Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2018, 18:38   #3
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
David powoli wynurzył się z czarnej, pozbawionej snów otchłani.
Przez moment leżał bez ruchu, usiłując sobie przypomnieć, kim jest i co robił, zanim się w te ciemności wpakował.
Powoli, ostrożnie otworzył oczy i zamrugał, usiłując pozbyć się zalegającego w nich piasku, czy co to tam przeszkadzało w patrzeniu.
W pomieszczeniu panował przyjemny półmrok, co wspomniane wcześniej oczy przyjęły z niekłamaną ulgą.
Ostrożnie, przezwyciężając protest nieużywanych od dawna mięśni usiadł i rozejrzał się po pomieszczeniu.
Cóż... nie trzeba było być Einsteinem, by się zorientować, że coś tu nie gra. Ba... "nie gra" to było zdecydowanie za mało powiedziane. Nie pasowało nic. Pomieszczenie, w którym kładł się do szklanego sarkofagu, było dwa razy mniejsze, a jego trumna miała zaledwie dwie towarzyszki. No i nietrudno było zauważyć, że zamiast personelu medycznego w pomieszczeniu (prócz innych 'śpiochów') znajdowały się tylko dwie osoby, wyglądające jakby się urwały z planu filmu katastroficznego.

David przysiadł na skraju hibernatora i wsłuchiwał się w słowa mężczyzny, opowiadającego historię jak z koszmarnego snu.
Czy można mu było wierzyć? A może był to jakiś bzdurny test, wymyślony przez zwariowanych psychologów czy psychiatrów? Albo równie głupi program z dziedziny 'ukryta kamera', gdzie wpuszczano niczego nieświadomych przechodniów w maliny, by tłumy widzów mogły się wyśmiewać z poczynań tych, co się dali wkręcić.

Z drugiej strony... Może lepiej było założyć, że gość nie jest świrem i potraktować to jak ponurą rzeczywistość?
- David Greer - przedstawił się. - Mamy osiemdziesiąty ósmy rok? - upewnił się.

A gdy skończyły się wyjaśnienia zgarnął wszystkie rzeczy ze skrytki i pobiegł... nie, biegać to on na razie nie był w stanie... i poszedł pod prysznic, po drodze zdzierając z siebie śmierdzący kombinezon.

Kran ruszył ze zgrzytem. Prysznic zabulgotał, plunął mieszanką rdzawej wody i powietrza, ponownie zabulgotał i wreszcie wypluł z siebie strumyk zimnej wody. Orzeźwiającej, ale nie zachęcającej do dłuższego korzystania.
David przemył twarz, a potem, zgodnie z radą Nicka, zmył z siebie resztki płynu z hibernatora, po czym, nie zważajac na normy obyczajowe, pospieszył do szafek, by znaleźć dla siebie jakieś ubranie. Ruszenie w stronę odległego o paręset mil Wału Hadriana z gołym tyłkiem nie należało do rzeczy najrozsądniejszych... nawet jeśli Nick miał na myśli coś innego, niż dzieło jednego z cesarzy.

Gdy już się przyodział i założył pochodzącą jeszcze z dawnego świata kurtkę, zaczął się rozglądać za innymi, przydatnymi przedmiotami. A jako pierwsze wpadły mu w oko rzecz nadające się do rozwalenia drzwi, ściany czy też czyjejś głowy. Siekiera czy dwumetrowej długości stalowy drąg zdały mu się zbyt wielkie i nieporęczne, ale łom zdecydowanie pasował mu do ręki.
A potem zaczął napełniać kieszenie różnymi przydatnymi drobiazgami, starając się nie być zbyt pazernym - w końcu nie był tu sam, a egoizm i zachłaność z pewnością nie byłyby mile widziane przez nikogo.
W jego rękach znalazła się mała latarka na korbkę, dwie konserwy, bandaże, race, maska gazowa, peleryna i parę innych przydatnych przedmiotów.
I tych rzeczy jakby się zrobiło za dużo. Nie mieściły się. Już chciał zawiązać rękawy jednej z koszul i zrobić z niej prowizoryczny pakunek. Na szczęście wypatrzył w jednej z szafek karłowaty plecaczek i nie musiał niczego wyrzucać.

Potem wdał się w dyskusję z Koichi na temat tego, który z nich lepiej wykorzysta łom. Doszli jednak do porozumienia - albo znajdą dla Japończyka jakąś poręczną gazrurkę (a do jej zdobycia łom mógł się przydać), albo też David, który nie zjawił się w tym świecie z gołymi rękami, odstąpi mu swoją zdobycz.

- Pomóc komuś? - spytał.

Rzucił okiem na zegarek, który zaczął chodzić mimo wieloletniego odpoczynku. Do wyznaczonego przez Nicka terminu została jeszcze jakaś minuta...

A w ogóle nie chciał tu przebywać ani chwili dłużej.
Opowieść czy to opowieść Nicka, czy paskudny klimat tego miejsca... Cały czas miał wrażenie, że coś się czai w kątach, tam, gdzie nie sięga światło.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 22-04-2018 o 18:41.
Kerm jest offline