16-05-2018, 02:05
|
#6 |
Edgelord | ANNO DOMINI MCCIX, obóz niedaleko granicy Litwy z Kurlandią
- Musisz przyznać Zygfrydzie. Te lasy mogą wzbudzić w człowieku przestrach.
Młody Rohrbach rozumiał, że odpowiedź nie była po nim spodziewana, dlatego też zachował milczenie, skupiając swe zmysły na obserwacji nocnej puszczy chylącej czoła jesieni, na której skraju się znajdował z towarzyszem. Właśnie przez nią Kawalerowie Mieczowi mieli się już następnej nocy przeprawić, zmierzając w swym pierwszym, nieśmiałym dość, natarciu na ziemię Kurów, od których odgradzała ich ta naturalna przeszkoda... ale jaką przeszkodą mogły być drzewa i krzewy dla niosących słowo Chrystusa, mającym w zamyśle wyplenienie pogaństwa poprzez ukazanie drogi odkupienia?
- Są tacy, co twierdzą jakoby szepty do nich dochodziły spośród drzew, gdy drzewo zbierali. Głupi oni! Sami sobie roją takie historyjki, to później zbyt zmęczeni odpowiednio obozu doglądać!
Sama atmosfera tego miejsca zdawała się wpływać niekorzystnie na prostych ludzi towarzyszących Kawalerom Mieczowym, jakich zadania były zazwyczaj poniżej uwagi rycerzy... a nawet ich giermków. Chociaż obóz znajdował się w wystarczającej odległości od linii drzew, to najwyraźniej wciąż został założony zbyt blisko, wedle tych strwożonych, płochych dusz. Zygfryda jednak, jako i jego braci, nie martwiło to zanadto. Na ich barkach wszak leżał trud planowania jutrzejszej przeprawy. Raporty doniosły o odwrocie zwiadów pogan, którzy musieli zrezygnować z dalszej obserwacji, gdy kobieta została pochwycona.
Tchórzliwe karykatury nabożnego człowieka.
Ale czego innego można było się spodziewać?
- A może oni po prostu strwożeni nieznanym sobie nie chcą iść dalej? Woleliby porzucić swe obowiązki, do których zostali zaprzysiężeni i pozostawić rycerską brać samym sobie?
Zygfryd z ulgą mógł przyjąć brak potwierdzenia słów poganki o rzekomym morderstwie poczynionym na jej rodzinie, jakiego mieli się dopuścić jego bracia broni. Nic nie wskazywało, aby Svajone mówiła prawdę, choć nastawało także pytanie - czy była kłamstwa świadoma. Wszak niewieści rozum mógł doznać krzywdy wraz ze śmiercią jej dzieci i podnieść niesłuszne oskarżenie przeciw niewinnym.
Tylko czy to ją rozgrzeszało?
Zygfrydowi towarzyszył rycerz z rodu Leiningen, który przede dniami wrażał swoją naiwną wiarę w dobrowolne poddanie się pogan w obliczu Bożej łaski. Młody von Rohrbach mógł zobaczyć w nim zaprzeczenie pesymistycznego podejścia Deotheriego. Delikatnolicy mężczyzna, jaki pewnie nigdy broni do walki nie uniósł, wciąż miał spojrzenie pełne młodzieńczej pasji i optymizmu. Mimo że nie w smak było Zygfrydowi spojrzenie dowódcy, to nawet według niego Reimund von Leiningen cechował się niezdrową ufnością... albo wręcz naiwnością.
Ale jak długo przetrwa ta naiwność?
Monolog Reimunda został przerwany bez ostrzeżenia, gdy zza gęstych krzewów porastających dróżkę w kierunku do środka lasu, doszedł ich odgłos łamanych gałązek i kruszonych liści poprzez ciężar, jaki powodował biegnący...
...jeden z braci przeprowadzających zwiad, który kierowany jakimś obłędem wypadł spomiędzy krat roślinności raniąc twarz i dłonie o gałęzie.
- DIABEŁ! DIABEŁ! BOŻE CHROŃ! JEZUSIE NAZARETAŃSKI! LITOŚCI!
Krzyczący mężczyzna pozbawion był jakiejkolwiek broni, a świeża krew oblepiająca mu policzek, skrzyła się także plamami na poszarpanej niby pazurami zwiadowczemu skórzanemu pancerzowi. Nie zważał na obecność rycerzy, jakby ich nie zauważając. Z całej człowieczej siły próbował stanąć na nogach, ale jedynie opadł na ściółkę, drapiąc ją desperacko paznokciami. Chcąc biec dalej, w kierunku obozu.
|
| |