Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2018, 10:13   #15
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
óz Pamosa znikał już za którymś z domostw, gdy grupka awanturników zakończyła swą naradę. Zmalał również tłumek gapiów. Jednych odciągnęły obowiązki, innych sprawy życia codziennego, a ci, którzy pozostali zaraz mieli ruszyć ich śladem. Atmosfera zauważalnie rozluźniła się, aczkolwiek nuta niepewności oraz bardzo delikatne napięcie wisiało w powietrzu. Skłoniło to przybyszów do podjęcia marszu w kierunku wskazanego im przez kupca.

inęli grupkę żałobników, tych najbardziej przejętych ich przybyciem, by wejść w głąb osady. Pomimo rozpierzchnięcia się tłumu nadal byli obserwowani, nie mogło być wszakże inaczej, gdyż takie małe osady miały to do siebie, iż ciekawskie oczy spragnione nowości nie dawały się okiełznać i co i rusz spoglądały na nowe twarze. Nie ważne, czy byłeś rolnikiem obsiewającym pole, pasterzem owiec, czy kowalem wykuwającym gwoździe zatrzymywałeś się w pół uderzenia, czy wpół wypasu byleby tylko rzucić okiem gdzie idą oni.

aturalną koleją rzeczy awanturnicy czynili podobnie przypatrując się pracującym niziołkom, czasami kogoś pozdrowili skinieniem głowy, czy wyczuli nosami, iż w którejś z chat jest właśnie przygotowywana strawa. Pobudziło to ich żołądki w drodze zapełniane jedynie poczynionymi zapasami, gdyż okazji do polowań praktycznie nie było, zarówno z pośpiechu, jak i z braku sposobności, chyba, że na myszy, czy inne gryzonie. Obserwowali więc, oglądali kolejne domostwa o niskim, jak dla większości z nich, stropie, z małymi drzwiami i charakterystycznymi okrągłymi oknami. Obejścia były zadbane i uprzątnięte, wszystko zdawało się być na swym miejscu.

pewnym momencie padł na nich cień. Podnieśli więc głowy, by zorientować się, iż rzucała je mała wieża ustawiona mniej więcej w centrum osady. Nie przechodzili bezpośrednio obok niej, lecz jej wysokość była na tyle duża, by zdecydowanie górować nad pozostałymi strzechami. Konstrukcję miała prostą, lecz prezentowała się solidnie. Smukła i kwadratowa. Zbudowana z połączonych zaprawą wygładzonych kamieni, być może nawet z samego Potoku Jednorożca, oraz drewnianych bali. Jedno spojrzenie na jej szczyt dawało jasną informację, że nie jest ona przeznaczona dla takich jak oni. Miejsce obserwacyjne było zdecydowanie za małe, nawet dla krasnoluda.


amos miał rację w tym, iż wpierw usłyszą, aniżeli zobaczą, domostwo Dunina. Szczekanie nasiliło się tak, jak gdyby miała zaraz na nich wyskoczyć cała horda psów. Przewijały się w tej kakofonii zarówno popiskiwania i cieniutkie szczeki szczeniaków, jak i głosy starych psisk. Awanturnicy minęli ostatnie domostwo po swojej prawej ręce, by dostrzec wówczas następne, już na pierwszy rzut oka odrobinę większe od większości dotychczas mijanych. Usadowione w niewielkim oddaleniu od pozostałych, z rozciągającą się za nim polaną, po której biegały psy.

amo gospodarstwo składało się przede wszystkim z domostwa, całkiem sporawej chaty z niedawno zmienianą strzechą, jak również czegoś pokroju stajni wyrastającej tuż za nim. Kawałek po prawej stał sporych rozmiarów głaz, którego powierzchnię przecinały liczne pęknięcia, zaś u jego podnóża walały się jakieś niezidentyfikowane przedmioty.

raz ze zbliżaniem się do gospodarstwa psy poczynały zauważać ich obecność. Podnosiły głowy i pilnie obserwowały. Już na pierwszy rzut oka Astine oraz Shee'ra, jak również zaraz za nimi Helena, dostrzegły, że zwierzęta są tresowane. Oczekiwały jak na polecenie, podporządkowując się odruchom, które im wpojono. Najdziksze, jeżeli tak można się było wyrazić, były rzecz jasna szczenięta, lecz i wśród nich dostrzegalne były początki szkolenia. Dopiero podczas przyglądania się psom dostrzegli, iż grupka biegająca po polanie nie jest pozostawiona sama sobie, a w jej środku stoi jakaś postać żywo gestykulująca, gwiżdżąca i wydająca komendy. Najwyraźniej ona również spostrzegła zbliżającą się grupkę podróżników, gdyż pozdrowiła ich uniesioną dłonią i wskazała na dom.

bliska rzucił się im w oczy symbol czarnej psiej głowy umieszczony nad drzwiami, jak również rozpoznali, że pęknięcia w głazie nie były w rzeczywistości pęknięciami, a wyrytymi nań, wijącymi się symbolami. Tak samo śmieci u jego podnóża nie były śmieciami, a kadzidłami i być może ofiarami, gdyż nad nimi, wyryty w kamieniu, górował identyczny wizerunek jak ten nad drzwiami.

rzwiami, za którymi, jak dosłyszeli, toczyła się jakaś rozmowa, a nie brakowało w niej podniesionych głosów. Nie dane im było jeszcze zapukać, gdyż nagle zza rogu wyskoczyły trzy mastify dopadające do Nazaira i szczerzące kły. Wilk instynktownie uczynił to samo, i wyglądało na to, że zaraz skoczą sobie do gardeł, lecz rozległ się donośny gwizd. Dwa z trzech psów powoli odstąpiły, lecz jeden, najbardziej agresywny nie dawał za wygraną. W końcu zaatakował. Skoczył na Nazaira, lecz ten był zbyt zwinny i nie dał mu się dopaść. Tamten z gniewem rzucił się znowu, lecz również bez rezultatu.
Aro! – krzyknęła na psa kobieta, która pojawiła się obok nich – Palikite! Palikite!
Ten odwrócił ostrożnie łeb w jej kierunku, a kiedy tylko ich spojrzenia spotkały się spokorniał. Spojrzał raz jeszcze tylko na wilka, po czym odskoczył i czmychnął za dom. Kobieta odprowadziła go wzrokiem, po czym zwróciła się do awanturników:
Przepraszam za niego. Aro jest jeszcze młody i nie do końca ułożony. Niemniej winniście uważać przyprowadzając wilka do Ostoi. Mamy tutaj wiele psów wyszkolonych tak, by odstraszać nieproszone dzikie zwierzęta. W jesteście…

ie dane było jej dokończyć, gdyż drzwi otworzyły się w pośpiechu i wyskoczyły z nich dwa niziołki. Pierwszy z nich o posiwiałych włosach trzymał w ręce miecz i unosząc go przed sobą ze zdziwieniem wpatrywał się w stojących na progu awanturników, na których to o mało co nie wpadł. Zza niego wychylał się drugi mężczyzna o twarzy z pokaźnymi bokobrodami. Jego mina wyrażała w pierwszej chwili również zaskoczenie, lecz szybko zmieniła się na taką okazującą mieszaninę smutku i troski.
Arvanie uspokój się. Nam widzisz mamy gości i to takich, których najwyraźniej oczekiwałeś – rzekł uprzejmie, lecz z wyczuwalnym dystansem. – Wejdźcie proszę.

ężczyzna nazwany Arvanem opuścił miecz i schował go do zawieszonej u boku pochwy. Głowicę zdobił ryt płomienia, a drugą, po przeciwnej stronie, błyskawica.
Wybaczcie – rzekł niskim głosem. – Tak tak, wejdźcie.
Postąpił do środka, a drugi mężczyzna przytrzymywał drzwi. Awanturnicy skorzystali z zaproszenia i weszli do środka. Wszyscy z nich, oprócz Torina, musieli się przy tym mniej lub bardziej pochylić.
Elely, dołączysz do nas?
Za chwilę. Sprawdzę tylko, czy nasze stadko czegoś nie zbroiło.
Mężczyzna skinął jej głową, po czym zamknął drzwi. Ubrany był w brązowy kubrak spod którego wychodziły rękawy lnianej koszuli, oraz takie same spodnie. Jak przystało na niziołka stąpał boso, a na szyi zawieszony był medalion z wizerunkiem psiej głowy. Arvan z kolei ubrany był w krótką błękitną tunikę oraz w porządne skórzane spodnie i koszulę z mocnego lnu. Biodra obciążone miał podwójnym pasem oraz dwoma krótkimi mieczami, zaś na piersi widniał symbol dwóch skrzyżowanych krótkich mieczy.


roszeczkę problematycznym było pomieszczenie się w izbie, gdyż Ivor oraz Xhapion praktycznie sięgali głowami sufitu, ale na całe szczęście pozostali mogli stać spokojnie, bez obawy, że się uderzą.
Jestem Dunin, kapłan Urogalana. Usiądźcie proszę, nie wypada to, by goście stali, kiedy mogą siąść – przedstawił się, po czym wskazał im ustawione przy stole krzesła. Było ich tylko cztery, to też w pierwszej kolejności zasiadły kobiety, a po chwili Dunin przyniósł z innych części domu kolejne dwa. W międzyczasie Arvan zabrał już głos.
Zwą mnie Arvan, dawniej Dwa Kły – położył dłoń na głowicy miecza – ale od tamtego czasu minęło wiele wiosen. Mniejsza o mnie. Jak sądzę widzieliście wezwania? W takim razie wiecie już zapewne, że mamy tutaj problem z koboldami, który trzeba jak najszybciej załatwić. Parszywe gady ośmieliły się zaatakować naszą osadę…
Tak samo jak *ty* ośmielasz się zabierać głos nie pozwoliwszy się im nawet przedstawić, jak również mówić o rzeczach o których nie masz większego pojęcia – przerwał mu Dunin przyniósłszy ostatnie krzesło. Atmosfera momentalnie zgęstniała, a napięcie między mężczyznami stało się więcej niż oczywiste.

Oficjalnie witam Was w Zielonej Ostoi, jako przywódca tutejszej społecznościDunin rzucił krótkie spojrzenie w kierunku Arvana stojącego obok – Przedstawcie się proszę i powiedzcie, cóż Was sprowadza. Postaram się odpowiedzieć na wszelkie wasze pytania.

 

Ostatnio edytowane przez Zormar : 13-06-2018 o 19:23.
Zormar jest offline