Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2018, 16:42   #13
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- Ma ktoś fajka? - zapytała spoglądając na towarzyszy. - Kiedy w końcu wielgachny typ wyglądający na żołnierza dał jej peta, odpaliła papierosa i sztachnęła się parę razy, słuchając tego, co gadał gościu, który ich wybudził z hibernacji.

Część z tego wszystkiego kompletnie nie miała sensu. Mur? Strefa? Burza? O czymkolwiek on gadał, wyglądało na nonsens. Jeśli taka była przyszłość, to chyba jednak warto było wziąć opcję kary śmierci pół wieku temu i zejść z klasą jako młody i pełen życia heroinista, a nie walać się po ruinach bunkra, który nawet już nie wyglądał, jak bunkier. Nie miała pojęcia, jaki to był świat, w którym się obudziła, ale wyglądało na to, że miał to być koszmar.

Z jakiegoś powodu personel medyczny nie zjawił się i nie wykrzyknął: “Prima aprilis!”, nie było żadnego przekrętu na masową skalę i kumple, których przeleciała pół wieku temu najprawdopodobniej nie żyli. Został tylko ten syf. Co się miało stać wcześniej niby? Wojna jakaś? “Kapitan”, pomimo tego, że nawijał, jak najęty, nie wydawał się oferować żadnych konkretnych odpowiedzi. Jednak wydawał się osobą, która była zorientowana w sytuacji, więc warto się go było trzymać.

- Robiłbyś za niezłą przedszkolankę, mistrzu - wypuściła dym z ust. - Ino dryl, trzymać się pana kapitana, a tak w ogóle to wszyscy mamy przejebane, bo tak - rzekła do Nicka, nerwowo ściskając peta w palcach. - Jak to się wszystko skończy, przypomnij mi, żebyś mi wyłożył lekcję historii najnowszej. Przyda się, a.

Nie mogła nie zwrócić uwagi na medalion, którym pan kapitan bawił się z zapamiętałością dziecka. O czym on gadał? O zjawach? Choć Sigrun nadal miała wrażenie, że Nick nieźle się musiał naćpać, miała wrażenie, że medalion mógł mieć jakieś znaczenie, jeśli chodziło o wykrywanie tych... Zjaw.

Pomimo parudziesięciu minut nowego życia, jakoś nadal nie docierało do niej, że to rzeczywiście nie był żart. Postanowiła zgrywać głupa i podążyć za wzorem całej reszty i uważać, że nie są w żadnym kretyńskim reality show, a sytuacja, która rozgrywa się tu i teraz jest poważna.

Wzmiankę o owinięciu głowy i dłoni szmatami wzięła za dobrą monetę. Całe to miejsce wyglądało jak wnętrze zdezelowanej lodówki, którą ktoś parę razy rzucił o ścianę i zadbał o to, żeby każdy drut, który miał wystawać, wystawał. Sigrun pomyślała, że wyglądało to trochę jak piekło, jeśli tylko dać piekłu szansę. Płaszcz, który kiedyś kupiła za dobre pieniądze w jednym z butików w Lodynie, pocięła nożem wyciągniętym z buta i zaopatrzyła się w prowizoryczne ochraniacze. Wyglądała teraz tak jakaś karykatura ninja z filmów z Jackiem Chanem lub zwyczajny szmaciarz z Camden próbujący zaimponować zajebistymi, designerskimi ciuchami.

- Hola, hola - zwróciła uwagę Nickowi, który miał się władować do windy. - To żelastwo wygląda, jakby miało za chwilę zwalić mi się na łeb. Nie lepiej zabezpieczyć tego, zanim wszyscy przejdziemy?

Sigrun zamierzała rozejrzeć się za wciśnięciem awaryjnego hamulca klatki lub, jeśli trzeba będzie, wcisnąć łom, który w przypadku rabanu mógł uratować komuś z nich życie. Uwaga zdała jej się trafna, ale nie zamierzała nalegać, skoro kapitan wesołej grupy sam zaczął ryzykować swoim własnym życiem, schodząc na dół.

- Podążaj za gościem wyglądającym jak komandos, albo śmierć - uśmiechnęła się w stronę czarnowłosej kobiety, przeczesując irokeza.

Wypuściła peta z rąk, a on zasyczał na mokrawej posadzce. Czas było ruszać.
 
Santorine jest offline