdziesz 100 razy jakąś ulicę nie znaczy, że przejdziesz 101-szy. To, że ja wróciłem z 17-tu wypraw na południe Muru nie oznacza, że wrócę z 18-tej. To, że wy jesteście świeżynami nie znaczy, że nie wrócicie nawet jak ja zginę albo się rozdzielimy. Niektórym się udawało wrócić w pojedynkę. Może i wam by się udało. 9 minut. - Norton zwrócił obojętne spojrzenie o żwawości martwej ryby do grzebiącej w szafce dziewczynie. Znalazła jakiś plecak i teraz trzymała go by zapakować do niego co uznała za potrzebne.

- Jak będziemy szli. To jakoś specjalnie? Mamy coś robić albo nie? - zapytał pakujący się młodzian. Na razie w prywatnym rankingu Nortona był w czołówce.

- No sam pomyśl. Zjawy zwabia ruch, ciepło ciała, hałas, światło, krew, śmierć, strach i cierpienie. No i świeżynki. Każda świeżyna jak widzi tą chujnie za pierwszym czy nawet drugim razem jest jak japoński turysta trzaskający aparatem. Kumasz z jak daleka widać migawkę? No a teraz mam cały autobus japońskich turystów. Dlatego mówimy na was balast. Bo jesteście dla nas zagrożeniem i balastem. Wiecie co w krytycznej chwili robi się z balastem prawda? 7 minut. - Norton pokręcił głową patrząc na szykująca się do drogi grupkę z wyraźną niechęcią. Na koniec wykonał dwoma palcami gest tnących nożyczek. Ci popatrzyli na siebie z niedowierzaniem i podobna niechęcią.

- Jak to? Przecież nas zaprowadzisz do jakiejś bazy co? Do tego Muru. - wojskowy typ rozłożył ramiona patrząc z wyraźną złością na ich przewodnika.

- Mogę spróbować. Ale to nie jest moim zadaniem. Moim zdaniem było znalezienie tego miejsca. I udało mi się. Teraz muszę tylko wrócić za Mur. Z wami lub bez. Za każdego z was kogo zaprowadzę dostanę bonus. Ale nie wykorzystam go jeśli przez was zginę więc właśnie jak mówię. Mogę ale nie muszę. I jesteście dużą grupą jak na dwójkę szperaczy więc nie oczekuję, że uda się wszystkim. 6 minut. - brunet w dziwnym ubraniu na końcu znów powtórzył “twixowy” gest. Patrzył na szykujących się do drogi ludzi jakby właśnie byli niechcianym balastem.

- Nie słuchajcie go! Wcale nie musimy nigdzie iść! Zamkniemy się tu i poczekamy aż po nas kogoś wyślą! - buntowniczym tonem odezwał się dyplomata patrząc piorunującym wzrokiem na stojącego w przejściu faceta.

- No pewnie, że nie musicie z nami iść. Ale ja i Abi stąd wychodzimy za 5 minut. Ale przerabiałem już to. Powiem wam jak to będzie wyglądało. Macie żarcia na kilka dni, może nawet tydzień czy dwa. Nie musicie wychodzić. Ale w końcu wyjdziecie bo żarcie wam się skończy albo ktoś usłyszy jakieś głosy czy inny chuj. Może nawet znajdziecie coś do jedzenia. Ale w końcu jeden z was nie wróci. Ktoś pójdzie go szukać. Ktoś wróci. I będziecie myśleli, że to on wrócił. A potem was zacznie wyrzynać w nocy jak nie skumacie to w kolejnych. Lub coś z niego wyjdzie. W końcu może nawet dacie radę się tego pozbyć i ktoś z was przeżyje i będzie chciał wrócić za mur. Ale nie będzie miał was kto zaprowadzić ani nawet wyprowadzić z Londka. No ale kto wie. Niektórym się udaje. Może i wam też się uda i wcale nie będziecie wtedy musieli iść ze mną. 4 minuty. - Norton całkiem chętnie omówił alternatywny scenariusz jaki widział dla swojego pomysłu natychmiastowej wędrówki. Ludzie w szatni chwile spoglądali na siebie, swoje plecaki, kurtki aż w końcu wrócili do pakowania.

- A jakieś pozytyw są? - zapytał z przekąsem młody wpakowując kolejną puszkę do plecaka.

- No pewnie. Nigdy jeszcze nie udało mi się jakiejś grupy doprowadzić bez strat. Ale zazwyczaj udawało mi się kogoś doprowadzić. - powiedział Norton uśmiechając się lekko.


---
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline