Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2018, 13:06   #19
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Corvus nie miał się najlepiej. Kobieta pomimo częściowego paraliżu zdołała się od niego oddalić, a kwas przedzierał się przez ciało inkwizytora. Kombinezon był dość ciasny, więc kwas nie rozlewał się w jego wnętrzu. Mimo wszystko, w miejscu dziury na ramieniu Victor mógł obserwować, jak jego skóra rozpływa się, ukazując włókna mięśni.
Na rundę drugą piratka mogła liczyć, to nieuniknione. Teraz jednak Victor postanowił zastosować pewną sztuczkę którą zobaczył u Zilvy. Chcąc jak najszybciej dostać się na platformę, użył swojej iskry, by wystrzeliła ze stóp i rąk, tworząc swoisty napęd. Jeśli włoży w to wystarczająco mocy będzie się poruszał szybciej niż miałby płynąć.
W tym czasie uzbrojony w snajperkę Karasu znajdował się na platformie. Syntetyk usłyszał łupnięcie, po czym osłabł. Wigor, jaki w sobie wyczuwał, zniknął. Chłopak czuł się, jak gdyby dopiero co wstał z łóżka po zdecydowanie za krótkim śnie. Powoli cucąc się, Karasu dostrzegł Lu leżącą na ziemi. Kobieta była prawie nieprzytomna. Oddychała bardzo powoli, miała zamknięte oczy i ściskała swoją przedziwną książkę.
- Zastrzel ją. - odezwał się Häyhä. - Najlepsza okazja. Nie wmówisz mi, że jej ufasz. Od kiedy iskry znajdują się w książkach? To jakaś wiedźma. - sugerował snajper. - Ta cała misja, jak i pozycja tej kobiety, są bez sensu. Ktoś was wykorzystuje. Gdyby cesarstwo chciało jakieś coś, pewnie wysłaliby całą armię i pozabierało wszystko siłą, albo rozwaliło planety razem z artefaktami. - argumentował.
Medyk nie wiedział co zrobić. Głos w jego głowie był wyjątkowo intensywny i natarczywy. Najgorsze, że zwyczajnie miał rację, a przynajmniej tak w tym momencie wydawało się Karasu. Nie wiedząc co zrobić wyciągnął z wewnętrznej kieszeni starą monetę, prawdopodobnie pochodzącą z dawno zapomnianej, słowiańskiej Polandii. Syntetyk w takich sytuacjach zdawał się bowiem na los. Rzuci monetą i jeśli wypadnie orzeł, to nie strzeli do Lu. Gdyby jednak miała wypaść reszka, medyk posłucha głosu snajpera.
Moneta została wprawiona w ruch, kronikarz obserwował jej lot bez emocji, gotowy przyjąć to, co przyniesie fortuna. Ta okazała się litościwa dla Lu, bowiem wypadł orzeł. Karasu odetchnął z ulgą, bowiem nie chciał na takim etapie dekapitować pani admirał. Wiedział bowiem, że jeszcze przyjdzie pora na takie drastyczne ruchy. Simo nie był jednak zadowolony z obrotu spraw i dał temu wyraz, starając się przejąć kontrolę nad ciałem.
O dziwo udało mu się sporo zdziałać, siłą woli zmusił syntetyka do wycelowania w Lu, po czym nacisnął spust. Snajper zapomniał jednak o tym, że magazynek był pusty, bowiem Karasu przywlókł ze sobą jedynie trzy pociski. Wszystkie z kolei wystrzelił w przeciwniczkę Victora, więc teraz broń była bezużyteczna. Medyk wykorzystał okazję i wykorzystał całą swoją energię na stłamszenie niesfornej duszy. Dwie porażki pod rząd wystarczyły, by Hayha nie miał siły na dalszą walkę. Wycofał się w głąb syntetyka, nazwał go mięczakiem i obiecał, że jeszcze nie skończył sprawy z Lu.
Medyk z kolei uspokoił drżenie rąk i podszedł do ciała admirał. Nie miał przy sobie narzędzi, wszystko leżało na statku. Najpierw sprawdził jej oddech - był równy. Położył dłoń na czole, Lu miała lekko podwyższoną temperaturę, ale nic ponad to. Jej stan wskazywał na ogólne wycieńczenie organizmu, wywołane sporym wysiłkiem. Kusiła go książka, ale był przekonany, że nie uszedłby z życiem, gdyby ją tknął. Zamiast tego pobiegł do statku po amunicję, apteczkę oraz napój proteinowy. Od kiedy badał Eddiego, starał się zawsze mieć kilka butelek na pokładzie.
Gdy Karasu zbiegł z powrotem na platformę ze swoim zestawem pierwszej pomocy nieprzytomnym, w jego słuchawce rozbrzmiał głos Eddiego:
- Potrzebuję trójzębu w połowie drogi między mną i Victorem -
Był jednak mały problem. Poprzednie trójzęby wyrzucał robot nastawiony przez Lu. Eddie od tamtej pory dość sporo się poruszył i jeszcze chował wewnątrz struktur. Maszyna była rozkalibrowana i nie zareagowała na zawołanie. Ktoś musiał ją ponownie nastawić, a Karasu był jedyną dostępną osobą. Nie miał jednak nawet pewności, czy Louise kontrolowała ten proces pilotem, czy laptopem.
I znowu wszystko na głowie medyka. Karasu nie miał zielonego pojęcia, który mechanizm odpowiada za co, dlatego nie był w stanie pomóc Eddiemu. Rzucił więc do słuchawki - Lu jest nieprzytomna, nie mogę obsłużyć tego sprzętu. Staram się ją ocucić, więc musisz sobie radzić sam. - przekazał niebieskoskóremu. Syntetyk wiedział również, że sytuacja Victora nie jest najlepsza, dlatego przekazał byłemu arystokracie - Victorze, jestem w stanie dostrzec Cię w tym gównie, ale mój strzał byłby bardzo niepewny. Postaraj się podpłynąć wyżej, jeśli mam Cię sięgnąć moimi nanobotami. - rzekł do sojusznika, po czym odwrócił się do Lu. Wiedział, że ocucenie jej było kluczowe w tym momencie - potrzebował bowiem informacji. Ze swojej apteczki wyciągnął nieco białka, które od razu pochłonął, licząc na to, że syntetyczne ciało się zregeneruje i otępienie szybko przejdzie. Wyciągnął również amoniak, który przyłożył do nozdrzy admirał. Był przekonany, że stara metoda powinna skutecznie wydobyć Lu z letargu.
Pod wpływem amoniaku Louise delikatnie rozwarła oczy oraz wykonała kilka silnych wydechów przez nos, mimowolnie protestując przed drażniącą substancją. Karasu widział jednak, że kobieta jest nieobecna. Wyglądała na sparaliżowaną, a w ledwo otwartych oczach medyk spostrzegł błękitne naleciałości. Białko w oczach kobiety zaczęło zmieniać kolor. Nie był to objaw, z którym kronikarz miał jakiekolwiek doświadczenie. W swoich czasach poznał jednak wiele przypadków niewyjaśnionych chorób i efektów ubocznych wywoływanych przez używanie niektórych artefaktów, bądź nadużywanie iskier. Przypadki te były unikalne, a część z nich można było wyjaśnić efektami, jakie magiczne moce wywoływały na ciało, nadużywając możliwości biologicznych ciała u super siłaczy, czy magicznych biegaczy. Biorąc jednak pod uwagę abstrakcyjne efekty mocy Lu, to jest zwiększenie fizycznych możliwości drugiej osoby, co nie powinno być w żaden sposób możliwe, Karasu nie był w stanie połączyć stanu kobiety z tym, co mogło wyprawiać jej ciało podczas czarowania.
Nie mając większego wyboru, zwyczajnie wbił w jej ciało ampułkę z nanobotami leczącymi, mając nadzieję, że chociaż to odciąży jej organizm oraz poprawi sytuację. Karasu nie miał bowiem czasu na zabawę w szamana - podszedł do laptopa licząc, że znajdzie w nim jakąś wskazówkę.
W laptopie otworzony był dość skomplikowany program pełen rubryk i tabeli. Po kilkuminutowych oględzinach Karasu doszedł do wniosku, że faktycznie jest to program sterujący robotami okrętowymi. Były w nim wyświetlone wszystkie cztery maszyny znajdujące się na platformie, trzy były w trybie „wstrzymania”, czwarta w trybie „bombardowania”. Zgodnie z danymi w kolejnych rubrykach, była ustanowiona na „komendy głosowe”, „identyfikacja i dobór broni na bazie komendy radiowej”, oraz „ostrzał na źródło komendy” i „modyfikacja celu trafienia o +1m y; +1m x”. W ostatniej rubryce widniał czerwony napis „koordynaty niedostępne”, ze świecącym guzikiem „wprowadź ręcznie” zaraz obok. Przycisk opcji „wykryj automatycznie” był na szaro i nie reagował na nacisk. Niestety żadnych koordynatów laptop nigdzie nie wyświetlał.
Karasu nie wyglądał na najszczęśliwszego. Przeczesał wzrokiem platformę i podszedł przeszukać ciało Lu. Szukał czegoś, co odpowiadałoby za pobieranie koordynatów członków drużyny. Jakiegoś pilota, czy okularów. Uważał przy tym, by nie dotknąć książki pani admirał.
W kieszeni Lu Karasu znalazł pilot z ekranem dotykowym. W tym momencie wyświetlał on przyciski “Ship” oraz “Comm”.
Karasu nie rozumiał języka, który widniał na ekranie. Był to dla niego taki sam niezrozumiały bełkot, co zaklęcie Lu. Medyk domyślał się, że był to ten sam dialekt - brzmiał przynajmniej podobnie. Postanowił, że przy okazji zbada tę sprawę, bowiem mogło być to użyteczne na przyszłość. Niestety, znalezisko nic mu nie dało, dlatego syntetyk podszedł do platformy z karabinem snajperskim, by sprawdzić położenie Victora. Chciał upewnić się co do pozycji sojusznika oraz jego stanu, dlatego zapytał - Victorze, jak bardzo jesteś rozpuszczony? - rzekł medyk, wodząc wzrokiem po tafli kwasu.
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Chwilę po wypowiedzi Karasu z kwasu wyleciał Victor wyrzucany w powietrze przez laserową energię, którą uwalniały jego ręce i nogi. W zaledwie kilkadziesiąt sekund mężczyzna wylądował na platformie, robiąc przewrót i lądując na jednym kolanie. Victor był wyraźnie ranny. Mięśnie w jego barku były przegryzione, ponadto mógł mieć rany wewnętrzne wynikające z jego poprzedniej walki, a mentalnie zbliżał się ku wycieńczeniu. Nie tylko wykorzystywał swoją iskrę bez przerw, ale również znosił ogromny ból przez wyjątkowo długi okres. Inkwizytor potrzebował poważnej pomocy, najlepiej kilku godzin w tubie uzdrowicielskiej na pokładzie okrętu.
Corvus dysząc ciężko, zaczął zrzucać z siebie uszkodzony kombinezon.
- A jej co? Zemdlała od tego bełkotu? - Zadał pytanie kucając nad panią Admirał. Nie czuł się najlepiej, ale nie miał zamiaru jawnie na to narzekać.
Karasu szybko ocenił stan Victora i wiedział, że zwykłe nanoboty tutaj nie pomogą. Przywołał zatem duszę doktora Mengele i zacisnął prawą dłoń na lewej ręce. Następnie rzekł - Na mocy zawartego kontraktu poświęcam lewą rękę. Cała kończyna w zamian za wyleczenie Victora. - medyk postanowił zaryzykować. Trudno było mu ocenić, ile ugra poświęcając rękę, ale wiedział, że stan Victora zdecydowanie się polepszy. Nie mógł pozwolić sobie, aby zarówno Lu, jak i jego sojusznik byli w kiepskim stanie. W apteczce miał przygotowane białko i wiedział, że przy takiej jego ilości, syntetyczne ciało odtworzy kończynę. Karasu spodziewał się bowiem, że i Eddiemu przyda się pomoc lekarza. Pytaniem było tylko, co zrobi dusza.
- Co za egoizm. Zabijamy od tak co nam się nie podoba, a potem życzymy zdrowia tym, na którym nam zależy. Tylko kto pozwolił tobie decydować, kto na co zasługuje? - skarcił Karasu głos w jego głowie. Ramię Karasu, łącznie z barkiem, zmieniło się w pył. Pył który owinął się wokół Victora. Rana mężczyzny zniknęła, jak ręką odjąć. Victor zaczął czuć się wypoczęty i gotowy. Z nowym kombinezonem, mógłby nawet wrócić do walki.
- Huh… - Mruknął Victor spoglądając po sobie. Czuł się zdecydowanie lepiej. Słysząc głos Eddiego w słuchawce odpowiedział mu.
- Ma jakiś medalion który natychmiastowo leczy rany. Ale trucizna Karasu działa. Jeśli masz okazję to urwij jej łeb i zabierz medalion. - Ostatnie słowa złowrogo podkreślił.
- Panowie, my będziemy przez chwilę nieobecni. Strasznie interesuje nas ciało tej niewiasty. Znaczy, chcemy przywrócić ją do żywych, oczywiście. Dlatego nie możecie na nas chwilowo liczyć. - rzekł Karasu nie swoim głosem. Siedział na platformie i pożerał białko. Nie był sobą, chociaż usilnie starał się nie dać tego nikomu dostrzec.
- Syntetyk zaczął o sobie gadać per “my”. Zostanę tu chwilę i przypilnuje obojga. Eddie ta piratka dysponuje siłą jakiej jeszcze nie spotkałem. Zachowaj ostrożność. - Zakomunikował przez słuchawkę niebieskoskóremu
Karasu nie radził sobie ze swoim współlokatorem. Medyk potrzebował czasu, a Mengele mu go nie dawał. Zapał Anioła Śmierci ostudził natomiast Victor, który obserwował syntetyka. Skoro nie był w stanie zbliżyć się do ciała Lu, to zaryzykował i wcisnął przycisk na pilocie “Comm”.
Ekran wyświetlacza zmienił zawartość. Dwa przyciski zastąpiła lista imion załogi z niewielkimi obrazami ich twarzy: Victor, Opus, Eddie i Karasu byli jeden pod drugim. Obok każdej osoby podane były jej koordynaty, przyciski “mute”, “private message”, oraz “detonate”.
Karasu chichotał jak opętany i chciał wcisnąć podobiznę Victora. Nie udało mu się to, bo jego jedyna ręka wypuściła pilota z dłoni. Szarpnięcie nogą z kolei sprawiło, że urządzenie znalazło się bliżej ciała Lu. To Karasu walczył o władzę nad ciałem i starał się przeszkodzić duszy jak umiał. Nie mógł jednak zmusić ust do wykrzyczenia czegoś więcej niż - Łap pilota! - i zmuszeniu ciała do pozostania w miejscu. Na nic więcej nie miał siły.
Victor dopadł do pilota, nie spuszczając z oczu Karasu.
- Poza odstrzeleniem ci łba jest coś co mogę zrobić?- Zapytał nie do końca będąc pewnym na co patrzył. Uniósł pilota w górę tak by mieć w zasięgu wzroku wyświetlacz i syntetyka. Nie miał pojęcia co oznaczają te słowa, ale je sobie zapamiętał.
- Zawsze możesz usiąść na kolanach wujka i dać się przebadać doktorkowi! - zaskrzeczał obcy głos z ciała syntetyka.
Victor stanowczym krokiem zbliżył się do Karasu, czy kogokolwiek kto go opętał.Siłą postawił go do pionu, po czym stanął do niego plecami. Sięgnął za siebie łapiąc syntetyka za potylicę i bardzo szybko schylił się do przodu, w efekcie czego Karasu przeleciał przez plecy Victora prosto na podłoże. Następnie Corvus chwycił kołnierz naukowca i uniósł zaciśniętą pięść.
- Karasu jesteś tam? - Po tych słowach z impetem uderzył syntetyka w twarz.
- Puk puk, kto tam? - zachrypiało z ust syntetyka.
-[i] Najpierw się mówi puk puk, potem a dajesz drugiej osobie powiedzieć “kto tam”.[i] - Rzucił ozięble Victor, po czym dodał. - Karasu nie przestanę cię tłuc póki do nas nie wrócisz. - Corvus zacisnął mocniej pięść i ponownie uderzył w twarz syntetyka.
- To będziesz musiał głośno pukać! - zachichotał Mengele - A wiesz, że to całkiem przyjemne? Znaczy byłoby, gdybym czuł ból w tym syntetycznym ciele! -wrzeszczał z radości zły duch. - Swoją drogą sprawia Ci to ewidentną przyjemność staruszku! Coś czuję, że dogadalibyśmy się! Ja również lubowałem się w torturach! - rzekło ciało Karasu.
Corvus skrzywił się po czym pociągnął syntetyka na kraniec platformy tak by wystawałą poza nią jedynie jego głowa. Nogą zaczął naciskać jego potylicę zbliżając jego twarz do tafli kwasu.
- Posłuchaj pajacu ja zawsze załatwię sobie nowego syntetyka, zastanów się czy ty załatwisz sobie nowe ciało. Wybieraj. - Rzucił oschle Victor
- Chłopcze, zapomniałeś ściągnąć mi spodnie. Założe się, że syntetycznej dupy jeszcze nie miał okazji wydrylować, prawda? - rzekł Mengele, po czym dało się usłyszeć wrzask Karasu Jebany nazisto, uspokój się! Tak bardzo spieszy Ci się do braci nazistów? Victorze, ten idiota jedynie zgrywa twardziela, ale jako Twój lekarz nie zalecam kąpieli w kwasie. Proponowałbym z kolei perswazję słowną… - rzekł z przerażeniem syntetyk. Cała sytuacja wymykała się spod kontroli.
- Może wydłubię tylko ci z mózgu, czy tam procesora tego idiotę? Nie znam się na lobotomii, więc nie wróże sukcesu. Wam. - Oznajmił Victor, ściągając stopę z głowy syntetyka. - Idioto… oddaj ciało Karasu, bo je stracicie oboje. - Na palcu wskazującym Corvusa pojawił się cienki i krótki promień czerwonej energii. - Albo może wolałbyś być przeniesiony do jakiegoś automatu z kawą? Parkometru? Panelu od windy? Da się załatwić tylko musisz być dalej uparty. A więc? - Z tymi słowami przyłożył promień energii do skroni Karasu.
- POKAŻ NA CO CIĘ STAĆ SMARKACZU -wykrzyczało ciało syntetyka. Nie dało się usłyszeć w tym wszystkim Karasu. Najwidoczniej dusza Mengele uznała, że stawia wszystko na jedną kartę.
Corvus wydłużył promień tak by przeszedł na wylot głowy Karasu. Nawet mu powieka nie drgnęła gdy to zrobił. Chwycił za nogę syntetyka i przeciągnął go na środek platformy.
- Eddie musiałem unieszkodliwić Karasu. Lu jest dalej nieprzytomna, a ja nie potrafię obsłużyć sprzętu. - Zakomunikował przez słuchawkę Corvus. Stał teraz w bieliźnie, z nieprzytomną admirał, unieszkodliwionym syntetykiem i brakiem możliwości przywołania sprzętu. Był rozgoryczony tym całym cyrkiem. - Ja pierdole. - Syknął pod nosem, po czym zbliżył się do Louise.
- Pani Admirał, halo? - Uniósł ją delikatnie i potrząsnął, poklepał po policzku, próbując uzyskać jakąś odpowiedź.
- Nie pomożesz jej, jest nieprzytomna i trawi ją jakaś choroba. Prawdopodobnie wywołana czarami, które nade mną odprawiała. Za nic w świecie nie dotykaj książki, bo nie wiem co może się stać. Zaaplikowałem już jej swoje nanoboty, więcej nie jestem w stanie zrobić, póki nie znajdziemy się na statku. -wydukał Karasu, leżąc na platformie - Victorze, dziękuję. Nie miałem pojęcia, że znasz się na akupunkturze. Ja będę musiał poleżeć chwilę, zanim się wszystko ustabilizuje. Skutecznie przepędziłeś Mengele, moje gratulacje. - dodał medyk., Było mu głupio, że doszło do takiej sytuacji tylko dlatego, że nie był w stanie kontrolować samego siebie. - Na pewno pilot odpowiada za zrzut broni, ale nie mam pojęcia za pomocą której komendy. Możesz ewentualnie spróbować wziąć ze sobą kilka włóczni, wdziać nowy strój i pomóc Eddiemu. Leżą tutaj gdzieś ampułki z leczącymi nanobotami, więc jakbyś je zabrał ze sobą i ukrył pod skafandrem, pomógłbyś naszemu koledze, bo pewnie jest ranny. I spokojnie, mnie już nic nie opętą, ten gnojek dostał wystarczającą nauczkę - wysapał Karasu, po czym głośno odetchnął. To był długi dzień.
Victor spojrzał jeszcze na twarz Admirał. Gdy tak się przyglądał uświadomił sobie, że to naprawdę urodziwa kobieta. Pomijając biel na jej oczach.
- Trzeba ją zanieść na okręt. - Oznajmił Corvus, po czym spojrzał ostro na syntetyka.
- My sobie jeszcze porozmawiamy na temat twoich opętań. Nie dziękuj mi jeszcze. - Kredyt zaufania nie istniał przy kimś, kto w każdej chwili może zostać opętany przez… cokolwiek to było. Kapitan drużyny nie rozumiał przypadłości syntetyka i miał nadzieje, że więcej już tego nie zobaczy.
- Niestety, wszystko ma swoją cenę…- rzekł Karasu bardziej do siebie, niż do Victora, po czym dodał - Ty tu rządzisz, ale pamiętaj, że Eddie na dole został z tą wariatką, a ja jedną ręką cudów nie zdziałam. Zakładam, że wiedziała na co się pisze używając swoich mocy i nie mówiąc o nich wcześniej. Na ten moment i tak nic nie wskórasz - moje nanoboty są tak samo skuteczne, jak wszystko co znajdziesz na statku. Ją trzeba przebadać, a no to nie mamy czasu. Mogę jeszcze raz przywołać Anioła Śmierci i ją wyleczyć, ale wtedy z pewnością pójdę do odstrzału. W razie czego celuj w serce. - gorzko zakończył syntetyk.
- Dobrze, ale i tak muszę iść po skafander. - Corvus ułożył delikatnie Lu tak jak sobie wcześniej leżała.
Karasu z kolei leżał na platformie i czekał. Czekał aż artefakt w jego sercu ustabilizuje się i przywróci mu pełną władzę w kończynach. Medyk przy okazji zrobił przegląd dusz. Zwizualizował sobie szafę, którą otwiera, a następnie przegląda ubrania-zjawy. Część z nich była już przykurzona, a niektóre wyrywały się, aby tylko je ubrał. Syntetyk nie był zadowolony z porządku zastanego w swojej “głowie”. Wkrótce będzie musiał pochłonąć nową duszę lub wzmocnić siebie w inny sposób, aby w garderobie zapanowało prawo i sprawiedliwość.
Corvus zdobywszy skafander od razu go wdział, zabrał trójząb i wystrzelił z platformy w stronę Eddiego.
Karasu po dłuższej chwili doszedł do siebie. Miał już pełną kontrolę nad ciałem, ale brakowało ręki. Na platformie nie było również Victora i pilota, który ten prawdopodobnie zabrał ze sobą. Syntetyk zbliżył się do admirał Lu i z przykrością stwierdził, że jej stan nie uległ zmianie. Najwidoczniej nanoboty nie były w stanie poradzić sobie z tym, co ją trawiło. Medyk postanowił pomóc najlepiej, jak umiał. Wziął więc trzy włócznie i rzucił do kwasu, celując w miejsce gdzie dostrzegał sojuszników. W swoim stanie Karasu nie mógł więcej zrobić. Przekazał przez komunikator - Panowie, robię Wam mały zrzut zaopatrzenia. - odezwał się Karasu.
Bronie wpadały w kwas z pluskiem. Karasu nie potrafił rzucać specjalnie dobrze. Jego sztuczny organizm nie był aż tak dokładny jak żywe ciało. Mimo wszystko, na tą odległość dawał radę w miarę dokładnie dostarczyć trójzęby.
Jakąś krótką chwilę po wyrzuceniu trzeciego, kątem oka Karasu zauważył ruch. Była to Louise. Kobieta przewróciła się na ziemi i bardzo powoli podniosła. Powolnym krokiem zaczęła się wlec przypominając osobę pijaną. - Ehh...Mogliście mnie chociaż odnieść… - zauważyła. Wyglądała na półprzytomną i z pomocą robotów reagujących na jej gesty, zaczęła wracać na okręt.
- Mieliśmy tutaj mały problem, pani admirał. Kolokwialnie mówiąc, szambo wyjebało. Czy trzeba pani pomóc w czymś? Wygląda pani, jakby asysta lekarza była co najmniej potrzebna. - rzucił Karasu za Lu, po czym odezwał się bezpośrednio do sojuszników - Panowie, szefowa jakoś żyje i udaje się właśnie na okręt - przekazał syntetyk.
Lu wyrwała z ucha swój komunikator jęcząc coś stłumionym głosem i wyrzuciła go na platformę. Gdy mniejsza winda zaczęła unosić ją w górę, bez odwracania się wystawiła środkowy palec za siebie, żegnając Karasu.
- Księżniczka na ziarnku grochu, czy ki diabeł? - westchnął Karasu. Miał dziwną ochotę zapakować jej w tyłek strzałkę paraliżującą. Gdy zorientował się o czym myśli, przeraziła go obawa, że to kolejna dusza wychodzi na wierzch. Na szczęście to tylko jego własne odczucia. Nie mógł jednak odmówić sobie jednego - wrzucił laptopa do jeziora kwasu, chociaż wcześniej upewnił się, że nikt na niego nie patrzy.
 
Fiath jest offline