Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2018, 12:18   #14
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Godzina 292015155SY
Pole bitwy

Lot Rosomaka trwał kilkanaście godzin. Nastrój w przelocie nie był najlepszy. Mimo wszystko Akh'nur nie był w stanie do końca zaufać Opusowi, co zdradzał językiem ciała. Nie wpłynęło to jednak na sam lot, który zmierzał ku końcowi.
Na początku obraz bitwy był dla zgromadzonych zaledwie kolekcją błyszczących punktów na tle pomarańczowej planety. Z biegiem czasu, obraz ten wyostrzył się. Największe blaski zmieniły się w ogromne okręty gwiezdne. Te cesarstwa były łatwe do rozpoznania, geometrycznie zaprojektowane i niemal identyczne pomiędzy sobą. Zarówno okręty, jak i statki piratów miały wspólne cechy tematyczne zaledwie w niewielkich grupach, będąc unikatowymi w porównaniu z całością kosmicznej armady.
Zgodnie z obawami Opusa, bitwa już dawno rozgorzała. Okręty ostrzeliwały się nawzajem, będąc w ciągłym ruchu. Część oddzielała się, próbując skierować swoją potęgę na flanki przeciwnika. Inne starały się zmienić formacje, aby mieć przewagę nad wrogiem i móc przebić się przez jego siły. Te często wielogodzinne manewry osłaniały znacznie mniejsze statki kosmiczne: niszczyciele, myśliwce, a nawet specjalistyczne ścigacze. Te względnie miniaturowe pojazdy rozstrzeliwały się w chaotycznych chmurach, starając się przebić w stronę wrogich okrętów, aby uszkodzić ich achillesowe pięty. Pełne zrozumienie stanu bitwy i jej obecnego przebiegu wymagało niesamowitej wiedzy z zakresu strategii wojskowej oraz taktyki gwiezdnej. Oba te tematy wykraczały daleko poza wiedzę i zainteresowania Opusa.
Gdy Rosomak znalazł się w faktycznym zasięgu pola bitwy, z okrętem zostało nawiązane połączenie przychodzące. Nadawcą był jeden z cesarskich okrętów, więc Opus musiał odebrać. Na ekranie pojawiła się twarz młodej kobiety w mundurze.
- Tutaj sztab komunikacyjny SS. Siew. Zidentyfikowaliśmy wasz pojazd jako statek transportowy Rosomak jednostki rekolekcyjnej na usługach Cesarstwa o licencji wojskowej. Proszę o meldunek kapitana oraz podanie składu załogi i intencji przybycia. Ostrzegam, że wkraczacie na pole bitwy gwiezdnej. Jeżeli nie było to docelowe, sugeruję szybki odwrót w celu ochrony własnego życia.
- Kapitan Opus Cognitionis melduje się na rozkazy. - Odpowiedział mechanik siedzący za sterami pojazdu. - W skład załogi wchodzi drugi pilot Bob, oraz droid o zaawansowanej sztucznej inteligencji: Gaudi. Odebraliśmy komunikat wzywający do pomocy w bitwie i stawiamy się na wezwanie. Nasza jednostka może służyć jako jednostka wsparcia dla armady Cesarskiej. - zameldował, jednocześnie wskazując Akh’nurowi gruby kombinezon mechanika wiszący na jednej ze ścian, jak i maskę spawacza.
Ahk’nur schował się za ścianą magazynu i zaczął prędko przebierać. W tym czasie kobieta odpowiedziała Opusowi - Dobrze, proszę chwilę poczekać. - po czym wcisnęła jakiś guzik na ogromnym panelu i przekręciła głowę w stronę innego monitora.
- Mam tutaj załogę dwuosobową w transporterze.
- ...Dwie osoby w ciężarówce? Co ja mam z tym zrobić?! - odpowiedział jej głos z niewidocznego monitora. - To jednostka specjalna, czy jacyś świry?
- Przepraszam, zaraz sprawdzę. - zmieszała się lekko kobieta, po czym szybko odwróciła do Opusa, puszczając guzik drugiego komunikatora. - Ekhm..,- Odchrząknęła. - Czy państwo posiadają jakieś iskry, albo licencjonowane artefakty? Proszę nie kłamać, nie mam czasu sprawdzać bazy danych. Kłamliwa odpowiedź może być zagrożeniem zdrowia waszego i waszych potencjalnych sojuszników.
Opus spojrzał na kobietę nie kryjąc zażenowania wobec postawy jaką przedstawił jej dowódca. Mimo to bez zbędnych uwag udzielił stosownych informacji. - Posiadam Iskrę. Pozwala mi ona na krótką chwilę widzieć wszystko dookoła w inny sposób. Trudno to dokładnie zdefiniować w krótkim raporcie. Mówiąc prosto dzięki niej mogę zobaczyć najsłabsze punkty pojazdu wroga, ukryte słabości czy ogólno pojęte wskazówki do osiągnięcia celu. - wyjaśnił dość mętnie, ze względu na sytuacyjną istotę jego mocy. - Ponadto jestem w posiadaniu artefaktu “Nieśmiertelne serce” które pozwala wchłonąć pewną ograniczona ilość dowolnego rodzaju energii, a następnie wykorzystać ją na korzyść użytkownika. - dodał, na chwile zamykając usta by przemyśleć kolejne zdanie. - Ponadto posiadam na statku dwa specjalne w pełni operacyjne pancerze bojowe, jeden z nich przystosowany jest do walki w przestrzeni kosmicznej. Bob jest moim drugim pilotem od niedawna, jego iskra pozwala mu utwardzać skórę więc może być nieprzydatna. - zakończył drobnym kłamstwem.
Przez całość tej dyskusji kobieta trzymała palec na jakimś przycisku. Chwilę później jej obraz zniknął, a przed Opusem pojawiła się twarz starszego kapitana o poczciwym uśmiechu.
- Wybacz, ale nie mam teraz czasu przemyśleć zastosowania twoich zdolności. Ba, nie mam czasu do końca przestudiować, co ty tam możesz nimi zrobić. - wyznał. - Jesteśmy w trakcie dość istotnych manewrów okrętowych. Wasza dwójka ma teraz dwie opcje: albo zadokujecie w jednym z naszych okrętów i przejdziecie na wstrzymanie, dopóki nie przygotujemy dla was jakichś rozkazów, albo udacie się na wsparcie innej jednostki...Moment... - Mężczyzna na moment odwrócił się od kamery. Odszedł z wizji i wrócił po dwóch minutach. - Jedna kompania specjalnych zdołała dokonać abordażu okrętu kapitańskiego piratów na prawej flance, więc jesteście dość blisko. Skoro nikt nie zna waszego modelu, może uda się wam wtargnąć do hangaru i ich wesprzeć. Nasi jednak też was nie znają, więc będzie to ryzykowne. W przeciwnym razie dokujcie gdzieś. Przydzielą was pod któregoś generała. - po tej krótkiej przemowie nieznajomy rozłączył się.
Opus zmrużył oczy w zamyśleniu. Normalnie od razu przeszedł by do dokowania, wiedział że najlepiej przyda się w jednym z okrętów bojowych, gdzie jego umiejętności mechanika i naukowca będa najbardziej użyteczne. Zdawał sobie jednak sprawę z dwóch czynników, które działały na niekorzyść tego planu. Po pierwsze nikt nie chciałby słuchać kim jest, oraz na co może się przydać - współpracował już z wojskiem, znał ich podejście. Przydzielili by go gdzieś na ślepo, tylko po to by mieć mechanika z głowy. Po drugie był Bob, na okręcie gwiezdnym trudno byłoby ukryć jego naturę. Opus westchnął po czym przytrzymał jeszcze chwile przycisk interkomu. - Prosze przesłac mi współrzędne statku na którym dokonano abordażu, wspomożemy jednostki specjalne. - zadecydował, po czym wstał od sterów przekazując je Gaudi.
- Słuchaj Arh…. - zwrócił się do towarzysza, lecz w trakcie machnął ręką. - Twoje imię łamie mi język, będę Ci mówił Bob. - zadecydował w pół zdania. - Nie będziemy dokować, bo wiem że raczej nie chciałbyś paradować pośród ludzi cesarstwa w masce spawacza. - podsumował swoją decyzję. - Ale skoro szykujemy się do abordażu, rozsądnym będzie cię wyekwipować tak byś nie zginął i pomógł mi zadbać o to bym i ja przeżył. - mówiąc to naukowiec spojrzał na deaktywowanego Aresa siedzącego na podłodze hangaru. - Myślisz, że dasz radę nim sterować jeżeli przeszkolę cię bardzo szybko i pobieżnie?
Bob ukrył twarz za maską spawacza i przypatrywał się chwilę Opusowi. - Słuchaj...i nie powinienem tego mówić, bo szkodzę swojej sytuacji... ale to o co mnie teraz prosisz, to już przesada. - pokiwał głową na boki. - Latać statkiem to jedno, ale walczyć wraz z tobą z piratami ramię w ramię...z kimś kto zabił jedną osobę na której mi zależało, nawet jeżeli zrobiłeś to przez przypadek...Ty i Mia macie wiele wspólnego. Jeżeli będziesz taki ufny, to skończysz jak ona. - Kosmita usiadł na jakimś pudle, garbiąc się. - Mogę spróbować ci pomóc. Nawet w boju, jeżeli dzięki temu mam odzyskać wolność. Ale nie jestem w stanie ci obiecać, że po prostu nie strzelę cię w plecy przy pierwszej okazji. - wyznał.
Opus poskubał się palcem po białej brodzie. - Nie mogę się do końca zgodzić. - zauważył, wystawiając przed siebie trzy rozprostowane palce. - Po pierwsze, jeżeli zadokuje statek w hangarze wrogiej jednostki to bezpieczniej dla Ciebie będzie mieć jakieś uzbrojenie, by piraci nie weszli na pokład Rosomaka i po prostu cię rozstrzelali. - przedstawił pierwszy argument zginając palec. - Po drugie zdaje sobie sprawę z tego, że nasza współpraca ma wymuszony charakter. Czuje się jednak zobowiązany dać Ci jak największe szanse przetrwania. Nie wymagam walki ramię w ramię, jeżeli wystrzelasz ich tylko po to by bronić siebie, to mi to wystarczy. Jednak gdy nie jesteś na pokładzie, istnieje mniejsza szansa że złamiesz zabezpieczenia i odlecisz w przestrzeń zostawiając mnie na pewną śmierć. - podał drugi argument. - A po trzecie, sam skonstruowałem Aresa. - powiedział wskazując robota. - Nie ma na nim lekkiej broni, która byłaby w stanie choćby zarysować pancerz który ja przywdzieje. By skutecznie strzelić mi w plecy, musiałbyś użyć kalibru który w zamkniętych przestrzeniach jak statek sprawiłby, że wyparowałbyś szybciej niż ja. Zakładam zaś, że chcesz żyć skoro przystałeś na propozycję pomocy od osoby, która jak mówisz przypadkowo pozbawiła życia twoją przyjaciółkę. - Opus skończył swój wywód, kręcąc włosami na brodzie dookoła palca. - Wydaje mi się więc że zaufanie nie ma w tej sytuacji nic do gadania. Chodzi o przeżycie, oraz o to by każdy z nas osiągnął swój cel. Ty odzyskał wolność… a ja co innego. - zakończył kulawo.
Bob westchnął ściągając hełm. - No dobra, to jak działa ten pancerz? - spytał. - Choć powinieneś też wiedzieć...że przetrwałbym w próżni. Byłem już raz zamrożony przez kilka tysięcy lat. Choć nie, nie chciałbym być uwięziony w kosmicznej kostce lodowej. - przyznał.
- Domyślałem się, ale dziękuje za szczerość. - przytaknął Opus podchodząc do jednej ze ścian Hargaru. Wystukał kilka znaków na klawiaturze, a kapsuła w której znajdował się Siege Rhino otworzyła się z sykiem. Pancerz był wypolerowany po procesie montowania w nim kapsułek od Karasu, a młot stał w osobnym stojaku, czekając na właściciela.
- W skrócie… - zaczął naukowiec, rozpoczynając procedurę przywdziania swej zbroi. - Wstukujesz w panelu ukrytym pod tamtą blachą, kod dostępu. - mówiąc to wskazał na miejsce ukrywające drobną klawiaturę, oraz podał Bobowi odpowiednia kombinację. - Następnie wchodzisz do środka i siadasz wygodnie, do twojej głowy zostaną podczepione diody, które reagują na przepływ impulsów w mózgu. Czyli o czym pomyślisz, to pancerz zrobi. - Napierśnik Rhino zatrzasnął się z sykiem, a mechaniczne ramiona wcisnęły hełm na głowę naukowca dopełniając operacji. - Gdy chwile podchodzisz po pokładzie powinieneś zrozumieć podstawy. Ares wyposażony jest w cały arsenał, więc raczej każda broń która przyjdzie ci do głowy, powinna się w nim znaleźć. Miotacze ognia, granatniki, lasery, karabiny, rakiety i tym podobne. Jest też kilka potężniejszych zabawek, ale o nich powiem Ci w razie potrzeby, byś przypadkiem nie wysadził wszystkiego dookoła. - dokończył naukowiec, unosząc olbrzymi młot i opierając go na ramieniu. - Gaudi mamy współrzędne? Jak daleko do celu?
- Dziesięć...kalkulacja przerwana. Jesteśmy atakowani. - poinformowała Gaudi. Gdy Opus wszedł do kabiny pilot zauważył dwa zbliżające się myśliwce. Rosomak leciał w środek armady pirackiej celując w hangar jednego z okrętów dowodzenia piratów. Dwa myśliwce, to dopiero początek ich zmartwień.
Opus zareagował z wprawą starego lwa, bez przesadnej szybkości jednak pełen pewności swego postępowania. Oderwał blachę spod deski rozdzielczej, a wysuwane z palca pancerza pomocnicze ramiona odpięły kilka kabelków i pozamieniały je miejscami, zmieniając skoki napięcia na mniej regularne. Dzięki temu gdy wcisnął guzik rozpoczynający transmisje do myśliwców, jego ekran skakał na boki a mikrofon trzeszczał nieprzyjemnie.
- Co wy wyprawiacie?! - ryknął do odbiornika. Przymknął oczy przełamując swoją niechęć do przekleństw, by brzmieć bardziej naturalnie - Te zasrane kurwy imperium mnie trafiły, a teraz jeszcze swoi?! Rozwalili mi nadajniki, nie mam jak nadawać sygnału identyfikacyjnego, ale myślicie że ktoś byłby na tyle pojebany by wlatywać w środek armady rozwalonym statkiem?! - na tym na razie urwał komunikat, licząc że zostanie on odebrany. Nie chciał podawać od razu za dużo informacji, byłoby to nienaturalne.
Myśliwce zareagowały natychmiast - nie mieli czasu dyskutować, musieli podjąć decyzję. Jeden z nich podleciał na bok, drugi zwolnił i zawrócił.
Na ekranie Opusa pojawił się obraz przedstawiający twarz jednego z piratów. Miał czarną skórę i krótkie włosy. - [i]Wybacz. Leć za mną, odstawię was do Longinusa zanim ktoś inny was rozstrzela. Nikt się nie będzie zastanawiać, póki nie działa wam nadajnik.
Opus skrzywił się pod hełmem, nie tak to miało wyglądać. Był świadom, że piraci wiedzą o abordażu na statku do którego zmierzał, jednak musiał to rozegrać ostrożnie. - Dzięki. - burknął przestawiając kurs by lecieć za piratem. Po chwili milczenia, która sugerowała, że walczy z uszkodzonym komunikatorem znowu się odezwał. - Jaka sytuacja na Matyrioshce, dostawałem wiadomości o abordażu, ale ten zasrany komunikator też szwa… - celowo na chwile przerwał wypowiedź, a seria trzasków uderzyła uszy czarnoskórego pirata. -...ego zajebana mać szwankuje!
- Cesarscy przejęli hangar. Zbieramy jedną wielką siłą uderzeniową, aby siłą wyczyścić okręt. Przy szczęściu zanim wysadzą rdzeń. - poinformował pirat.
- Wysadzić Matyrioshke?! - Opus ryknął w mikrofon, dało się słyszeć że jego pięśc łupnęła w coś na statku. - Nie pozwolę by te cesarskie śmieci robiły co chcą! Gdzie się przegrupowują nasze siły, muszę znaleźć dwa miejsca! Nie pozwolę by… - resztę udawanego gniewu znowu pochłonęło puszczenie guzika i symulowane zgrzyty i skrzeki.
-Z lancy wyślą przynajmniej jeden skład. Może się załapiesz, jeśli dadzą ci statek. - uspokoił Opusa pilot myśliwca.
Owa Lanca Longinusa nie była zbyt daleko. W niespełna pięć, sześć minut znaleźli się naprzeciw hangaru. - To powodzenia. - pożegnał się pirat, schodząc z toru i zawracając w stronę walki. Rosomak miał teraz przed sobą hangar na którym panowało spore zamieszanie. Mimo tego zauważył go ktoś z pomocników i zaczął wymachiwać światłami do Rosomaka, instruując lądowanie.
- Ubrałeś się? Jak nie to ruchy. - rzucił do Boba, mając nadzieje, że ten poradzi sobie z Aresem. - Plan jest prosty, udajemy piratów i próbujemy dostać się razem z nimi do tej ruskiej zabawki. - po tym komentarzu, ustawił statek w pozycji i zaczął przystępować do procedury lądowania. Krew burzyła się w jego żyłach, lecz wiedział że w pojedynkę nic nie zdziała. Na razie musiał brać udział w farsie podszywania się pod jedną z tych gnid.
Bob złapał się za głowę. - Co tu się odpierdala…?
Gdy Opus otworzył drzwi od statku, na zewnątrz czekał już jakiś piracki mechanik w szarym stroju. Trzymał w ręce notatnik, a u pasa miał zestaw narzędzi. Za nim stał drugi z gaśnicą. Widząc jednak że nic się nie palił, zostawił swojego przyjaciela samego.
- Więc? - spytał natychmiast piracki mechanik, wyraźnie zabiegany.
Opus chciał wyglądać groźnie, co w wielkiej zbroi nie było takie trudne. Ciężkie buty uderzyły o blachę gdy przestąpił szybkim tempem kilka kroków. - Dostałem jakimś impulsem, czy innym gównem wysiadły nadajniki nie mogłem nadawać kodu identyfikacyjnego. - warknął, jednak gestykulacja wskazywała na to, że nie było to ważne. - Ale walić to, ponoć cesarskie śmiecie przeprowadziły abordaż na matryioshke! Mogę lecieć bez nadajników, w środku armady będą wiedzieć by mnie nie zestrzelić, a nie mam zamiaru się przyglądać! Powiedziano mi, że tu zbieracie siły. - dodał opuszczając trzon kilkutonowego młota na blachy tuż obok nóg mechanika.
Mechanik odwrócił się w stronę tłumu w hangarze i krzyknął: - MISS MEGATON
- CZEGO?!
- SPECJALISTA DO ABORDAŻU!
- OD KIEDY MAMY SPECJALISTÓW DO ABORDAŻU?!
- NO WLECIAŁ LODÓWKĄ
Krzykliwa wymiana zdań na chwilę zamilkła. Chwilę później mechanika ktoś odrzucił na bok, a przed Opusem i Bobem stanęła wysoka kobieta o krótkich, srebrzystych włosach. Miała niesamowicie agresywny wyraz twarzy, który kontrastował z jej niewiarygodnie smukłą i piękną figurą. - Jak bardzo spierdolony jest ten statek? - spytała wprost patrząc na wizjer w hełmie Opusa. - I z której nory jesteście.
- Na tyle mocno bym nie musiał słuchać za dużo pierdolenia, a na tyle lekko bym doleciał do celu. - odparł sucho, po czym na drugie pytanie kobiety uniósł młot kilka centymetrów nad ziemię. Łupnął nim w posadzkę, powtarzając to kilka razy. - A nie widać!? - ryknął, waląc się w stalową pierś wolna pięścią. - Niegdyś dumny krzyżowiec kosmosu! - huknął, wymieniając nazwę malutkiej grupy pirackiej, w której rozbiciu sam brał niegdyś udział. Dzięki temu wiedział, że na pewno nie okaże się, że też biorą udział w bitwie. - A od niedawna członek Party Crew, którego STATEK TERAZ DEWASTUJĄ! - dodał kończąc upuszczeniem młota z największej dotąd wysokości. Miał nadzieje, że przykrywka nadpobudliwego zwariowanego pirata, oszczędzi mu ewentualnych rozmów.
Miss Megaton podniosła brew.
- NIE MA HUJA W KURWIE ABYM NIE ZNAŁA KOGOŚ WE WŁASNEJ BANDZIE! - krzyknęła jeszcze głośniej od Opusa. - Jaką ty dziuple nazwałeś tam szeptem?! Z jakiegoś rozbitego gówna się wyczołgałeś?! - splunęła na zbroję. - Zresztą huj mnie to obchodzi. JESTEM KAPITANEM WŁÓCZNI LONGILUSA A TY JESTEŚ MOJĄ KURWĄ DO KOŃCA TEJ AKCJI. - poinformowała Opusa, pokazując na niego palcem, a potem jeszcze na Boba w Aresie, który uniósł tylko dłonie w błagalnym geście, aby chociaż go nie rozstrzelali. - Spisz się to huj go wie, może cię przygarniemy. W huj kurew dzisiaj umrze, trzeba będzie więcej. - westchnęła. - Wypierdol wszystko z tego statku co ci nie potrzebne. - nakazała, po czym odwróciła się do reszty. - KTO SIE JESZCZE NIGDZIE NIE ZMIEŚCIŁ WPIERDALAĆ SIĘ TUTAJ. - nakazała swojej pirackiej załodze, wskazując na Rosomaka.
- Słyszałeś! - ryknął do Boba, odwracając się w swym pancerzu. - Wywalaj cały nasz ostatni łup, robimy miejsce dla chłopaków! - mówiąc to Opus jednocześnie wysłał Gaudi komunikat, by ta ukryła się w jednym ze schowków na pancerze.
Bob rozejrzał się szybko dookoła siebie, w końcu wstał z skrzyni na której siedział, złapał ją i cisnął przez wyjście. Ta wypadła na zewnątrz. Przy uderzeniu wysypały się z niej różnorakie części zamienne. Pech. Zaraz po tym Opusowi udało się znaleźć kilka skrzyń niepotrzebnego prowiantu, aby wyzbyć się ich na pokaz.
Ekipa piracka która przyszła na wezwanie Miss Megaton była różnorodna i niesamowicie liczna. Opus znał tą zagrywkę. Żyli w czasach w których kontrola przestrzeni gwiezdnej nad danym miejscem oznaczała bycie jej właścicielem: zniszczenie planety z atmosfery było niezwykle prostym zadaniem. Z tego powodu piraci nie inwestowali w uzbrojenie osobiste, nie licząc najwyższych rangą bandziorów którzy w jakiś sposób wylądowali na artefaktach. Tak więc gdy już zachodziła konieczność abordażu, piraci byli zmuszeni działać liczbą. To miało miejsce i w tym wypadku.
Rosomak został przepakowany do stopnia w którym Opus wraz z Bobem siedzieli na przedzie wraz z piątką nieznajomych będących wgniecionymi w ich stronę. Człowiek i kosmita byli jeden na drugim, a mimo to byli w stanie jakoś rozmawiać, a nawet pić jakiś alkoholowy śluz z manierki, pod postacią piwa, czy jakiegoś innego barbarzyńskiego drinku z minionych wieków.
 
Fiath jest offline