Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-05-2018, 22:03   #9
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem

Posiadłość rodu Vanderborenów
Port Nadzieja (Sasserine), Archipelag Sztormowanych
jeden z archipelagów Nieskończonych Wysp
wczesną wiosną 4434 BCCC
- Fredrik zna się na swym fachu, prawda? - Lavinia zaczęła, kiedy usiedliście na prostych krzesłach, do prostego stołu, a Kora poczęła was obsługiwać. - Zawsze lękałam się skalpela lekarza, podobnie jak większość... ludzi - mówiąc utrzymywała kontakt wzrokowy raczej z “ludzką” stroną waszej kompanii. - Wy, jak przypuszczam, pewnie nie. Kiedy ryzykuje się nieraz zarobienie sztyletu w plecy podczas nocnych awantur, to i skalpel medyka byłby wam niestraszny.

- Ja, kiedy rodzice zaprowadzili mnie do Fredrika, poczułam ulgę, ale i zaskoczenie, bo jak to tak, nie upuszczać krwi choremu? Ma on jednak swoje własne sposoby na usuwanie złych humorów z krwi i przyspieszenie powrotu do zdrowia. Na czym dokładnie polegają, tego nie wiem. Niestety znam się na chorobach zakaźnych jeszcze mniej niż na czarnej magii - zażartowała. Córka Vanderborenów wydawała się żywiołową i nieco kapryśną młodą kobietą. - Jednak wyglądacie na zdrowych i pełnych sił. A to już powód do uczty, więc - przeciągnęła po was ciepłym spojrzeniem - ucztujmy.

Bri spoglądała na leżące przed nimi na stole jedzenie z dzikim błyskiem w oczach i nerwowo machając puszystym ogonem. W czasie gdy leżała przykuta do łóżka chorobą, nie umiała nawet spojrzeć na jakiekolwiek jedzenie, przez co teraz gdy już czuła się lepiej miała iście wilczy apetyt. Powstrzymała się jednak przed rzuceniem się na stojącą przed nią strawę i postanowiła podziękować gospodyni. Zwróciła wzrok w stronę Lavinii: - Dziękujemy za twoją pomoc panno Lavinio, gdyby nie twoja i Fredrika uprzejmość mogłoby być z nami naprawdę słabo. - Wyszczerzyła swoje kocie kły w uśmiechu i wyciągnęła rękę po jedzenie.

Hrehulaagekowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Owłosiony niczym małpa sięgnął długaśną łapą po mięso, strzepując z niego jakieś przyczepione warzywka. - Mięso. Dobre mięso - po czym łapczywie wepchnął kęs do gardła, mlaskając głośno.

- A do tego w pełni gotowi do walki! - Krzyknął Isgaut zaraz po tym jak przegryzł kawał mięsa i popił solidnym łykiem trunku tak, że część spływała mu teraz po krzaczastym wąsie. - Fredrik to dobry znachor, ale leczenie takiej kompanii nawet jego zmęczyło. Hahaha! - zaśmiał się gromko podnosząc kufel z napojem. - Tak czy inaczej zdrowie naszych dobrodziejów! - Barbarzyńca wypił kolejny haust przełykając głośno po czym odłożył naczynie. - Gdzie teraz panienko Lavinio? Robimy odwet na tych parszywych workach mięsa? - zapytał mając na myśli ghule. - Chętnie odpłaciłbym im za te tygodnie w łóżku, ale te przegniłe bestie są jak stado chorych szczurów!

Varthak, który odzyskał siły po długiej chorobie, od razu rzucił się na mięso. Kiedy juz zaspokoił pierwszy głód, popił piwem i poklepał się zadowolony po brzuchu. Był jednak urażony, że inni Poławiacze Pereł ich tak po prostu zostawili - pewnie kapitan bał się, że on przejmie dowodzenie.

- Jam jest Varthak, potężny wybraniec Jednookiego, żadna choroba mnie nie pokona! Pomogłaś nam, my możemy teraz zabić twoich wrogów, niedobrze jak kobieta jest sama. - Wyszczerzył się do Lavinii, zastanawiając się czy ta szuka silnego mężczyzny żeby ją chronił. Jednooki nie bez powodu postawił ją na jego drodze.

- A jak spotkamy trupojady to nam zapłacą! - Skinął Isgautowi. - Moc Jednookiego jest dobra na umarlaki.

Siedząca nieco z boku stołu drobna czarodziejka nie marnowała czasu na czcze pogaduszki, kiedy w tej samym momencie otwierając gębę, można było wpakować sobie do niej kawał soczystego mięsiwa, zamiast tracić powietrze na słowa. Wyglądała może i najbardziej “cywilizowanie” z siedzącego tu towarzystwa - prosta, jasna koszula, skórzane spodnie i delikatna biżuteria z rzemyków dobrze komponowały się z burzą ciemnych loków i ładną buzią, ale jej maniery przeczyły temu niewinnemu wizerunkowi: nóż i widelec zostawiła samopas, drąc jedzenie palcami i łapczywie przełykając wielkie kęsy. Dopiero kiedy nawpychała się jak mogła, odchyliła się na krześle... i beknęła siarczyście z głębi trzewi. Jak na taką małą osóbkę, głos żołądka miała zaiste imponujący. Albo sporą wprawę.

- Pieruńsko dobre żarcie. Brakowało mi tego jak chędożenia! - obwieściła całemu stołowi z szerokim uśmiechem na śnieżnobiałych zębach. - Medykus zrobił robotę, jego szczęście. Ja tam... panienko... - przypomniała sobie widać w ostatniej chwili o kulturze - ...na przykład konowałom nie dowierzam. Nie lubię mieć ostrego metalu za blisko skóry, jeśli wiesz, o co mi chodzi - wyciągnęła palec w kierunku stojącej na stole karafki; mokra zawartość popłynęła niczym wąż z naczynia wprost do kubka kobiety. - Dlatego najlepiej jak mają kogo kroić, to z kumplami iść. Jak jajogłowy coś popieprzy i pacjenta odeśle pod wodę, to ciach! - zrobiła gwałtowny gest przy szyi - I więcej błędów nie zrobi, he he.

Tania zamarła z nożem i widelcem w łapkach. Zastanawiała się jak oni mogą zachowywać się w tak ordynarny i prostacki sposób, kiedy są zaproszeni do porządnego domu. Nie odezwała się jednak, gdyż było jej poprostu wstyd. Nie dała jednak tego po sobie poznać tylko nałożyła sobie kawał mięsa i zaczęła powoli go jeść. Zamknęła oczy delektując się pokarmem, dotykiem sukienki na futerku oraz uroczystą kolacją. Starała się zapomnieć że otacza ją banda dzikusów. Jedzenie było smaczne, więc zamruczała z rozkoszy.

- "Mogłoby być z nami naprawdę słabo"... - Lavinia powtórzyła słowa Bri. - Podobne słowa mogliby pewnie nieraz wyrzec moi świętej pamięci rodzice o waszym kapitanie, o Griggsie. Bez was nie mielibyśmy przecież nawet Kory - wspomniała niewolnicę, jaką schwytaliście i sprzedaliście Vanderborenom lata temu, a która was teraz obsługiwała. Na pierwszy rzut oka była wiele warta. Zbyt wiele, żeby właściciele hodowli zatrzymywali ją ot tak w swym przedsiębiorstwie. Burza czy Isgaut, którzy najczęściej spośród was bywali u Vanderborenów jako mięśnie Griggsa, nie pamiętali, by kiedykolwiek chodziła brzemienna, nie była więc egzemplarzem rozpłodowym. Musiała mieć jakieś ukryte wady, drastycznie zbijające cenę. Fakt, że wam usługiwała, mimo iż jako Perła Domu miała takie same prawa jak kobieta niebieskiej krwi, był oznaką szacunku gospodyni wobec was.

- Chyba już do końca świata jesteśmy skazani na świadczenie sobie wzajemnych przysług - zażartowała, spokojnie wybierając rodzynki z wielkiego półmiska, pełnego wszelkich owoców. Zarzuciła nogi na stół, jakby zapominając o dobrym wychowaniu, jednak Burza i Isgaut odebrali to jedynie jako pusty gest, sposób na spoufalenie się z "dzikszą" częścią waszej kompanii, do której nie przemówiłaby przecież pogawędkami o pierwszej domowej wizycie Fredrika.

- Nie o trupojadach chciałam z wami porozmawiać. Nie zostali przecież zarażeni żadni nowi ludzie, nie doniesiono o nowych ofiarach. Więc było, minęło, grunt, że jesteście cali i zdrowi. Sprawa jest inna, ale również nieco poważniejsza niż nasze zwykłe transakcje. Poważniejsza, ale i bardziej... kłopotliwa - tłumaczyła naokoło. Mówiła spokojnie. Chciała sprawić wrażenie, że kontroluje sytuację po śmierci rodziców, ale bez trudu ją rozgryzliście zanim zdradziła o co chodzi. Potrzebowała pomocy w uporządkowaniu rodzinnych spraw. Była sama i w potrzebie, jak to zauważył Varthak.

- Tak jak i wy, i ja zostałam sama sobie sterem, żeglarzem, okrętem...

- Bycie samemu sobie sterem, żeglarzem i okrętem jest przyjemne przy pięknej pogodzie na spokojnej toni - wtrąciła grzecznie Tania, trzymając w dłoni kieliszek z trunkiem - jednakże doświadczenie mnie uczy, że gdy pogoda się psuje, wolność przestaje być zabawna zamieniając się w samotność, a gdy fale się wzburzą samotność robi się podszyta trwogą. Dlatego właśnie gdy dogoniła mnie burza w mym życiu dołączyłam do piratów - spojrzała z uśmiechem na Bri - zakładam, iż możemy ci jakoś pomóc pani - powiedziała zadowolona, że właśnie przeżywa dystyngowaną rozmowę z prawdziwą damą, tak jak w książce.

Bryza odwzajemniła uśmiech przyjaciółki, po czym zwróciła się do Lavinii: - I pomożemy z wielką chęcią odwdzięczając się tym samym za twoją pomoc. Na czym właściwie polega ta poważna i kłopotliwa sprawa? - spytała z zaciekawieniem i ekscytacją, machając przy tym energicznie swoim długim ogonem. Była bardzo nadpobudliwa i ciągnęło ją do nowej przygody.

- Hmmm - mruknął w zamyśleniu barbarzyńca. - Poważniejsza i bardziej kłopotliwa... - powtórzył pod nosem zastanawiając się z czym mogłaby wiązać się sprawa o której zaczęła mówić córka Vanderborenów. - Ale nie będziemy chyba musieli wikłać się w jakąś politykę czy dworskie gierki? Większość z tych co tu zostali to prości... - zawahał się chcąc powiedzieć ludzie, lecz obrócił głowę obejmując wzrokiem resztę, która padła ofiarą gorączki ghuli - prości najemnicy i żeglarze. - Po czym wyszczerzył zęby w uśmiechu - ale za to jedni z najbitniejszych z naszej załogi! Jak trzeba będzie kogo upolować czy ukatrupić albo coś złupić to lepszych panienka nie znajdzie.

- Dobrze gadasz, Isgaut! Po... lityka i gierki do dobrego nie prowadzą, dają czas by wróg uderzył znienacka! Twoi wrogowie, dziewczyno, myślą żeś teraz słaba! - Varthak z pasją zacisnął pięść, a ściskanym w drugiej ręce kuflem uderzył o stół. - Trzeba walkę im wydać albo wodza na pojedynek wyzwać, jak naucza Ten, Który Wszystko Widzi!

- Polityka czy dworskie gierki? Nie... - zaprzeczyła Lavinia, potrząsając głową. - Że wybrałam akurat was, to jest nie bez kozery.

- To kogo mamy zabić? - Niedźwieżuk nie bawił się w konwenanse. Jego dziki intelekt wyczuwał, że jak ludzie zaczynają mówić zagadkami, najczęściej planują czyjąś śmierć. Niedźwieżukowi to pasowało, tak długo jak dobrze płacili za krew.

- Zabić? Najlepiej nikogo, nie chcę zbędnego rozgłosu - uśmiechnęła się. - Pragnę odzyskać coś, co należy do mojej rodziny, a zostało mnie bezprawnie odebrane. A mianowicie jeden z okrętów moich rodziców.

- Zdobyć okręt w siedem par rąk będzie trudno - odezwał się jaszczurzy druid. - Zatopić, to co innego, ale odzyskać... Perły będą potrzebować wsparcia. Kto ma okręt?

- Okręt to nie problem. - Burza machnęła ręką - Ale co z tą całą hołotą... załogą znaczy. Znaleźć łajbę - żaden problem. Wybebeszyć obecnych właścicieli - sama przyjemność. Ale potem sprowadzić go do portu... - pokręciła głową, rozsiewając wokół siebie burzę włosów; wokół lekko zapachniało ozonem - No, chyba że o coś innego chodzi. Coś, co było na statku i do czego nie trzeba całej łajby ze sobą targać...

- Okręt już jest w porcie, tutaj, tylko zacumowany w pewnej odległości od brzegu. Obejdziecie się bez wsparcia - wyjaśniła z uśmiechem na twarzy. Zapach ozonu nie wprawił jej w zmieszanie. Nie czuła go pierwszy raz. - Zatrzymano go w taki sposób ze względu na jakąś zmyśloną inspekcję. Ponoć władze miasta obawiały się kolejnego pożaru i kolejnych ofiar. Wciąż to mówią, mimo że minęło już kilka miesięcy. Uiściłam nawet wszystkie opłaty portowe, z jakimi zalegali moi rodzice, a ten osiłek kapitana portu, Vark, wciąż nie chce mnie wpuścić na pokład. Cholerna inspekcja... Dobra wymówka do knucia czegoś na cudzym okręcie. Mój język zawiódł, ale wy znacie taki, który powinien do niego przemówić.

- Musicie też zrozumieć, że okręt to jedno, a to, co na nim się znajduje, to drugie. Szukam pierścienia mojego ojca, który powinien być kluczem do zagadki, gdzie podział się mój brat - wskazała na portret wiszący nad stołem, jedyną ozdobę pomieszczenia, którą zostawiła w pokoju (w obawie przed ewentualnymi szkodami poczynionymi podczas tej “eleganckiej” kolacji). - Nie tylko wy kogoś szukacie - uśmiechnęła się.

- Wanna musi zostać w całości czy to jest opcjonalne? - czarodziejka pochyliła się naprzód; wzmianka o pierścieniu ją ewidentnie zainteresowała - Wyrwiemy błyskotkę tym bezmózgim meduzom z trzewi, jak będzie trzeba, ale umm... mogą być szkody. Połąwiacze są znani ze skuteczności... ale nie dyskrecji. Tak tylko mówię, żeby potem nie było jakiś ąsów, czy coś.

- W całości - odparła stanowczo. - Nie mogę sobie pozwolić na stratę kolejnego okrętu.

- A ty już zakładasz, że będą jakieś zniszczenia - powiedziała Bri patrząc z uśmiechem na Burzę, po czym wzięła do ręki kielich z winem i napiła się. - Po prostu gdy znajdziemy się na pokładzie trzymaj te swoje destrukcyjne czary-mary na wodzy i okręt powinien być cały. Panienka Lavinia sama powiedziała, że niepotrzebny jej zbędny rozgłos.

- Burza bierze pod uwagę zniszczenia, bo w tym Burza jest najlepsza - szaman ponownie zabrał głos i zwrócił się do gospodyni. - Martwa Woda też myśli, że mogą się zdarzyć, ale jeśli Lavinia chce okręt, to Lavinia okręt dostanie. Kto jest na statku? Martwa Woda chce wiedzieć czy będzie polował na drapieżniki czy bezbronne owce.

- OCZYWIŚCIE, że najlepsza! - czarnowłosa wydęła policzki - Nic tak nie działa dobrze na morale wroga, jak walący się na głowę masz i zalewająca dupę woda - wyszczerzyła drapieżnie zęby - Ale jak chcecie się bawić w to całe “cywilizowane” podejście... pfff... nooo, to trzeba będzie zapłacić ekstra! Bo chyba za same przysługi nie będziemy robić, nie? - błysnęła żartem, wlepiając czujne spojrzenie w gospodynię.

Bri syknęła na kruczowłosą dziewczynę obnażając kły. Tabaxi czuła sympatię dla Burzy, jednak uważała ją także za rywalkę dosłownie we wszystkim i wykorzystywała każdy moment by udowodnić, że jest w konkretnej rzeczy lepsza bądź, że racja leży po jej stronie. Po chwili jednak zwróciła swe kocie ślepia w stronę Lavinii, czekając na to jak odpowie na żart Burzy. Sama nie pogardziłaby dodatkową zapłatą.

- Nie oczekuję, że będziecie pracować za darmo - zapewniła - choć - wzięła głęboki wdech - moi rodzice, mimo całego szacunku, którym ich darzę, nie najlepiej zarządzali tym, co mieli. To, o czym teraz mówimy, to mój pierwszy krok ku uporządkowaniu całego tego bałaganu.

- Kiedy Kora wróciła dzisiaj z miasta, zdała, że widziała dwóch, trzech dryblasów kręcących się po pokładzie mojej "Niebieskiej Rusałki" - wróciła do wątku i odpowiedziała Martwej Wodzie, wciąż patrząc raz na Burzę, raz na Isgauta. - Okręt zacumowano pomiędzy gildią kupiecką a konfraternią kowali.

- Hrehulaagek mądry. Ma plana. Jak ludków będzie wielu, to zrobimy im z Martwą Wodą “kolację” i otrujemy ich. Będą miętcy jak huje na bani a potem zdechną. Albo schlejemy kolorowym piwem i zadusimy we śnie, wtedy nawet będzie wyżerka... A jak ludków będzie mało, to na cichych stopach… rach ciach, po łbie i robota zrobiona. I łajba cała będzie... i będzie wyżerka - niedźwieżuk uśmiechnął się szelmowsko. - A jak nie można na łajbę wleźć, to trza spuścić łomot temu tam Varkowi. To puści na łajbę. A jak nie puści, to Hrehulaagek zje mu nogę. Nie ma mocnego, co by wytrzymał jak Hrehulaagek je mu nogę - niedźwieżuk demonstracyjnie złamał sporą kość masywną szczęką, aż drobinki szpiku i jadła prysnęły dokoła na współbiesiadników.

Barbarzyńca skrzywił się na wzmiankę o truciu kogokolwiek. W jego mniemaniu było to tchórzliwe i niegodne wojownika. - A po cholerę nam uszkadzać dobry okręt? Zaraz zleci się pół portu i zamkną nas w dyby. Vark! - krzyknął donośnie w rosnącym zgiełku. - On tu jest zwierzyną. Zaczaimy się na niego kiedy będzie sam i osaczymy jak zająca. Mamy przecież tabaxi. Wyśledzą go jak cienie, a my już zrobimy resztę.

Tania kiwnęła głową z aprobatą

- Najlepiej fortelem go, jak weźmiemy go z Bri w obroty to dobrowolnie z nami pójdzie a potem jeszcze dobrowolnie podpisze co trzeba, i będzie po robocie, a i dla Hrehulaageka mięsko zostanie.

Lavinia poprawiła się na krześle.

- Gdyby to było takie łatwe... Obawiam się, że Varkowi i jego bandzie nie spieszy się ostatnio opuszczać Niebieskiej Rusałki - zapukała nerwowo palcami w blat stołu. - W najgorszym razie szukają tego samego co ja, a wtedy każda chwila jest na wagę złota.

- Jeśli Vark to nikt ważny, to z nim Perły załatwią sprawę - powiedział jaszczur. - W przeciwnym razie, Martwa Woda lubi plan Hrehulaageka. Drapieżnik podczas polowania używa siły lub podstępu. A Martwa Woda lubi pichcić! Jak Martwa Woda im zrobi “kolację”, to najbliższy tydzień spędzą przewieszeni przez burtę! A jeśli coś by nie wyszło, to Burza będzie mogła zniszczyć maszt.

- Jak my po twojej ostatniej zupie, Martwa Wodo - skwitowała Bri - Mnie osobiście podoba się pomysł Isgauta. Chociaż możesz przygotować trochę tej twojej “kolacji”, wepchniemy to Varkowi do gardła jak już nam wszystko wyśpiewa.

- Nie mam bladego pojęcia, kto stoi za tą przebrzydłą górą mięśni... Czy któryś z panującej siódemki, czy obaleni tyrani, czy któraś z band wyjętych spod prawa, w końcu tyle się ostatnio mówi o porachunkach gangów. Może nie szuka pierścienia, tylko działa na własną rękę i po prostu wykorzystał okazję, bo potrzebował okrętu do jakiegoś innego celu? Nawet chciałabym, żeby to właśnie okazało się prawdą. Uprościłoby wam robotę.

- No to panienka szanowna może uznać, że już po sprawie. - Burza zrobiła szeroki gest dłonią, pokazując na swoich kompanów tak, jakby już ten pierścień i statek mieli w swoich łapach. - A co oprócz dozgonnej wdzięczności, wymazania długu za uratowanie naszej parchatej skóry od cholery i narobienia sobie wrogów w porcie, będziemy z tego mieli? Bo mogę się założyć o własną kuciapkę, że łajba, błyskotka i braciszek-hulaka są więcej do kupy warte niż zarobek łapiducha, który nas doglądał...

Lavinia zamyśliła się. Musiała to zrobić na pokaz. Byliście pewni, że ofertę dla was miała przygotowaną już od dawna.

- Musicie mieć sobie czym tych wrogów narobić. To na pewno ode mnie dostaniecie. Oraz dniówkę w równowartości... stu srebrników, nie-nie, stu pięćdziesięciu srebrników na głowę, tak po starej znajomości.

- Tak między nami, moich najemników - wspomnieliście mijanych przez was w holu zbrojnych: gromadę ludzi, pół-elfów i krasnoludów, którzy żartobliwie życzyli wam powodzenia - tak sowicie nie opłacam, ale oni wydają się motywowani jedynie przez brzęk sakiewki. Nie znali nawet moich rodziców. Z wami jest, no, inaczej... Nie wiecie, kiedy wasz kapitan wróci do portu? - z tego, co było wam wiadomo, powinien już tu być, ale minęło dopiero kilka dni od umówionego terminu.

- Dobrze wybrałaś, jesteśmy prawdziwymi wojownikami - odparł dumnie Varthak.

- Kapitan Griggs miał przypłynąć wraz z nowym księżycem, ale może Jednooki Pan jakiś sztorm postawił na drodze statku, te trupojady to był zły znak… Varthak zadumał się, nie podobało mu się że kapitan ich tak po prostu zostawił.

- Pewno przybędzie na dniach - odparł po chwili.

- Dobrze to słyszeć - odpowiedziała Lavinia, prostując się na krześle.

- Martwa Woda myśli - wtrącił jaszczur - że najlepiej będzie zapolować po zmroku. Perły podpłyną do statku i zarzucą liny, po których wejdą na pokład.

- Woda….brrrrr…Hrehulaagek będzie śmierdzieć psem...tfu, tfu... - wzdrygnął się z obrzydzeniem niedźwieżuk - Nie lubi, nie lubi…- mruczał i warczał z niezadowolenia, ale na koniec kiwnął głową aprobując plan.

- No! - zaklinaczka tez nie lubiła czczego gadania - To ustalone. Wszyscy już się nażarli? Bri, nie dziubdziaj tego mięcha tak, bo w tym tempie uświerknąć zdążymy, zanim sobie kałdun napchasz! - wyszczerzyła się do kotki, która chyba jako jedyna usiłowała zachować *jakiekolwiek* maniery przy stole - Do zmroku trochę czasu, więc bierzemy zaliczkę, bierzemy zady w troki i lecim robić to, co wilki morskie lubią najbardziej.... zakupy! Bo w takiej koszulinie... - zatrzepotała ubraniem na piersiach - To ja w bój iść nie mogę, co to były za obciach...

- Nie popędzaj Burzo, nie każdy ma taki spust jak ty. Niektórzy jedzą, a nie żrą. - rzuciła Bri - zresztą Tani też się nie spieszy - wskazała na drugą tabaxi krojącą ze spokojem swój posiłek, która z wyjątkiem gospodyni chyba jako jedyna z całej grupy używała sztućców podczas dzisiejszej uczty. - Chociaż, fakt. Trzeba się zabrać do przysposobienia się do wykonania roboty.

Tania słysząc słowa ze spokojem odłożyła sztućce, otarła usta serwetką. Nie pokazywała tego po sobie, ale kontakty z wysokimi sferami nie były tak zabawne jak przypuszczała...
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 04-05-2018 o 22:10.
Lord Cluttermonkey jest offline