Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2007, 11:11   #3
Markus
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Cania
Lodowa rezydencja Sephirotha

Wysoka, wychudzona sylwetka przemierzała wykute w lodzie korytarze. Bladofioletowe dłonie, o długich palcach, starannie wygładzały zakrwawione ubranie. Czerwone plamy szpeciły idealnie czarny strój, a wszelkie próby ich usunięcia kończyły się fiaskiem, co tylko jeszcze bardzie utwierdzało łupieżcę w przekonaniu, że następnym razem, gdy będzie schodził do lochu, będzie musiał zabrać ze sobą jakieś zapasowe ubranie.

Xenak był zły i zaskoczony, że Sephiroth przerwał mu zabawę z nowym więźniem. Diabeł podejrzany o szpiegowanie dla jakiegoś yugolotha, już prawie był gotów wydać swojego pracodawcę. Nie żeby Xenak nie potrafił wydobyć tej informacji wprost z umysłu więźnia. Zazwyczaj właśnie tak robił, dzięki temu oszczędzał swój cenny czas i unikał takich błahostek jak kłamstwo, ale tym razem chciał się zabawić z ofiarą, dla czystej, sadystycznej przyjemności.

Łupieżca umysłu z obojętnością mijał kolejne drzwi, zakręty i skorupy służące Egzekutorowi. Mlecznobiałe, pozbawione źrenic oczy, bez emocji śledziły wspaniałe lodowe ozdoby. Zaczynając na płaskorzeźbach, przez statuy i pomniki, a na żyrandolach kończąc- cały parter rezydencji dawał do zrozumienia, że mieszka tu ktoś bogaty i ważny. Xenak był pod wrażeniem tego przepychu, ale tylko przez parę pierwszych dni. Później przyzwyczaił się, że to wszystko służy tylko olśnieniu ewentualnych gości i jest pozostałością po dawnym właścicielu rezydencji.

W końcu Xenak dotarł do stóp wielkich lodowych schodów, prowadzących do prywatnych komnat Sephirotha. Dwójka cornugonów przyglądała mu się podejrzliwie, ale żaden z nich nie spróbował powstrzymać łupieżcę, gdy ten zaczął wspinać się po wykutych w lodzie stopniach. Zupełnie, jak się spodziewał, masywne, zdobione drzwi, otworzyły się, gdy tylko przed nim stanął. Xenak ostatni raz wygładził szatę i przekroczył próg prywatnych komnat Sephirotha.

Sala nie była tak imponująca, jak te na dole, co dobitnie pokazywało, że Najwyższy Egzekutor nie lubi niepotrzebnie wydawać pieniędzy. Właściwie jedynymi ozdobami były egzotyczne rośliny, rozstawione w równych odstępach wokoło niewielkiej sadzawki zajmującej centrum pomieszczenia. Dwa czarcie tygrysy, pupile Sephirotha, wylegiwały się tuż na brzegu jeziorka. Spod przymrużonych powiek, Xenaka obserwowały dwie pary czujnych oczu. Łupieżca nie zwrócił uwagi na koty, rozejrzał się po pokoju, w poszukiwaniu ich właściciela, ale nie dostrzegł nikogo poza zwierzętami. Lekko zirytowany spróbował wyczuć umysł Sephirotha i nawiązać telepatyczny kontakt.

”Jestem. Po co mnie wezwałeś?”

Jedne z drzwi wychodzących z pomieszczenia otwarły się gwałtownie. Do komnaty wpadł podmuch lodowatego powietrza, niosąc ze sobą całą masę śniegu i lodu. Xenak przez moment mógł obserwować szalejącą na zewnątrz burze śnieżną, tak bardzo typową dla Cani, by po chwili do pomieszczenia wszedł, albo raczej wleciał Sephiroth. Drzwi zamknęły się za nim, całkowicie tłumiąc ryk wiatru.

Czarna, jak sama noc, szata przeleciała przez pomieszczenie i zatrzymała się tuż obok dwójki czarcich tygrysów. Kaptur powolnym ruchem obrócił się w kierunku Xenaka, w chwili gdy rękawy opadły na głowy zwierząt. Wielkie koty całkowicie zamknęły oczy i ukazały spore kły, w czymś co zapewne było kocim odpowiednikiem uśmiechu. Z ich gardeł wydobył się trudny do zidentyfikowania dźwięk, który Xenakowi kojarzył się z odgłosem zbliżającej burzy. Łupieżca czuł, jak macki zaczynają mu nerwowo drgać, nawet pomimo idealnej samokontroli jaką się zazwyczaj szczycił.

”Nie powinieneś się tak wystawiać. Wystarczy, że ktoś rozproszy chroniące cię zaklęcia i sama Cania załatwi resztę.”

W komnacie zapadła lodowata cisza. Nawet tygrysy przestały mruczeć. Xenak doskonale wiedział, że posunął się za daleko. Zazwyczaj mógł sobie pozwolić na wiele więcej, względem Sephirotha, niż jakikolwiek diabeł, ale chyba tym razem przesadził.

”Pouczasz mnie?”

Dziwaczny głos Najwyższego Egzekutora zabrzmiał w głowie łupieżcy. Xenaka, jak zwykle przeszedł dreszcz, zarówno z powodu tego głosu, zimnego, jak lody Cani, ale także z powodu mentalnego kontaktu. Potężny łupieżca bez trudu wyczuwał umysł swojego rozmówcy, a z Sephirothem rozmawiał bardzo często i za każdym razem przeżywał szok, wywołany dotknięciem umysłu tak obcego, że nawet Xenak nie potrafił sobie go wyobrazić.

”Nie, nigdy bym nie śmiał. Po prostu martwię się, że nasz korzystny układ wygaśnie wraz z twoją śmiercią.”
”Nasz układ wygaśnie, gdy ja tego zechce... albo ty zginiesz. Choć to i tak na jedno wychodzi.”
”Wybacz, nie miałem zamiaru cię obrazić...
”Dość tego gadania. Doskonale wiesz, że ja cię nie zabije. Nie póki wywiązujesz się ze swojej części umowy. A teraz przejdźmy do ważniejszych kwestii. Chcę, żebyś rozesłał swoich agentów i znalazł dla mnie parę... osób.

W umyśle łupieżcy ukazał się mentalny obraz istot, które ostatnio zainteresowały Najwyższego Egzekutora.

”Gdy twoi agenci już ich znajdą, mają natychmiast cię poinformować i cały czas obserwować. Żeby było jasne... TYLKO obserwować.”
”Jak długo mają ich śledzić?”
”Aż do czasu otrzymania nowych rozkazów. Niech zdają ci stale raporty ze swoich poczynań. Czy wszystko jasne? Jeżeli tak, to mam dla ciebie jeszcze jedną informację. Mam pewną sprawę do załatwienia w Zewnętrzu. Do czasu mojego powrotu zajmiesz się wszystkim.”
”Oczywiście. Gdy wrócisz wszystko będzie w idealnym porządku.”
”Doskonale. Możesz odejść.”

Xenak skłonił się nisko i wciąż zgięty wpół, wycofał się do wyjścia. Dopiero, gdy drzwi zamknęły się przed jego mackami, powoli wyprostował się i wciąż lekko drżąc, rozpoczął długi marsz w dół.

W swoich prywatnych komnatach Najwyższy Egzekutor uśmiechnął się sam do siebie. Najwyższa pora, żeby wyruszyć i zająć się naprawdę pilnymi sprawami.

***

Zewnętrze
Żebra

Paracs z zainteresowaniem obserwował grupę wyłaniającą się z Przeklej Bramy. Na początku przeszły dwa cornugony. Doświadczone oko Strażnika Bramy, od razu oceniło ich jako ochroniarzy i strażników jakiejś ważnej persony. Na pokrytą bliznami twarz wstąpił pełen zadowolenia uśmiech, gdy za cornugonami wyłoniły się dwie kolejne sylwetki. Pierwsza trzymająca włócznie i z czujnością rozglądająca w poszukiwaniu niebezpieczeństwa, z całą pewnością była gelugonem. Tuż obok niej powoli leciała... szata? Na twarzy Paracsa odbiło się zdumienie. Tutaj w Żebrach widział mnóstwo dziwnych istot, ale lewitujące ubranie, było czymś nowym dla niego. Prychnął z zawodem, spodziewając się jakiegoś wielkiego, muskularnego piekielnego czarta, co to już nie jednego demona pożarł, a zobaczył jakąś wiszącą w powietrzu szmatę. Nie czekał już, aż dwa kolejne diabły – ochroniarze, wyłonią się z wrót, tylko dziarskim krokiem ruszył w kierunku przybyłych. Jego nos węszył tu upośledzonych umysłowo głupków. Wyłudzenie pieniędzy od takich jest równie proste, jak ubicie lemura.

W czasie gdy Paracs dziarskim krokiem zbliżał się do grupy, Sephiroth wydał rozkazy. Lodowato zimny, władczy głos, rozkazujący ochroniarzom, żeby zaczekali w Żebrach na powrót swojego pracodawcy, lekko spowolnił Strażnika Bramy. Gdy z bliska przyjrzał się istocie, którą wcześniej określił „lewitującą szmatą”, dostrzegł, że wcale nie wygląda na jakiegoś słabowitego, pomniejszego diabełka, co to boi się własnego cienia. Jednak gdyby Paracs przejmował się takimi szczegółami nigdy nie dorobiłby się na zastraszaniu i łapówkach. Był już całkiem blisko i już otwierał usta, żeby się odezwać, gdy kaptur Sephirotha odwrócił się w jego kierunku. To wystarczyło, żeby Paracs, całkiem słusznie, zrezygnował z pomysłu rozmowy z nieznajomy i pośpiesznie zawrócił na swoje stanowisko.

Sephiroth wolno ruszył przez portalowe miasto. Większość istot schodziła mu z drogi w obawie przez tym, co może się stać jeśli tego nie zrobią. Wkrótce Najwyższy Egzekutor Cani znalazł się na otwartej przestrzeni, daleko za miastem. Zatrzymał się na chwile, ostatni raz obejrzał na Żebra, poczym ruszył w kierunku Osi.

***

Zewnętrze
Oko Zapomnienia

Oś z każdym kolejnym kilometrem coraz bardziej górowała nad Najwyższym Egzekutorem. Podróż z Żeber była bardzo długa, ale na szczęście spokojna. Sephiroth z niemałą satysfakcją zauważył, że wszystko co żyje, omija go szerokim łukiem.

Stopniowo teren z prawie idealnie płaskich równin, stawał się coraz bardziej pofałdowany. Zupełnie nie przeszkadzało to Sephirothowi, który bez trudu unosił się tuż nad ziemią, choć im bliżej Osi znajdował się Najwyższy Egzekutor, tym bardziej opadał ku podłożu. Gdy po długiej podróży, Sephiroth znalazł się pomiędzy wzgórzami, jego ruch bardziej przypominał ślizganie się po ziemi, niż swobodne lewitowanie tuż nad nią.

Krótką chwile zajęło mu odnalezienie "Oka zapomnienia" ukrytego pośród wzgórz. Sephiroth nigdy wcześniej nie bywał w tym miejscu, wiec teraz, powoli zbliżając się do frontowych drzwi, z ciekawością przyglądał się karczmie. Ku zaskoczeniu Najwyższego Egzekutora wejście otworzyło się i z wnętrza wyszedł mu na spotkanie rakszasa o białej sierści.

Sephiroth nigdy wcześniej nie spotkał się z Alsenuemorem twarzą w twarz, do tej pory zawsze porozumiewali się przez posłańców, dlatego widok białego rakszasy trochę go zaskoczył, choć z oczywistych powodów nikt nie mógł tego zobaczyć. Najwyższy Egzekutor zbliżył się do kłaniającego się rakszasy.

- Sługa, sługa uniżony.
- Tak, tak. Wszyscy już tysiące razy to słyszeliśmy i widzieliśmy, wiec możesz dać sobie spokój. Musze przyznać, że wybrałeś idealne miejsce na spotkanie. Ciche i dyskretne. Ciekaw jestem, jak wiele podobnych znasz.

Nie czekając na odpowiedź Alsenuemora, Sephiroth wkroczył do karczmy. Badawczym spojrzeniem, zmierzył całe pomieszczenie, nie okazał żadnego zainteresowania na widok jedzenia i zatrzymał się dopiero na lustrze.


Najwyższy Egzekutor krytycznie przyjrzał się swojemu odbiciu, poczym przeszedł do jednego z niewielkich okienek, czekając aż wszyscy się zjawią i zajmą miejsca. Przez moment zapatrzył się na widoki Zewnętrza i dopiero głos Venefi’cusa oderwał go od rozważań, jakie prowadził we własnej głowie. Z zainteresowaniem obserwował, jak czarodziej ujmuje kielich z winem. Zastanawiało go, czy półczłowiek, jak nazywał go Sephiroth, dzięki swoim eksperymentom z własnym ciałem zyskał niepodatność na zwyczajne trucizny, choćby te pochodzenia roślinnego. Po spokoju z jakim mężczyzna pił wino, Najwyższy Egzekutor doszedł do wniosku, że istotnie tak właśnie musiało być.

Gdy Venefi’cus skończył, głos zabrał Sephiroth.

- Nieważne, jak będziemy to nazywać, skoro i tak chodzi o jedno i to samo. W tym towarzystwie możemy określać wszystko po imieniu, prawda? Po co tracić nasz cenny czas na subtelne, zawoalowane wypowiedzi, skoro można mówić wprost?

Sephiroth ze spokojem zmierzył wszystkich wzrokiem, spodziewając się jakiegoś sprzeciwu. W końcu diabły uwielbiały „subtelne, zawoalowane wypowiedzi” i gry słów, zresztą jeśli spojrzeć na Venefi’cusa, to można by dojść do wniosku, że nie tylko czarty.

- Jeśli chcemy zniszczyć Mefistofelesa musimy pozbawić go wszystkiego. Władzy, funduszy, sojuszników i całej reszty. Pytanie brzmi, od czego i jak zaczniemy?
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 03-07-2007 o 17:42.
Markus jest offline