Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2018, 21:09   #3
Wisienki
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Waleria nie okazywała wewnętrznego niepokoju. Stała z szeroko otwartymi oczyma. Szukała w wizji czegokolwiek co mogłoby dać jej jakiś punkt zaczepienia. Analizowała: mężczyzna, szaty, głos, broda, zepsucie, krew, niebo, ziemia. Zbierała okruszki wiedzy szukając znajomego elementu, który w połączeniu z innymi pozwoli jej zrozumieć kim może być jegomość w czarnych szatach i gdzież do licha może znajdować się jego domena.

- Jak widzisz nie jestem z tych strachliwych i więcej osiągniesz ze mną rozmawiając w sposób cywilizowany, niż próbując mnie straszyć. Rozumiem, że jestem gościem w twojej domenie, nietypowy masz sposób przyjmowania gości, już widzę. - roześmiała się perliście - ale spróbuję dostosować się do zwyczajów gospodarza, nawet jeśli są dla mnie odrobinę ekstraordynaryjne. - kontynuowała z uśmiechem na twarzy - Czy mógłbyś mi zatem objaśnić w czym mogłabym się przydać twoim mocodawcom i jaka byłaby dla mnie korzyść w ewentualnej współpracy? Sam rozumiesz, że w dzisiejszych czasach trzeba czytać to co napisane małym druczkiem w umowie.

- Sprawdzam słabych - odparł zadziwiająco szczerze. - Jestem czarownikiem z domu Tremere. Przed wiekami odstąpiliśmy od takich jak wy, śmiertelnych magów, w poszukiwaniu czegoś, co pokona śmierć. I odnaleźliśmy - pauzował na kilka dłuższych chwil. - Reprezentuję pewną grupę nieśmiertelnych. Jedni zwą nas Sabatem, inni Strażnikami gdyż stoimy na straży tego świata. Na świecie drzemie od tysiącleci wielu innych nieśmiertelnych. Niby takich jak my, lecz potwornych, zbratanych z demonami, oszalałych przez wieki. Celem naszej straży jest nie doprowadzić do ich powtórnego przyjścia na świat. Poleciła cię, Walerio, inna czarownica twego rodzaju. Powiedziała, że zrozumiesz. Zatem oferuję ci sojusz, a w zamian możesz prosić o co chcesz. Pomoc w waszej wojnie, sekrety nieśmiertelnych, naszą krew czy dobra materialne.

Zamilkł. Rdzawy deszcz rozpadał się na dobre. Krzyk z domeny ucichł, przeobrażają się tylko w cichy jęk.

- Tremer - wypowiedziała smakując w ustach egzotyczne słowo - zaiste sporo już czasu minęło odkąd rozeszły się wasze drogi z Porządkiem, czy jak to mówią nie życzliwi Zakonem Hermesa. - przyjrzała mu się dokładniej - wybacz profesjonalną ciekawość, ale nie dane mi było osobiście poznać, żadnego z waszego rodzaju… jeśli chodzi o kwestie niedopuszczenia aby zbratane z demonami obłąkane potwory pałętały się po ziemi, to mam podobne zdanie w tej kwestii, powrót na ziemię takich istot nie wydaje się zgodny z moim światopoglądem. Nie tylko zresztą moim, ale i wielu innych magów jakich znam. Może więc zostałeś skierowany do właściwej osoby, do przeprowadzenia rozmowy…

- Polecono mi was, Walerio. Jesteś pełna odwagi oraz należysz do grupy która słynie ze zrozumienia mocy krwi - zakończył oschle.

- Kto nas poleca, warto byłoby wiedzieć, czy jest to godzien zaufania sojusznik. Inna sprawa, że i ja chciałabym poznać więcej szczegółów, to w końcu w pełni zrozumiałe jeśli chce się z kimś rozpocząć współpracę…
- Tego wyjawić nie mogę. Gdy wrócisz z tej dziedziny, staniesz przed obliczem mojego przywódcy. Będziesz mogła zadać mu więcej pytań. Ja tutaj jestem tylko heroldem. - Brodaty mężczyzna nie wyglądał na zniecierpliwionego. Wręcz wydawało się, że zbyt długa rozmowa jest ma na rękę.

- Tak czy inaczej prościej było wysłać SMS’a jeśli i tak nie jest Twą rolą gospodarzu aby mi cokolwiek wyjaśnić. Wobec czego rozumiem, że nasza rozmowa w tym miejscu się kończy i wracam do domu, chyba że powiesz mi coś konkretniejszego, co sprawi, że zechce tu zostać. Nie chcecie przecież robić ze mnie swego wroga, jeśli potrzebujecie mojej pomocy, a ja póki co jestem do was życzliwie nastawiona. A jeśli będziecie chcieli ze mną rozmawiać upraszam o wcześniejszy kontakt telefoniczny.

Wampir zaplótł dłonie na wysokości klatki piersiowej.
- Prawa wyższej teurgii pętają nas tutaj do końca czasu trwania rytuału. Bardzo mi przykro.

- Powiesz mi chociaż co to za rytuał i co ma na celu ? Wiesz nie lubię tak stać jak kołek, i to jeszcze nie świadomy, tego wymagała by podstawowa grzeczność gospodarza w stosunku do gościa.

- Otwiera drogę krwi do tego miejsca. Niestety, powrotna rzeka pojawia się dopiero po czasie. Jeśli nas sojusz się sfinalizuje, mogę cię tego nauczyć.

-Droga krwi, to brzmi intrygująco, czemu ma on służyć - odpowiedziała próbując zachęcić go do mówienia. Sama zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu śladów magyji, powiązanych z przeprowadzanym rytuałem. Próbowała określić w oparciu o swoją wiedzę co tu się odpierdala. Nie miała ochoty zostać niczyją przekąską a to jej zaczynało wyglądać na one way ticket. Po chwili wyczuła tylko silny związek pomiędzy tym miejscem, a jej rozmówcą. Nic dziwnego, skoro on ją przywiódł tutaj i panował nad okolicą, musiało istnieć silne powiązanie między nim, a tym miejscem. Zdała sobie też sprawę, iż w tym miejscu Dziedziny Marzeń, a najpewniej to w niej się znalazła, nie znajdzie za dużo śladów jakiejkolwiek mocy która ją tu wysłała. Wszak czar musiał odbyć się po drugiej stronie rękawicy, tutaj miały prawo bytować tylko jego niewyraźne echa. Nic nie odpowiadał i to zaczęło Walerię delikatnie niepokoić. Zamknęła oczy, gospodarz sam wspomniał była drzewem w tej domenie, podtrzymywała niebiosa jak atlas. Drzewo, drzewo życia, wielkie drzewo łączące ziemię z niebem, materię z Umbrą.

- Zatem nie pozostaje nam nic innego jak tylko czekać na koniec rytuału, bo rozumiem że nie chcesz mi nic więcej powiedzieć.

Zamknęła oczy i przywołała obraz, wielkiego drzewa, nie typowego a skonkretyzowanego pod obrazem lipy posadzonej jeszcze za życia Ruty z przed przebudzenia w rodzinnej wsi. Drzewa za pośrednictwem którego jej mentorka odwiedzała swoje dzieci. Drzewa, w cieniu którego latem stała jej kołyska. Medytowała. Wyobrażała sobie, że jest drzewem, listkiem, sokiem płynącym w liściu, niosącym życiową siłę słońca do samych ukrytych głęboko w ziemi korzeni.

Kliknij w miniaturkę

Sok siła życia wędrowała powoli po cienkiej gałązce, która z czasem stawała się coraz grubsza i grubsza. Wierzyła głęboko, że gdy uda jej się dotrzeć do dążąc do pnia będzie jej łatwiej, zgodnie bowiem z naturą jest przemieszczanie się cieczy z góry w dół. I tak właśnie było, sok przelewał się powoli kropla za kropą, ku korzeniom, ku ziemi, ku ciału.

Gdy wreszcie je poczuła, poczuła spokój. W ciele czuła się jak w dobrze znanym wygodnym łachu, który może jest tu i tam sprany, i może nie wygląda najpiękniej ale jest najwygodniejszy ze wszystkich. Nie otwierała jednak oczu w pierwszej chwili, korzystając z dobrodziejstwa pozostałych zmysłów. Nie chciała zbyt wcześnie ujawnić swego przebudzenia. Czuła, iż ma skrępowane ręce. Wydawało się jej też, iż w pobliżu znajduje się kilkoro ludzi, lecz nie czuła ani nie słyszała oddechu. Było zbyt cicho, tylko miarowy odgłos silnika zaburzał to. Leżała zatem w samochodzie, chyba na tylnym siedzeniu. Obok niej siedział jakiś wyjątkowo zimny człowiek. W aucie rozdzwonił się telefon. Przesłanek było, aż nadto aby zrozumieć, że ma do czynienia z krwiopijcami. "Ładni mi sojusznicy" - pomyślała i zaczęła delikatnie poruszać nadgarstkiem poszukując w myślach tej jednej jedynej nitki która zamokła. Jeśli bowiem zamokła jedna przemokła też druga, a o to w tym paskudnym klimacie nie jest trudno. Mało kto dba o rzeczy tak jak powinno to się robić i jak działo się to w dawnych czasach. W międzyczasie nasłuchiwała.

Jeden mężczyzna, sądząc po kierunku skąd odbierał głos, siedzący przy kierowcy, wsłuchiwał się w serię trzasków z telefonu. Waleria nie mogła dosłyszeć jakie informacje mu przekazują.

- U nas jeszcze śpi. Może tylko uciekła z tego twojego mambo-dżambo ale dalej lula sobie? Zresztą, to ty dałeś dupy, jak się Dzik dowie… No dobra, będziemy mieć oko.

Zakończył połączenie. Odezwał się do jegomościa siedzącego przy udającej sen Walerii.

- Umiesz ją powtórnie ululać? Bo uciekła wielkiemu czarodziejowi, do dupy kopanemu.

- Wolałbym tego uniknąć - powściągliwie odparł. Verbena słyszała w jego głosie zdenerwowanie na mężczyznę z przodu.

Oddychała spokojnie jakby dalej była pod wpływem snu. Miała nadzieję, że uda jej się dowiedzieć czegoś więcej. Wiedziała, że skandynawowie są milczący, ale żeby taka duża grupa ludzi jechała przez dłuższy czas w milczeniu, to nie wydawało jej się możliwe. Zaczęła więc przygotowywać się do ewentualnej ewakuacji. Zaczęła zastanawiać się gdzie jest, i jak daleko ją odwieźli. W tym celu zaczęła analizować smak powietrza, liczyła na to że obecne w nim fragmenty energii dadzą jej odpowiedź na to pytanie. Po chwili poczuła odpowiedź. Byli już poza miastem, jechali drogą ekspresową na północ. Samochód kołysał miarowo, silnik szumiał, a Waleria wsłuchiwała się w ten dźwięk szukając w nim jakiegokolwiek niepokojącego odgłosu. Gdy zaś po dłuższej chwili usłyszała delikatne stuknięcie z trudem powstrzymała się od uśmiechu. Znalazła punkt zaczepienia, po czym skierowała swą wolę do silnika. Szło jej wyjątkowo opornie, wiec w myśli zaczęła powtarzać prostą zaklinankę, którą słyszała jeszcze w dzieciństwie, za każdym razem gdy ktoś znieważył jej babkę i dopiero wtedy się udało, ledwo. Silnik stuknął, puknął samochód zwolnił, kierowca zaklął ale pojazd nadal się toczył, jeszcze przez jakiś czas.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett

Ostatnio edytowane przez Wisienki : 05-05-2018 o 21:22.
Wisienki jest offline