Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2018, 06:43   #6
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację

ANNO DOMINI MCCXV, Pskov
Dla wielu cisza była ukojeniem, momentem wytchnienia dla napiętych nerwów, rozluźnienia dla zmęczonego ciała. Wraz z sobą przynosiła słodycz spokoju oraz nadchodzącego snu. Dla człowieka wykończonego całodniową pracą w polu, którego grzbiet wołał od godzin o litość, był to właśnie tak wyczekiwany czas. Chociaż łóżko było luksusem, na jaki większość grosza nigdy wystarczyć nie miało, chociaż siennik ułożony na twardej podłodze nie każdemu był pisany tego dnia, chociaż bywało, iż trzeba było zaznać odpoczynku i na twardym podłożu okrytym jedynie znoszonym już odzieniem narzucanym na grzbiet każdego ranka - to właśnie cisza zwiastująca sen jawiła się najlepszą pocieszycielką, zawsze obecną przyjaciółką.

Ale ta cisza... Właśnie w tym miejscu...





Ogryzek dogorywającej świecy, jedynego światła jakie posiadał w tym miejscu Michaił, leżał bezwładnie na ziemi, wciąż ciepły, więc w jakimś postrzeganiu wciąż żyw, a jednak zniekształcony nie do poznania, pozostawiony na zimnej i brudnej posadzce, która już krwi zaznać musiała nie raz. Miękki wosk mieniący się własną posoką w konającym blasku, niczym powykręcana tkanka wyrzeźbiona dłonią obłąkanego płomienia, poddawał się bezsilnie wypaczaniu swojej formy milcząco roniąc łzy.

Gdy zaś ostatni ostatni płomień świecy poddał się ciemności swej własnej śmierci, jedyne co pozostało Michaiłowi po cieple jej światła, był ulotny zapach płonącego jeszcze przed chwilą knota, mieszający się z wonią ciała stopionego wosku.

Nie było tu niczego, co oświetlałoby mu choć skrawek pomieszczenia, niczego co mogło robić za określenie czasu. Mężczyzna o twarzy naznaczonej bliznami, o ciele które niejedno zniosło i duszy, jakiej niestraszne były czyhające nań diabelskie byty - poczuł gnieżdżącą się obawę, gdzieś w zdradzieckim sercu, jakie przeznaczał tylko dla swej córki. Nie mogli przecież zapomnieć, nie mogli chcieć go po prostu tu żywcem pogrzebać, bo i na co zdałby się cały ten trud? Gdzie podziałby się sens zamysłów, jaki przyświecałby im cel? Mogli mieć przecież innych, a nie ciągnąć tutaj, do pogrążonych w zapomnieniu lochów, gdzieś w Pskovie. Musieli wrócić po niego. Musieli.

I wrócą.

Muszą...

Michaił słyszał jedynie swój ciężki oddech zdenerwowania, któremu towarzyszyło silne bicie serca. Mógłby przysiąc, że jeszcze nigdy nie czuł tak agresywnych uderzeń w swej piersi. Wydawało mu się, że pot spływa mu po czole niczym pędzony żarem pieca kowalskiego... ale jednocześnie był przekonany, iż od strony ciężkich drzwi, jakie z trudem otworzył, lód wiatru wdziera się do pomieszczenia. Oczywiście drzwi były teraz zamknięte, zamknął je, tego był pewien. Nie mógł znieść długo tej woni, tego uczucia, które odgrodził od siebie mikrą barierą przeciw temu... co tam było, co wyczuwał podskórnie, czego umysł nie rozumiał i rozumieć nie chciał, oddając się we władaniu pierwotnemu instynktowi, któremu było daleko do podjęcia walki bez poznania zagrożenia.

Oddech za oddechem, coraz częściej tłumiony nieświadomie, złość na własne serce tak głośno znaczące swe życie. Skupienie myśli na Nadiejce, leżącej nieruchomo, może także i o nim myślącej. Jego mała córeczka, jego nadzieja... Wszystko co jeszcze posiadał, jego największy skarb, który i w tym momencie potrafił dać otuchę. Zupełnie jak mogłaby prawdziwa cisza zwiastująca odpoczynek, ukojenie dla ciała, ukojenie dla duszy... gdyby tylko taką była ta tu panująca....

...zakłócona niespodziewanie....




Chociaż zaschnięte gardło kowala nie mogło zaschnąć bardziej, to serce mogło zagubić kilka rytmów, gdy dźwięk kroków rozbrzmiał gdzieś zza zamkniętych przez Michaiła drzwi. Mężczyzna nie widział światła spode progu, ale odgłos zbliżał się z dołu, jeszcze nie wstąpiwszy zapewne na schody. Uderzenia nóg znaczyły powietrze swym głosem, przemierzającym przestrzeń głośnym echem, wręcz wibrującym pośród ciszy. Władimirowicz nie umiał określić skąd echo dochodzi, jak daleko znajduje się jego źródło. Zmysły zdawały się igrać z nim, podając sprzeczne informacje człowiekowi marzącemu o prostych odpowiedziach. Odgłos się zbliżał, był przecież...


...ten dźwięk...
...tuż obok ucha...
...już w tym miejscu...
...gdzieś za ciężkimi drzwiami...
...rozbrzmiewał echem w ciemności...
...ciemności korytarza, odbijając się od kamieni...
...aby w końcu, gdy już był tak blisko, gdy już drapał skórę...

...zamrzeć.




 
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem