Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2018, 18:43   #5
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Leilena nie mogła przegapić takiej okazji i nie zwlekając ani trochę, tego samego dnia poinformowała matkę i rodzeństwo o swoim przebudzonym talencie do "dzikiej magii". Wywołało to powszechną radość - talent magiczny otwierał w Halruaa naprawdę wiele drzwi. Znacznie więcej niż dobry mąż i posag, choć po prawdzie Aldym nie wydawał się być złym człowiekiem. Nie trzeba było długo namawiać Jiny, by zgodziła się wysłać córkę na nauki. Naturalnie ojciec też miał coś do powiedzenia - w przeciwnym wypadku podekscytowana Lei pewnie jeszcze przed wieczorem spakowałaby się i wyjechała do Akademii.
Po swym powrocie Agatus, gdy usłyszał dobre nowiny, rozpromienił się od ucha do ucha. Jego córka - czarodziejką! Pieniądze na czesne znalazły się od razu, choć Lei miała świadomość że jej rodzinie się wcale nie przelewało, a z czasem koszty nauki mogły tylko wzrosnąć. Może w przyszłosci trzeba będzie się zastanowić nad własnym źródłem utrzymania?
Z pieniędzmi i błogosławieństwem rodziców, młoda adeptka nie mitrężyła czasu. Pożegnała się wylewnie z całą rodziną i ruszyła do Halagardu.

***


1

Halagard był nową stolicą państwa, wybudowaną na wzór poprzedniej - Halarahh, która została zniszczona przez Błękitną Pożogę. Architektura zdradzała wyraźne ślady użytkowania magii, często jawnie sprzeciwiając się grawitacji, niczym słynne na całe Krainy halruaańskie, latające statki. Ulubionym budulcem był różowy koral tworzony ekskluzywnie za pomocą czarów i nadający miastu charakterystyczny wygląd.
Mimo rangi stolicy, Halagard nie był dużym miastem, licząc sobie raptem około dziesięć tysięcy mieszkańców, nie umywając się tym samym do metropolii pokroju Wrót Baldura czy Waterdeep. Sprawiało to, że plotki podróżowały po stolicy wyjątkowo szybko, podgrzewane jeszcze przez magiczną komunikację. A część tych plotek mówiła o Akademii, do której wybierała się Leilena. Znajdowała się ona na obrzeżach Halagardu, poza zasięgiem wścibskich oczu, i wyglądała jak zamek. Prowadził do niej długi most, który Lei przebyła dyliżansem. Woźnica spoglądał na nią dziwnie, choć próbował nie dać tego po sobie poznać. Mówiło się, że w Akademii przywoływane są sukkuby, a czarodziejki kopulują tam z satyrami. Nikt czegoś takiego nie powiedziałby studentce uczelni w twarz, ale za plecami...
Przed zamkową bramą czekał już na dziewczynę znany jej Presmer Zorastyr. W swym płaszczu z kapturem przypominał bardziej mnicha, niż kochanka... to znaczy asystenta rektorki. Ukłonił się dwornie nowoprzybyłej i wziął od niej bagaże.
- Witam w akademii panno Mongle. Mam nadzieję, że podróż przebiegła spokojnie.
- O tak, było całkiem przyjemnie. Gdyby nie te spojrzenia. Zaczynam rozumieć dlaczego się ukrywacie - powiedziała przyjaźnie, uśmiechając się do asystenta rektorki. Była szczęśliwa. Nawet udało się jej zbyt dużo nie myśleć o tym, jak bardzo rodzice będą musieli zacisnąć pasa. To co widziała było niesamowite, ale wciąż była to magia. Chciała się jej nauczyć, a potem dzięki niej poprawić sytuację rodzinną. I swoją. Ruszyła dziarsko za Zorastyrem, ponownie w swoim ulubionym zielono-brązowo-białym stroju.
- Pokażę pannie najpierw dormitoria. Obawiam się, że jak w każdej szkole magii, pokoje dla akolitów nie są zbyt wyszukane. Będzie też panna proszona o noszenie obroży, dopóki nie nauczy się panować nad własną mocą - sposób w jaki to mówił sugerował, że formułka była powtarzana wielokrotnie. Dla Leileny wszystko jednak było nowe i chłonęła otoczenie wszystkimi zmysłami. Już brama Akademii była ciekawa, pokryta wymyślnymi symbolami i kształtami. Dziedziniec… no, tutaj spodziewała się czegoś bardziej spektakularnego. Jakiejś fontanny wyobrażającej nimfę, albo posągów nagich mężczyzn i kobiet. Zamiast tego było po prostu sporo wolnej, równo wybrukowanej przestrzeni. Chłopak poprowadził ją obok przeszklonego budynku, w którego środku dało się dostrzec przeróżne rośliny.
- To szklarnia, w której uprawiamy część niezbędnych komponentów - wyjaśnił. - Dormitorium jest tuż obok.
Głowa Lei chodziła na boki, a szeroko otwarte oczy chłonęły każdy element otoczenia. Pierwszy raz widziała z wewnątrz akademię magiczną i nie przeszkadzało jej, że nie była ostentacyjna - to nawet lepiej - ani fakt, że zamieszkiwali ją specyficznie czarodzieje i czarodziejki.
- Z iloma osobami będę dzieliła pokój? - zapytała. Pewnie ci najbogatsi akolici mogli sobie wykupić osobne pokoje, nie ona jednak. I w sumie nie chciała, nie w tego typu szkole.
- Na samym początku z nikim - odparł nieoczekiwanie. - Dostanie panna prosty pokój, dla bezpieczeństwa. Po zapanowaniu nad mocą zostanie panna przeniesiona do lepiej wyposażonych, ale wspólnych pokoi - wyjaśnił.
Dormitorium było kilkupiętrowe. Presmer poprowadził nową uczennicę przez krótki hall, w którym ktoś siedział. Niziutka dziewczyna o nietypowych, czarno-białych włosach, majstrowała nad jakimś pudełkiem. Zainteresowana podniosła jednak głowę i przyglądała się przechodzącym. W ostatniej chwili, nim Lei z przewodnikiem zniknęli w korytarzu, nieznajoma pomachała dłonią na powitanie. Rudowłosa odrobinę niepewnie odpowiedziała podobnym gestem.
- To była jedna z akolitek, prawda? - zapytała swojego przewodnika, nie przestając się rozglądać. - Ile uczniów tu mieszka?
- Prawie dwudziestu, ale o bardzo różnym stopniu zaawansowania. Panna rozpocznie nauki z początkującymi. Tamta dziewczyna w hallu to jedna z nich - wyjaśnił. Spacer skończył się przed nieciekawymi, drewnianymi drzwiami. Zorastyr położył bagaże na podłodze i wygrzebał ze swoich szat klucz. Przekręcił go w zamku i zaprezentował Leilenie jej nowy pokój. Faktycznie był bardzo prosty. Drewniane łóżko, stolik pod ścianą, krzesło i kufer na rzeczy osobiste.
- Wnętrze jest obłożone czarem światła, wystarczy dwa razy zaklaskać w dłonie - wyjaśnił. - W kufrze czeka już obroża. Poza nią nie ma żadnych wytycznych do stroju, może panna chodzić w swoich ubraniach.
- Jakie są jeszcze zasady? - spytała, wchodząc do środka. Nie przyjechała tu dla wygód, ale miejsce to rzeczywiście było skromne. - Jak długo może mi zająć nauka panowania nad mocą? Bo nie wiem czy powinnam ten pokój trochę… uprzyjaźnić.
Otworzyła kufer i z całkiem dużą dozą podniecenia wyjęła z niego obrożę.
- Nie wolno opuszczać terenu Akademii bez zgody nauczyciela. Posiłki wydawane są o ósmej, czternastej i osiemnastej w stołówce. Stołówka znajduje się w największym budynku. Nauki dla nowicjuszy rozpoczną się dopiero za cztery dni, ale będą zaczynać się po śniadaniu i kończyć dopiero przed obiadem. Po obiedzie zaleca się ćwiczyć - wymieniał. - Jeśli będzie panna podchodzić do tego poważnie, to na opanowanie podstaw może wystarczyć miesiąc. Chodzi tylko o to, by uniknąć spontanicznych czarów przy stanie podniecenia - tłumaczył cierpliwie.
- Jakie ćwiczenia są najskuteczniejsze? - zapytała z lekkim uśmiechem, zapinając wolnym ruchem obrożę na swojej szyi.
- Kombinacja medytacji i seksu - odparł, najwyraźniej nie widząc powodu by owijać w bawełnę. - Należy nauczyć się wyczuwać w sobie moc i nie pozwolić jej się wyrwać. Nie ma innego sposobu niż praktyka.
Leilena poczuła jak rumieni się lekko.
- Ani jednego, ani drugiego nigdy nie próbowałam. Coś czuję, że czeka mnie wiele nauki… - powiedziała cichutko, ciągle patrząc na mężczyznę. - Pani rektor także czegoś uczy…?
- Tak, ale głównie doświadczonych uczniów. Dla nowicjuszy prowadzi wykłady od czasu do czasu - poinformował. - Na samym początku zajęcia będą odbywać się z jednym nauczycielem. Potem z całą kadrą, każdy specjalizuje się w innej szkole magii. W przyszłości zadania domowe nie będą tak ekscytujące - wyjawił. - Nauka gestów i inkantacji to główne zajęcie na Akademii - rozłożył ręce.
Na razie nie interesowała ją jakaś tam dalsza przyszłość. Wszystko co miało się zdarzyć brzmiało ekscytująco. Ciekawe czy jej talent okaże się duży? W jej rudej głowie namnożyło się też strasznie dużo perwersyjnych wizji. Przez ostatnie dni i teraz także.
- W takim razie pewnie lubisz się oderwać i pojechać po taką adeptkę jak ja? - zapytała nagle, trochę zbyt kuszącym tonem.
- Nie ukrywam, że to jeden z przyjemniejszych obowiązków - uśmiech przełamał jego strasznie poważną postawę.
- To było bardzo… ładne i podniecające co robiliście… - dodała ciszej, przygryzając wargę.
- Takie było zamierzenie. Bez podniecenia kandydatki lub kandydata, nie da się ocenić magicznego potencjału - stwierdził po prostu fakt. - Panna przyjęła ten test… z gracją - pochwalił.
- Dziękuję - powiedziała i zamilkła, nie wiedząc co więcej dodać.
- Czy zaplanowałą sobie panna jakiś sposób na zaspakajanie swoich żądz? - spytał prosto z mostu.
Pokręciła głową, spuszczając wzrok.
- Nie miałam pojęcia nawet czego się tu spodziewać… i kogo…
- Rozumiem. Bo widzi panna, skłamałbym gdybym powiedział, że stosunki pomiędzy uczniami a nauczycielami się nie zdarzają, ale nie są pochwalane. Akolici albo odwiedzają swoich kochanków, albo najmują sobie kurtyzany, albo nawiązują znajomości na miejscu - wymienił kilka możliwości. - Wstyd jest pierwszą rzeczą, jakiej wyzbywają się tutejsi uczniowie.
- Ja… pierwszego nie mam, na drugie mnie nie stać więc muszę liczyć na trzecie - Lei powiedziała to szybko na wdechu. - Zrobię wszystko, aby sobie poradzić. Bo domyślam się, że moje palce to będzie o wiele za mało - zdobyła się na słaby, okraszony ciągłym rumieńcem uśmiech.
- Zdecydowanie za mało - potwierdził. - Ale jest panna bardzo ładna, myślę że znajdzie panna adoratorów - skomplementował, ale brzmiało to w jego ustach jak zwykła obserwacja.
I tak też to odczuła Lei, nie próbując go dalej do siebie kusić. Był odrobinę zbyt sztywny jak na jej gust. W zasadzie o wiele zbyt sztywny.
- Postaram się… zaradzić tym problemom - powiedziała pewniej niż sama to czuła.
- Jeżeli nie ma panna żadnych ziół, które chroniłyby przed zajściem w ciążę, to może poprosić o pomoc miejscową kapłankę Bast. Pełni posługę w kapliczce. W przyszłości na lekcjach alchemii nauczy się panna sama ważyć odpowiednie specyfiki. - Zamilkł, zastanawiając się co jeszcze powiedzieć. - To chyba wszystko na teraz. Niech się panna spróbuje zadomowić. Gdyby czegoś panna potrzebowała, to może zgłosić się do lady Aurory. W głównym gmachu, na szczycie wieży - podpowiedział.
- Dziękuję - powiedziała raz jeszcze. Z tego wszystkie zapomniała połowy pytań, które miała zadać. Uznała, że jakoś sobie poradzi. Wreszcie niemal samodzielne życie! Chciało się jej skakać z podniecenia - nie tylko seksualnego - ale z tym poczekała na wyjście mężczyzny.
- Życzę miłego dnia i do zobaczenia na obiedzie - ukłonił się i zostawił klucz do pokoju na stoliku. Chwilę potem dziewczyna słyszała już tylko oddalające się kroki Presmera na korytarzu.

Po pierwszych podskokach pełnych entuzjazmu, Lei postanowiła być przez chwilę dorosłą i poukładaną. Rozpakowała swoją walizkę, przekładając rzeczy do kufra i na stolik. Nie miała ich bardzo dużo, w razie czego będzie przecież mogła wrócić do domu po inne. Choć ostatnio nawet na garderobę rodzice nie mieli za bardzo pieniędzy, wolała ich więc o to nie prosić. Postanowiła dwie rzeczy na ten dzień: poznać kogoś, kto jest tak samo nowy jak ona oraz udać się po te zioła. Wypakowawszy się wyszła więc z pokoju, zamknęła go i ruszyła poszukać jakiegoś wspólnego pokoju do nauki i spotkań. Pierwszym miejscem, jakie przyszło jej do głowy był hall i nieznajoma. Jak się okazało, czarno-biała dziewczyna dalej tam była. Ciekawe od czego tak do połowy osiwiała? Poza tą charakterystyczną cechą wydawała się być młoda. Tym razem chyba nie zauważyła, że ktoś idzie, była bowiem zupełnie skupiona na drewnianym pudełeczku.
- Hej - Leilena odezwała się, zatrzymując w pewnej odległości, aby nie przestraszyć nieznajomej.
- O, cześć - uśmiechnęła się promiennie. Ostrożnie odłożyła puzderko na stolik i wstała. Była niziutka, o ponad głowę niższa od Lei, a przecież ona sama była niewysoka. Nosiła błękitną suknię, która może nie była tak śmiała jak ta Aurory, ale z pewnością nie była też skromna.


2

Po boku miała wycięcie aż do samego, bardzo kształtnego uda. - Czy ty też jesteś nowa?
- Tak - rudowłosa uśmiechnęła się. Uśmiech dziewczyny wydawał się być zaraźliwy. - Zorastyr wspominał, że będziemy się uczyć razem. Jestem Leilena Mongle, ale mów mi Lei. Od dawna tu już jesteś? - przez cały ten czas bardzo dokładnie przyglądała się istotce przed sobą. Czy to był naturalny wzrost nieznajomej? W końcu na pewno nie tylko ludzie uczyli się magii w tej akademii. W Halruaa nie było wielu nieludzi, więc odgadnięcie rasy nowej koleżanki nie było tak łatwe, jak powinno. Krasnoludki podobno miały brody, a ta nie miała. Więc chyba była gnomką.
- Ja jestem Lily. Lily Dims. I wszyscy mi mówią Lily - trajkotała z wyraźnym zadowoleniem. - Jestem tu już prawie trzy tygodnie - Rudowłosa również została poddana uważnym oględzinom.
- Och, to już pewnie wszystko wypróbowałaś! - Lei rozejrzała się w poszukiwania czegoś do siedzenia. - Dla mnie wszystko to jest takie nowe… i to bezpośrednie mówienie o seksie, kiedy ciągle jestem dziewicą - zarumieniła się mówiąc o tym. Ale miała w końcu pozbywać się wstydu, a to mogła być najlepsza metoda.
- Na dziewictwo są różne sposoby - Lily zaśmiała się i machnęła ręką. - Mi się tutaj bardzo podobna. W mojej komunie wszyscy są tacy sztywni i poważni - zrobiła smutną minkę, ale zaraz jej przeszło. - Tutaj jest tyle możliwości! To znaczy, chyba są - poprawiła się zaraz. - Bo żadnego seksu tutaj nie zaznałam.
- Oh - Lei zamrugała, zatrzymując wzrok na zgrabnych nóżkach Lily. - Czemu? - zająknęła się - To znaczy ten akolita mówił tak dużo o nauce, i że najlepiej przez seks… są tu jeszcze jacyś nowi tak jak my?
Gnomka podstawiła rozmówczyni krzesło, a sama wdrapała się na stolik, wypinając przy tym nieświadomie pośladki.
- Są - przyznała. - Ale jakoś mi się z nimi nie układa. Jest Elka, ale ona chyba wsadziła sobie miotłę w tyłek i nawet na mnie nie patrzy. I jest Olaf, ale on chyba złożył jakieś śluby cnoty i nie wiem, dlaczego tu jest. No i jest jeszcze Connor, ale on jest tak duży, że bym się bała - skończyła wymieniać.
Lei usiadła na krześle, zamyśliwszy się przez chwilę.
- Może elfce wsadził i dlatego teraz tak chodzi? - spytała mało poważnie. Czuła, że może znaleźć z Lily wspólny język. - Zorastyr powiedział, że jak jestem atrakcyjna to na pewno kogoś znajdę. Ale ty jesteś znacznie ciekawsza niż ja. Jestem taka ciekawa jak to będzie! U mnie w domu nikt nie miał talentów. Skąd pochodzisz?
- Z wybrzeża - odpowiedziała. - Jestem Halruaanką, chociaż nikt by tego nie zgadł. I jesteś bardzo atrakcyjna - potwierdziła, uważnie badając wzrokiem sylwetkę Leileny. - Aż dziwne, że jesteś dziewicą. To twoja moc się nie pojawiła przy pierwszym razie?
- Dziękuję. Myślisz, że powinnam sobie sprawić ciekawszy strój? - spytała, zaraz przechodząc do swojego “pierwszego razu” - Zanim do tego doszło - westchnęła - jego… no wiesz, głowa… była tam… - zerknęła w dół z płonącymi od gorąca policzkami, ale nadal dzielnie walcząc ze wstydem. - I wtedy poraziłam go piorunem - westchnęła raz jeszcze. I zachichotala. - Ty już masz to… za sobą?
- Ładnie ci w tym, co masz, tylko… no wiesz, trochę trudno byłoby się dobrać do tych najfajniejszych miejsc - mrugnęła okiem. - Ja swój pierwszy raz miałam już jakiś czas temu, z takim wielkim zielonym - odparła bez skrępowania.
- Wielkim zielonym? - Lei zapytała z pewnym przerażeniem. - A o tym Connorze mówiłaś, że za duży? - rudowłosa dopytywała ciekawie. - Ja bym chciała już to mieć za sobą. Pomożesz mi znaleźć coś w czym będę wyglądała odpowiednio zachęcająco? - spytała na wpół poważnie, na wpół w podnieceniu na samą myśl o chodzeniu w takim stroju co Lily.
- Dla mnie już wyglądasz zachęcająco - wypaliła gnomka. Ale chyba uznała, że była zbyt bezpośrednia, bo szybko zaczęła mówić dalej. - Wiesz, młoda byłam i głupia. A on taki dziki. Nic nie mówił, ale był taki twardy i długi. Nie umiałam mu się przeciwstawić. Rozepchnął moją szparkę i ani się nie zorientowałam, a nie byłam już dziewicą - opowiadała nerwowo.
- To… to chyba bolało? - zapytała Lei, próbując ukryć fakt, że takie mówienie zadziałało na nią podniecająco. - Ja.. ja dziękuję, że uważasz mnie za zachęcającą… ale no wiesz, jesteśmy obie dziewczynami…
- Jesteśmy - potwierdziła. - A on był ogórkiem, więc to chyba jednak lepiej z dziewczyną - zaśmiała się głośno. - No i możemy zwinąć z kuchni jego kuzyna.
Lei otworzyła szeroko oczy na tę rewelację.
- I… oh… ja… - rudowłosa zaczęła się jąkać. - I to wystarczy? A jak objawiła się twoja moc?
- To już nie z ogórkiem. Tylko z kuzynem - Lily chyba usłyszała, co powiedziała, bo zaraz zaczęła prostować. - To znaczy, nie jakimś bliskim. Dalekim. Ale wiesz, nas gnomów nie ma tutaj tak dużo. No i przy tym wszystkim zaczęłam lewitować ubrania. Nic tak spektakularnego jak błyskawica.
- Ciesz się, z moją błyskawicą było sporo problemów. To była… miała być noc przedślubna - powiedziała Lei, ale słowa Lily sporo wyjaśniły. Gnomka, nie spotykało się ich często, dlatego nie miała pewności z kim ma do czynienia. - I nie ma co się przejmować, że kuzyn. Przecież co w tym złego? - powiedziała, aby dodać otuchy dziewczynie, choć sama nie wiedziała co o tym sądzić jak na razie.
- No, bo to rodzina… - dziewczyna się zarumieniła. Kiedy myślało się o gnomach, to do głowy przychodził brodaty alchemik. Lily była zupełnie inna, atrakcyjna. O filigranowej sylwetce, ale z biustem dorównującym Lei. Takie piersi na tak małym ciele sprawiały wrażenie bardzo dużych. - A jak ci się podobało w łóżku z lady Aurorą? - dziewczyna postanowiła zmienić temat, by ukryć zawstydzenie. Najwyraźniej nowego tematu za wstydliwy nie uważała.
Lei chętnie na to przystała, jej temat nie przeszkadzał - może ze względu na brak doświadczeń i w sumie fakt, że nigdy sobie tego nie wyobrażała - ale kontynuowanie go zdecydowanie byłoby niezręczne.
- Lady… potrafi być bardzo pobudzająca - przyznała po chwili wahania. - Ale… ja nie byłam z nią. Ona była z asystentem… na moich oczach - rudowłosa uśmiechnęła się kącikiem ust, rumieniąc na samo wspomnienie.
- Tylko? - zdziwiła się gnomka i pochyliła się do rozmówczyni. W efekcie suknia jej się podwinęła, jeszcze bardziej odsłaniając nogi. Wycięcie przekręciło się tak bardzo, że chyba dałoby się jej zajrzeć między uda. - Dużo tracisz… no, chyba że nie lubisz kobiet - dodała od razu.
Lei bardzo się starała nie patrzeć, lecz wzrok i tak ciągle uciekał do tego niesamowitego rozcięcia.
- Nie wiem - przyznała. - Podobają mi się niektórzy chłopcy. I podobają mi się kobiety - w głosie rudowłosej pojawiło się pewne wahanie. - Ale jak wspomniałam, nigdy niczego nie próbowałam. Oprócz tej jednej wybuchowej próby. Tu.. no… mam obrożę - pokazała na amulet, uśmiechając się nieśmiało.
- Ja też mam swoją - szturchnęła metal owijający jej szyję. Nie umknęło jej spojrzenie Leileny. Zamiast jednak się zawstydzić, albo zwrócić uwagę, rozchyliła trochę uda. Mignęła biel majteczek. - A z lady Aurorą było niesamowicie. Wyobraź sobie miękki, ciepły język, który liże wszystkie te miejsca, które sama dotykasz wieczorami.
- Ciekawe czy różni się to od męskiego języka, który zdążyłam poczuć zanim… - zachichotała - ...eksplodowałam. - Wstyd ulatniał się to powracał w rytm tej niezwykłej, bo pierwszej tego typu rozmowy. Lei nie mogła się oprzeć wrażeniu, że gnomka robi to specjalnie.
- Podejrzewam, że nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz - odparła lekko Lily i zaczęła kiwać nóżką. Sprawiało to, że sukienka jeszcze mocniej się rozsuwała. - Ale mojemu kuzynowi szło znacznie gorzej od naszej rektorki.
- Pewnie nie miał takiego doświadczenia - Lei była w coraz lepszym nastroju, zakładając nogę na nogę i nachylając się trochę w stronę gnomki. Szepnęła. - Ciekawe ile rektorka ma lat, wygląda na taką młodą! Ty jej też coś robiłaś, czy tylko ona tobie? - dopytywała zachłannie pragnąc tej tajemnej wiedzy.
- Z taką magią, to chyba można wyglądać jak się chce - zamyśliła się czarno-biała. - Słyszałam, że można nawet dzięki niej zmieniać kształt - cała się rozpromieniła na tę myśl. - A lady Aurora… bardzo chciałam coś jej zrobić. Aż mnie świerzbiło na samą myśl - przyznała bezwstydnie. - Ale nie dała mi okazji. Ty też jej nie miałaś… Może ona nie pozwala się pieścić uczniom?
- Nie wiem - przyznała Lei. - To jak miała asystenta… on siedział, a ona go… no jak to nazwać… ujeżdżała - rudowłosa westchnęła do wspomnienia, na chwilę zapominając o wstydzie. - Ale pozwoliła mu dotykać swoich piersi!
- Ale asystent to chyba jednak więcej niż uczeń, taki jak ty czy ja - zmarkotniała na chwilę Lily. - A czy w twoim wypadku ona… no wiesz… szczytowała? Czy tylko przeprowadziła swój test i było po wszystkim, jak w moim przypadku?
- Wyglądała jakby było jej bardzo przyjemnie - Lei przełknęła ślinę, w ustach zrobiło się jej sucho. - Chyba dotarła na szczyt. I pozwoliła na to swojemu kochankowi.
Gnomka zrobiła wielkie oczy.
- Tak ujeżdżając go? Przecież tak się robi dzieci - stwierdziła, trochę naiwnie.
- Powiedziała, że wie jak nie zajść w ciążę - rudowłosa powiedziała to konspiracyjnym tonem. - Zresztą asystent powiedział mi, żebym zaopatrzyła się w zioła u miejscowej kapłanki.
- O, a masz na oku kogoś, z kim chciałabyś je przetestować? - dziewczyna ani trochę nie przejęła się bezpośredniością takiego pytania. - Może twojego narzeczonego?
- Mój narzeczony dostał piorunem, pamiętasz? - roześmiała się panna Mongle. - Się do mnie nie odzywa. Zresztą to był aranżowany narzeczony. Ale jak na razie wszyscy mi mówią, że tu mam szansę coś znaleźć… - zawstydziła nagle znowu.
- Mi też tak mówili - przytaknęła Lily, rozsuwając jeszcze trochę nogi. Bardzo utrudniało to patrzenie jej w oczy.
- I… nadal uważasz, że to będzie trudne? - zdołała zapytać Lei. - Podoba ci się bycie taką… swobodną - wykonała nieokreślony gest ręką, mając na myśli strój i zachowanie.
- Ja chyba zawsze taka byłam - odparła po chwili zastanowienia. - Trochę zbyt roztrzepana, trochę za swobodna i psotliwa. A tutaj nikt mnie za to nie krytykuje. To fajne uczucie. I mogę podrywać takie fajne dziewczyny, jak ty - powiedziała wprost.
- Oh… - rudowłosa zapomniała na moment języka w buzi. - Wolisz kobiety tak zupełnie? Czy próbujesz podrywać wszystkich? - zachichotała. - Podoba mi się twoja swoboda. Też… też chyba bym tak chciała.
- Jedyna kobieta z jaką byłam, to rektorka - przyznała. - Ale było tak przyjemnie… Chcę spróbować jeszcze raz. Nie tylko być dotykaną, ale też dotykać. Wiesz co mam na myśli?
Lei, purpurowa na policzkach, gorliwie pokiwała głową, mimowolnie oblizując wargi.
- Swój strój kupiłaś tu, czy przywiozłaś ze sobą?
- Przywiozłam - odpowiedziała. - Choć tak naprawdę, to kupiłam go na wybrzeżu i sama trochę przerobiłam. Teraz jest bardziej przewiewny - zachichotała. - Ale w Halagardzie można kupić podobne. W końcu gorąco tutaj, nie to co nad morzem. - Lily bardzo chętnie odpowiadała na wszystkie pytania, chyba była rozmowna z natury.
- Mnie już potępiali za noszenie spodni zamiast tych nudnych ciężkich sukni. Nie wiem skąd moja matka takie wyciągała - westchnęła Lei. - Dlatego będę musiała coś wykombinować. Musisz mi pomóc, bo jak inaczej poświecę takimi ładnymi majteczkami jak twoje? - zachichotała.
- Wiesz, te twoje spodnie nie są takie złe - nie zgodziła. - Jakby je trochę zwęzić, to świetnie podkreślałyby twój tyłeczek.
- A teraz nie podkreślają? - rudowłosa wstała, obróciła się tyłem do gnomki i lekko wypięła, zerkając na pośladki. - Były szyte dla mnie. No i trzeba je zdejmować, aby… no wiesz… sięgnąć gdzie potrzeba…
- Może i były szyte na ciebie - nieoczekiwanie Lei poczuła na pupie drobną dłoń. - Ale chyba nie w celu podkreślania walorów. Trudno mi jednak sprzeciwiać się, jeśli chcesz sukienkę. A już na pewno nie będę się sprzeciwiać, jak nic pod nią nie założysz - dodała chichocząc.
- Tak zupełnie nic? - zapytała, nie wiedząc czy uciekać od rączki czy bardziej się do niej wystawiać. - Ja nie umiem szyć - przyznała. - Moje stroje muszą być takie, jakie mam.
- A wcale, że nie! - gnomka klasnęła w dłonie, tym samym rozwiązując dylemat rudowłosej. - Bo ja umiem szyć.
- Nie przyznawaj się, bo dam ci zajęcia na miesiąc z robieniem z moich strojów czegoś bardziej… swobodnego - roześmiała się Lei.
- I tak nie mam niczego lepszego do roboty - odparła. - No… może poza tym - wskazała na pudełeczko, przy którym z takim zapałem pracowała zanim zaczęła rozmowę.
- A właśnie, z tego wszystkiego aż zapomniałam spytać - Lei podeszła bliżej, przyglądając się pudełeczku. - Co to?
- Pozytywka - wyjaśniła gnomka, z wyraźną dumą w głosie. - Umie odgrywać dźwięki.
- Kiedyś słyszałam, że jesteście świetnymi konstruktorami. Co potrafi odgrywać? - Lei nawet nie pytała, czy urządzenie jest magiczne. W końcu Lily była tu tak samo nowa jak rudowłosa.
- Jeszcze nie zdecydowałam. Ale myślę nad jakimś potwornym rykiem, żeby przestraszyć Elkę - wyszczerzyła białe ząbki.
- Skoro tak lubisz kobiety, a ona taka sztywna, to może powinnaś ją czymś… zmiękczyć. Nie wiem co lubią elfki. Szum lasu? - zachichotała znowu Lei.
Lily tylko machnęła ręką i zmieniła temat.
- Dziś jest twój pierwszy dzień. Masz coś w planach? - spytała. - Mówiłaś coś o jakichś ziołach.
- Na niezajście w ciążę - przytaknęła rudowłosa. - Akolita zasugerował mi wizytę u kapłanki Bast.
- Ona jest fajna - stwierdziła gnomka. - Jak chcesz, to mogę cię do niej zaprowadzić - pozbierała swoje narzędzia i pozytywkę, dopiero po tym poprawiła suknię. Najwyraźniej miało to u niej mniejszy priorytet.
- Och, czyli już ją zdążyłaś odwiedzić. Dostałaś coś na zapobieganie ciąży? - rudowłosa zapytała ciekawie, ciągle odrobinę onieśmielona tym tematem.
- Trudno powiedzieć - czarno-biała podrapała się po głowie. - Bo ona czaruje… albo, no wiesz, błogosławi - poprawiła się i z jakiegoś powodu zarumieniła.
- Oh, to pewnie asystent pani rektor nie wie dokładnie jak to działa, skoro mówił o ziołach - zastanowiła się Leilena. - Jak długo trwa takie błogosławieństwo? - zapytała, czekając aż to Lily wybierze kierunek. Sama nie miała pojęcia ciągle gdzie szukać kapłanki.
Gnomka wzięła Lei za rękę i wyprowadziłą na zewnątrz, na plac zamkowy.
- Kapłanka mówiła, że trwa pełen księżyc. To musi być bardzo wydajne, bo modlitwę zmawiała bardzo krótko. A błogosławieństwo ma formę pocałunku - zachichotała. - Może będziesz mogła wybrać miejsce, gdzie cię pocałuje? - podpuszczała.
- Myślisz, że jakby mnie pocałowała tam na dole, to trwałoby dwa księżyce? - Lei zapytała nie do końca poważnie, śmiejąc się. Poznanie gnomki wprawiło ją wyraźnie w bardzo dobry, psotny nastrój.
- Myślę, że warto spróbować - odparła bez cienia wstydu, choć z wyraźnym cieniem rumieńca.


________________________
1 - grafika autorstwa Jana Ditleva
2 - autora grafiki nie znam, chętnie poznam
 
Zapatashura jest offline