Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2018, 20:04   #8
Jacques69
 
Jacques69's Avatar
 
Reputacja: 1 Jacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputację
Phaendar

Sulim wciąż nie wiedział, dlaczego przystał na propozycję Zayne'a. Zawsze za swoje usługi odbierał wynagrodzenie na miejscu - jeśli w ogóle komuś przychodziło na myśl, by odwdzięczyć się za wyleczenie - po czym natychmiast wracał do lasu. Unikał konfrontacji, stronił od zbyt długich kontaktów z innymi ludźmi. Od dziesiątek lat włóczył się po bezdrożach, w kompletnej dziczy. Właściwie wchodził w interakcje jedynie wtedy, gdy przypadkiem natrafił na jakąś osadę lub podróżnych. Zadawał wówczas jedno pytanie, czy ktoś jest chory i czy może pomóc. Jeśli nie, ruszał w dalszą drogę, jeśli tak, korzystał ze specjalnego błogosławieństwa, jakim obdarzyła go niegdyś pewna elficka kapłanka oraz swoich druidzkich zdolności, aby wyleczyć każdego nieszczęśnika z najróżniejszych dolegliwości, od zwykłych ran przez straszliwe gorączki, febrę czy tyfus, na podagrze kończąc. Nie zawsze jednak spotykał się z odpowiednim szacunkiem, a przynajmniej z neutralnością, bo na tym pierwszym nie szczególnie mu zależało. Czasami uznawano go za zwykłego żebraka i szarlatana, który jakimiś sztuczkami próbuje zwieść prostych chłopów. Czasami uznawano za czarownika, którego wygnano z jednej osady za swe niecne czyny, a teraz próbuje swych podstępów gdzie indziej. A czasami uznawano po prostu za jakiegoś kompletnego dziwaka. Zazwyczaj w takich wypadkach przeganiano go kijami, a Sulim bez stawiania oporu starał się ewakuować. Siniaki nie były mu straszne, choć prawdziwy chłop potrafił przywalić krańcem lagi naprawdę mocno.

I tak oto trafił w środowisko kompletnie mu obce. Nie pamiętał kiedy ostatnim razem widział tak wielu ludzi w jednym miejscu. Pewnie jedynie w dzieciństwie, ale tamte czasy pamiętał jak przez mgłę. Nie wiedział jak powinien zachowywać się w tłumie. Czuł się przytłoczony i wyalienowany. Dodatkowo jako krasnolud był niski, więc wszyscy patrzyli na niego z góry, spode łba. I widział doskonale, że wszyscy mu się przyglądali. Bynajmniej nie z życzliwością, nie mówiąc o respekcie. Między sobą szeptali ~Patrzcie, co za dziwak~ i bezczelnie pokazywali palcami. Niewiasty z krzykiem reagowały na jego widok, a z piskiem już na podążającego mu w ślad niedźwiedzia. Na szczęście Zayne cierpliwie prowadził go do ulubionych straganów, właściwie prowadząc za rękę.

Rolnik z ulgą westchnął, gdy skręcili w boczną uliczkę, znacznie luźniejszą od placu targowego. Razem ruszyli w stronę jednego z kramów.
- No Sulimie, czegóż ci potrzeba? Co mogę ci kupić, by odpowiednio wynagrodzić ci ocalenie mojej trzody?
- Cóż... - Druid zawahał się. Nigdy nikt o to nie pytał. Po prostu brał to, co mu dawano, a jeśli czegoś mu brakowało sam to zdobywał. - Zdaje się... - spuścił głowę w dół oglądając swój zaniedbany rynsztunek. - Sulimowi przydałby się nowy bukłak, bo poprzedni przedziurawił sztyletem pewien oprych. Teraz Sulim może napełniać go jedynie do połowy.
- No dobrze... - Zayne uniósł brwi w zdziwieniu. - Co jeszcze? - spytał wciąż pełen entuzjazmu. - Mów przyjacielu, naprawdę ocaliłeś mnie przed ogromną stratą. Za jedną uratowaną krowę otrzymałbym tyle pieniędzy, iż przez rok spokojnie wyżyłbym z całą moją rodziną. Kupię ci cokolwiek będziesz potrzebował w tym kramie.
- Sulim chyba nie potrzebuje niczego więcej.
Zayne prychnął z pewnym rozbawieniem, a zarazem rozczarowaniem.
- Jesteś najskromniejszą osobą jaką spotkałem! Gdyby każdy potrafił tyle co ty, a wymagał tak mało, to świat byłby piękny. Naprawdę jednak Sulimie, pozwól mi się odpowiednio odwdzięczyć. Będzie mnie trapiło sumienie, jeśli nie wynagrodzę cię za ratunek.
- Sulim jedynie wykonuje powinności względem swej bogini, która obdarzyła go błogosławieństwem. Sulim naprawdę nie wie, o co poprosić, poza strawą i tym czego mu brakuje do podróży.
Rolnik westchnął ciężko, kręcąc głową z zawodem.
- Poczekaj tu zatem i się zastanów, ja kupię ci ten bukłak... I coś do zjedzenia.
Zayne zniknął wśród kramów, a po chwili powrócił z wypełnionym płóciennym workiem i porządnym skórzanym bukłakiem pod pachą. Sulim odebrał bukłak, a potem sięgnął do worka, gdy Zayne mu go podał. Zamiast jednak wziąć cały, próbował wygrzebać ze środka jeden bochen chleba.
- Bierz cały wór, głuptasie, nie kupiłbym ci jednego bochenka za to, co zrobiłeś! - zareagował tym razem nieco bardziej agresywnie Zayne, powoli tracąc cierpliwość.
Sulim stał w miejscu, nie wiedząc dokładnie jak zareagować.
- Och, Sulimie - westchnął lekko Zayne, łagodniejąc ponownie. - Wybacz, że cię tak męczę, traktuję cię jak jakiegoś żebraka, czujesz się pewnie jak jakiś obdartuch, któremu trzeba pomagać, a ty przecież leczysz umierających. Nie będę cię już dłużej nagabywał. Chyba sam sobie lepiej poradzisz, niech no cię jeszcze uściskam!
Rolnik zbliżył się i objął krasnoluda swymi potężnymi ramionami. Sulim dość nieśmiało poklepał go po plecach.
- Cóż, w takim razie pójdę załatwiać swoje sprawy, może się jeszcze zobaczymy, wiedz, że u mnie będziesz zawsze mile widziany. Do zobaczenia, mam nadzieję.
Zayne pożegnał się czule, niczym z najbliższym przyjacielem, i zanim Sulim zdążył zareagować, rolnik włożył mu do dłoni garść monet, po czym odszedł w stronę placu.
- Sam sobie kupisz, czego ci brakuje! - zawołał na odchodnym rolnik.
Niedźwiedź siedzący cierpliwie obok, ziewnął przeciągle.
- Chodź, Psotniczku, może Sulim rzeczywiście sobie kupi coś nowego przed powrotem do lasu.

Sulim musiał ponownie przeciskać się przez tłum, ale tym razem był już nieco pewniejszy siebie. Nie przejmował się atencją, jaką wywołał on i jego zwierzęcy kompan. Zresztą nie było tak źle jak na początku. Teraz, kiedy uważniej się rozglądał, nie widział już ciągłych gniewnych spojrzeń, ani nie słyszał więcej złośliwych uwag (może wcześniej tylko mu się wydawało, że jest tak źle?). Słyszał za to rozmowy. Ludzie wymieniali się różnymi informacjami. Mówili o wojnie, o bitwach, o innych miastach i o innych ludziach. Sulim nie miał bladego pojęcia o żadnych z tych rzeczy. Nie znał żadnych faktów kwestii politycznych, nie wiedział gdzie przebiegają granice jakichś królestw, nie wiedział kim byli zacni bohaterzy, o których rozmawiały niektóre niewiasty rozmarzonymi głosami.

Druid w pewnym sensie stracił kontakt z rzeczywistością. Kręcił się po targu bez celu, nie wiedząc co robić. Jednocześnie czuł, że kompletnie tu nie pasuje, ale z drugiej strony powoli samotność zaczynała go nużyć i próbował przebywać wśród tych wszystkich ludzi jeszcze trochę dłużej.
Niechcący wpadł na pewnego osobliwego jegomościa, o zadziwiająco błękitnych oczach, jakich jeszcze nigdy nie widział, odzianego w niebieskoturkusowy płaszcz. Przeprosił go zakłopotany za ten incydent, po czym, zgodnie ze swym przyzwyczajeniem unikania konfliktów, spróbował się szybko ewakuować.

Nagle zorientował się, że trafił wprost przed malutki kramik półorczycy, która wyraźnie niepocieszona próbowała sprzedać płaty skóry i Sulimowi wpadł do głowy pewien pomysł.
- Psotniczku, prawda, że Sulimowi przydałoby się zreperowanie odzienia? Może Sulim kupi od tej uroczej pani ze dwa płaty skóry?
Reakcję niedźwiedzia mógł odczytać chyba jedynie sam Sulim, który bardzo ucieszył się, że zwierzę się z nim zgadza, choć ono samo nie wykonało praktycznie żadnego gestu.
Nie do końca śmiało podszedł bliżej i przypominając sobie, iż zna mowę orków, uznał za dobry pomysł, by właśnie w nim poprowadzić rozmowę:
- Sulim pozdrawia szanowną handlarkę, a pewnie też i znamienitą oraz silną wojowniczkę lub łowczynię. Sulim chciałby dokonać uczciwego zakupu dwóch dużych płatów skóry...
 

Ostatnio edytowane przez Jacques69 : 20-05-2018 o 20:09. Powód: wyjustowanie
Jacques69 jest offline