Edgelord | ANNO DOMINI MCCXV, Pskov- Ale pamiętaj. Ani pary z gęby.
Przewodnik Michaiła, który mu proponował do picia wodę z końskiego koryta, nie wyglądał na zadowolonego zadaniem doprowadzenia go do Knazia... O ile do niego w ogóle szli. Po co w sumie taki pan mógłby chcieć zobaczyć osobiście takiego kowala, jakim był Władomirowicz? Posłany po niego osobnik nie miał najwyraźniej zamiaru tłumaczyć niczego, a miast gadać z "gościem", jedynie rzucał krótkie, warkliwe uwagi, wyraźnie niechętny do nawet szczątkowej interakcji.
Nieznajomy wyglądał na bardzo zmęczonego, choć owo zmęczenie dość sprawnie maskował. Jakikolwiek nie był powód wyczerpania, musiało wywlec z niego wszystkie siły wraz z bebechami. Podkrążone brakiem snu i wycieńczeniem, oczy o ciężkich powiekach, zdradzały najlepiej samopoczucie osoby, do której przynależały.
Jego chód zaś, mimo że szybki, był niestabilny, chybotliwy i jakby niepewny. Michaił miał wrażenie, iż prawa noga tego suczysyna ucierpiała jakieś obrażenia, które wywoływały ból przy przemieszczaniu się, ale także i upośledzały zdolność chodu. Jaka by nie była prawda, jego przewodnik nie miał zamiaru ani o tym mówić, ni uskarżać się, choć czasem na jego twarzy pojawiał się grymas bólu.
- Przez niezgrabność się potknąłeś i łbem przywaliłeś. Jasne? - syknął mężczyzna ciszej, spoglądając na majaczącą w oddaleniu, niewielką twierdzę - Tak gadaj, bo ci ten durny łeb...
- Spóźniłaś się, suko.
Przewodnik prawie podskoczył na te słowa, które rozbrzmiały w brudnej alejce, w jaką wprowadził Michaiła, pomiędzy składy drewnianych bel. Na ich drodze stał dość młody mężczyzna o nieprzyjemnym spojrzeniu oczu równie ciemnych, co jego włosy. Skórzana kurta dostawała do nich kolorem i wyglądała na dobrze zadbaną, choć nie tak nową. W palcach obracał niewielki kawałek drewna, co najwyżej drzazgę, jaka wypadła na ziemię podczas chowania drewna do pod te zadaszenia.
- To było sam po niego pójść, ty kurwi...
Przewodnik Michaiła nie zdążył nawet zareagować, gdy nieznajomy doskoczył do niego i uderzył nim o ścianę prowizorycznego magazynu z drewnem, ściskając jedną dłonią jego gardło.
- Grzeczniej, suko. Bo do budy cię za skórę przywiążę. - ciemnowłosy uśmiechnął się bez radości, ale z jakąś satysfakcją, gdy zobaczył przerażenie na twarzy przewodnika, jakie wzrosło w momencie przysunięcia ostrego końca długiej drzazgi do jego oka.
- Oczywiście... - zadrżał, jak pochwycono jego szczękę, aby unieruchomić głowę i jeszcze bliżej skierowano drewienko - Oczywiście, panie! To się nie powtórzy!
Młody mężczyzna przez moment patrzył w milczeniu na niego, aby zwrócić wzrok na Michaiła, a obejrzawszy go z odległości, zapytał:
- Czemu masz łeb rozkrwawiony, Władimirowicz?
- On sobie... - wypalił drugi z nich, wciąż trzymany za szczękę, ale momentalnie zamknął się, pojękując jedynie, gdy owa szczęka została z chrupnęciem wygięta w bok.
- Ta suka ci to zrobiła? - nadeszło drugie pytanie od ciemnowłosego, kierowane do Michaiła. |