Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2018, 21:09   #8
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
wprowadzenie do spin-offu kampanii

Tymczasem na którejś z Nieskończonych Wysp...
To była jedna z niewielkich wysepek. Dobrze znaliście ten kawałek lądu, z jego niewielkim portem, w którym oprócz łajb rybackich stacjonowały dwa lub trzy małe okręciki straży morskiej. Takie trzy stare jak świat szniki nie były żadnym zagrożeniem. Zresztą gdy przypływaliście tu czasem uzupełnić zapasy, strażnicy zwykle siedzieli zupełnie cicho, udając, że ich w ogóle nie ma. Wydawało się, że nigdy dotąd nie zdarzyło się nic, co zmusiłoby ich do działania. Jednak tym razem wasz kapitan miał inne plany…

“Wieśniaków żywcem, ale tylko wieśniaków! Naprzód!”

Jakie było wasze zdziwienie, gdy wioska okazała się prawie opustoszała. Wydawało się, że popełniliście błąd wcześniej. Tubylcy musieli dostrzec wasz okręt zbyt wcześnie i zbiec do pobliskiego lasu. Jednak rzadko kiedy poddawaliście się tak łatwo w walce o żywy towar. Buchnęły płomienie od pochodni ciśniętych na dachy pobliskich domów, a część waszej kompanii – z wami włącznie – zaczęła przedzierać się przez las.

Tam gdzie gąszcz stawał się coraz głębszy i bardziej splątany, wewnątrz usypanego z kamieni kręgu tańczyło sześć sylwetek, zamaskowanych i ubranych w długie płaszcze. Okrycia narzucone na jedno ramię odsłaniały nagie ciała pofałdowane tłuszczem. Słyszało się głosy męskie i kobiece, zmieszane z wolnym rytmem bębna, śpiewające o Wielkiej Uczcie. O Panu Wielkiej Uczty, kimkolwiek był. Bęben przyspieszył puls, rytmiczne zaśpiewy zwiększyły tempo, piszczałki grały jeszcze głośniej i bardziej dziko, aż nagle nastąpiło uderzenie w czynele i zapadła pełna napięcia cisza.

Pomyśleliście, że zostaliście odkryci i gotowaliście się do walki. Jednak któryś z waszych załogantów, może Bhupindar, może Horton – tego nie pamiętaliście – wskazał coś poza kręgiem. Usiłowaliście to wypatrzyć. Nowo przybyłe sylwetki wystąpiły naprzód do kręgu. Ich żółtawe oczy były znacznie większe niż normalne i wydawały się wypływać z oczodołów, tak że powieki nie mogły ich w pełni zakryć. Twarze były bardzo długie i chude, a szczęki wąskie. Usta rozwarte w śmiertelnych grymasach były pełne odbarwionych i o wiele za ostrych zębów. Pazury na dłoniach były długie i przypominały szpony. Ghule. Słyszeliście opowieści o tych nikczemnych kanibalach, którzy żywili się mięsem zwłok, ale nigdy nie spodziewaliście się ich spotkać.

“Zabić intruzów!”

Przeklinaliście pecha, choć inni nie mieli tyle szczęścia, co wy. Miniona wyprawa kosztowała waszego kapitana połowę ludzi. Tak przynajmniej przypuszczaliście, bo tylu poszło do lasu. Nie mieliście okazji zapytać się któregoś z załogantów o rzeczywiste straty, gdyż zdążyli wypłynąć na kolejną wyprawę. Bez was, w czasie waszego odpoczynku.

Nie wiedzieliście, ile dni czy miesięcy trwała wasza rekonwalescencja. Opiekował się wami niejaki Fredrik. Wyglądał na wykończonego i steranego. Pierwszy raz miał do czynienia z tą chorobą. Tygodnie opieki najwyraźniej bardzo go zmęczyły. Na jego twarzy pojawiły się zmarszczki, których nie było, a spod opalenizny wyraźnie przebijała bladość.

Kiedy tak leżeliście ciężko doświadczani chorobą, obiecywaliście sobie rozmaite rzeczy. Może wasze mózgi były równie przegniłe, jak ciała toczone przez chorobę? Snuliście kuszące wizje porzucenia niewygodnego, ciężkiego życia awanturnika. To los dobry tylko dla nieśmiertelnych herosów z legend, którymi nie byliście. Obiecywaliście sobie, że nigdy więcej nie złapiecie dziwnych chorób w przerażających, odległych miejscach. Nigdy więcej nadwerężania sił w podróżach przez dzikie, niegościnne krainy. Nigdy więcej znoszenia ponuractwa kapitana i jego zachcianek. Będziecie panami samych siebie.

Fredrik nie opiekował się wami z dobroduszności ani za wasze złoto. Jego usługi opłaciła Lavinia, najstarsza córka świętej pamięci Larisy i Xaverika Vanderborenów, hodowców niewolników i lojalnych klientów Poławiaczy Pereł. Świętej pamięci, gdyż obojga zginęli w pożarze statku miesiąc temu. Kiedy udawało wam się już stanąć o własnych siłach, Kora – kobieta, którą kiedyś sprzedaliście Vanderborenom, a która aktualnie pełniła rolę Perły Domu Vanderborenów – przekazała pisemne zaproszenie na kolację do posiadłości odziedziczonej przez Lavinię. Jak się z zaproszenia dowiedzieliście, sam posiłek miał być tylko wstępem do oferty “adekwatnej do waszych umiejętności”…
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 19-04-2018 o 21:14.
Lord Cluttermonkey jest teraz online