Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2018, 13:06   #18
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Godzina 292015152SY

Uciekając przed szkołą kosmicznych ryb, Eddie schronił się w pobliskiej, nieco bardziej zawiłej chałupie. Chowając się na jej najwyższym piętrze, przemytnik był w stanie zobaczyć, jak uwięziona rybka w końcu przegryzła trójząb, wpływając po schodach. Pozostałe przypłynęły za nią. Nie wyczuwając obecności Eddiego, większość stworzeń rozproszyła się, choć niektóre zamiast tego próbowały pożreć się nawzajem. Ostatecznie jednak kreatury nie powróciły do swoich piaszczystych kryjówek: wybudzone uporczywie szukały czegoś, co mogłyby spożyć.
Patrząc w odmęty kwaśnego oceanu, Eddie spostrzegł znowu olbrzymią rybę. Mniej-więcej na środku jej tułowia zabłyszczało jakieś światło. Ryba została rozcięta na pół, uwalniając ze swojego wnętrza nagą kobietę z medalionem na szyi, oraz wyraźnie rannego Victora.
Niebieskoskóry ruszył w stronę rozerwanego na pół wielkiego kseno. W końcu uwolnił się od gromady większych stworzeń, mógł więc udzielić wsparcia Corvusowi. - Potrzebuję trójzębu w połowie drogi między mną i Victorem - zakomunikował. Niezależnie od tego, co obecnie działo się na statku, musiał przynajmniej zapewnić szlachcicowi możliwość odwrotu. Opcję, z której pewnie nie skorzysta.
Zamiast otrzymać broń, Eddie usłyszał odpowiedź od Karasu:
- Lu jest nieprzytomna, nie mogę obsłużyć tego sprzętu. Staram się ją ocucić, więc musisz sobie radzić sam. -
- W takim razie osłaniam Victora - odparł krótko niebieskoskóry, płynąc tak, by usadowić się między nieznaną kobietą i dowódcą zespołu.
Ledwo Eddie zaczął zbliżać się do Victora, a ten wystrzelił w powietrze. Uwalniając swoją laserową energię z kończyn, inkwizytor odleciał z dala od pola walki, wylatując przez taflę kwasu ku bezpieczeństwu.
- Corvus, co z nią? - niebieskoskóry wolał znać opinię swego przełożonego. Nie był świadkiem toczącej się w brzuchu wielkiej ryby bitwy, a stado pomniejszych kseno zajmowało go wystarczająco, by nie miał możliwości skutecznie przysłuchiwać się wydarzeniom.
Mimo wszystko ruszył w jej kierunku, chcąc oderwać unoszący się w kwasie medalion.
- Ma jakiś medalion który natychmiastowo leczy rany. Ale trucizna Karasu działa. Jeśli masz okazję to urwij jej łeb i zabierz medalion. -
Gdy Eddie zbliżył się do bezwładnie opadającej kobiety, ta uśmiechnęła się w jego stronę. Zza jej pleców wyłoniły się cztery świetliste kule energii.
- Syntetyk zaczął o sobie gadać per “my”. Zostanę tu chwilę i przypilnuje obojga. Eddie ta piratka dysponuje siłą jakiej jeszcze nie spotkałem. Zachowaj ostrożność. - Zakomunikował przez słuchawkę niebieskoskóremu Victor.
- I co, będziesz tak sobie żyć w morzu kwasu? Zajebisty plan - krzyknął niebieskoskóry płynąc w stronę kobiety. Spędził w tym kwasie kilka godzin, nieszczęsny kombinezon zaczynał ograniczać jego ruchy w coraz mniejszym stopniu. Eddie nie mógł być pewien, czy odzyskiwana przez niego zręczność jest efektem rosnącej pewności siebie w wypełnionym kwasem oceanie, czy też jego zmysły powoli przyzwyczajają się do nałożonych na ciało ograniczeń.
Z drugiej strony… Spędził wystarczająco dużo czasu w najgorszych więzieniach pewnej galaktyki, by nauczyć się przystosowywać do trudnych warunków jeszcze szybciej niż przeciętny przedstawiciel jego rasy. Cifer lubił utrzymywać zainteresowanie widzów na stałym poziomie, to zaś spadało nieustannie, gdy tylko zaczęli się przyzwyczajać do danej atrakcji.
Eddie nie miał wątpliwości - rok spędzony jako gladiator w pełni sprywatyzowanych więzieniach utrzymujących się z… bardzo oryginalnej pracy co bardziej utalentowanych więźniów, wzmocnił jego ciało. Właściwie, musiał to zrobić, w innym wypadku albo nadal siedziałbym na VX-12, albo zwyczajnie zmarł i został sprzedany na całkiem użyteczne organy. Ponoć odbyty więźniów były towarem luksusowym.
Jego ciało odczuwało jakieś efekty otaczającej ich cieczy. Niewątpliwie była gęstsza niż powietrze, a co za tym idzie - wszystkie ruchu w niej wykonywane były trudniejsze i bardziej męczące. Nie mógł być pewien w jakim stopniu efekt ten wpływa na nagą przeciwniczkę Victora, zapewne nie w tak wielkim jak na odzianego w skafander ryboczłeka, jednak wystrzelone przez nią pociski również musiały pokonać tę barierę.
Mimo wszystko zamierzał zbliżyć się do kobiety i oderwać jej medalion.
Gdy tylko Eddie ruszył w stronę kobiety, jedna z kul wystrzeliła laserem. Chcąc być pewnym, że jego kombinezon zostanie cały, niebieskoskóry wykonał silny unik w bok. Ruszył dalej do przodu po wystrzale, wobec czego poleciał na niego następny pocisk. Sytuacja ta powtórzyła się potem jeszcze raz, przez co w efekcie Eddie prawie w ogóle nie zbliżył się do kobiety. Została jej ostatnia kula i w tym momencie wstrzymała ogień. Przemytnik za to spostrzegł, że jego "koledzy" zainteresowali się wystrzeliwanym światłem. Wcześniej zwalczane kosmiczne ryby zaczęły płynąć na dwójkę z każdej strony.
- Jak sytuacja na mostku? Jakaś broń by się przydała - stwierdził Eddie. Raz jeszcze spróbował zbliżyć się do kobiety, tym razem jednak miał ku temu zupełnie inne powody. Widział chociaż ułamek zdolności ofensywnych przeciwniczki, kilka minut wcześniej miał wątpliwą przyjemność doświadczyć uciążliwości stada kosmicznych ryb.
Jeśli niebieskoskóry miał przetrwać bez pomocy z zewnątrz, musiał wykorzystać coś więcej niż tylko swoje własne umiejętności. Niestety, ewentualny stwórca, bądź też zwyczajnie natura nie wykształciła w nim ofensywnej iskry. Musiał więc myśleć, odnosić się do obecnej sytuacji i ufać swoim instynktom. W tym momencie sprowadzało się to do wykorzystania niedawno zawartej
“znajomości” z ksenorybami.
Eddie planował markować próby zbliżenia się, by usytuować się w linii: przedstawiciele fauny – naga piratka – rekolektor. To powinno dać mu chwilę wytchnienia i możliwość skutecznego ataku.
Eddie zwabił płynącą w jego kierunku rybę. Szybkim unikiem zszedł z jej toru, sprawiając, że ta popłynęła prosto na Zilvę. Piratka wyciągnęła do przodu rękę: ryba odgryzła ją i popłynęła dalej. Inna z ryb złapała kobietę za nogę, odgryzła ją i uciekła. Ciało kobiety krwawiło i nie odnawiało się. Przynajmniej dopóki trzecia kreatura nie wgryzła się w jej bok, odgryzając spory kawał mięsa i raniąc jej serce. Wtedy medalion zaświecił jaśniej i całość żeńskiego organizmu natychmiast się odtworzyła. Eddie nie miał okazji skorzystać z tego zamieszania, ponieważ trzy ryby nadciągały na jego flankę niesamowicie prędko.
- Eddie musiałem unieszkodliwić Karasu. Lu jest dalej nieprzytomna, a ja nie potrafię obsłużyć sprzętu. - Zakomunikował przez słuchawkę Corvus.
- I zapewne nie zamierzasz się przebrać w drugi kombinezon i wracać do kwasu? - zapytał krótko niebieskoskóry. Obecnie miał wiele pilniejszych problemów. Przynajmniej cztery, z czego trzy płynęły w jego stronę nieco szybciej niżby tego chciał.
Szczęśliwie dla rekolektora, Eddie był przyzwyczajony do poruszania się w kwasie bardziej niż podczas ich ostatniego spotkania. Poprzedni, niewątpliwie krótki romans z gromadą, był równie zajmujący co pouczający. Daleko jednak było mu do pewności siebie, zwłaszcza gdy znajdująca się przed nim kobieta pozornie była a-śmiertelna. Nie, niewątpliwie nie była nieśmiertelna, jej organizm musiał być daleki od tego. W przeciwnym razie nie tyle nie znalazłaby się tutaj, co raczej mogłaby pokonać całą tą ekspedycję w kilka sekund.
Eddie kładł nieco większy nacisk na ryby niż na kobietę, zamierzał uniknąć jednego, bądź dwóch stworzeń i zadać kilka mocnych ciosów tej ostatniej. Każdy manewr miał być głównie zejściem z linii ataku, tak by przepuścić kseno na piratkę.
- Z początku nie miałem, ale słysząc twoje wołanie o pomoc nie mam wyjścia. - Rzucił prześmiewczo Victor przez słuchawkę.
Eddie przeczekał napływ ryb, aby zrobić fikołka nad nimi, uderzając nogą w środkowe stworzenie. Impet uderzenia był wystarczający, aby Eddie odczuł pod butem pęknięcie ości. Nie zabiło to kosmicznej ryby, ale uciekła ona czym prędzej w muł.
Ryby które spudłowały, zawróciły niemal natychmiast, znowu kierując się na Eddiego w linii prostej. Ich niewielkie mózgi powodujące prostotę zachowania sprawiały, że celowe przekierowanie ich w stronę piratki było uporczywe i tym razem okazało się nieskuteczne. Niebieskoskóry mógł bez trudu przerzucać stworzenia z jednej swojej flanki na drugą, ale jeżeli będzie chciał przekierować tor lotu kreatur o kilkanaście stopni, tak aby w końcu popłynęły na Zilvę, będzie zmuszony wykonać przynajmniej kilka takich przeskoków. Zilva z kolei korzystała ze swojej chwili przerwy aby wytworzyć nowe kule energii. Kątem oka Eddie widział też, że dziewczyna coraz lepiej wywija nogami. Czymkolwiek Karasu ją trafił, przestawało to dawać efekty.
Widząc jak wątpliwa przewaga rekolektora nad żyjącą poza prawem piratką nieustannie zmniejszała się, a niebieskoskóry stawał przed coraz trudniejszym wyborem. Jeśli ten amulet jest celem misji, nie mógł nie skorzystać z tej okazji. W innym przypadku mógł mieć możliwości podobne do tych posiadanych przez serce Zacharego Sheepa. Niezależnie od tego, która z opcji była bliższa prawdzie – wartość monetarna wisiorka była zastraszająco wysoka. Z pewnością ilość zer w kosmicznej transakcji byłaby wystarczająca by uciszyć nawet sumienie Victora.
Eddie mógł więc albo ryzykować utratę życia w zamian za olbrzymie zyski, albo uniemożliwić wykonanie tego zadania zespołowi. Druga opcja przynajmniej na razie nie wchodziła w grę.
Niebieskoskóry zaczął nieznacznie przybliżać się do Zilvy.
Najbardziej oczywistym rozwiązaniem zdawało się tymczasowe zwiększenie współpracy z atakującymi go rybami. Ty razem po każdym uniku zamierzał uderzyć kseno tak, by te poleciały kilka metrów w stronę piratki.
Niestety, strzelone w bok ryby tylko zawracały z powrotem na niebieskoskórego. Uderzone drugi raz, zwiały. W mniejszych ilościach kreatury okazały się stosunkowo niegroźne nawet bez trójzębu. Problemem był faktyczny przeciwnik.
W międzyczasie, gdy Eddie próbował pięściami przekonać ryby do ataku kobiety, ta wylądowała na skalnym dnie żrącego oceanu. Miała przy sobie pięć kul energii i bez słowa przyglądała się Eddiemu. Ten z kolei też nie reagował, czekając na gwarantowane wsparcie. Po kilku minutach do wody wpadł Victor, w pełni uzdrowiony i ubrany w nowy kombinezon. Para miała teraz przewagę liczebną nad piratką, która zmarszczyła brwi.
- Nie możemy jej atakować gdy te kule są wokół niej. Jej pociski są diabelnie szybkie. Jesteś ode mnie zwinniejszy więc zmuś ją do “wystrzelania się”, ja w tym czasie skupię energię i strzelę raz, a dobrze. Pasuje? - Kapitan drużyny na szybko obmyślił plan działania, jednak chciał też znać zdanie niebieskoskórego. Rzucił w jego stronę też trójząb tak, by Eddie bez problemu mógł go chwycić.
- Widziałeś jak korzysta z więcej niż pięciu sfer? - zapytał, łapiąc broń. Ruszył w stronę piratki wyraźnie szybciej niż ostatnio. Tym razem nie musiał kłopotać się ani z rybami, ani z samym medalionem. Miał za zadanie tylko ściągnąć na siebie uwagę przeciwniczki. - Jeśli otrzyma wystarczającą ilość ran by umrzeć, medalion ją zregeneruje. Powinniśmy mieć wtedy jakąś sekundę na działanie - dodał, skupiając się na nadchodzących atakach.
Jeśli będzie miał okazję - czy to za sprawą wspomnianej wcześniej chwili wrażliwości, czy to w wypadku, w którym Zilva zaatakuje Corvusa, postara się zerwać z niej naszyjnik trójzębem.
Kobieta machnęła rękami szeroko na boki. Kule rozeszły się po okolicy, a zbliżający się Eddie szybko zdał sobie z czegoś sprawę: jeżeli zbliży się na tyle aby zaatakować kobietę, nie będzie widział, skąd nadejdą ataki. Piratka pływała teraz tylko nieco wolniej od niego, wyraźnie mniej letargicznie niż poprzednio i starał się trzymać niebieskoskórego w linii z inkwizytorem, tak jak Eddie wcześniej bawił się z rybami.
- Płyń w górę, sam zejdę niżej by musiała zdecydować - zakomunikował niebieskoskóry. Wyraźnie zbliżył się do dna, chcąc ograniczyć kierunki, z których mógł nadejść ewentualny atak. Zamierzał dążyć do sytuacji w której znajdzie się niemalże bezpośrednio pod nią, a większość ataków wykraczających poza jego pole widzenia musiałaby wychodzić z samego dna.
Jeśli uda mu się zbliżyć na tyle by zaatakować trójzębem, zrobi to. W przeciwnym wypadku będzie kontynuował ten taniec, walcząc o lepszą pozycję do strzału dla Victora. Chwilowo celem było uzyskanie przewagi wyższego usytuowania szlachcia.
W słuchawkach dało się usłyszeć Karasu, który rzekł - Panowie, robię Wam mały zrzut zaopatrzenia. - przekazał pewnym głosem medyk.
Victor podpłynął wyżej, nie przestając ładować energii. Ciepło zgromadzone w jego rękach zaczęło generować chmarę pęcherzyków gorącego powietrza. Miał tylko nadzieję że jeden strzał wystarczy. Widząc jednak jak kule Zilvy łądują się energią zakrzyknął do niebieskoskórego. - Eddie uważaj nadlatują! -
Oczywiste było, że kobieta zaatakuje. Na radę Victora, Eddie odskoczył. Zmuszony był polecieć do tyłu po skośnej, aby uniknąć potencjalnych ataków podłużnych. Po pierwszym strzale od razu miał miejsce drugi. Eddie nie zdążył zareagować, i to właśnie go uratowało. Strzał wycelowany był niedokładnie, z założeniem, że przemytnik przypadkiem w niego wejdzie. Szczęśliwie tego nie zrobił.
Trzecia kula wystrzeliła w Victora. Ładujący energię przywódca musiał rzucić się w bok, lekko go to rozkojarzyło, zmniejszając skutki jego zmagań. W tej też krótkiej chwili nie zdążył spostrzec i ostrzec Eddiego przed kolejnym strzałem. Eddie, szczęśliwie, oglądał się za siebie, biorąc pod uwagę, że był już właśnie pod ostrzałem. Zdążył zareagować, jednak trochę zbyt wolno. Laser odstrzelił mu dłoń. Lewą, na czysto. Nic, czego nie da się odnowić odrobiną technologii, ale w żaden sposób nie było to przyjemne.
- Kurwa - niebieskoskóry musiał odreagować ból, który przeszył jego ciało. Błyskawiczna i tymczasowa amputacja nie była niczym przyjemnym.
Ponadto, gdy Eddie w końcu przestał być unieruchomiony przez bombardowanie, Zilva znajdowała się znów z dala od niego. Cały swój wolny czas wykorzystywała na odpłynięcie. Mimo wszystko para skończyła z dwoma małymi krokami do przodu: Victor był gotowy do nieco potężniejszego strzału, a do wody w okolicy walczących, wpadły trójzęby. Dwa w pobliżu Eddiego, trzeci nieco bliżej piratki, która zawiesiła na nim wzrok.
W słuchawkach dało się usłyszeć Karasu, który poinformował Eddiego i Victora, że Lu żyje i udaje się na okręt.
- Ładuj dalej, chwilę powinienem wytrzymać a przynajmniej ją ściągniesz na chwilę - stwierdził niebieskoskóry. Najwyraźniej ból, który emanował z jego lewej dłoni, pozwalał zapomnieć o niezbędnej wewnątrz cesarstwa etyce. Adrenalina nadpisywała jego relacje.
Zacieśnił chwyt na trzymanym trójzębie, następnie rzucił nim z całej siły w stronę jednego z bliższych przeciwniczce skupisk mułu oraz, potencjalnie, ryb. Podobnej czynności dokonał z drugą sztuką broni. Dopiero trzecią zostawił przy sobie. Czekał na reakcję kobiety, chcąc wykorzystać powstałe zamieszanie jako okazja do zbliżenia się.
Victor skinął głową i skupił się jeszcze bardziej by przyśpieszyć gromadzenie energii. Potrzebował jeszcze odrobiny czasu. Poczuł ulgę wiedząc że przełożona się pozbierała. Wokół byłego szlachcica zaczęły buzować pęcherzyki powietrza, a on sam emanował czerwonym światłem.
Pierwsza dzida nie wywołała żadnej reakcji. Za nim druga doleciała do mułu, Zilva zdążyła pochwycić ostatni z trójzębów. Z tumanów podbitego pyłu wyłoniły się w końcu cztery ryby. Trzy rzuciły się na piratkę, czwarta zaczęła płynąć na Eddiego. Czarnowłosa uśmiechnęła się i zaszarżowała na Victora.
Widząc to Victor postanowił zaczekać do ostatniej chwili by Zilva nie miała szans na unik. Wtedy to wystrzeli w piratkę wszystkim co miał, zmazując jej z pyszczka uśmiech, albo i ją całą.
Jednoręki Eddie rzucił się w pogoń za piratką, dostosowując jednak wysokość na jakiej płynie do linii strzału swego przełożonego. Niebieskoskóry liczył na sukces, nie zamierzał jednak stać się uosobieniem bandyty o tej samej ilości ukróconych kończyn. Nie zamierzał ryzykować śmierci by ewentualnie zdobyć ten klejnot. Może i wybrał niebezpieczną ścieżkę zawodową, nie był jednak głupcem.
Unikając sytuacji w której Zilva mogłaby usytuować się w jednej linii z Eddiem i Victorem gonił ją, czekając na moment wystrzału. Dopiero gdy zebrana energia opuści ciało Corvusa i zmusi naszyjnik do całkowitej regeneracji kobiety, niebieskoskóry zaatakuje trójzębem tak, by oderwać biżuterię od piratki. Następnie kopnie truchło z całych sił, chcąc stworzyć dystans między sobą i przeciwnikiem.
Plan był dosyć prosty, bazował jednak na poczynionych wcześniej obserwacjach. Jeśli regeneracja była faktycznie efektem wynikającym z unoszącego się między jej piersiami medalionu, to nie mogła dowolnie zmieniać jego działania. Przedmiot powinien aktywować się po spełnieniu konkretnych warunków i pozbawić ją możliwości ruchu na mniej-więcej sekundę. Po tym czasie powinna być w pełni sprawna. W praktyce więc Eddie będzie miał właśnie tyle czasu by zerwać naszyjnik i odepchnąć jej truchło.
Wstęga lasera oślepiła zgromadzonych czerwonym światłem, wypalając ciało Zilvy, jak i goniących ją ryb. Światło medalionu rozgorzało w sekundy po kontakcie kobiety z wiązką, a jej ciało natychmiast zaczęło nadrabiać ubytki: szybciej niż je otrzymywało. Była to relacja bardzo podobna do reakcji skóry kobiety i kwasu. Jeżeli coś miało ją zabić, to medalion zapobiegał temu zawczasu. Biorąc pod uwagę jej szarżę, była świadoma tego faktu.

Tym, czego piratka nie przewidziała, była ograniczona wytrzymałość cesarskiego uzbrojenia. Dążący w kierunku serca Victora trójząb rozpłynął się w rękach kobiety, nim ta zdążyła go drasnąć. Dodatkowo Eddie wykorzystał swój, zrywając medalion z szyi kobiety. Jego włócznia również się rozpłynęła, ale przedmiot został odrzucony, i opadał w kierunku dna. Kobieta gorączkowo rzuciła się za nim, jednak po krótkiej chwili otworzyła usta w krzyku zaduszonym przez kwas wypełniający jej płuca. Bez regeneracyjnych zdolności medalionu nie była w stanie znieść żrących właściwości kwasu.

Ten obrót spraw nadszedł w idealnym momencie. Ręka Eddiego została wyżarta już do łokcia. Ponadto zaraz po jego pchnięciu trójzębem, ostatnia z ryb wgryzła się w jego kostkę. Szybkie kopnięcie drugą nogą odstraszyło kreaturę, rana jednak pozostała. Nie wspominając już o tym, że z kombinezonu jako takiego już niemal nic nie zostało. Przez cienką warstwę materiału Eddie zaczynał czuć ciepło otaczającego go kwasu.

- Dobra robota, Corwus - niebieskoskóry odetchnął z ulgą. Gromadzące się na jego ciele rany przestawały być przyjemne. Niebezpieczeństwo otoczenia było coraz bardziej odczuwalne. Eddie złapał jedyną ręką za uzdrawiający medalion i zaczął płynąć do góry. Jeśli dobrze rozumiał, nie mieli tutaj wiele więcej do roboty. Zdobyli najważniejsze co było do zdobycia, zasłużyli na trochę odpoczynku.
- Wracamy? - spytał, płynąc już w stronę statku.
- Wracaj, ja jeszcze zrobię post scriptum Zilvie. - Po tych słowach zaczął płynąć w stronę Piratki. Gdy już będzie wystarczająco blisko ułoży dłoń w pistolet i pojedynczym cieńkim promieniem przestrzeli jej płat czołowy, upewniając się że liderka piratów już nigdy więcej nie będzie zagrażać cesarstwu.
 
Fiath jest offline