Wioska miał też inne problemy poza koboldami. Szwankowały również dosty czego nie omieszkał zauważyć kapłan Moradina
- Słabą tu macie stal a może to wina dostaw. Wiele lepszej podkowy już nie uzyskacie z tego materiału. – Ano prawda to, *tfu* – niziołek splunął.
– Pamos nie ma oka do żelaza, a odkąd chędożone gady się zbiesiły, to tym bardziej robota nie idzie. Zaraza by to.
Na słowa krasnoluda niziołki spojrzały po sobie z zdziwionymi minami, aczkolwiek Torin dostrzegł w ich oczach iskrę najczystszego szacunku.
– To będzie łaska wielka dla nas. Ten jak to się mówi… No tak! Zaszczyt to dla nas będzie! Właśnie! Zaszczyceni jesteśmy – rzekł Amatorn, po czym krzyknął na syna.
– Synek! Z samego ranka rozniecić masz porządny płomień w piecu! Porządny mówię, a nie to, co dzisiaj było! - Bardzo Wam dziękuję. Nie zawiodłem się na solidarności pracujących w metalu. Czujcie się zaproszeni. Wprawdzie to nie będzie żadna msza do Moradina , lecz tylko ma modlitwa do niego. Pracować teraz będę nad ukończeniem naszego krasnoludzkiego topora z symbolami Moradina, lecz ukończenie go potrwa to jeszcze kilka może kilkanaście dni. - Z uśmiechem wyciągnął olbrzymią dłoń ku Amntornowi, zwyczaj podawania rąk przejął Torin od ludzi.
– Pokój dajcie – rzekł na podziękowania krasnoluda, po czym uścinął wyciągniętą prawicę. –
ale, jak przeciwko nic nie macie, to z chęcią okiem rzucę na dzieło wasze. Rzadkie to u nas widoki, a i syn być może coś podłapie.
Rzekł i na końcu przyjaźnie puścił do brodacza oko.
-Idę , przyjdę rankiem. - przegnał się zgodnie ze zwyczajem krasnoludów.
***
Świetlica
Kapłan Moradina rozejrzał się po towarzyszach.
- Posłaniec od Moama jeszcze nie przybył?
Jakiś czas później, kiedy zbierali się już do snu, za drzwiami usłyszeli pohukiwanie, by po chwili coś zastukało w nie parokrotnie.
Ivor, rzuciwszy w myślach parę niepochlebnych słów pod adresem intruza, podszedł do drzwi i lekko je uchylił. W utworzonej tym sposobem szparze pojawiła się mała, brązowo upierzona główka o żółtych, błyszczących od światła oczach. W jednej chwili owe oczy zrobiły się jeszcze większe, a sówka dość pokracznie przekroczyła próg świetlicy. Kiedy przechodziła obok mężczyzny spojrzała na niego z rozdziawionym dziobem, co mogło wyglądać dość komicznie. Skokowymi ruchami głowy przyglądała się wszystkim w pomieszczeniu, aż zlokalizowała krasnoluda. Momentalnie zerwała się w powietrze, by równie prędko wylądować na krawędzi stołu i zahukać na brodacza.
***
Jak przywykł już do tego prośba o objawienie niewielkiego strzępka przyszłości niewiele dała. Bogowie niechętnie dzielą się swoja wiedzą a własnych tajemnic strzegą. Pozywanie diablika nie miało mieć żadnych konsekwencji przynajmniej w najbliższym czasie czy nie będzie miało ich na ten przykład jutrzejszego dnia nie sposób był stwierdzić. Zresztą i informacje od Maoma nie miały wielkiej wartości. Potwierdziły tylko, iż przyczyna być może leży po stronie niziołków.