Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2018, 22:08   #13
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Godzina 292015146SY
Hangar

- Wiem, że 32 godziny to nie tak dużo, ale mam nadzieję, że jesteście wypoczęci i gotowi. - Lu siedziała na droidzie szorującym podłogę. Bawiła się pilotem, próbując zmieścić na ekranie holoprojektora kilka okien informacji jednocześnie. - Opus na własne życzenie postanowił wziąć udział w okolicznej bitwie gwiezdnej, więc będziecie musieli działać bez niego. Z tych dobrych informacji, udało mi się potwierdzić, że znaleziony przez was miecz to poszukiwany przez nas klucz. - oznajmiła. - Możecie dalej wrócić na tę dziwną planetę, jeżeli sądzicie, że coś tam dalej jest. Naszym następnym priorytetem jest jednak naszyjnik, który powinien znajdować się gdzieś...tutaj.

Na wyświetlaczu pojawił się zestaw zdjęć przedstawiających powierzchnię pustynnej planety. Poza złożami bardzo drobnego piasku znajdowały się na niej też fioletowe, bulgoczące jeziora, uwalniające żółty i pomarańczowy dym. - Obawiam się, że droidy nic nie znalazły na powierzchni. To sugeruje, że artefakt znajduje się wewnątrz lokalnych jezior kwasu. Bardzo, bardzo żrącego kwasu. - skrzywiła się Lu. - Na szczęście mamy na stanie kombinezony środowiskowe przeznaczone do eksploracji takich miejsc. Niestety, wedle analiz będą one w stanie wytrzymać wewnątrz jezior około 8 godzin. Stroi mamy zaledwie piętnaście sztuk. Oczywiście dodatkowe uszkodzenia materiału zmniejszają jego żywotność... - Lu oderwała wzrok od ekranu i spojrzała na resztę. - Waszym zadaniem będzie rozdzielenie się wewnątrz jezior, wyszukanie artefaktu, a następnie zebranie razem i wydobycie przedmiotu. Macie łącznie piętnaście podejść, do ośmiu godzin każde, jeżeli nie spotkacie oporu. - podsumowała. - Pytania?
- Skąd pewność że amulet jest właśnie w jeziorze kwasu? - Odezwał się pierwszy Victor. - Jaskinie i inne naturalne skupiska skał są poza zasięgiem droidów? -
- Planeta jest niewielka, a jej większość to właśnie kwas. Powierzchnię zbadały droidy. - wyjaśniła Lu.
- Czy ja również potrzebuję skafandra? - zapytał Karasu, będąc zaskoczonym, że jakiś naturalny kwas na planecie byłby w stanie strawić jego syntetyczne ciało.
- Zdecydowanie. To jeden z najsilniejszych naturalnych kwasów w galaktyce, przynajmniej zdaniem naszej bazy danych. - ostrzegła Lu.
- Domyślam się że moja skóra również nie wystarczy w kontakcie z tym syfem? - niebieskoskóry był prawie przekonany o tym, jaką odpowiedź usłyszy. Jednak skoro muszą ryzykować i działać w takich warunkach, warto wiedzieć co będzie go czekać w momencie uszkodzenia skafandra.
-[i] Czy mogę zatem prosić o jakiś pojemnik na próbkę tego kwasu? Chciałbym wziąć nieco tego dziadostwa i pobadać go, gdy już skończymy misję. Kto wie, może przyda się w przyszłości! [i]- rzekł medyk do swojej dowódczyni.
Lu westchnęła. - Gdybym miała na stanie materiał który może przechować ten kwas, to ta misja nie byłaby problemem. - Wzruszyła ramionami. - Na pewno nie dam ci tego wnieść na statek, nie potrzebuję dziur w okręcie.
Karasu parsknął pod nosem - Największa siła w całym znanym kosmosie, a byle kwas ich przerasta. .
- “Ich”? Jesteś częścią tej maszyny i zaraz będziesz w tym kwasie pływał. Zobaczymy co wtedy powiesz. - Lu uśmiechnęła się krzyżując ręce na piersi. - Ja będę w pobliżu, tym razem wlecimy w atmosferę aby dało się was wyciągnąć, jeśli coś pójdzie nie tak. - objaśniła. - No i ostatnia sprawa: Ten artefakt został tutaj ukryty przez piratów. Spodziewajcie się pułapek.
W głowie Karasu usłyszał kilka szeptów pełnych oburzenia. Głosy w głowie medyka nie były w stanie zdzierżyć tonu Lu oraz jej bezpośredniej groźby. Kronikarz odetchnął dwa razy i po prostu uśmiechnął się, spoglądając w oczy swojej dowódczyni.
Do hangaru weszła grupa robotów. Przytargali z sobą skrzynie pełne kombinezonów oraz jedną, w której znajdowały się bronie białe: różnego rodzaju technoostrza i siekiery. - Oczywiście nie powinniście zabierać z sobą rzeczy, których nie żal wam stracić. Broń palna odpada zupełnie. Będziecie musieli poradzić sobie za pomocą tego, co jest tutaj. Będę dostarczać dodatkowe uzbrojenie na waszą pozycję na zawołanie. - wyjaśniła Lu, wyciągając z kieszeni niewielki pilot. Wcisnęła guzik.
Gorące powietrze otarło się o zebranych, gdy podłoga zaczęła zapadać się w dół. Hangar lewitującego nad planetą okrętu zaczął obniżać się, ukazując bulgoczący ocean kwasu na powierzchni planety. Lokalne powietrze było gęste i nie najlepiej utlenione. Oddychało się nieprzyjemnie, choć niespecjalnie ciężko.
- Żeby misja skończyła się szybciej, musicie się rozdzielić, toteż każdy jest sobie szefem. Jeżeli z jakiegoś powodu się zgrupujecie, liderem zostaje Corvus. Przygotujcie się i powodzenia.
- Te skafandry mają jakieś zasilanie? Czy mamy pływać jak ryby? - spytał niebieskoskóry, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z ironii tego pytania.
- To zwykłe kombinezony, założyłam że potraficie pływać. To standardowa umiejętność dla żołnierzy, choć jak komuś się nie przydarzyło nauczyć...to będzie musiał tą misję odsiedzieć. - odpowiedziała Lu.
- Obawiam się zatem, że będę musiał posiedzieć na ławce rezerwowych, bowiem do tej pory nie musiałem pływać i nigdy nie pomyślałem o nauczeniu się tego w tym ciele. Nie jestem do tego przekonany, jak ono zachowa się w skafandrze. Może być nieporadne, a przez własną głupotę wolałbym nie zostać rozpuszczonym. Poczekam zatem tutaj na Was i postaram się zbadać kwas na miejscu. Poza tym, jakby któryś z Was wypłynął, będę mógł od razu zająć się jego ranami. - rzekł medyk.
Victor bez ceregieli zaczął się gramolić do jednego ze skafandrów. Uprzednio jednak rozebrał się niemal do rosołu, gdyż po prostu szkoda mu było ubrań. Obecni mogli dojrzeć już trochę przestarzałe ciało Corvusa, z wieloma bliznami po szponach czy strzałach. Jednak nadal był w formie o czym świadczyła muskulatura.
- Eddie ładuj się do kombinezonu. - zarządził były szlachcic, po czym zbliżył się do krawędzi rampy. Dla próby strzelił też w dal promieniem, by zobaczyć jak kombinezon zareaguje na iskrę.
Podobnie jak w przypadku zwyczajowych ubrań Corvusa, uwalniana przez jego ciało energia przechodziła przez materiał nie uszkadzając go, po czym gromadziła się tuż nad nim.
Lu wzruszyła ramionami patrząc na Karasu. - Cóż, zużyj ten czas w jakiś pożyteczny sposób. - poprosiła, wciskając jeden z guzików na pilocie. Podłużna drabina statku szybko zsunęła się na dół, umożliwiając powrót z platformy na okręt bez jej wycofywania.
- Pływanie to jedno. Jeśli zakładasz że jest nam tam potrzebna broń, to zwiększona mobilność jest czymś niemalże niezbędnym. - odparł Eddie twardo. Nie miał problemów z pływaniem, ale sprawne poruszanie się w skafandrze z kilkoma kopiami broni to coś zupełnie innego.
Mimo wszystko zrzucił z siebie wszystkie ciuchy i zaczął ubierać kombinezon. O dziwo - na ciele niebieskoskórego nie było śladu po ranie na barku. Niezależnie od statusu syntetyka, był użyteczny.
- Nie możesz tam wpuścić kilku dronów i odpalić jakąś echolokację? Jeśli dostanę jakieś informacje o tym miejscu, może zdołam dostać się tam szybciej i pomijając sporą część problemów. - zaproponował, wkładając drugi rękaw skafandra. Chwilowo jednak nie zakładał przeznaczonej na głowę części, ani nie zamykał obiegu powietrza.
- Obawiam się że drony nie są w stanie znieść tego kwasu. Obudowa swoją drogą, ale wszelkie delikatne podzespoły jak głośniki, mikrofony, czy obiektywy stają się momentalnie bezużyteczne. - wyjaśniła Lu.
- Domyślam się że poświęcenie kilku dronów to koszt za duży gdy można poświęcić kilku rekolektorów? - odgryzł się, zakładając przypominający kaptur element skafandra.
- Masz słuchawkę w uchu? - zapytała Lu odwracając się do monitorów na których wcześniej prezentowała dane. Zaczęła wystukiwać coś na ekranach dotykowych.
- Ta jest - niebieskoskóry odparł wręcz hiperpoprawnie, przynajmniej biorąc pod uwagę żołnierskie standardy. Upewnił się, że cały skafander jest całkowicie szczelny i wykonał kilka próbnych kopnięć. Następnie ruszył w stronę przekroju dostępnych broni i postarał się zapamiętać możliwie wiele z nich. Tylko z częścią miał wcześniejsze doświadczenie.
Po kilku chwilach rozmyślań zdecydował się na dwumetrowy trójząb z możliwością wystrzelenia samych ostrzy, oraz kilka krótkich noży. Długą broń zamontował na plecach, zastanawiając się, czy w ogóle zdąży ją użyć.
Nagły pisk, trzask i szum otumanił Eddiego na krótką chwilę. Lu spojrzała w jego stronę.
- To jest dźwięk echolokacji w tym zasranym kwasie. Nie wygenerujesz z tego dobrego obrazu. - wyjaśniła. - Przestańcie się zachowywać, jakbym miała was za bydło. Mojej reputacji nie stać na to, abym co rusz wracała szukać nowych agentów. - tupnęła nogą w ziemię wyraźnie zirytowana. - W tych kombinezonach możecie nurkować w ziemskich wulkanach. Zacznijcie traktować tę misję poważnie. - westchnęła. - Nie bierz aż tyle żelastwa, wszystko się będzie topić jednocześnie. Dacie mi sygnał to zrzucę wam świeże tak blisko, jak to możliwe.
- Wolałbym nie być wrzucany do jednego worka z nimi. - Żachnął się Victor, po czym zapiął cały kombinezon i sprawdził czy jest szczelny. Następnie ze skrzyżowanymi nogami i rękoma na torsie wskoczył do fioletowej bulgoczącej mazi.
- Stopi się, ale da mi dużo lepszy pogląd na to, ile wytrzymają następne porcje - odparł Eddie skacząc do jakże przyjemnej cieczy.
- Sekundę temu brakowało mobilności. - westchnęła za Eddiem Lu, krzyżując ręce na piersi.


W tym samym czasie
Przestrzeń kosmiczna


Opus siedział za kierownicą Rosomaka, rejestrując dość beznadziejne wyniki. Zapakowanie wszystkich swoich manatów oznaczało, że statek poruszał się dość wolno, nawet jak na swoje możliwości. Mężczyzna miał pewność, że na miejsce doleci dopiero po tym, jak bitwa rozgorzeje. Na szczęście jego pasażer był dość spokojny: nie wydawał żadnych dźwięku z wnętrza magazynu na tyłach Rosomaka.
Opus wstukał kombinację klawiszy otwierające drzwi do części w której znajdował się Bob. Nie miał zamiaru bawić się w grzeczności, zaczynając swoją wypowiedź wraz z momentem przekroczenia progu. - Dobra Xeno, w końcu możemy porozmawiać normalnie. Sprawdzałem statek od kiedy wzięli mnie na pokład, tutaj nie powinno być podsłuchu. Chcę zaproponować ci układ, który pozwoli ci przeżyć. Zainteresowany?
- Nie. - odparł krótko patrząc się w sufit. - Heh, oczywiście że tak. Mów. - Bob spojrzał Opusowi w oczy.
- Nie zdziwiłbym się gdybyś odmówił, przez nas straciłeś towarzyszy, dla niektórych oddanie bywa silniejsze niż wola życia. - naukowiec skomentował, opadając ciężko na skrzynie ładunkowe. - Przede wszystkim chciałbym przeprosić. Odbieraliśmy wcześniej komunikaty o piratach zbierających się na obrębie galaktyki, początkowo was za nich braliśmy, a potem cóż… poznałeś naszego dowódcę i jego charakter. - Opus westchnął. Nastawienie Viktora było dość..ciężkie do zniesienia na dłuższa metę. - Osobiście nie jestem zwolennikiem myśli “Zgładzić wszystkie xeno”, jestem naukowcem, nie lubię myślenia zaściankowego. W historii opieraliśmy nasze wynalazki na obserwacji innych gatunków, czemu nie korzystać z tego też teraz? - wzruszył ramionami. - Byś miał świadomość, lecimy na bitwę między flota imperium a piratami, a ja potrzebuje kogoś kto umie pilotować statek na wypadek, gdybym chciał przejść do abordażu. Pomożesz mi tutaj, a ja nie dość że skombinuje ci jakiś pancerz zakrywając gębę to wysadzę na jakiejś planecie po drodze, byś mógł zacząć nowe życie. - rzucił swoją ofertę naukowiec.
Bob zamrugał kilka razy. - Spoko. - odpowiedział uradowanym głosem. - Byłbym bardzo wdzięczny. - przyznał.
- Żebyś był też świadomy, mój statek jest ściśle połączony z moimi zbrojami. Ustawię go tak, że jeżeli spróbujesz odlecieć w nieznane, zablokują się stery, a ty rozbijesz się gdzieś na asteroidzie. Zasada ograniczonego zaufania. - dodał, wstając z klekotem pancerza. - To czas byś rozprostował kości. - dodał naukowiec bez wahania uwalniając więzy trzymające Boba przykutego do siedziska.
Chwiejnym krokiem “Bob” wstał z miejsca, po czym zaczął wolno stąpać w okolicy, rozciągając się. Spędził w fotelu prawie trzy dni. - Ahn’ur - powiedział. - Moje prawdziwe imię.
- Opus. - naukowiec nie był pewny, czy przedstawiał się obcemu. - Muszę zamontować kapsuły lecznicze w swoim pancerzu, w czasie pracy możesz mi opowiedzieć coś o swojej rasie. Skoro pochodzicie z planety na której się wychowałem, może być to interesujące.
- Cóż… Żyliśmy głęboko pod Gentrix. Bliżej jądra planety wewnątrz podziemnych jaskiń. Był to znacznie cieplejszy klimat niż na powierzchni. Naszą dietę stanowiły przeróżne grzyby oraz organizmy wodne, żyjące w licznych podziemnych jeziorach. Nie byliśmy zaawansowaną rasą i nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego co jest ponad sklepieniem. Gdy wy wylądowaliście na Gentrix, wasze prace kolonizacyjne rozbrzmiały w naszych podziemiach jako trzęsienia. Niebo spadało nam na głowy, parę osób postanowiło uciec w górę, zobaczyć co jest przyczyną apokalipsy. W trakcie wspinaczki zamarzłem, moje ciało weszło w okres hibernacji. Wykopał je dopiero Bob. - opowiedział Ahn'ur
Kamera w oku Opua pracowała cicho gdy ten montował strzykawki w pancerz Aresa. Chciał móc w zdalny sposób podawać sobie lek, tak by nie było to problemem w ogniu walki.
- Rozumiem, trochę jak niektóre owady czy pierwotniaki. - mruknął, po czym zerknął zdrowym okiem na Ahn’ura. - Jaki właściwie masz cel w życiu? Po prostu przeżyć?
- Zastępowałem figurę braterską dla Mii, starałem się ją wychować i te tamte. Nigdy jednak nie wybiłem jej z głowy naiwności. Teraz… cholera go wie. - przyznał kosmita.
- Cel jest ważny w życiu. - zauważył naukowiec prostując się na chwile, by porwać z półki inne narzędzie. - Jeżeli czegoś nauczyła mnie praca na uczelni, to faktu że należy żyć dla siebie, a nie innych. - dodał, zakładając gogle spawalnicze, gdy iskry zaczęły buchać z wnętrza pancerza. - Nie istnieje nic co zawsze chciałeś zrobić?
- Nie rozmawiajmy na ten temat. - poprosił Ahn’ur. - Nie jesteś kimś, z kim chciałbym mieć przesadnie intymny kontakt. - przyznał. - Choć zastanawia mnie jak ktoś żyjący dla siebie wylądował w cesarskiej armii?
- Badanie artefaktów to moje hobby. - odparł szczerze naukowiec, chwytając kolejną kapsułę leczniczą.- Przeszedłem na emeryturę w poprzedniej pracy więc musiałem zacząć coś robić.
 

Ostatnio edytowane przez Fiath : 26-04-2018 o 22:37.
Fiath jest offline