Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2018, 02:00   #19
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 3 - Pierwszy postój, pierwsze zguby

Podziemia techniczne, chłodnawo, oświetlenie: świeczki





Ciemność. Ciemność absolutna. I ciasnota. Niewygodna, męcząca, przygniatająca ciasnota. Zdarte opuszki palców, połamane paznokcie, pot lejący się strugami ze skroni, po plecach, po ciężko dyszących bokach. Płuca ciężko oddychające stęchłym, powietrzem. Czoło i głowa obtłuczone o niezliczenie za niskie i za ciasne krawędzie, pełne wystającego czegoś co zdawało się tylko czyhać by człowieka udźgać czy oko wykłuć. Bez światła człowiek nadziewał się na nie jak nie ręką to twarzą czy głową. Zatęchłe, przegniłe kałuże przez które trzeba było się przeczołgać. Czasem ledwo moczące ubrania, czasem głębokie do połowy czołgającego się wędrowca. Woda. Czasem jedynie jako wilgoć na mijanych ścianach, czasem jako skapujące krople a czasem jako małe strużki. Zakręty, pół biedy te łagodne. Ale gdy trzeba było zakręcać o 90* zaczynała się prawdziwa ekwilibrystyka. Im ktoś był większy i bardziej obładowany tym miał ciężej na tych zakrętach.

Wszystko to sprawiało, że podróż była bardzo wyczerpująca. I psychicznie i fizycznie. Okazało się, że co prawda winda jakoś nie spadła na dno szybu i nikogo nie przygniotła. To jednak była to względnie najłatwiejsza część podróży. Bo jak powiedziała Abi gdy Joe zaproponował pomoc z nieco innym sposobem pokonania tej kłopotliwej windy. - Jak ktoś sobie z tym nie poradzi to nie ma co iść z nami dalej. - powiedziała obojętnie i nawet nie drgnęła by cokolwiek zrobić przy majstrowaniu z windą. Teraz zaś, pokonanie tej windy wydawało się odległym, tonącym w mroku wspomnieniem. Nawet nie tak trudnym bo trochę wciągania brzucha, gimnastyki i było po przeszkodzie. Potem, pod windą były szczeble drabinki. Winda co prawda skrzypiała niepomiernie jakby przy każdym, kolejnym wędrowcu miała spaść mu na łeb ale czy te zabezpieczenia wymyślone przez nich pomogły czy nie, ostatecznie na skrzypieniu i zgrzytaniu starych mechanizmów się skończyło.

No i w szybie było jeszcze trochę światła. Tam na dole szybu, w sięgającej do kolan zatęchłej brei złożonej z wody i różnych opadłych do niej przed dekady śmieci czekała ciemność. Ciemność w postaci okrągłego otworu w postaci nieco szerszej rury. Akurat by dorosły człowiek mógł próbować się w niego wczołgać. Ale lepiej dziecko. A dla szczura czy kota to mogło być jak autostrada. Ale dla nieco masywniejszych członków wyprawy zapowiadała się prawdziwa katorga. Pierwsza grupa którą prowadził Nick zebrała się w tej sięgającej kolan brudnej, piwnicznej wodzie. Tym razem Nick rzucił tylko by podążać za nim kto da radę. I oczywiście by się nie hałasować i nie palić światła. A potem po prostu wpełzł w tą klaustrofobiczną, czarną dziurę. Zwlekać by pójść w jego ślady nie mogli bo z góry już zeszła na dno szybu Abi ponaglając resztę pierwszej grupy wzrokiem i gestem. Za nią już winda drżała i trzeszczała pod kolejnymi wędrowcami którzy jeszcze wtedy nie wiedzieli przez co będą się musieli przeciskać i przełazić.

Najgorsza była jednak ciemność i zakaz rozmów. Ciemność ogłupiała zmysły. Traciło się poczucie czasu, przestrzeni i rzeczywistości. Nie było minut, godzin, metrów czy kilometrów. Tylko coraz bardziej dyszące płuca, coraz bardziej spocone ciała. Coraz bardziej oblepione ziemią, kamykami, wodą które dostawały się w każdą szczelinę. Coraz bardziej posiniaczone, z kolejnymi obtarciami i drobnymi skaleczeniami. Coraz bardziej zdezorientowane i odrealnione umysły. Pomóc mogłaby obecność drugiego człowieka ale nie było na to ani czasu ani miejsca. Przewodnicy nadali może niezbyt szybkie tempo i z początku wszyscy nadążali bez większych trudności. Jednak nie zwalniali. Wydawało się jakby mogli bez końca poruszać się w takich warunkach. Zaś ludzie niedawno wybudzeni z hibernatorów mieli wrażenie, że podróż trwa bez końca. Kolejny zakręt, kolejna prosta, kolejne przeciskanie się przez jakieś zwężenie, zawalisko, kolejne zadrapanie, kolejny siniak i zderzenie z krawędzią rury. Wszystko to sprawiało, że dość zwarta z początku grupa rozsypała się. Przystanki na otarcie potu z czoła a raczej rozmazanie go brudnym i mokrym rękawem zdarzały się coraz częściej. Chociaż na chwilę. I jeszcze jedną. Potem próba dogonienia człowieka przed sobą. A raczej jego butów. Albo odgłosów.

Odgłosy w tej ciemności też przyprawiały o gęsią skórkę. Cały umysł pozbawiony głównego zmysłu stawiał na głowie. Sycił się zapachami podziemi, jego odgłosami i dotykiem. Panujący wszechobecnie zapach stęchlizny. Czasem przegniły jak przy jakimś bagnie, czasem suchy i duszący jak na jakimś zakurzonym strychu. Dotyk odbierało się głównie przez dłonie. Zimne, mokre faktury wnętrza betonowej rury. Jakieś wystające kable, druty czy pręty. Jak się miało pecha to zahaczały o twarz i głowę zamiast o ręce. Do tego ziemista albo półpłynna warstwa na dnie tej rury po jakiej się czołgali. Ale i tak najgorsze w tej ciemności były odgłosy.

Część była dość zrozumiała. Oddech. Własny, ciężki oddech zmęczonego człowieka. I podobny od kogoś przed i za sobą. Z początku non stop później już tylko gdy komuś udawało się utrzymać odległość. Szuranie, stukanie jakie przebiegało z trzewi tego klaustrofobicznego tunelu. Tak, kolumna czołgających się ludzi na pewno nie poruszała się bezszelestnie. Czasem ktoś syknął czy stłumił przekleństwo gdy akurat zaliczał uderzenie głową o powierzchnię rury, inne przeszkody czy rozciął sobie niespodziewanie łapę o jakiś ostrzejszy odłamek. Turbany i ochraniacze jakie na plecenie stalkerów zmajstrowali sobie nie zawsze dawały radę uchronić całkowicie przed skaleczeniem, obtarciem czy siniakiem. Ale bez nich podróż musiała być o wiele bardziej nieprzyjemna a może nawet i niebezpieczna. Światło pewnie byłoby bardzo pomocne w takiej podróży. Jak nie do tego by zorientować się w przestrzeni i tych tunelowych zasadzkach to chociaż do tego by zobaczyć gdzie jest drugi człowiek. No ale mieli zakaz jego używania. I zostawało nasłuchiwać albo zgadywać.

Do tego dochodziły inne odgłosy. Gdzieś, skądeś. Niosły się z niewiadomo skąd. Stukoty, grzechoty, jęki, wycie. Trochę jakby odległe echo jakiś dziwnych mechanizmów. Trochę jakby jakiś wiatr, trochę jak jakieś wycie jakiegoś zwierzęcia albo może i jęki ludzi. Gdzieś dało się to słychać gdy na chwilę się ktoś zatrzymał i wstrzymał oddech. Obce, niepokojące, szarpiące napięte nerwy, wżerajace się w otumanione ciemnością umysły. Nie zapowadały nic dobrego. Instynktownie budziły jakieś atawistyczne odruchy ostrzegające przed bliżej niesprecyzowanym zagrożeniem.

Nick doprowadził swoją grupę na miejsce. Prawie całą. W końcu po nie wiadomo jak długiej i krętej podróży, może bardzo długiej a może bardzo krótkiej klaustrofobiczna rura się nagle skończyła. Wyszli w jakimś pomieszczeniu. Nick, też z ciężkim oddechem czekał i pomagał każdemu wyjść z rury. Pomógł Mervinowi, Sigrun i Michaelowi. Na ostatnią z grupy, bladolicę Keirę, się nie doczekali. - Tu odpoczniemy. Siedźcie cicho. - powiedział odchodząc od rury wciąż po omacku. Coś postukało, zachrobotało jakby przestawiał ktoś jakiś garnek czy coś podobnego. W końcu w ciemności błysnęło zbawcze światło. Chwiejny promień zapalniczki wydawał się niesamowicie jaskrawym światłem po tym całych mrokach podróży.

Przewodnik przytknął zapalniczkę do jakiejś świeczki. Zrobiło się trochę jaśniej. Nick schował zapalniczkę do kieszeni i postawił ją na jakimś stole. W świetle zapalniczki można było ogarnąć wzrokiem pomieszczenie. Nie było zbyt duże, raczej wąska klitka właściwie chyba ubikacja. W podłodze ział otwór rury przez jaką właśnie wyszli. Z przeciwnej stronie były drzwi. Stalker machnął ręką do trójki ze swojej wycieczki by poszli za nim. Sąsiednie pomieszczenie było większe. Wyglądało na jakąś sterówkę. Wszystko chyba jednak miało wartość złomu. Leżało ciche, martwe, zardzewiałe, ze śladami zacieków i przykryte kurzem.

To musiała być kryjówka stalkerów bo Nick podszedł swobodnie do jednej z szafek i otworzył ją. Z niej wyjął jeden plecak nie ruszając drugiego. Z niego jakiś woreczek. Z tym woreczkiem zaczął obchodzić pomieszczenie uważnie wysypując coś po obrzeżach, zwłaszcza przy drzwiach. Potem porozstawiał na obrzeżach kilka świeczek i zniczy. Światło nadało pomieszczeniu przyjemny, domowy ton chociaż świeczki bardzo dymiły i wydzielały dziwny zapach. Miały na sobie też dziwne wzory które dziwnie się mieniły jak od jakieś fluoroscencji czy podobnego zjawiska. Nick akurat skończył gdy od strony rury dały się słyszeć jakieś szurania i odgłosy. Stopniowo zaczęła nadpływać reszta grupki.

Keira się zgubiła. Nie wiedziała jak i kiedy. Gdy za którymś razem zatrzymała się by złapać oddech i trochę odsapnąć a potem ruszyła znowu czołgając się przed siebie z przerażeniem stwierdziła, że nie słyszy odgłosów przed sobą. Z początku jeszcze nie było tak źle. Próbowała nadgonić. No i rurą można było tylko iść do przodu. Nawet cofać się było trudno o wyminięciu kogoś nie mogło być mowy. Ale doczołgała się do pierwszego rozgałęzienia i stwierdziła, że nie ma pojęcia którędy teraz! Wokół panowała tylko ciemność a odgłosy jakie łowiła nic jej nie podpowiadały którędy teraz powinna się czołgać dalej. Jednak wkrótce, zaraz, i ciemne wieki potem doszły ją zbliżający się ciężki oddech za sobą. Abi. Dogoniła ją. I pokierowała. Trzepnięcie dłonią w lewą łydkę to skręt w lewo, w prawo to prawo. Przesunięcie w górę łydki ruch do przodu. I jakoś wyczołgała się w końcu z tej cholernej rury. A Abi zaraz potem. Byli w jakimś pomieszczeniu, w ubikacji chyba. Unosił się dziwny zapach chyba od dymu który wypełniał pomieszczenie jak rzadka mgła. Dawniej takie stężenie dymu powinno już dawno uruchomić alarm przeciwpożarowy. Teraz nic nie uruchamiało. Wewnątrz tej chyba dawnej sterówki był Nick i reszta jego grupy.

Dawid podobnie się zgubił. Był stanowczo za duży jak na ten sport. Zwłaszcza na zakrętach. W ciemnościach miał okazję przypomnieć sobie reakcję stalkerów na pytanie o godzinę. Chyba oboje byli rozbawieni pytaniem. “Burzowa”. Tyle Nick odpowiedział na pytanie o godzinę. A potem zniknął przeciskając się przez windę. Abi była tylko nieco bardziej wylewna. - Masz zegarek? No to miej. Zobaczysz jakie śmieszne rzeczy będzie pokazywał. - popatrzyła się na Australijczyka jakby szykował się jakiś świetny kawał z tym jego zegarkiem. Na razie zegarek chyba chodził dobrze. Nie miał pojęcia która jest godzina ale czas odmierzał. W ciemności jednak i zegarek i czas były czystą abstrakcją. W tej ciasnej rurze jednak wcale nie było mu do śmiechu. Stracił bezpośredni kontakt z czołgającą się przed nim przewodniczką. Nie mógł nadrobić tej straty. Za każdym razem gdy na prostych wydawało mu się, że nadrabia stratę albo chociaż nie zostaje w tyle to przy każdym zakręcie czy przewężeniu gdy już się przez nie przecisnął miał wrażenie, że odgłosy dziewczyny słabną. Gdyby podróż potrwała dłużej pewnie w końcu by ją zgubił. Ale na szczęście dotarli do mety. Metą okazała się jakaś wypełniona dymem i świeczkami sterówka. Trójka z pierwszej grupki i Nick musieli już chwilę mieć na złapanie oddechu by wyglądali tylko na brudnych, spoconych i przemoczonych ale oddychali już względnie normalnym rytmem. Abi i Keira musiały przybyć niedawno bo jeszcze ciężko sapały po tym wysiłku tak samo jak on.

Ostatnimi którzy dotarli do kryjówki byli Leila i Koichi. Azjata wpakował się do rury za długonogą brunetką. Nie należał do ułomków i ona też nie. I w tej morderczej podróży przez podziemną maszynkę do mielenia mięsa to miało się obrócić przeciwko nim. Tak samo jak zawroty głowy i szum w uszach jaki odczuwali właściwie od przebudzenia. Wydłużająca się ciemność i wysiłek zdawały się tylko potęgować te dolegliwości.

Okazało się, że mieli iść czy raczej czołgać się za Davidem. Ale stracili go z oczu jeśli można tak rzec gdy podróżuje się bez zmysłu wzroku. Jednak okazało się, że jednocześnie przeszkadzali i pomogli sobie nawzajem. Koichi dzięki specjalistycznemu treningowi mimo rozmiarów ponad średnią uliczną nadal poruszał się całkiem płynnie. Miał wrażenie, że dałby radę wyprzedzić czołgającą się przed nim kobietę. Ale w wąskiej rurze nie było na to miejsca. Musiał więc pełznąć za nią ale przynajmniej nie groziło mu, że ją zgubi. Prawie cały czas czołgał się tuż za nią. Ale w końcu stało się. W pewnym momencie stwierdził, że kompletnie nie ma pojęcia którędy iść. Odgłosy jakie do niego docierały nie pomagały mu ustalić kierunku marszu. Nie był pewny czy pochodzą od Dawida, tych co podążali przed nim, czy jeszcze od kogoś czy czegoś innego. Każdy z tych wariantów wydawał się być równie prawdopodobny. I wtedy to ona wybrała kierunek na zakręcie dając znać, że coś słyszy. Poczołgała się a on za nią. Przy kilku kolejnych zakrętach było podobnie. I wreszcie nagle rura skończyła się gdy wypełzli w jakiejś ubikacji. Dość mocno zaczadzonej jakimś dymem. Oboje wciąż mokrzy od wody i potu, brudni jak święta ziemia mogli dołączyć do reszty. Była już tam cała grupa Nicka oraz Abi, Keira i David z ich grupy. Brakowało jeszcze tylko Mariana i największego gabarytami z nich wszystkich, Joe.

- Zgubili się. Mięśniak co za dużo urósł i cwaniaczek co wie lepiej jakie mieć priorytety bo przecież zaczyna cudowną przygodę którą ja zaledwie przebywam 18-ty raz, więc cóż może znaczyć moja wiedza i doświadczenie przy jego łebskim rozumku. - Nick bez ostrzeżenia zaczął mówić otwierając puszkę z konserwą. Zerknął w stronę niewidocznego obecnie przez kłęby dymu miejsca gdzie powinno być przejście do toalety a dalej do rury jaką tu wszyscy przyszli.

- Więc powiem do tych co dotarli. Nie zmazujcie proszku. I nie gaście świeczek. Nie wyłaźcie poza dym. Bo zaczną dziać się złe rzeczy. Przekażcie dwóm zbłąkanym owieczkom jeśli dotrą. A póki co możecie rozmawiać i palić. Pić i jeść. Albo spać, co polecam najbardziej. Ktoś chce strugać bohatera dla zbłąkanych owieczek proszę bardzo. Wiecie gdzie jest wejście do rury. - Nick w międzyczasie usiadł na jakimś starym krześle i monotonnymi ruchami pochłaniał swoją konserwę. O czasu do czasu popijał z manierki. Mówił też monotonnym, zmęczonym, znudzonym albo znużonym głosem. Dym o jakim mówił chyba unosił się z zapalonych przez niego ogarków. Ale unosił się dość dziwnie. Wewnątrz pomieszczenia stopniowo unosił się przy ścianach kumulując przy suficie tworząc nieco łukowate sklepienie. Zupełnie jakby dym opływał jakiś niewidzialny dzwon wewnątrz którego się znajdowali. A parę kroków dalej, w tych starych, zapomnianych ubikacjach dym unosił się jak każdy zwykły dym czy mgła.

- Oj, Nick, no weź, coś im trzeba powiedzieć. - Abi westchnęła opierając się tyłkiem o biurko przy jakim mówił i konsumował konserwę jej partner. Spojrzał na nią z wyraźną niewiarą w oczach.

- Masz zadatki na dobrego Samarytanina to z nimi gadaj. Dobra, pokaż im jak ich tutaj widzą. - burknął w końcu, zdjął z szyi swój wisiorek i wręczył partnerce. Ta pokiwała głową i obejrzała zebrane twarze i sylwetki a Nick wrócił do konsumpcji konserwy.

- To są bariery, taki kamuflaż. Pomaga się ukryć. Ale się łatwo zużywa a nie da się zbyt dużo zabrać ze sobą dlatego używamy go tylko przy postojach. - Abi wskazując na świeczki i unoszący się z nich dym który kłębił się wokół niewidzialnej strefy.

- A ten talizman obrazuję różnicę między nami a wami. - stalkerka przystawiła wisiorek Nicka obok jego głowy jak jakieś wahadełko. Chwilę tak potrzymała a wisiorek, który wyglądał jakby miał zawieszone na sobie jakąś kulkę, pogiętego drutu chwilę tak wisiał aż się prawie całkiem uspokoił i znieruchomiał.

- W sumie ten trik jest bez sensu. Zawsze i tak uważają, że machamy tym wisiorkiem by ich zbajerować. - Nick skrzywił się, machnął niezbędnikiem i pokręcił głową z niechęcią i znowu wyglądało jakby przerabiał ten scenariusz nie po raz pierwszy.

- Ale może po kawałku coś, do kogoś dotrze. Zanim będzie za późno. - Abi z kolei zdawała się podzielać jego wątpliwości ale chyba chciała zakończyć tą myśl mniej pesymistycznie. W międzyczasie przystawiła wisiorek do swojej głowy. Tam wahadełko zachowywało się podobnie jak przy drugim stalkerze czyli było prawie nieruchome. Przewodnik mozolnie zjadający konserwę pokręcił znowu głową, wyraźnie nieprzekonany, że ta próba przyniesie jakiś wymierny efekt i wciąż zdawał się zajęty jedzeniem bardziej niż tym co się działo w pomieszczeniu. Aby w tym czasie podchodziła do każdego z hibernatusów. I za każdym razem wahadełko nie było takie spokojne. Widać było wyraźne ruchu zawieszonego na łańcuszku kulki z drutu. Do tego w środku coś chyba było bo stukało tam zmieniając perforowaną kulkę z drutu w cichą grzechotkę. Odgłos choć cichy to jednak był niepokojący. Zwłaszcza przy czarnowłosej kobiecie i przy Azjacie wydawał się reagować żwawiej.

- No i tak was widzi strefa. Chcecie to wierzcie, nie to nie. I dlatego jesteście dla nas zagrożeniem. Bez was mamy większe szanse. A do tego zaczyna się burza. Tu mamy szansę, że ją przeczekamy w ukryciu. Te dwie zgubione owieczki są na odkrytym terenie i świecą po gałach strefowcom jak japońska wycieczka. - powiedział Nick pierwszy raz podnosząc głowę i patrząc na zebrane twarze. Skończył widocznie swoją konserwę bo odłożył pustą już puszkę i zaczął czyścić swój niezbędnik. Abi gdy skończyła pokaz wróciła do biurka oddając wisiorek właścicielowi. Nick zaś sięgnął do plecaka i wyjął z niego śpiwór szykując się chyba o snu.


---



Podziemna rura, chłodnawo, oświetlenie: ciemność



Zgubili się. Weszli do tej cholernej rury. Marian po tym Azjacie a Joe za nim. Od samego początku było trudno, zwłaszcza dla mocarnego Joe. Jego wymiary wybitnie nie były dostosowania się do tak długiego, przeciskania się przez taki betonowy flak. A każdy zakręt czy przewężenie przez jakie trzeba było się przeciskać to była katastrofa. Pełna wstrzymywania oddechy, zaciskania zębów i przeciskania się kawałek po kawałku. Gdy dzięki swojej wytrzymałości i sile zdołał coś odrobić ze straty to natrafiał się kolejny zakręt. I kolejny. Każdy kilogram i centymetr ciała i sprzętu okazywał się tu wrogiem. No i wreszcie gdy udawało mu się dogonić Polaka który był w niewiele lepszej sytuacji to znów natrafiali na jakąś przeszkodę która ich rozdzielała. Ta totalna ciemność ogłupiająca umysł nie pomagała na tą kręciołę jaką mieli od czasu wybudzenia z kilkudziesięcio letniego kriosnu. Zdezorientowane zmysły mamiły nadwyrężony umysł. Odgłosy wydawały się płynąć jak spod wody, ściany wydawały się ugniatać albo na odwrót, ścieśniać gdy akurat przez nie się przeczołgiwali. Czasem zdawało się, jakby byli tuż za resztą grupy po to by za chwilę słyszeć tylko marne echo nie wiadomo właściwie czego. Zresztą czasem? W tych ciemnościach metry i minuty miały symboliczne znaczenie. Ile minęło czasu? Minuty? Kwadranse? Godziny? A ile metrów? Kilkadziesiąt? Kilkaset? Kilka tysięcy? Bez żadnych punktów orientacyjnych nie było żadnego zaczepienia dla umysłu by złapać jakąkolwiek skalę. No i wreszcie to do nich dotarło. Zgubili się. Marian doczołgał się do jakiegoś skrzyżowania i miał dwie drogi. Prosto albo w bok. I kompletnie nie miał pojęcia którędy poszli inni przed nim. Tuż za nim był Joe który był w tej samej sytuacji.

- Chcecie to idźcie schodami czy gdzie. My idziemy tędy. - Abi, podobnie jak Nick, absolutnie nie zabraniała nikomu niczego jeśli chciał działać na własną rękę.Wskazała nawet zachęcająco i na otwarty awaryjny właz windy jaki otworzył w suficie Joe. Jak i na schody na klatkę schodową albo zostać w ogóle w schronie. - O. Młody wilk co? Facet z ikrą tak? - Nick popatrzył na twarz plującego mu pod nogi Polaka. Chwilę mierzyli się wzrokiem z bliskiej odległości jak para bokserów przed walką. Potem uniósł do góry palce i powtórzył twixowy gest. Marian wyczuwał, że facet, tak samo jak on, nie należy do słabych charakterów i byle spojrzenie tak samo jak na nim, wrażenia większego nie zrobi.

Ale to było “wcześniej”. Tam w świecie świateł i schronów. Wcześniej, kiedyś, wieki temu, w innym świecie. Teraz we dwóch byli sami, ze swoim dobytkiem w tej cholernej rurze kompletnie nie mając pojęcia którędy poszli poprzednicy. Zmęczenie i psychiczne i fizyczne było wyraźnie odczuwalne, ciała były oblepione potem a usta wyschnięte od popiołu i kurzu połykanego się do tej pory. Do tech te cholerne zawroty głowy i dziury w pamięci. Szum w uszach wydawał się coraz bardziej przypominać jakiś pomruk z bliżej nieokreślonego kierunku.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline